Poprzednie częściBriljen i Viljen -- Rozdział 1

Briljen i Viljen -- Rozdział 20

=== Gerymon Pelle ===

 

- Aurben rozegrał swoją partię bezbłędnie. Wszystko wygląda na gemesański zamach. Teraz będzie mógł budować swoją pozycję władzy na nienawiści do przybyszów ze wschodu. - powiedziałem, spoglądając przez okno na płonące ruiny Wieży Wiadomości. Tuż obok mnie siedział młody mężczyzna o długich, blond lokach i zielonych oczach, ubrany w pasiaste, bufiaste spodnie i karmazynową kurtę. Hjali był poetą, ale nie należał do dworskiego kręgu artystów - był raczej… twórcą zaangażowanym.

- Będzie władcą popiołów i ruin. - odparł młodzieniec, przyglądając się walącym się murom i stosom trupów zalegających na ulicach.

- Miasto można odbudować. Kraj jest wielki, jeżeli będzie chciał to przeniesie stolicę na zamek Dejran, skąd operuje szpiegami.

- W takich to chwilach przypominają mi się słowa Valera Seffa, kronikarza agnońskiego. Napisał tak: Historia nie zna dobra i zła, bo ogląda serię różnych rzeczywistości przez pryzmat teraźniejszości, skąd odległe zbrodnie i chwalebne czyny są tylko słowami.

- Mówisz, że historia wybieli Aurbena tak, czy siak? - spytałem, nie do końca rozumiejąc dokąd zmierza w swych refleksjach artystyczny umysł.

- Historia jest szara, drogi Gerymonie. To mam na myśli. Najlepiej wychodzą w niej ci, którzy dbają o własny interes. Być może najlepiej jest przeczekać burzę? Może dołączyć do wesołej trupy intrygantów?

- Żartujesz. - odparłem, spoglądając na kamiennie poważną minę Hjalego - Nie wierzę, że takie słowa padają właśnie z twoich ust. Miałem cię za człowieka, który zawsze dąży do dobra i prawdy, który ma na uwadze dobro gminu.

- Widzisz, za grosz w tobie zmysłu intrygi, drogi przyjacielu. Dlatego też Lord Aurben Malse wycyckał was wszystkich jak tylko chciał. - rzekł młodzieniec i uśmiechnął się szeroko, a był to ciepły i serdeczny uśmiech, który momentalnie uspokoił moje kołatające niczym młot kowalski serce.

- Więc nie masz na myśli zdrady? - spytałem, choć znałem już odpowiedź, chciałem jednak poznać szczegóły jego pomysłu.

- Czy wiesz co stało się, kiedy ludzie przypłynęli na ten kontynent z Gemesangu i wytępili elfy, zmuszając je do ucieczki?

- Wierzysz w te historie? Że to ludzie urządzili rzeź mieszkańców Agnonu i zajęli ich ziemie? Że to ludzie są źli?

- Powtarzam ci, Gerymonie, historia jest szara. Znam umiłowanie naszych świętych mężów do reinterpretacji wydarzeń historycznych, więc jestem skłonny uwierzyć w wersję spisaną przez elfickich kronikarzy. A byłem w Gemesangu, drogi przyjacielu i czytałem ich księgi.

- Do rzeczy. - stwierdziłem, widząc oddział wojska maszerujący w oddali przez brukowaną ulicę i wyłamujący drzwi z kolejnych budynków. - Żołnierze kogoś szukają.

- Ty wiesz kogo.

- Briljen i Viljen.

- Widzisz, nie wszyscy elfowie po rzezi uciekli z Kontynentu. Wielu zostało, napadając na ludzkie dostawy broni, niszcząc uprawy, od czasu do czasu mordując. Prowadzili działalność wywrotową, kryjąc się w lasach i jaskiniach. W końcu wytępiono ich co do nogi.

- Chcesz utworzyć podziemie.

- Musimy znaleźć królewny, Gerymonie. No, przynajmniej jedną z nich. Jeżeli mamy obalić uzurpatora, potrzebujemy kogoś, kogo obsadzimy na tronie w jego miejsce.

- Wybiegasz myślami daleko w przyszłość. - odrzekłem, choć musiałem przyznać w duchu, że determinacja i pewność siebie Hjalego rozpaliły we mnie iskierkę nadziei. Nie wszystko było jeszcze stracone, dopóki Briljen i Viljen gdzieś tam były, mogliśmy nadal je znaleźć.

- Zboczenie zawodowe. Taka rola wizjonerów, prawda?

Rozległo się pukanie do drzwi chaty. Hjali przełknął ślinę, moje dłonie zaczęły trząść się z nerwów i ledwo zebrałem w sobie siły, aby złapać się krawędzi stołu i podciągnąć swoje stare, sflaczałe ciało z siedzenia. Złapałem głęboki oddech i powoli poczłapałem do wejścia, po czym pociągnąłem za klamkę. W drzwiach stał jeden z zabójców Aurbena przebrany za żołnierza, poznałem go po znaku na szyi. W jednej dłoni dzierżył miecz jednoręczny skąpany w czyjejś krwi, drugą trzymał się za futrynę. Jego nogi trzęsły się tak, jakby miały ugiąć się zaraz pod jego ciężarem a na twarzy malował się obraz niesamowitego wysiłku. Otworzył usta i stęknął, jakby chciał coś powiedzieć, ale wydostała się z nich jedynie struga krwi, która spłynęła w dół po jego szyi, kołnierzu, kaftanie, aż po ostrze miecza, który przebił jego trzewia i wystawał z brzucha, niby to kolec u drapieżnego zwierzęcia, konanie myśliwego. Broń wydostała się z powrotem na wolność a mężczyzna padł - najpierw na kolana, potem na twarz. Tuż za nim stał rycerz w hełmie z małymi wgniotkami jak od obucha, z krwią sączącą się z ramienia, tuż obok linii, na której kończył się metalowy kirys, do którego przytwierdzona była na wysokości piersi mała tarczka z herbem łososia wyskakującego ponad taflę wody.

- Sir Tolle! - rzekłem głośno, wciągając go do środka i zamykając drzwi. - Co się stało?

- Żołnierze urządzili sobie dzikie swawole, rozkradają ludziom wszystko, co mają w domach i gwałcą kobiety. Miałem przyjemność spotkać się... z kilkoma takimi... rzezimieszkami. - odparł rycerz, po chwili zasapując się, więc pomogłem mu dotrzeć do krzesła i opaść na nie, by mógł złapać oddech.

- Wygląda na to, że nasz uzurpator nieszczególnie radzi sobie z kontrolowaniem sytuacji. - odezwał się Hjali.

- Albo nieszczególnie mu na tym zależy. - odparłem. - Przypadkiem zasłyszałem doniesienia o przypadkach kardaklis od dwóch rozmawiających ze sobą kapłanów. Zapytałem ich o to, ale przekonali mnie, że musiałem coś źle usłyszeć. Wtedy nie widziałem powodu, by im nie wierzyć.

- Czyli Świątynia przez cały czas działała w zmowie z nimi. - stwierdził sir Tolle.

- Ale ich ludzie nie zapadli na chorobę. To jakiś eksperyment. Plaga kontrolowana. - stwierdziłem, unosząc strapiony wzrok na rozmówców.

- Jeżeli to prawda, to i ty powinieneś być zarażony. Z tego co mówiłeś, nigdy nie byłeś w dobrych stosunkach z Aurbenem. - zauważył młody poeta. Miał rację, z jakiegoś powodu plaga nie dosięgnęła mnie, pomimo, że byłem jednym z głównych przeciwników politycznych lorda Malse. I nagle… pojawiło się w mojej głowie znikąd, wszystko stało się jasne.

- Jako jedyny z dworu nie tykam wina. Wymigiwałem się twierdząc, że wywołuje ono u mnie zgagę i potwórne bóle brzucha. Jego Wysokość powtarzał mi, że to niemożliwe, że wino wspomaga trawienie, ale ja i tak go nie ruszałem. - wytłumaczyłem. - Wolałem zachować trzeźwy umysł. Briljen i Viljen też nigdy go nie ruszały. Zaraz...

- Co takiego?

Stanąłem jak wryty. Ciężko było mi uwierzyć we wnioski, jakie z pokrętnych myśli plotły się w mojej głowie. Starałem się przekonać sam siebie, że musi to być iluzoryczna konkluzja, że tylko wydaje mi się, że wszystko składa się w tak sensowną całość, że coś mi umyka… ale nie potrafiłem znaleźć żadnego innego wyjaśnienia.

- To nie jest eksperyment. On już dawno się odbył. To wszystko było planowane od wielu, wielu lat. Za pierwszym razem nie udało im się zapanować nad żywiołem.

- O czym mówisz, przyjacielu? - spytał Hjali, kompletnie już zbity z tropu.

- Królowa Filobjan zachorowała dzień po dniu swoich urodzin. Zgadnijcie, co otrzymała w prezencie od lorda Malse? - spytałem, otwierając szeroko oczy, jak gdybym nie chciał już nigdy być równie ślepym.

- Wino. - stwierdził Sir Tolle markotnie, ledwie trzymając się w krześle.

Hjali wstał od stołu i zerknął przez okno.

- Nie uwierzycie… - powiedział - strażnicy… oni wszyscy... przewracają się i macają ściany. Jakby oślepli. To chyba nasza szansa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Prozę
    Dwa tematy i ogromny wachlarz twórczej wyobraźni.
    Można umieścić dwa tematy w jednym opowiadaniu lub pisać na jeden.
    # DWA POZIOMY SUMIENIA
    # W SUMIE NIE
    Czas do 23 stycznia 2021, godzina 23:59.
    Liczymy na Ciebie!!!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania