Bitwa literacka 12 — Najtrwalszymi zasadami wszechświata są przypadek i błąd — "Drink Bar na osiemnastym"

– O rzesz kurwa, ja pierdolę!

Trzy strzały padły w odstępach sekund. Zdziwienie mężczyzny zakończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Nie miało ich tu już być…

Chłód posadzki był ostatnim, co poczuł.

– Wyjebcie chuja na zewnątrz. – Przywódca Czerwonych Psów nie zamierzał sprawdzać, czy napastnik przeżył. Strzałów z jego dwunastki nikt nie przeżywa. Nie trzech w samą pierś. – Zabrać dziewczynę na górę. Kupiec ma być za pół godziny. Dwóch zostaje przy drzwiach! Nie chcę już żadnych niespodzianek!

– Jasne szefie. – Mały Clark był jak zawsze pierwszy do wykonywania poleceń przywódcy. Ufał, że szczere zaangażowanie, pomoże mu w szybkim awansie. Odczekał, aż zamkną się drzwi windy i od razu ruszył do egzekwowania rozkazów. – Chudy, Dolar, łapcie go za łachmany i za drzwi!

Wywołani spojrzeli po sobie, po czym prychnęli, niemal dławiąc się śmiechem.

– Sam go sobie wywalaj, konusie. – Chudy poprawił przewieszoną przez ramię strzelbę, dając do zrozumienia, że interesuje go ona bardziej niż polecenie Clarka.

– A jak Ci nie starczy siły – Dolar zbliżył się do niego tak szybko, że ten odruchowo cofnął się dwa kroki niemal tracąc równowagę –To poproś Zgreda, może jego tytanowa czaszka przepuści twoje skomlenia.

Potężny mężczyzna, który do tej pory nie zareagował ani na wtargnięcie napastnika, ani na przepychanki jego towarzyszy podniósł się ze sofy. Serwomechanizmy w jego kończynach zgrzytnęły, dając znać, że ostatni pocisk, którym oberwał w willi, dał im nieźle do wiwatu. Zgred burknął tylko na ten dźwięk i niemal bez wysiłku poderwał z ziemi ośmiolufowego potwora. Ćwierćtonowy gatling wydawał się zabawką w jego wielkich łapskach. Serwomechanizmy zgrzytnęły jednak po raz kolejny, tym razem dużo mniej przyjemnie.

– Kurwa chłopaki, no przecież Szlachcic kazał się go pozbyć. – Clark wiedział już, że źle zaczął. Kurwa, jak zawsze.

– Ja tam słyszałem, że kazał obstawić drzwi.

Zgred ruszył przed siebie, odpychając hotelowe meble, jak gdyby były ze styropianu. Serwomechanizmy trzeszczały przy każdym kroku.

– Kazał też zabrać tę dupeczkę – Dolar doskoczył do skrępowanej dziewczyny. Ostrze wysuwające się z jego dłoni przytuliło się do jej policzka. Łzy zmieszały się z ciepłą krwią. – Chuj wie, po co ją porywaliśmy.

– Dla kasy? – Chudy nie wydawał się specjalnie zainteresowany, jakie motywy stały za zleceniodawcą. Dla niego liczyło się tylko, że ktoś zapłacił, by ją wyrwali z domu i tu przywlekli. Odliczał już, na jakie wszczepy wystarczy mu dola z tej fuchy. – Dobra bierz ją i jedziemy na górę. Chuj z tymi rozkminami.

– Chłopaki, nie zostawiajcie mnie samego. – Clark stał wciąż nad trupem bohatera, który chciał ratować ich ofiarę. – Co mam robić?

Zgred zatrzymał się koło niego, niemal wbijając stopę w posadzkę. Spojrzał na towarzysza z wysokości swoich dwóch metrów i tylko wzruszył ramionami. – Masz obstawić wejście mały chujku.

 

Drzwi windy zamknęły się po raz kolejny. Dolar i Chudy spojrzeli po sobie. Wystarczyło kilka sekund i skinęli jednocześnie głowami. Awaryjne zatrzymanie. Zgrzyt hamulców. Metalowa klatka zawisła gdzieś pomiędzy dziesiątym i jedenastym piętrem. Dość wysoko by nie słyszeli na dole dołu. Dość nisko, by nie doszło do uszu do Szlachcica.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Już dwie godziny temu, gdy w jej rodzinnej willi padły pierwsze strzały wiedziała, że po nią idą. Nie miała wątpliwości, kto zlecił porwanie. Nie łudziła się, że przeżyje. Pewność śmierci wcale nie umniejszała jednak wizji gwałtu…

 

Gdy jeszcze Intercontinental przechodził lata swojej świetności, Szlachcic zerkał w jego stronę z zazdrością. Ceny były daleko poza jego zasięgiem. Od klienteli jaka bawił w drink barze dzielił go szklany sufit. Zbrojony, szklany sufit powlekany podwójnie nanokevlarem. Od tamtej pory wiele się jednak zmieniło. Zamieszki wywróciły stary porządek do góry nogami. Kto miał pieniądze, uciekał za rzekę, nim nie trafił go zbłąkany pocisk. Brutalność gangów zadziwiła wszystkich, tak samo, jak brutalność sił porządkowych. W kilka tygodni cała dzielnica zamieniła się w strefę walk. Dwa miesiące później, walki ustały. Dobrzy chłopcy oddali pole i uciekli z podkulonymi ogonami za rzekę. Zaczęły się rządy ulicy.

Wąska sylwetka hotelu była wybijającym się punktem w zniszczonej Zamieszkami okolicy. Dolne piętra pozbawione szyb, na górnych nieco lepiej, ale nadal spod odpadającej elewacji stalowe belki sterczały niczym odsłonięte żebra. Szkło i stal. Bród i zniszczenie. Zimny, nocny wiatr wpadał przez okna osiemnastego piętra i świszczał pomiędzy połamanymi krzesłami drink baru. Szlachcic był tu pierwszy raz w życiu i próbował wyobrazić sobie, jak to wszystko wyglądało kiedyś. Gdyby urodził się w innej rodzinie. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej. Może mógłby teraz wspominać przyjęcia, jakie tu się odbywały. Gdyby nie Zamieszki, może nawet sam dorobiłby się na tyle, by przebić ten pierdolony sufit. Gdyby, gdyby, gdyby…

– Chuj z tym. – wytarł nos w rękaw i spojrzał na zegarek.

Dochodziła druga w nocy, a to znaczyło, że ich gość powinien być już za chwilę. Odpalili nadajnik zaraz po opuszczeniu rezydencji. Garniak miał dość czasu, by dotrzeć we wskazane miejsce. Jeszcze tylko chwila i zakończą temat, inkasując okrągłą sumę.

 

Czarny mat lakieru absorbował światło tak doskonale, że gdyby nie modyfikacje optyki, Zgred zauważyłby samochód dopiero pod drzwi hotelu. Kasa wydana na japońską technikę nie poszła jednak na marne i nim pojazd się zbliżył, procesory zdążyły już przeanalizować sygnaturę pojazdu i czterech znajdujących się w nim osób.

– Zapierdalaj na górę, Mały. Powiedz szefowi, że przyjechali.

Clark kiwnął głową i bez słowa odwrócił się w stronę windy. Jego detektory były dużo starszej generacji, ledwo przebiły się przez ekranowane blachy furgonetki i nadal analizowały jeszcze pasażerów. Gdyby nie Zgred mogliby w rozpędzie otworzyć ogień do klienta. Jak to możliwe, że nawet ten tępawy osiłek był od niego sprawniejszy w tak prostych czynnościach. Cybertechnologie wyrównywały szanse, ale też wprowadzały zbyt duże dysproporcje. Kto miał kasę i dojścia, miał przewagę. Będzie musiał o tym pamiętać po robocie. Zamyślony wezwał windę.

 

Klatka szarpnęła, ruszając w dół zupełnie bez ostrzeżenia.

– Co jest kurwa! – Dolar nie wiedział, czy łapać się ściany, chwytać dziewczynę, czy trzymać opadające spodnie.

Wyczuła szansę. Rzuciła się w bok, sięgając do pochwy przy kostce swojego oprawcy.

Drugi z mężczyzn ignorował ją, próbując zatrzymać windę. Tym razem przycisk nie reagował. Parter zbliżał się z każdą sekundą.

 

– Muszę wrzucić trochę szmalu w sensory, kurwa no nie ma opcji, muszę. – Clark wciąż czekał na wyniki analizy, gdy furgonetka parkowała już przed drzwiami. Obrócił się, by sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale rozluźniona sylwetka Zgreda z zarzuconym na ramię gatlingiem wkurzyła tylko jeszcze bardziej.

Dzwonek windy oznajmił, że dotarła na parter dokładnie w momencie, gdy mężczyźni wchodzili przez główne drzwi.

– Co jest, kurwa. – wydukał na widok Chudego celującego w półnagą dziewczynę i Dolara próbującego podciągnąć portki, by skryć swoją pałę.

– Zamykaj drzwi, kurwa, zamykaj! – Chudy próbował na oślep wcelować w jakikolwiek przycisk. – Są już przy drzwiach! Kurwa za wcześnie.

Drzwi zasunęły się, pozostawiając Clarka w holu z rozwartą gębą. Winda ruszyła na samą górę.

– Jakiś problem?

Głos należał do mężczyzny w nienagannie skrojonym garniturze, który stał już kilka kroków za placami Małego Clarka.

 

Konus przymknął mocno oczy, starając się zakląć rzeczywistość. Przez chwilę wydawało się, że świat wokół stanął, że może uda się go choć spowolnić, by wyjaśnić, co się dzieje. Odgłosy kolejnych kroków obstawy Garniaka przypomniały mu jednak, że w dwudziestym pierwszym wieku nie ma co liczyć na magię.

– Skąd – Clark grał na, ile pozwalały rozdygotane nerwy. – Wszystko w najlepszym porządku. Uciekła nam po prostu winda i musimy poczekać na drugą.

Mężczyzna w garniturze skinął głową. Nie spieszył się. Wiedział, że z osiemnastego piętra nikt mu już nie ucieknie.

Procesor Clarka skończył wreszcie analizować sygnatury czterech mężczyzn. Wynik był inny niż ocena Zgreda…

 

– Wreszcie, ile kurwa można…

Szlachcic zamilkł w pół zdania. Z windy wypadł Dolar, ściskając w dłoniach krwawiącego członka. Dziewczyna wyskoczyła zaraz za nim i od razu rzuciła się za bar. Chudy leżał oparty o ścianę z rozkrwawioną twarzą. Z lufy jego strzelby nadal unosiła się stróżka dymu.

– Dźgnęła mnie dziwka! – Dolar krzyczał, tarzając się po podłodze – w same jajca! Załatw ją szefie, kurwa! Kulka w łeb. Za Chudego!

 

– Czekamy jeszcze na kogoś? – mężczyzna w garniturze odczekał kilkanaście sekund, nim wyraził swoje zniecierpliwienie. Wskazał dłonią na windę, która stała już na dole od kilkunastu sekund. – Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie jest dość godna, by pojechać nią na górę. Nie liczę na taką o wyższym standardzie.

– Tak. – zaczął cedzić Clark. – Myślałem. Że zabierzemy jeszcze Zgreda.

Mały szukał nerwowo sposobu, by nie znaleźć się sam na sam w windzie z czwórką mężczyzn, którzy z całą pewnością nie byli ich klientami.

Garniak spojrzał na stojącego wciąż przed drzwiami osiłka i jego armatę.

– Niech pojedzie towarową.

Nie czekał na odpowiedź. Pchnął Clarka przed sobą i po chwili cała piątka znalazła się w windzie.

 

– Co tam się kurwa stało?! – Szlachcic doskoczył do rannego towarzysza.

– Miała schowany nóż. – wydukał Dolar, z trudem powstrzymując ból.

– Gdzie, kurwa, niby go chowała, w dupie? I czy wyciągnęła związanymi dłońmi, spuściła Ci spodnie, cięła w pindola i na koniec odstrzeliła Chudemu łeb?

Szlachcic był niemal pewien, co zaszło w windzie. Zbyt dobrze znał swoich ludzi i ich skłonności. Na robotę, nie zabrał nikogo z przypadku. Tylko tych, których i tam planował się pozbyć. – W sumie, chuj mnie obchodzi, co się stało. Ułatwiła mi robotę.

Wyciągnął swoją dwunastkę, wycelował w zdezorientowanego Dolara i pociągnął. Trzy razy. Wstał, nie oglądając się nawet na drgające jeszcze ciało ze spuszczonymi spodniami. Strzałów z jego dwunastki nikt nie przeżywa. Nie trzech w samą pierś.

– Możesz wyjść – rzucił w stronę baru – zaraz to wszystko się skończy, jeszcze tylko jedna sprawa.

Dziewczyna nie zamierzała jednak wystawiać się na cel. W uszach nadal czuła trzy wystrzały, których echo niemal potłukło butelki nad jej głową. Skulona podciągała kolana pod brodę i starała się schować w ciemności. To wszystko mogło być tylko złym snem. Czymś, z czego zaraz się obudzi. Mogło. Ale nie było.

 

– Jesteś jakiś spięty. – Mężczyzna w garniturze spojrzał na pot pokrywający już cały kark Clarka – Czegoś się obawiasz?

Pewnie, że się obawiał. Tkwił w zamkniętej klatce z czterema typami, którzy mogli nie być tymi, za których się podawali. Któryś ze wskaźników się mylił. Jego albo Zgreda. Dwa skanowania, oba wskazały inny wynik. Clarka analizował scenariusz za scenariuszem. Każdy opierał się na jakimś założeniu. Któryś z pomiarów musiał jednak być błędny. Otaczający go mężczyźni musieli być ich klientami. Albo wcale nie musieli.

– Załatw go.

Komenda była krótka. Tak samo jak ostrze, które z chirurgiczną precyzją wsunęło się pomiędzy szyjne kręgi Małego. Bezwiedne ciało opadło na podłogę dokładnie w momencie, gdy winda zatrzymała się niemal w miejscu, podrywając pasażerów, by po chwili cisnąć ich na podłogę.

 

Szlachcic rozsunął drzwi szybu na osiemnastym piętrze. Chłodne powietrze od razu pchnęło go w stronę ziejącej pustki. – O kurwa! – W ostatniej chwili złapał się dłonią framugi. Stalowe palce zacisnęły się, wrzynając w jej materiał.

Winda tkwiła siedem pięter niżej. Dokładnie pomiędzy dziesiątym a jedenastym piętrem. Tam, gdzie miała się zatrzymać.

Odwrócił się w stronę baru, za którym wciąż skrywała się jego ofiara. Trafniej może powiedzieć przynęta. Nie miała dla niego znaczenia. Nie było mu nawet przykro. To, co spotkało ją przez ostatnie kilka godzin, było marną namiastką codzienności, w jakiej dorastał. Nie zamierzał jej oszczędzać reszty.

– Wiesz czemu tu jesteś samrkulo? – Tak naprawdę nie pytał, jedynie odpowiednio dramatyzował tylko odpowiednio wstęp. – Bo jakiś bogaty chujek, który się w Tobie zakochał, zaoferował nam więcej kasy, niż mogę zarobić w rok.

Jakiś czas temu wzmocnił już swoje zmysły i teraz doskonale słyszał, jak jej oddech zwalnia, tętno powoli się uspokaja. Zaczynała mu wierzyć. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek.

– Problem w tym – ciągnął dalej Szlachcic – że Twój ojciec jest większym i bogatszym chujem niż twój kochaś.

W jednej chwili oddech dziewczyny przyspieszył. Zaczynała rozumieć.

Szlachcic nie zamierzał odpuścić sobie ani kawałeczka przyjemności. – Wiedział, że ten chłoptaś przyjdzie po ciebie. Wiedział, że bezmyślnie wejdzie w pułapkę kierowany miłością. A to kurwa, nie bajka, gdzie książę ratuje niewiastę z wieży. To obszczana przez bogów Strefa. Getto, jak zwykliście to nazywać po drugiej stronie rzeki. No cóż. Na mnie pora…

- Stój! – krzyknęła nadal schowana za barem. – Puść nas. Obiecuję, że ci się to opłaci.

Mężczyzna zaśmiał się, spoglądając w dół szybu. – Nie wiesz, co mówisz gówniaro. Poświeciłem dla tej akcji trzech ludzi. Warunki były jasne. Nikt nie wychodzi żywy, nikt nigdy nie opowie, co się stało. Nie mam się teraz gdzie wycofać. Zresztą nie masz więcej kasy niż twój staruszek.

- To prawda, ale mam co innego…

Szlachcic nie słuchał. Wiązka granatów przygotowana wcześniej wisiała już w jego wyciągniętej dłoni dwadzieścia metrów ponad zablokowaną windą. Wyciągnął zawleczkę.

– …pełną zgodność genetyczną z moim ojcem.

Odwrócił się do kobiety, nie cofając jednak ręki znad szybu.

– Wiem. I na tym też zamierzam zarobić.

Pęk granatów poleciał w dół, odbijając się kilkukrotnie metalicznym echem. Wybuch targnął całą konstrukcją. Fala powietrza wystrzeliła z szybu, niemal powalając Szlachcica.

Dla dziewczyny przestał istnieć jedyny powód, dla którego warto było jej żyć. Te kilka chwil wystarczyło, by przestała wierzyć we wszystko i wszystkich, których do tej pory miała wokół siebie. Unoszący się z szybu dym był wszystkim, co pozostało po ostatniej osobie, która była prawdziwa. Skończyć to! Ten absurdalny sen. W dowolny sposób.

Roztrzaskane okno było zaledwie sześć metrów od niej. Po przeciwnej stornie od tego mordercy. Poderwała się i rzuciła biegiem w jego stronę.

Strzał. Dwunastka zagrzmiała tylko raz. Trzech mogłaby nie przeżyć. Nawet w nogę.

 

– Wszystko w porządku szefie? – Zgred czekał już pod drzwiami z odpalonym silnikiem matowo czarnej furgonetki.

– W najlepszym.

Szlachcic cisnął nieprzytomne ciało na tył. Sam rozparł się na fotelu pasażera.

– Chyba trochę przesadziłem. – zastanowił się na głos, gdy byli już daleko. - Trzeba będzie wstawić jej trochę chromu zamiast nogi. Nie sądziłem, że jest aż tak delikatna. – Obrócił się, sprawdzając tętno dziewczyny. – Grunt, że to, co zostanie, nadal będzie miało pełną zgodność genetyczną z tym prykiem.

– I nadal będzie miało niezłą dupeczką – dodał z uśmiechem Zgred.

Średnia ocena: 4.1  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • Nazareth 01.09.2016
    Świetne opowiadanie z klasycznym motywem zdrady i podwójnej intrygi ale ciekawie rozbudowane o futurystyczne gadżety. Bardzo podobał mi sie tez futurystyczny klimat i dobrze rozplanowana fabuła.
  • Akwus 01.09.2016
    Stary, dzięki :) Z Twoich ust to poważna motywacja :D Żyję nadzieją, że wszelkie niedociągnięcia sędziowie zwalą na temat dodatkowy: przypadek i błąd :D:D:D

    Jeśli jubilatka pozwoli (a na 99% tak będzie) jak skończę to wrzucę tu całość opowiadania, więc będzie też ta część, poprawiona o wszelkie uwagi jakich udzielą mi sędziowie :) Jak już będzie po notach, to przyznam się do kilku innych rzeczy dotyczących tego tekstu, ale póki co się wstydzę sam przed sobą :)
  • Nazareth 01.09.2016
    Akwus Nie wyłapałem tych niedociągnięć aż tyle. Wybacz również krótki komentarz, ale pod bitwami nie lubię, za dużo sugerować ;) Bardzo chętnie przeczytałbym kontynnucje tego tekstu, przeniósł mnie on w przeszłość (co dziwne) do starych dobrych czasów i systemów RPG z gatunku postapo :)
  • Violet 01.09.2016
    Dobrze opowiedziana fabuła, nieźle poprowadzona akcja, tylko jakby trochę za mało emocji. 5
  • Akwus 01.09.2016
    Dzięki - mam podobne przemyślenia czytając to dziś rano :( obiecuję dopracować, zaraz po ocenie Bitwy.
  • NataliaO 01.09.2016
    Od tego momentu mnie wciągnęło -Drzwi windy zamknęły się po raz kolejny. Dolar i Chudy spojrzeli po sobie. Wystarczyło kilka sekund i skinęli jednocześnie głowami. Awaryjne zatrzymanie...
    Początek był dla mnie z lekka za nudny, tak się jakoś wlekł; Ale bohaterzy jacyś tacy bez wyrazu nie ma w nich ostrości ani łagodności, troszkę nijacy; opowiadanie trochę sztuczne i zgadzam się z Violet gdzieś znikały emocje.
    Dobra historia, która miała swoje lepsze momenty, zakończenie było świetne; oceniłabym na taką 4 :)
  • Akwus 01.09.2016
    Jesteś i tak łaskawa :) Ja jestem coraz bardziej załamany po każdej kolejnej lekturze, ale to dobra nauczka dla mnie, więc nie żałuję :D
  • NataliaO 01.09.2016
    Akwus Tak, czy siak i tak lubię Cię czytać ;)
  • jurijka 01.09.2016
    Nie jest złe, tylko ludzie tacy bez wyrazu, trochę bez jaj. 3
  • Iskierka 01.09.2016
    Przeczytałam tylko raz i czuję, że muszę to zrobić kolejny, żeby wszystko dobrze zrozumieć. :) Wydaje mi się, że opowiadanie jest trochę za krótkie i to właśnie przez to bohaterowie są tacy nijacy. Nie pozwoliłeś im się rozwinąć, a przecież mieli potencjał. Ale ja się nie znam, więc mogę się mylić.

    Początek też wydawał mi się ciężki. Zostałam wrzucona w sam środek czegoś i przez tak dużą ilość dialogów i kurw w niemal każdej wypowiedzi czułam się tak, jakbym wtargnęła z buciorami w czyjeś życie i nie była tam za bardzo potrzebna. Nie mówię, że byłam, ale... rozumiesz? :)

    Jest sporo błędów interpunkcyjnych ("sporo" to pojęcie względne, ale biorąc pod uwagę Twój poziom, myślę, że jest ich dość dużo), a poza tym wyglądają one trochę tak, jakbyś po prostu je przeoczył, bo nie zawsze się powtarzają. Znalazły się też literówki i też całkiem sporo, ale to pewnie już zauważyłeś po kolejnej lekturze. :)

    Ogólnie tekst oczywiście mi się podobał i pewnie przeczytam go raz (a może więcej) jeszcze, ale czegoś mi w nim zabrakło. Mam nadzieję, że to co wstawisz po bitwie będzie lepsze. Czekam z niecierpliwością.
  • Akwus 01.09.2016
    Dobra, miałem się nie przyznawać, ale po prostu jest mi tak głupi, więc muszę jakkolwiek to wytłumaczyć. Do tekstu usiadłem o 19.10 i wrzuciłem jakoś pół godziny po północy. Odliczając przerwę na kolację i okazjonalne zaglądanie na forum i fb, uważam, że w tak ekspresowym tempie nie jest to najgorszy szmelc jaki mi wyszedł :)

    Nie twierdzę, że jakkolwiek mnie to upoważnia, do wrzucania słabej pracy na Bitwę. Tak bardziej tłumaczę się sam przed sobą. Strasznie zależało mi, by jednak napisać - długa przerwa za mną i potrzebowałem tego by zacząć. Raz jeszcze obiecuję, zrobić korektę po uwagach i pokazać Wam coś bardziej zjadliwego.
  • KarolaKorman 03.09.2016
    Szybka akcja to plus tego opowiadania, szkoda mi było dziewczyny :( zostawiam swoje 5 :)
  • ausek 03.09.2016
    Czytając, odniosłam wrażenie, że to opowiadanie jest wyrwane z dłuższego tekstu. Jeśli tak jest to właśnie upatrywałabym w tym powód mało wyrazistych postaci, bo jako czytelnik nie miałam kiedy poznać ich dokładniej. Tekst jest stanowczo za krótki, by polubić bądź nie postacie w nim występujące. Przeczytałam drugi raz i przyszło mi do głowy, że rozbudowując nieco postać dziewczyny, dorzucając jej przemyślenia, rozterki (niekoniecznie zdradzając w ten sposób dalszy przebieg akcji, bo rozumiem, że to mógł być powód okrojenia tej postaci) mogłeś nadrobić zarzucany Ci przez wcześniej komentujących brak emocji.
    Podoba mi się zakończenie i nie ukrywam, że chętnie poczytałabym jeszcze... :) 5
  • Daniel 03.09.2016
    Zostawiam 4 gwiazdki, a na resztę oceny czekaj do 16 ;-)
  • Elizabeth Lies 12.09.2016
    No to dobra czas obrzucić Cię mięsem.
    "podniósł się ze sofy." - ja bym napisała "z sofy", ale w sumie nigdy nie byłam tego pewna
    "Dość wysoko by nie słyszeli na dole dołu." - Ale o co chodzi w tym zdaniu?
    " Od klienteli jaka bawił " - jaką bawił
    "Dwa miesiące później, walki ustały." - może potyczki, bo masz powtórzenie
    "– Chuj z tym. – wytarł nos w rękaw i spojrzał na zegarek."- po myślniku z wielkiej litery
    "pod drzwi hotelu" - pod drzwiami hotelu
    "wkurzyła tylko jeszcze " - może "wkurzyła go"
    "– Co jest, kurwa. – wydukał" - bez kropki
    "za placami" - plecami, chyba że placy to jakaś część ciała, o której nie wiem
    "– Skąd – Clark grał na, ile pozwalały rozdygotane nerwy." - Skąd (kropka) i chyba przecinek jest źle wstawiony, bo dziwnie to wygląda
    " rozkrwawioną twarzą" - a co to znaczy? w sensie zakrwawioną, rozszarpaną czy rozerwaną?
    "– Tak. – zaczął cedzić Clark. " - Tak (bez kropki)...
    "– Miała schowany nóż." - bez kropki
    "– Wiesz czemu tu jesteś samrkulo?" - Wiesz czemu tu jesteś, smarkulo?
    "odpowiednio dramatyzował tylko odpowiednio wstęp." - jedynie odpowiednio dramatyzował wstęp
    " Poświeciłem" - poświęciłem
    "Dla dziewczyny przestał istnieć jedyny powód, dla którego warto było jej żyć." - bez "jej" można się domyślić o kogo chodzi
    "Unoszący się z szybu dym był wszystkim, co pozostało po ostatniej osobie, która była prawdziwa." - tu masz powtórzenia
    "stornie" - stronie
    "– Chyba trochę przesadziłem. " - bez kropki
    No i dobra tyle ode mnie. A co do treści to tak.
    Spodobała mi się postać Szlachcica, fajną też zrobiłeś scenerię i jakąś przeszłość tego ich miasta czy co tam. Może jak ktoś napisał postacie nie były nijakie, po prostu mamy za mało czasu by je poznać, a osób trzecio czy drugoplanowych nie trzeba przedstawiać, aż tak szczegółowo, więc w tym względzie się nie czepiam.
    Bardzo przyjemnie się to czytało i cały czas zaskakiwałeś czymś nowym. Świetne, a byłoby jeszcze świetniejsze, gdybyś dopisał ciąg dalszy. Ale jak chcesz. Taka moja sugestia.
    ". Strzałów z jego dwunastki nikt nie przeżywa. Nie trzech w samą pierś." - uwielbiam ten tekst, po prostu czekałam, aż Szlachcic to powie, a raczej pomyśli
    "– Gdzie, kurwa, niby go chowała, w dupie? I czy wyciągnęła związanymi dłońmi, spuściła Ci spodnie, cięła w pindola i na koniec odstrzeliła Chudemu łeb?' - to zdanie też mnie rozwaliło (w pozytywnym tego słowa znaczeniu)
    "Strzał. Dwunastka zagrzmiała tylko raz. Trzech mogłaby nie przeżyć. Nawet w nogę." - to też mnie rozśmieszyło.
    "– I nadal będzie miało niezłą dupeczką – dodał z uśmiechem Zgred." - a zakończenie bardzo mi się spodobało.
    Dobra, poczepiałam się, wypisałam ulubione fragmenty i wystarczy. Za błędy dałam Ci 4, ale wiedz, że tekst jest bardzo dobry. Naprawdę. I w sumie stwierdziłam, że mogłam dać 5, ale już za późno.
  • Akwus 12.09.2016
    Łomatko, dziewczyno, masz nie małe serce, że tak łaskawie oceniasz tego gniotka :D
    Pisany na kolanie, poprawię go do czasu oceny sędziów i wrzucę raz jeszcze, potem po raz drugi poprawie już po ocenach uwzględniając ich sugestie. Tekst z pewnością będzie kontynuowany, jak pisałem to prezent dla mojej znajomej i cała historia będzie miała sensowne rozwinięcie i jeszcze lepsze zakończenie.

    Klimat Cybera, jest zdecydowanie moim ulubionym, więc jeśli będziesz miała ochotę poczytać, to zapraszam.
  • Elizabeth Lies 12.09.2016
    Akwus Miewam przebłyski dobroci.
  • Elizabeth Lies 12.09.2016
    Teraz się zczaiłam, że chyba nie powinnam pisać tu błędów, nie? Bo to na bitwę. No cóż trudno.
  • Akwus 12.09.2016
    Sędziowie i tak mają to najpewniej skopiowane/wydrukowane i tam robią analizę, więc luz :)
  • Anonim 20.09.2016
    W związku z tym, że zupełnie się nie wyrobiłam, wrzucam tak ocenę jako sam komentarz, nie jest ona wliczana do wszystkich, ponieważ część pojawi się dopiero potem. Inaczej - nie jestem sędzią, by nie przedłużać i nie robić szumu, a czytelnikiem, który po prostu napisał rozbudowany komentarz :) (czyt. tak, to minka nienawiści dla samej siebie :_:)

    Akwus

    Spójność fabularna — 0

    Wstęp — podoba mi się tytuł, jest w nim coś takiego, że zatrzymuję się i zastanawiam nie tylko nad formą “osiemnastym” ale też nad znaczeniem, oczekuję pełnej burdy, pełnego zamieszania, ale dobrego zamieszania, dobrze opisanego.

    — Akapit pierwszy — do “Masz obstawić wejście mały chuju” — trochę mnie zaskoczyłeś, ostry ton na samym początku może wykrzywiać usta w niekorzystnym dla ciebie grymasie. Zaczynasz od przekleństw, choć się ich po tytule spodziewałam to cała początkowa akcja, wydaje mi się czymś szybkim. Za szybkim, jakby ktoś postawił przede mną pizzę a potem ją zabrał, mówiąc, że to dla sąsiada. A jednocześnie zdołałam jedynie uchwycić, że na pizzy jest wszystko pomieszane. Troszkę gubiłam się w bohaterach, szczególnie z potężnym mężczyzną — Zgredem, którego wcześniej wzięłam za zabitego faceta na początku i myślałam, że piszesz fantasy. Nie wiem, czy to przez zmęczenie, czy kształtujące się małe plamki przed oczami, ale trochę potraciłam się w początku.
    Samych bohaterów nie zdołałam wyłapać kształtnie, jedynie zwróciłeś moją uwagę na chłopaka, który był zbyt chętny do awansu, choć nie był na niego odpowiedni, jak widać po traktowaniu kolegów. Poniekąd przypomina mi małego skrzata, złośliwego i strachliwego jednocześnie, który podkula ogon widząc “potężnego mężczyznę”, który z kolei wydaje mi się kimś wyciągniętym z kosmosu, ze względu na słownictwo.
    Nie wiem, czy zrobiłeś to specjalnie, jednak nie urzeka mnie też fakt, że widzę więcej przekleństw i wyzwisk, niż kreacji bohaterów i samej tej sytuacji. Jakby wszystko opierało się na słownictwie, a nie na przestrzeni wokół. Trochę to przypomina amerykański film, że na początku zaczynają się bić a nikt nie ma pojęcia kto jest kim i dlaczego się biją. Mam nadzieję, że potem to jednak troszkę przystanie, troszkę odetchnie, abym mogła poczuć tę historię, zobaczyć ją. Wciągnąć się.

    — Akapit drugi — do “Pewność śmierci wcale nie umniejszała jednak wizji gwałtu” — Ten fragment z kolei mi się podoba, jest co prawda krótszy, ale wyniosłam z niego więcej niż z pierwszego. Był wolniejszy, tak jakby czas odrobinę się zatrzymał, nawet jeśli nagle nastąpiło awaryjne hamowanie — widzę zaczątek tematu. O ile ktoś nie maczał palców i specjalnie nie zatrzymał windy to może pójść pod wykorzystanie przypadku. W każdym razie, zastanawia mnie “wystarczyło kilka sekund i skinęli jednocześnie głowami”, reakcja Dolara i Chudego zaciekawiła mnie, ponieważ oboje w pierwszym fragmencie wydawali mi się tacy głupi. Nie obrażając, po prostu, wiesz, jak w powieściach zawsze zdarza się taka jedna perełka, która potrafi straszyć i szczerzyć zęby, a jednocześnie wszystko wokół niej łączy się w punkcie przemocy. Jestem ciekawa czy bohaterowie zamknięci w windzie zgwałcą dziewczynę, albo czy rozwalą wszystko w drobny mak.

    — Akapit trzeci — do “Parter zbliżał się z każdą sekundą” — Rozmyślania prowadzone na początku fragmentu przez Szlachcica mi się spodobały, czuć było w nich taką gorycz i niemal wściekłość, aż brakowało mi rzucenia czymś o ścianę, wykrzyczenia się, a nawet rozwalenia czegoś dłonią i krwi, dużo krwi. Szkoda, że umieściłeś to dopiero teraz, choć rozumiem zamysł: “kamera idzie od dołu, przez zatrzymaną windę i staje wprost w Drink Barze, gdzie jest jego “władca””. Sprawia to niejako, że Szlachcic wydaje się przywódcą bezwzględnym i silnym, a przez to niebezpiecznym. Potęguje to jeszcze opis, szczególnie budynku. Piękny. Może nie metaforyczny, może prosty, ale w tej prostocie ma w sobie światełko, które uwielbiam. Ładną wizję miałeś w głowie, naprawdę ładną.
    Potem jednak zaczynają się klatki niczym z filmu. Nagle znowu przyspieszamy z akcją, podjeżdża samochód, pojawiają się nowe technologie, dużo nowych określeń i sformułowań, zależności, postacie teraz wydają mi się zakorzenione w tej technologii. Jakby dzielnica, w której żyli wypuściła na świat geniuszy, którzy upadli do “Drinkowego baru”.
    I tutaj mamy błąd pomieszany z przypadkiem w kwestii awaryjnego zatrzymania i wezwania windy przez Clarka. Jednocześnie przekonuję się o swoich podejrzeniach dotyczących dwóch mężczyzn utkwionych w metalowym pudełku.
    Wszystko pędzi, dosłownie. Ledwo widzę jeden obraz, a już przeskakuję na drugi.

    — Akapit czwarty — do “winda zatrzymała się niemal w miejscu, podrywając pasażerów, by po chwili cisnąć ich na podłogę” — Przeczytałam większość za jednym zamachem, aby w miarę nie pisać na ślepo, a jednak pozostawić po sobie jakiś ślad emocji, zanim zabrnę dalej. Napiszę tak: dużo się dzieje, jednak nic nie sprawia, że odczuwam cokolwiek, jakieś odrobiny smutku, ekscytacji, to tak jakbym po prostu było “ot tak”. Nie wiem, czy mi się to podoba, nie jestem przekonana do tego opowiadania, chociaż ma to coś w sobie, ale to coś stłamsiła szybkość. Dosłownie. Daję głowę sobie uciąć, że pisałeś to przed bitwą, Akwus, cholero jedna, stać cię na więcej. Byłam i będę zauroczona twoimi tekstami, jak i twym autorytetem w moich oczach, ale nadal — wobec tej bitwy, stać cię na więcej, sam doskonale to gdzieś pewnie wyczuwasz.
    Wracając: nie widzę tutaj bohaterów, oni się pojawiają, jednak równie dobrze mogliby być drugoplanowi, przypomina mi to bójkę grupki ludzi, potrafię jedynie wskazać tych “bardziej racjonalnych” i tych “stawiających na siłę”. Dolar i Chudy nawet mi zapadli w pamięć ze względu jednak na skojarzenia bardziej, niż na ich opis, czy przedstawiony udział, który też skończył się równie szybko jak się zaczął.
    Historia — świetna, sam pomysł na fabułę, na te zdania “Strzałów z jego dwunastki nikt nie przeżywa. Nie trzech w samą pierś” — bardzo mi się podobają. Wprowadzają taki klimat mroku, papierosów, alkoholu, ciemnego baru (sprawiają, że widzę bar oczami wyobraźni), zostawiają po sobie smród zepsutych ludzi. Podobnie jak zarys historii, od pięknego obrazu budynku, po opowieść o upadku dzielnicy, po zakończone ambicje Szlachcica, po niezbyt inteligentnych poddanych, których chciał uśmiercić. W sumie patrząc na to, mogłeś dlatego ich nie eksponować, ponieważ taki był początkowy plan by skupić się na Szlachcicie i ominąć resztę.
    Garniak, jak na razie, podoba mi się najbardziej, jest tak mało zarysowaną postacią, właściwie nic nie zrobił tylko przeszedł parę kroków od wejścia do windy, a wydaje się interesujący. Czuć tę aurę zimna i mordu. No, zobaczymy.

    — Akapit piąty — do końca — Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, nie powiem. Zaskoczyłeś i jednocześnie mam ochotę dać ci porządnego kopa w tyłek. Takiego, co byś siedział i płakał przez następne dwadzieścia cztery godziny, a potem, a wiesz co potem? A potem przed bitwą, usiadł sobie i pisał. Potem sprawdził, a w między czasie oddychał. Brał głębokie wdechy, uspokajał umysł, do diabła, nawet delektował się alkoholem czy herbatą. Ale się nie wiercił, nie stresował, nie ekscytował zbytnio — Akwus, kocie, masz tyle zapału i ambicji w sobie, tyle umiejętności, doświadczenia i talentu, że potrafisz. Naprawdę potrafisz, a za tym — możesz zaskakiwać. A za tym — chcę byś zaskakiwał.
    Zabrakło mi tutaj pofrunięcia, pójścia za ciosem, dobitnego postawienia na swoim. Mam wrażenie, jakbyś się wahał, jakbyś szedł, widząc obraz, ale bojąc się go opisać. Opowiadanie pomimo naprawdę fascynujących obrazów stało się zwykłą historią, która przelatuje, niczym oglądana reklama w telewizji. Nie dobrze, nie czułam tego. Może inni wyczują coś więcej, ja bym z tego wycisnęłam. Mam wrażenie, jakbyś tylko chwycił gąbkę z wodą. Wyciśnij więc ją, spraw, aby zalała łazienkę, a najlepiej i całe piętro. Uda ci się.
    Inaczej skopię ci tyłek literacko. A Ef zła, to Ef nie do zniesienia, sam widzisz, nie?

    Jeśli chodzi o sytuację we fragmencie piątym, to końcówka przypadła mi do gustu, podobnie jak mechaniczne palce oraz wielki plan Szlachcica. Całość historii była czymś dobrym, jednak nie wykorzystałeś potencjału swojej wyobraźni.

    Styl — 4

    Literówki. Literówki. Literówki.

    Wewnętrzna spójność logiczna opowiadania — 3

    “0 świadczy o poprawności i braku większych błędów w świecie przedstawionym i wydarzeniach, zaś 5 świadczy o interesującym, logicznym, wiarygodnym ciągu i spójności logicznej w opowiadaniu” — Wydarzenia w twoim utworze trzymały się trzonu, były dobrze ujęte i zespolone ze sobą. Wszystko kolidowało się, zderzało, było skutkiem i przyczyną. Jednakże dla mnie słowo “interesujący (...) ciąg” jest tutaj głównym kluczem, wobec którego odjęłam ci punkty. Dokładnie wyrzuciłam ci to niemal w spójności fabularnej, mogłabym to, co prawda, skopiować, jednak wierzę, że po uszach dostałeś.

    Zbieżność z tematem — 3

    A tak narzekali, że nie widzą i nie widzą. Ef chciała zobaczyć bez podpowiedzi czy jest, czy go nie ma, i co? Znalazła. Temat jest widoczny, zaczynając właściwie od samego początku, biorąc pod uwagę wszystkie postacie, jest go naprawdę dużo. Jest rozłożony, a jednocześnie pod koniec zakwestionowany, ale nadal jest. Poniekąd nawet powiedziałabym, że odniosłeś się do wszechświata, ale w innym sensie.
    Zacznę wyjaśniać:
    Najpierw mamy zatrzymanie windy — przypadek, potem podjęcie przez Dolara i Chudego gwałtu — błąd, który sprawił, że obaj mężczyźni stali się ofiarami, najpierw boleśnie zranieni, potem zastrzeleni.
    Błędne rejestry w detektorach — przypadek, który doprowadził do niepokoju poprzez wyczekiwanie i przeciąganie. Zastanawiam się, czy może gdyby nie to, Zgred wszedł by z nimi do windy. Ale, Zgred był w zmowie z Szlachcicem, więc prawdopodobnie również to zostało zaplanowane.
    Wydaje mi się, że Szlachcic nie zaplanował jednak tego tak dobrze, ponieważ winda raz się zatrzymała, gdy jechali w górę, potem, gdy zjechała i znowu poszybowała tym razem dotarła do celu. Wydaje mi się to dość dziwne i sądzę, że tutaj również krył się przypadek i błąd jednocześnie. Przypadek w zdarzeniu, błąd w analizie. Pierwszy postuj windy nie był planowany.
    Dlaczego wszechświat? Rozszerzyłeś przypadki i błędy na grupkę ludzi różnych, innych właściwie od siebie. Pokazałeś trochę inne rozumienie, trochę metaforyczne, jednak nadal będące.

    Estetyka tekstu — 3
    Nie zauważyłam błędów, rozdzieliłeś wyraźnie fragmenty za co plus.

    Zgodność opowiadania z narzuconymi odgórnie zasadami bitwy — 1
    Temat dodatkowy — 0
    Podsumowanie: 4 + 3 + 3 + 3 + 0 + 1 + 0 = 14

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania