Biała Kawka -2-
Mury miejskie powoli wyłaniały się zza drzew. Grube i nie najwyższe sprawiały wrażenie ciężkich i zwalistych. Zbudowane głównie z kamienia, bo jest to przystępny surowiec w górach. Im bliżej miasta, tym więcej charakterystycznych cech można było poczuć, hałas, ale przede wszystkim smród. Po kilku dniach na trakcie, nos odzwyczaja się od tych zapaszków i teraz wżerają się one głęboko w nozdrza. Gówno wyrzucane przez okna na ulice, wszelakie zwierzęta, czy nawet biedne dzieciaki, załatwiające swe sprawy gdzie popadnie. To nie dodawało uroku żadnemu z miast.
Zbliżając się do do miasta, uwagę Rodmira przykuło poruszenie na trakcie. Podjechał bliżej i jego oczom ukazał się wóz przygnieciony potężnym świerkiem. Podjechał do dwóch strażników, którzy z boku komentowali sytuację.
- Panowie, co tu zaszło? - zagaił.
- A to co widać, przybyszu, drzewo runęło na wóz jakiegoś kupca. Podobno nieźle się wściekł, pół ładunku mu zniszczyło, a i sam ledwo z życiem uszedł. - rzekł jeden z nich.
- Samo z siebie? Takie drzewa, raczej nie pękają jak jak zapałki, co?
- A gdzie tam, samo z siebie… - odezwał się drugi – Z daleka czuć, że ktoś w tym palce maczał i doskonale wiadomo kto. Skaranie Boskie z tym czarodziejem.
- Słucham? Jakim czarodziejem?
- A, taka legenda jest panie, że gdzieś wśród tych szczytów, żyje ich władca i co kilkadziesiąt lat, postanawia zaprowadzić tu porządek i pokarać grzechy. Ale to tylko miejscowe bajki. - znów wtrącił pierwszy.
- Niby takie bajki, a podobno sam burmistrz wezwał fachowca od czarnej magii. Mówię wam, tu dzieją się dziwne rzeczy. - mówił, wyraźnie przejęty drugi z nich.
- No cóż, bajki czy nie, pora na mnie, sprawy wzywają. - rzekł Rodmir, chcąc zachować anonimowość interesów.
Kierując się w stronę bram, ujrzał smoliście czarną kawkę, na powalonym drzewie. A więc to ty mi spać nie dałeś. - pomyślał.
Przekroczył bramy miasta i to, co zobaczył, wprawiło go w osłupienie. Miasto było piękne. Pomimo smrodu, naprawdę było piękne. Szerokie, kamienne ulice, gdzie spokojnie minęły by się dwa wozy, proste, ale zarazem szykowne domy. Oczywiście, jak w każdym mieście, znalazło się kilka obskurnych zaułków i hacjend, ale były one na uboczu, by nie rzucały się w oczy. W końcu wjechał na rynek, na którym dostrzegł dyby i kamienny pręgierz. Oho, nie patyczkują się tu z ludźmi. - pomyślał.
Nagle, jego uwagę zwrócił jakiś dziwny hałas. Odwrócił głowę i dostrzegł wierzę zegarową ratusza. Wskazywała równo, dwunastą, a z drzwi umieszczonych w tarczy i po jej bokach, wyjechały trzy postaci. Dwie boczne, wyraźnie większe, na przemian uderzały maczugami, postać pośrodku. I tak łącznie 12 razy.
- Piękne prawda? Codziennie przychodzę tu, by móc obejrzeć tę scenę. - zagaił go jakiś przechodzień.
- Słucham? Ach, tak. Intrygujące widowisko. - odpowiedział Rodmir.
- Sytuacja przedstawia, dwóch olbrzymów, okładających pałami czarodzieja, który postanowił zawładnąć tą doliną. Jest to scena z miejscowej legendy.
- A to ciekawe. A czy legenda, przypadkiem nie mówi, że czarnoksiężnik włada tą krainą?
- Tak właśnie jest. Ta część historii, odgrywana jest o północy. Ale to już musicie, sobie sami zobaczyć. Sprawy pilnie wzywają. Miłego dnia życzę! - powiedział rozmówca, oddalając się już.
Bohater skierował się teraz, właśnie do ratusza, by zapoznać się dokładniej z zaistniałą sytuacją, która malowała się, co najmniej ciekawie.
Komentarze (2)
W niektórych miejscach brakuje przecinka a w innych jest zbyteczny.
Widzę że będzie o czarodziejach i magii. Rozdziały są faktycznie dość krotkie.
Czytało mi się szybko i przyjemnie.
Myślę że zajrzę jak wstawisz kolejny rozdział. Może będę mogła wtedy coś więcej napisać. Jak narazie to tyle.
Zostawiam 5 i zachęcam do dalszego pisania: )
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania