Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Zza tablicy
22 maja 2019 roku
IV kwarta w meczu Orion Kraków – Orkan Warszawa. 88:88, 10 sekund do końca. Finał Mistrzostw Polski. Sześciotysięczna hala w stolicy Małopolski pękała w szwach. Głośny doping kibiców obydwu drużyn odbijał się od ścian budynku. Zawodnik drużyny gości pędził na kosz, nic nie mogło go powstrzymać. Wszedł w dwutakt, został popchnięty przez zawodnika gospodarzy. Sędzia Tomasz Borowski podniósł lewą pięść w górę, aby zasygnalizować wszystkim podjętą decyzję o faulu, po czym złapał drugą ręką za nadgarstek ponad głową - niesportowy.
- Kurwa, co jest, panie sędzio?! – krzyknął do arbitra trener gospodarzy Andrzej Skoryt.
- Numer 20, przewinienie niesportowe, 2 rzuty, piłka z pola ataku – ignorując wszystko i wszystkich Tomasz zasygnalizował stolikowi sędziowskiemu to, co się właśnie wydarzyło, po czym udał się na linię boczną po drugiej stronie boiska.
Faul był, ale nie niesportowy. Borowski wiedział o tym, tak samo, jak ¾ hali, które właśnie wyzywało jego matkę, ale sędzia i tak się nie przejmował. Był świadom, że w szatni dla niego, jego kolegów z boiska i komisarza czekało
po 25 tysięcy złotych. Popatrzył na partnerów. Obaj skinęli głowami, jakby chcieli mu przekazać, że podjął słuszną decyzję.
Rzuty wolne były celne. Wynik - 88:90. Zawodnicy Orkana wybijali piłkę z linii bocznej przy Borowskim. Popatrzył na partnerów oraz stolik, czy wszyscy są gotowi. Włożył do ust swój czarny gwizdek Moltena, który towarzyszył mu od wejścia na szczebel centralny; gwizdnął, ostrzegając wszystkich na boisku przed wznowieniem gry, po czym wręczył zawodnikowi gości piłkę. Nastąpiło podanie. 5, 4, 3, 2, 1. Syrena. Orkan Warszawa Mistrzem Polski. Wszyscy przebywający na ławce gości rzucili się na kolegów z boiska. Wielka feta mieszała się z jękiem niezadowolenia kibiców Oriona oraz z wulgarnymi przyśpiewkami w stronę sędziów. Tomasz ignorował to. Wraz z partnerami udał się do stolika sędziowskiego, aby podziękować wszystkim zasiadającym przy nim za pomoc w prowadzeniu spotkania, po czym, w towarzystwie ochroniarzy, ruszyli w stronę szatni.
Drzwi za nimi zamknęły się.
- Dobra robota – powiedział Borowski do dwóch pozostałych sędziów i zbił z nimi piątkę. Zaczęli szykować się pod prysznic.
Tomasz z trudem ściągnął z siebie obcisłą koszulkę sędziowską, która była idealnie dopasowana do jego ciała. Mimo tego, że za miesiąc kończył 47 lat, utrzymywał wysoką formę. Był szczupłym, niewysokim mężczyzną, który każdy mięsień starannie wyrzeźbił na siłowni. Ubierał się tylko w czarne garnitury zrobione na miarę u drogich projektantów, białą koszulę idealnie podkreślającą jego mięśnie i granatowy krawat. Swoje krótkie, kiedyś brązowe, ale teraz siwiejące już włosy stawiał i zaczesywał lekko na bok. Codziennie rano starannie się golił. Inaczej wyszykowany nie wychodził z domu.
Kiedy ściągnęli już z siebie wszystko, przepasani w ręczniki, ruszyli pod prysznic. Od momentu wejścia do szatni nie zamienili nawet słowa o meczu. Nie było o czym mówić. Wiedzieli, że wszystko skończyło się po ich myśli.
Nagle do szatni wbiegł zdenerwowany komisarz – Zbigniew Kuźnia.
- Co wy, do kurwy nędzy, odjebaliście?! – wykrzyczał, trzaskając drzwiami. Był wściekły. – Mamy przejebane!
Zbigniew Kuźnia miał 53 lata. Z Tomaszem znali się od lat. Razem posędziowali wiele meczów na najwyższym poziomie. Byli przyjaciółmi, ale tylko po fachu. Gdy Zbigniew skończył 50 lat, wedle przepisów, nie mógł być już zawodowym sędzią i postanowił zostać komisarzem. Od tego czasu zawsze przyjeżdżał na mecze w jasnym garniturze i czarnej koszuli. Kiedy jeszcze biegał po boisku, starał się trzymać formę, lecz po kilku latach bez jakiejkolwiek aktywności zapuścił lekki brzuszek. Na głowie wyłysiał już dawno temu, a na twarzy, odkąd odwiesił gwizdek, towarzyszył mu kilkudniowy zarost.
- Zbysiu, po co te nerwy? – spytał spokojnie Borowski i poklepał po ramieniu komisarza. – Przecież każdy może się pomylić – puścił mu oczko.
- Mieliście cały mecz, żeby zrobić swoje – mówił Kuźnia. – Pełna hala! Miliony Polaków i ludzie z IRFu przed telewizorami! Mieliście możliwość obejrzenia powtórki, a ty z dupy podnosisz ręce w końcówce i wypaczasz mecz?!
- Wytłumaczę się, że z mojej perspektywy był to faul niesportowy. Tak byłem ustawiony, tak widziałem. Przeanalizowałem mecz, walnąłem gafę i za to bardzo przepraszam. – tłumaczył się Tomasz. - Jeżeli będzie trzeba, poniosę konsekwencję.
- Co ty pierdolisz?! – krzyczał poirytowany komisarz i przycisnął Borowskiego do ściany. – To nie pierwsza taka sytuacja na polskich boiskach w ostatnim czasie. Komisja Ligi, CBA i inne gówna węszą. Media mówią, że drukujemy. Ten mecz można było poprowadzić po naszej myśli na wiele innych sposobów, a nasz Boro, niczym Ken Mauer polskiej koszykówki, musiałeś to wyjebać, by zostać gwiazdą!
Ostatnie zdanie zdenerwowało Borowskiego. Nienawidził, gdy porównywano go do Kena Mauera. Uważał, że jest od niego o wiele lepszy. Na boisku nigdy nie szukał atencji, starał się nie wychylać i robić swoje, w przeciwieństwie do sędziego NBA. Pełen wściekłości odepchnął Kuźnię i nie zwracając uwagi na to, że spadł mu ręcznik, całkiem nagi ruszył w stronę swojej torby.
- Wypierdalaj! – krzyknął do komisarza, rzucając mu odliczone już 25 tysięcy złotych. – Łap i wypierdalaj. Ale już!
Kuźnia chwycił pieniądze i nie mówiąc już nic, wyszedł z szatni. Pozostali sędziowie popatrzyli na siebie wystraszeni.
- Pies mu mordę lizał – rzucił Borowski do kolegów, idąc po ręcznik. – Chodźcie się umyć. Nie będziemy przecież tutaj tak stać i śmierdzieć? – uśmiechnął się do nich.
Po dość długim prysznicu i ciszy, jaka panowała w szatni, sędziowie, już rozliczeni, opuścili szatnię i udali się na parking klubowy.
- Kurwy, drukarze! – powitali ich kibice gospodarzy.
- Chyba nie są zadowoleni z wyniku? – zaśmiał się jeden z asystentów Borowskiego. Drugi z nich zareagował podobnie, lecz Tomasz, niewzruszony, szedł pewnie w stronę swojego samochodu.
- Dobra panowie, widzimy się w hotelu – powiedział, zatrzymując się przy swoim aucie. – Zapraszam do mnie, musimy opić ten mały sukces – uśmiechnął się i puścił oczko do kolegów. Podali sobie ręce i każdy udał się do swojego samochodu.
Borowski zapakował swoją torbę meczową do bagażnika i przysiadł na masce swojego czarnego Mercedesa S Klasy. Było już grubo po 23, a na dworze panowała ciepła, wiosenna noc. Pośród wszelakich wyzwisk, sędzia zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Po raz pierwszy od 10 lat, czyli od pierwszego sprzedanego meczu, postanowił zastanowić się nad tym czy dobrze robi. Walczył z wyrzutami sumienia. Coś próbowało go przekonać, że źle postępuje.
- Może powinienem się zmienić? – pomyślał. – Skończyć z drukowaniem? Z alkoholem? Z koszykówką?
Zastanawiając się nad swym losem, popatrzył na rozgwieżdżone niebo, jakby szukał tam odpowiedzi na swoje problemy. Posiedział tak jeszcze chwilę, po czym westchnął głośno i wsiadł do samochodu. Nie miał problemu z wyjechaniem z parkingu. Większość kibiców zrezygnowała już ze sterczenia przy metalowym płocie oddzielającym parking od ulicy i udała się w stronę domów. Nieliczni, którzy zostali, siedzieli na ziemi, lecz gdy tylko usłyszeli nadjeżdżający samochód, od razu zerwali się na nogi i zaczęli bluzgać na Borowskiego. Tomasz ignorując to, zrobił głośniej radio, z którego leciała stara składanka AC/DC i skupił się na drodze.
Chwilę po północy Boro wpadł do hotelu. Rzucił niewyraźne „dobry wieczór” recepcjonistce i udał się od razu do windy. Gdy tylko dotarł na właściwe piętro, zapukał do pokojów swoich asystentów
i zaprosił ich do siebie. Jak tylko weszli do niego, na stole stanęły dwie litrowe butelki Jacka Danielsa.
- To co chłopaki? Damy radę do rana? – zaśmiał się Tomasz, po czym każdemu nalał setkę do szklanki.
Jego pokój nie był zbyt duży. Wyposażono go w pojedyncze łóżko, stół, dwa krzesła, mały telewizor oraz lodóweczkę, gdzie właśnie chłodziła się whisky. Jedna ze ścian została przerobiona na okno, z którego rozpościerał się przepiękny widok na nocną panoramę Krakowa.
Udało im się wypić wszystko w przeciągu dwóch godzin. Przez ten czas zdążyli porozmawiać na każdy nurtujący ich temat. Od zmian w przepisach, przez politykę, po nowy talk-show prowadzony przez znanego wokalistę. Około trzeciej partnerzy Borowskiego chwiejnym krokiem udali się do swoich pokoi. Tomasz usiadł na łóżku, wyciągnął telefon i wybrał numer.
- Halo? – po drugiej stronie słuchawki odezwał się zaspany męski głos.
- Oglądałeś? – zapytał Boro swojego rozmówcę.
- To gówno, co wyłożyliście? Oczywiście – zaśmiał się nieznany rozmówca.
- Spierdalaj, sam byś tego lepiej nie rozegrał – odgryzał się Tomasz.
- Dobra, dobra. Ile wzięliście?
- 100 tysięcy złotych.
- Ale do podziału?
- No tak.
- To dobrze, bo już myślałem, że podrożałeś – roześmiał się tajemniczy rozmówca.
- Pierdol się Czopek – odpowiedział mu z uśmiechem na ustach Borowski. – Jest trzecia w nocy, a ciebie trzyma taki dobry humor?
- Po tym, jaką rozrywkę zapewniłeś mi ze swoimi kolegami, to chyba nic mi nie zepsuje humoru.
Adam „Czopek” Czopecki był najlepszym przyjacielem Tomasza. Znali się od małego. Razem dorastali oraz grali w koszykówkę w toruńskim Korsarzu. Boro za namową Czopka zdecydował się na kurs sędziowski. Ku zazdrości Adama, to Tomaszowi udało się rozwinąć karierę, gdy jego przyjacielowi pozostało już tylko sędziowanie dzieciaków na Kujawach.
- Chlapnęliście? – zapytał Czopek.
- A co kurwa? Mieliśmy przepuścić taką okazję? – zaśmiał się Boro, po czym głośno ziewnął.
- No tak, ty nigdy nie odpuszczasz – zaśmiał się Adam, ale po drugiej stronie słyszał już tylko chrapanie przyjaciela.
Czopecki rozłączył się i po chwili wykonywał kolejne połączenie.
- Wzięli – powiedział do słuchawki.
- Ile? – spytał się tajemniczy głos.
- 100 tysięcy.
- Widzę, że się w tańcu nie pierdolą – zaśmiał się rozmówca.
- Tak, jak zwykle. Każda dziwka ma swój stały cennik – uśmiechnął się lekko Czopek, zastanawiając się czy dobrze zrobił, że wykonał to połączenie.
- Haha! – zaśmiał się rozmówca - Dzięki! Mamy u ciebie dług! – powiedział rozłączając się nagle.
Koło piątej nad ranem Borowski poczuł straszny ból głowy. Nie otwierał oczu, słyszał tylko dziwny szmer w swoim pokoju. Gdy tylko się ocknął, zobaczył kilka luf pistoletów skierowanych w swoją stronę i mężczyznę w kominiarce, krzyczącego:
- CBA! Nie ruszaj się!
Od autora kilka słów wyjaśnienia:
1. IRF - (ang International Referees Federation) Międzynarodowy Związek Sędziów, nazwa wymyślona na potrzeby opowiadania
2. Ken Mauer - sędzia NBA
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania