Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Żyję ulicą - Rozdział 1

Stali za kilkoma drzewami i krzakami dwadzieścia metrów od terenu Liceum Ogólnokształcącego nr 5 imienia Roberta Schumana w Sosnowcu.

- Stary, jakoś tego kolesia nie widzę... - niecierpliwił się dwudziestojednoletni Filip, na którego w swoich rejonach wołano "Chudy" - Stoimy tu już pół godziny!

- Stul pysk i patrz. Tam idzie. W zielonej czapce. - mówił z przyzwyczajenia bardzo cicho dwudzuestopuęciolatek Wojtek "Maruda". On był już bardziej znany i ogarnięty w przestępczym półświadku. Dokonał wielu rozbojów, również z bronią w ręku, kradzieży, a pobić na koncie miał niezliczoną ilość.

- Widzę go.

Obserwowali ucznia trzeciej klasy wychodzącego z budynku szkoły. Szedł z kolegą, co mogło utrudnić im zadanie. Kiedy zbliżał się do ulicy, mężczyźni wyszli zza krzaków i ruszyli wolnym krokiem za chłopakiem w zielonej czapce i kolegą. Na ich szczęście ten nie widział śledzących go chuliganów. Znał ich, zresztą trudno było ich nie znać. Szczególnie Maruda miał złą reputację, nawet w kilku miastach. Plotki i legendy o nim powstawały cały czas. Podążali za uczniami liceum aż do garażu na jednym z blokowisk. W tym ustronnym miejscu mogli dokonać ataku. Mężczyźni przyspieszyli. Filip złapał od tyłu na uchwyt plecaka kolegę celu, natomiast starszy z bandytów zajął się głównym celem chwytając go mocno za szyję i przybijając do metalowej ściany garażu.

- Cześć, Kacper. - uśmiechnął się dwudziestopięciolatek.

- Z... Znamy się? - spytał przerażony chłopak ukradkiem spoglądając na przyjaciela, który nie odzywał się wcale zaskoczony całą sytuacją.

- Nie poznajesz mnie? Aż trudno mi w to uwierzyć. Kurwa, frajerze! - krzyknął - Zwinąłeś mi pół kilo koki!

- To pomyłka...

- Żadna kurwa pomyłka! Była pod kanapą na śmietniku! W szarej torbie! Moi ludzie cię widzieli jak bierzesz ją z kolegami! Gdzie jest kurwa mać mój towar!?!

- Ja wziąłem dla zabawy... Ale towar jest cały! - dokończył szybko.

- Gdzie? Kurwa, gdzie?

- Mam w plecaku...

- Dawaj!

Chłopak ściągnął plecak i zaczął w nim grzebać. Po chwili wyciągnął z niego duży worek wypchany białym proszkiem i wręczył chuliganowi. Ten obejrzał go dokładnie i stwierdził:

- Jest cały.

- Mogę już iść?

- Jesteś bezczelny, gówniarzu. Pójdziesz jak ci na to pozwolę! Chudy, puść tego drugiego małolata!

Filip uwolnił chłopaka i pozwolił na szybką ucieczkę między blokami. Przez chwilę na niego patrzył, ale po chwili wrócił wzrokiem na swojego kumpla. Podszedł do niego i pomógł trzymać licealistę Kacpra.

- Tym razem ci się pofarciło, gnoju. Ale następnym razem nieprzyjemny los cię czeka... - zastraszył Wojtek i przyłożył mu wojskowy nóż do szyji. Uśmiechnął się widząc strach swojej ofiary i odszedł klepiąc w ramię młodszego kolegę.

- Ten szczyl serio zwinął ci pół kilo proszku? - zaśmiał się Filip, gdy oddalili się od blokowiska.

- Tak. Ktoś puścił plotkę, że psy węszyły i skitrałem towar pod poduszkami jakiejś starej kanapy ze śmietnika. - odparł Maruda i zapalił mentholowego papierosa.

- I tak po prostu se schował do plecaka? Nie wziął, nie sprzedał?

- Głupi gówniarz z niego. Kiedyś jak podskakiwał do mojego zioma, to potem tak spierdalał...

Zaśmiali się idąc w stronę samochodu starszego mężczyzny.

 

Maruda wolno przekręcał klucz w dolnym zamku czarnych drewnianych drzwi. Kiedy już to zrobił, mężczyźni weszli do środka mieszkania w bloku mieszczącego się na pierwszym piętrze. Biały blok znajdował się na ulicy Dmowskiego. Mieszkali tu w trójkę, jeszcze z jednym kumplem. Każdy miał dla siebie jeden pokój. Największy rzecz jasna należał do właściciela, Marudy.

- Mendy nie ma? - zapytał Filip ściągając szarą dresową bluzę bez kaptura.

- Poszedł ogarnąć jakieś interesy z Kosą. - odpowiedział dwudziestopięciolatek i sięgnął do lodówki po piwo w puszce.

- Ostatnio lata z tymi biznesami cały czas. Co jest? Marud? - usiadł na krześle.

- Mieliśmy na razie ci nie mówić... ale dobra. Szykujemy małą przesyłkę dla naszych znajomych z Dortmundu.

- Poważnie? To po to co ta koka?

- Ta. Łącznie ma być trzy kilo. Potem oni puszczą to w obieg w Niemczech i tak dragi pójdą w obieg.

- Jak wy chcecie przemycić trzy kilo koki do Niemczech?

- Kurwa, gościu. Rusz łbem. Ci Niemcy mają przekupionych strażników na lotnisku w Polsce. My podwieziemy paczkę na parking lotniska w Pyrzowicach, odbierzemy flotę i sami sobie poradzą.

- Dobra. Ja lecę się położyć.

Filip wstał i poszedł do białych drzwi z naklejkami Zagłębia Sosnowiec. Wszedł do swojego pokoju. Po prawej stronie obok szafy stało małe jednoosobowe łóżko z zieloną pościelą. Po drugiej stronie małego pokoju był stolik oraz komoda. Na niej stał zamknięty laptop. Wziął go, po czym położył się na łóżku. Po okołu dwóch minutach Windows 10 otworzył się. Nacisnął na ikonkę przedstawiającą literę F na niebieskim tle, automatycznie łącząc się z wi-fi sąsiada. Przeglądał jeszcze chwilę najnowsze posty ze strony głównej, jednak szybko usnął wyczerpany dwoma poprzednimi dniami.

Następne częściŻyję ulicą - Rozdział 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania