Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Battle Royale - Igrzyska śmierci - PROLOG
[Będzie to krótka, ale posiadająca morał seria...Mam nadzieję, że się spodoba ^^ Planuję zrobić ok. 6 rozdziałów, ale nie wykluczam przedłużenia...W opowiadaniu stosuję proste zadania matematyczne z nadzieją, że choć trochę polubicie matmę...Staram się wybierać proste przykłady :-) Wiem, że pomysł jest niczym nowym, więc dodałem zmianę,... Głównymi bohaterami nie są uczestnicy gry! W serii nie należy skupiać się na zachowaniu i motywacjach bohaterów, ukazuję groteskowy obraz społeczeństwa. ^^]
Można powiedzieć, że tego późno wiosennego popołudnia uczniowie 3T w Victory High - odizolowanego od jakichkolwiek miast, liceum - wyczekiwali dzwonka jak nigdy przedtem. To był dla nich bardzo ważny dzień, ponieważ nie tylko oznaczał dla nich skończenie trzeciej klasy, ale i całej szkoły. Klasa składająca się z trzydziestu jeden uczniów wyczekiwała tego dnia, w którym to odebrałaby świadectwo skończenia liceum z rąk samego dyrektora, następnie część z nich wyprawiałaby imprezy, część zaczęłaby planować swoją przyszłość i karierę zawodową, a reszta? Może skupiliby się na odnalezieniu dla siebie prawdziwej miłości? Cóż, jednego mogą być pewni, w tym momencie siedzieli wszyscy niczym jeden mąż, odliczając w głowie sekundy do tego ostatniego oddźwięku drżącego urządzenia, z którym to zdołali się "zaprzyjaźnić" przez te trzy lata nauki...
- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec, no nie mogę! - odezwał się entuzjastycznie chłopak z ostatniej ławki, waląc zaciśniętymi dłońmi o blat cienkiego stolika uczniowskiego, nie różniącego się od innych nawet rysą na zużytym kawale odbijającego światło drewna.
- Jay! - odezwała się do niego koleżanka z sąsiedniej ławki z takim wyrazem twarzy, jakby chciała zarówno go uciszyć jak i się uśmiechnąć, przysunęła się do niego na dystans paru centymetrów - Ludzie się patrzą! - dodała, przewracając spojrzeniem tu i ówdzie. Chłopak się rozejrzał, ale nie zwrócił uwagi na twarze uczniów, lecz na ignorującego całą sytuację wychowawcę. Mimo swojego wieku, mężczyzna trzymał się dość dobrze, nawet matematyki uczył z wymyślonym przez samego siebie systemem. Nie był to jakiś wymyślny system, a polegał na nauczaniu do upadłego; nie kończył tematu, bądź prac klasowych póki wszyscy uczniowie go nie zrozumieli. Rygorystyczne i powtarzalne metody znienawidzone zostały przez całą klasę 3T, niemniej jednak posiadali dla nich pewien respekt, dzięki nim umieli to, co potrafią. Tego, ostatniego dnia lekcji nauczyciel - Pan Mark, nie ustępował, dalej wpajając im swoje mądrości. Ci go ignorowali, wyczekując owocnego w przygody lata, czasu tworzenia wspomnień i czasu kształtowania siebie.
Nie wiedzieli jednak, że obiecana wolność miała nigdy nie nadejść...
- Jest was trzydziestu jeden, prawda? - spytał, zapisując wymówioną liczbę na ciemnozielonej tablicy - Na ile sposobów mogę wybrać spośród was dwie osoby? - spauzował, odwracając się do klasy i mierząc nas wzrokiem - Rozumiem, ostatni dzień szkoły i pewnie mózgi wam się grzeją od tego ciepła, ale wytrzymajcie! Lato zaczyna się jutro! - kontynuował - To kto wie jak to zrobić? Fiona? John? Ach z tą młodzieżą...Nie słyszeli o kombinacjach? Istnieje... - zapisał na tablicy - czterysta sześćdziesiąt pięć sposobów na wybranie dwojga z was...(1)
- Gość jak zwykle gada od rzeczy - powiedział Adam, przyjaciel Jaya.
- I nie najgorzej słyszy, panie Palm - dodał, rzucając w gadającego kredą - Pewnie dwoicie się i troicie do czego wam się to przyda, co nie? - spojrzał tu w stronę Adama - Wyobraźmy sobie następującą sytuację: Gracie o zwycięstwo w pewnej (niebezpiecznej) grze, w której wygrać mogą dwie losowe osoby spośród was, spośród trzydziestu jeden uczniów - ucichł na chwilę.
Uczniowie usłyszeli nie dzwonek, a głośno otwierające się drzwi za sprawą kopnięcia z impetem, do klasopracowni wszedł oddział zbrojny. Wszyscy uczniowie szybko wstali i uciekli na tył klasy, w tym czasie Jay oraz Adam byli pod swoimi ławkami.
- Co to jest?
- C-co się dzieje!?
- K-kim oni, co oni robią?!
Pytania padały niczym seria z karabinu maszynowego, tyle że przerwała je nie kończąca się w magazynku amunicja, a pojedyncze wystrzały z broni uzbrojonego oddziału piechoty. Ich mundury nie należały do żadnej znanej dotąd uczniom armii, jakby byli wynajęci specjalnie na tę chwilę. Nauczyciel wyszedł przed oddział i dając jedno skinienie głową, najemnicy opuścili bronie i przystąpili do zdejmowania plecaków z pleców.
- Co oni robią? - spytał Adam.
- Nie wiem, stary - odparł Jay - Wygląda na to, że zdejmują... - ale po przyjrzeniu się bliżej zrozumiał - Mają dokładnie trzydzieści jeden plecaków! - nie chciał krzyczeć, ale tak właśnie zareagowały jego blade usta, niczym więcej, a krzykiem bezradności.
- Zgadza się, panie Jay - powiedział matematyk z lisim uśmieszkiem - Mam dla was pewną grę - rzekł, na co gwar w spowitej terrorem klasie ucichł do reszty - Powiem wprost; mam dość takich małych skurwysynów jak wy! - na to wszyscy wbili w niego wzrok z zaskoczenia - Te...Te trzy lata były dla mnie koszmarem - powiedział, czując przymus zmotywowania swoich działań - Nie dość, że nic a nic się nie uczycie, to jeszcze przez was byłem zawieszony, gdy na mnie nagadaliście kłamstw, a żona mnie zostawiła...przez WAS! - wszyscy dalej stali jak wryci.
Kilka dziewcząt z tyłu powstrzymywało, a przynajmniej się starało powstrzymywać pisk i próbę ucieczki, a pozostałe tylko wpatrywały się w okna, myśląc, że wszystko jest niczym innym jak zwykłym żartem.
- Co to za gra? - spytał uczeń noszący okulary, posiadający szatynowe włosy w nieładzie.
- Battle Royale... - na to słowo cała męska populacja klasy zaczęła między sobą szeptać - Nie będę tłumaczył wszystkich zasad, bo nie oszukujmy się, kto o tym nie słyszał? - uśmiechnął się - Ale powiem to, co najważniejsze...Jest to gra, w której (u nas) będzie dwóch zwycięzców, będziecie się mordować aż na terenie liceum nie pozostaną dwie osoby...Bronie losowo przyznane zostaną wam przez plecaki, które sami wybierzecie. Oczywiście...Nie muszę mówić, że opuszczenie terenu szkoły jest łamaniem zasad? Jeśli ktoś(czego nie polecam) wpadnie na ucieczkę, zostanie rozstrzelany przez ten oto tu oddział - wskazał na grupę - Czas gry wynosi czterdzieści osiem godzin, to więcej niż potrzebujecie na *kaszle* zabawę...Są pytania?
Do góry rękę poniósł uczeń oparty o ścianę klasopracowni.
- Czy wolno nam niszczyć szkołę w trakcie walki?
- Oczywiście! Gdzie byłaby zabawa jeśli nie moglibyście tego robić? Ktoś jeszcze?
Zgłosiła się dziewczyna.
- Cz-czy nasi rodzice wiedzą co tu się wyczynia?
- Oczywiście, że nie! Ktoś jeszcze?
Tym razem nie zgłosił się nikt.
- Dobrze, jak wystrzelę z pistoletu - wyjął broń z tylnej kieszeni i odbezpieczył - to biegniecie po sprzęt i idziecie w swoją stronę! Idźcie !!! - strzelił, ale w głowę losowej uczennicy. Uczniowie nawet nie mieli czasu na namysł odnoście tego co właśnie się stało, robili czego chciał ich nauczyciel...Zaczęli zapominać o innych i zaczynali polegać wyłącznie na sobie - Matematyka nie kłamie - powiedział - szansę na przetrwanie każdego z osobna wzrosły ^^
(1) Jest to wyliczone z kombinatoryki; zapisuje się liczbę osób wybranych pod ogólną liczbą uczniów, wtedy obliczamy że:
31!/2! * (31 - 2)!,
31!/ 2! * 29!, skracamy 29! i 31!
30 * 31/2! Jako że 2! to 1*2, mamy:
15 * 31 = 465 - liczba sposobów ^^
Komentarze (17)
Wymyślonym i wymyślnym
Niemniej - piszemy razem. Głupio zabrzmi ale praca w jednej firmie nauczyła mnie również, że nie piszemy niemniej i jednak po sobie. Samo niemniej wystarczy.
Nie wiedzieli jednak, że obiecana wolność miała nigdy nie nadejść... - Uuu... lubię takie teksty ;)
Oddział zamiast rozdział.
Przepraszam, że nie śledzę każdej twojej serii. Weszłam tutaj dzisiaj bo mogłam zacząć od początku... I bardzo mi się podoba. Czuję ten dreszczyk emocji pod skórą. Wiesz jak to jest. Czekam na więcej i liczę, że mnie zaskoczysz .
Pozdrawiam ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania