Żyję z akcentami ciszy

Zygmunt Jan Prusiński

 

ŻYJĘ Z AKCENTAMI CISZY...

Kultura

 

Od kilku lat jestem recenzentem salonowym twórczości Zygmunta Jana Prusińskiego. Mogę dodać, że literacko przyjaźnię się z poetą.

 

Krzysztof Galla

 

ŻYJĘ Z AKCENTAMI CISZY, ALE TROCHĘ DALEJ

 

To tytuł rozdziału autora, ale tylko jego pierwsza część: "Żyję z akcentami

ciszy". Pozwoliłem sobie dodać, jako recenzent drugą część, i uważam że nic nie zepsułem... Zaglądam i czytam zamieszczonych dziesięć wierszy Zygmunta Jana Prusińskiego, w antologii poezji pt. „Może otulę jesień”, wydaną przez Starostwo Powiatowe w Słupsku. Wstęp, wybór i opracowanie: Zbigniew Babiarz-Zych i Mirosław Kościeński; zdjęcia: Jan Maziejuk; projekt okładki, skanowanie zdjęć, skład komputerowy i łamanie: Artur Wróblewski; druk: Drukarnia „Grawipol”. Wydanie I, nakład 400 egz.

 

I oto mamy następne wydanie, ważne w roku 2006. Takie przedsięwzięcie jest do pochwalenia. Widać że w Starostwie Powiatowym pracują ludzie, dla których kultura, dla których literatura, dla których poezja jest też ważnym czynnikiem społecznym, regionalnym, i wreszcie pokazowym, że nie wszystko jest stracone, na tak zwanym (kapitalistycznym rynku)! A jednak można dokonać, zrealizować jak się chce. Brawo.

 

Przejdę od razu do omówienia mojego ulubionego poety, no bo tak jest, i proszę mi wybaczyć, że z pięćdziesięciu autorów w tej antologii, wybrałem sobie poezję Prusińskiego. Poeta od razu w pierwszym wierszu „Wstęga nieba na czarnej drodze”, zaprasza do skupienia:

 

"Czy słyszysz, czy słyszysz

dzwonki konwalii przekazują ci sygnał"

 

Autor tej myśli od razu wprowadza do zastanowienia: "Nie wdawaj się w kruchą dyskusję" - i to musi wystarczyć dla przechodnia, że pustka gadka nic nie daje. Prusiński dobrze zatoczył koło i długą przeszedł drogę, by nie wiedzieć o tym, że w kraju Słowian, nawet gadka tak naprawdę nie wychodzi... Poeta zaraz wyjaśnia:

 

"To nic nie da – tylko puenta

krzywa zaprowadzi cię

nad rzekę płaczu..."

 

Czy nie przeżywamy czegoś podobnego, idąc samotnie brzegami rzek, szukając odpowiedzi, tych rzeczy przegranych, tych niespełnionych z okresu dzieciństwa, z okresu młodości. Co dokonaliśmy w dorosłym życiu ? Może wiele sukcesów osiągnęlibyśmy, gdyby nie ten (diabelny smok polityczny) w Polsce, który zniszczył nasze życie. Wystarczy dziś wyjść na ulicę i popatrzeć na twarze ludzi. Twarze zamknięte, opuszczone przez uśmiech i szczęście. A tych (w pierścieniu radości) jest tak mało.

 

Poeta Prusiński w wierszu „Wysuszone obrazy miast” podpiera się myślą Tomasza Jastruna: „Upadek sąsiedzkiej solidarności w miastach to wielka klęska naszej cywilizacji” – więc pisze, chyba pewny tego: wykrusza się moja cywilizacja... I zapytuje samego siebie:

 

"I jak tu żyć solidarnie, z różą,

z pieśnią, z wierszem o miłości ?"

 

Puenta wiersza jest zrozumiała:

 

"Rozkradamy codziennie po kawałku

własne życie ubogie, tanie

jak ulęgałki ze spadu..."

 

Ale i tak poeta chce rozmawiać ze światem zewnętrznym. W wierszu „Chcę mówić do miasta”, pisze:

 

"Chcę mówić do miasta

do każdego ukrytego kąta

życia i kurzu –

czasem do wystającej ręki

w jałmużnie,

czy do leżącego piórka na ziemi (...)

 

Chciałbym mówić

do ogrodów z kamienia,

do ulic rozpędzonych,

do dżdżownic na jezdni (...)

do urwanych ech nadziej"

 

Występuje tu cała panorama skupisk żywych instynktów – nawet „ogród z kamienia” może mieć piękno ukrytego serca, poeta zauważa tylko upadki, jakby te losy przegranych są ważniejsze aniżeli wspomniany uśmiech i szczęście gdzieś ukryte... Dlaczego tak się dzieje ? Czemu autor tych wierszy nie idzie tam, gdzie ta radość tańczy; przecież nie wszyscy muszą być takimi wyczuwalnymi odbiorcami. Upij się poeto, upij się poeto i pisz nam tylko wesołe wiersze, jak zażądał od Prusińskiego sam redaktor tej antologii Zbigniew Babiarz-Zych. Podobno Prusiński odpowiedział, że nie interesuje go sztuczny walor pisania, pod publiczkę nie umie tym bardziej. Nie umie przebrać innej skóry jaką ma własną. Toż chce pisać tylko prawdę, a gdzie jest prawda ? W ludziach przegranych. W ludziach ubogich. W ludziach chorych. W ludziach starych. – Niech piekło brzmi swoją tonacją, swoim tonem, a ja będę tam gdzie ludzie pragną czystości, choć są słabi; tak mówi

poeta z Pomorza.

 

Zygmunt Jan Prusiński to dobry obserwator, nie da się oszukać. Nie interesują go improwizacje i zastępcze zasłony. W wierszu „Słupsk w kadrze pesymisty” pisze:

 

"Słupsk jest blady,

patrzy zezem na dziurawe ulice.

Podwórka wstydliwe

by wyjść na zewnątrz

z flagą radości."

 

Miasto zaniedbane, przez okres PRL i przez okres III RP. Prusiński śmiało rzecze, że gdyby był gospodarzem do dzisiaj cywilizator z Niemiec, to te komunalne podwórka nie wstydziłyby się tych ubogich zaniedbań, nie mówiąc o budynkach. Co znaczy to cholerne wschodnie myślenie. Pieniądze gdzieś upływały – to znamy – korupcja goni korupcję., a dziś chcemy gonić „króliczka”... przepraszam, świat zachodniego uporządkowania ?!

 

Świetny jest wiersz „Nie jesteście winni wy, ale i tak jesteście straceni”, ze wstępem: „Każe pokolenie musi oddać ofiarę, ofiarę czystą, nawet w pokoju”. Oto fragment:

 

"To nic nie szkodzi że się starzejemy,

że pamięć ucieka od naszych oczu

w kierunku rozdrapanych ran na korze,

wszystko co stare jest nam bliskie;

próchno pnia, krzywy płot pilnujący

jabłonie powyginane, tylko zachód słońca

wciąż nas upokarza pięknem..."

 

Nie zapomina poeta o tej jednak dojrzałości przegranych w swojej poezji przekazać. Sam do nich się zalicza. Nie wstydzi się tego, bo i nie z własnej winy, a dlaczego; transformacja polska była, ale wyszła innym dobrze, choćby tym, którzy to całe zło budowali przez pół wieku. Uczciwy człowiek ku sukcesom od razu był ścięty z równowagi. Musiał być bardzo elastyczny żeby przetrwać. A jak przetrwać można było, kiedy dramat otwierał samoczynnie okna i drzwi, i od rana straszył. Oczywiście wiersz „Oda do bezrobotnego” pisze w pierwszej osobie, ale wierzę że myślał także o innych. Oto fragment:

 

"Zapisuję się wiekuistą abolicją

na czas określony wedle wierzeń kijanek w stawie,

a modły o upadłości odkładam na półkę

zapomnienia i tych książek kilka napisanych

układam w kwadracie mojej powierzchni,

jak zamknięty zwierz w klatce.

 

Oprócz drzew nie mam nikogo,

by oprzeć się przed upadkiem..."

 

Element trwania jest w nim, w człowieku. Jednym wystarczy tylko widok drzew – bo dzięki nim, on, człowiek, istnieje. Poeta dobitnie dopisuje, żeby to drzewo było w pobliżu. Tak, bądź drzewo zawsze blisko. To niczym ołtarz z drzewa... Ale poeta widzi jeszcze w nim więcej od nas. My widzimy tylko drzewo, on swoiste tajemnice głębokiego życia. Przecież poeta pisze w wierszu „Skądinąd bywam drapieżny”:

 

"Spowity z wiersza i z liści paproci

unoszę się skrzydłem motyla,

a jutro skrzydłem orła...

Ta metamorfoza jest czynna

w zamian tylko zapamiętać trzeba,

skąd bierze się życie rzek..."

 

Wiersz „Cmentarze zapomnianych poetów”, to opis dwóch epok – którą poeta chwali, ale tę wcześniejszą, chodzi o XIX wiek. To był złoty wiek dla poetów. A zaczyna tak:

 

"Na kamieniach zostały wiersze,

nieco wytarte muzyką słów,

ociera się fala o ich sens"

 

A kończy też elegancko, malowniczo:

 

"Ta rzeka słów we mnie płynie,

tyle mam zatoczek ukrytych wierszami.

Tylko noc jest otwarta dla mnie,

jest w nich żołądź, muszelka, kamyk."

 

Mirosław Kościeński napisał krótko, ale dobitnie: „Osobnym przypadkiem, ewenementem jest poezja i publicystyka Zygmunta Jana Prusińskiego z Ustki. Jest bardzo płodny w swojej twórczości”. A wspomniany Zbigniew Babiarz-Zych napisał: „Zygmunt J. Prusiński jest jedynym obecnie i najbardziej pracowitym literatem na ziemi słupskiej”.

 

Dla mnie, czytelnika, poezja się liczy. I tu mogłem podziwiać ten warsztat, tę indywidualną swoistą lirykę. Chciałoby się powiedzieć, że Prusiński wie co robić ze słowem. Można dodać, że słowa same do niego sfruwają jak pszczoły do ula. A to jest dużo, to jest doskonały sprawdzian kondycji autora w świecie poetyckim - niby tak subtelnym a jednak, gorzkim i szorstkim. Prusiński bez tej szorstkości i goryczy, chyba nie byłby poetą. Chyba nie.

 

* * *

 

Dodam, że 30 września 2006 roku to dzień urodzin Zygmunta Jana Prusińskiego, i ode mnie ma ten skromny prezent urodzinowy, tę recenzję na ukończenie 58 lat. Żyj nam poeto 99 lat, i pisz, i pisz dla potomnych, dla literatury polskiej, którą niezmiernie i na pewno ją wzbogacasz swoimi wierszami.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania