Crexos (2)
– Cesat się zamknął – poinformował porucznika i sierżanta Brodman, elf-wampir powracający ze zwiadu z drugiej strony skały. – Teraz powinien być spokój.
Wychylał się nieco nazbyt poza obręb bezpiecznej strefy, ale nikt nie posłał w jego stronę nawet krzywego spojrzenia.
– Ostrożnie, Brodman. Jeszcze nie wszystkie trupy potwierdzone – ostrzegł go Wilcox. – Jeszcze możesz dostać serią od jakiegoś udawańca.
Wampir wzruszył ramionami. Nawet, jakby wpakowali w niego cały magazynek, nic by mu się nie stało i wszyscy o tym wiedzieli.
– Mogą mnie cmoknąć.
Obok niego zbierał się z pozycji Friday. Klepnął mocno zwiadowcę w plecy.
– Nie ma to jak nieżywy elf w oddziale, co nie? Wystarczy, że na chwilę wyskoczy spojrzeć na cesat i już jest jakaś rozrywka. – Kiwnął brodą w kierunku ściany pobliskiego lasu, gdzie jeszcze przed chwilą połyskiwało na srebrno-żółto przejście międzywymiarowe, zwane od dawien dawna cesatem, choć etymologia zaginęła w pomrokach dziejów. – Jak widoki dziś? Wyszło coś?
Wampir pokręcił głową. Friday westchnął z rezygnacją.
– Ciebie po coś posłać, Brody…
Pojawił się obok Evin, lekko utykając.
– Melduj, Brodman. Wilcox, Friday, obserwować perymetr.
Komandosi odeszli na boki i przyłożyli lunety do oczu. Nasłuchiwali.
Evin nachylił się do wampira, dając mu do zrozumienia, żeby uczynił to samo. Zaszurali butami.
– Ilu?
– Trzy oddziały przeszły z naszej strony, panie sierżancie.
– Zmotoryzowani?
Brodman pokręcił głową.
– Piesi. Spora część z maczugami. W tym też regiment szczuroludzi Nexusów. Mam rozpiskę. – Poklepał się po kieszeni. Evin skinął głową.
– Ilu wyszło?
Wampir spojrzał mu w oczy, przekazując cicho informacje: co najmniej sześć oddziałów wargów-zwiadowców z żółto-czarnym ubarwieniem, kilku lotników średniego zasięgu plus bogowie raczą wiedzieć, ilu knechtów z glewiami i innymi ostrzami na drzewcach. Ci ostatni poruszali się w bardzo ruchliwych grupach, kupach, zupełnie nic sobie nie robiąc z szyków – przez co trudniej było ich policzyć. Zwłaszcza z ukrycia, z pół kilometra.
– Poszli na wschód? Na zachód? – zgadywał Evin.
– Na wschód – potwierdził wampir. – Wszyscy, jak jeden. Ale nie trzymają się linii drzew.
– Jest się czym przejmować?
Brodman w milczeniu skinął głową.
– Jasna kurwa – skomentował potem wieści Peters, zaznajomiony już z wszystkimi faktami. – A nas tu tylko pięciu.
*
Maersk otworzył oczy i rozejrzał się pobieżnie dookoła. Obok niego, z wykręconym niemożliwie barkiem i wybałuszonymi oczami leżał Brechit. W jego wykręconym kroczu, co Maersk skwitował przekleństwem, tkwił poszarpany kawał blachy, dawnej osłony wieżyczki. A dziesięć centymetrów obok krawędzi osłony była jego noga, nawet nie draśnięta. Westchnął.
– Nie ma to jak fart – powiedział cicho. – Kurwa, nie ma to jak fart.
– Istotnie – zauważył blady jak prześcieradło facet, kucający, jak się okazało, na skale tuż za jego głową. – Taki fart, mhm, dobra rzecz.
Maersk rozejrzał się po bokach. Jego kałasznikow zniknął, jego pistolet i nóż też.
– Nie masz tam czego szukać. Twoja broń jest bezpieczna, razem z panami Fridayem i Wilcoxem, aczkolwiek o tym, czy weźmiesz ją jeszcze do rąk, albo czy w ogóle będą kiedyś jeszcze jakieś ręce, zdecydujesz sam.
Maersk spojrzał w stronę wraku samochodu. Obok niego stało dwóch facetów w mundurach zwiadu górskiego. Wyglądali nonszalancko, ale broń trzymali pewnie.
– Crexos! – warknął, wykrzywiając usta i błyskając białymi zębami.
Blady mężczyzna nie odrywając wzroku od niego, sięgnął w stronę odbiornika. Zaszumiało radio.
– Tu Brodman – rzucił, odczekał chwilę i upewniwszy się, że tamci nasłuchują, dodał: – Nie uwierzycie, kogo nam tu piekło zesłało.
Sięgnął w dół, ku głowie leżącego. Przejechał ręką po jego włosach i zatrzymał ją na karku. Lekko ścisnął u nasady czaszki. Maersk zesztywniał.
– Pójdziesz ze mną, jeśli chcesz żyć. A uwierz mi, chcesz. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. Najczęściej całkowicie przypadkowo.
Maersk posłusznie wykonywał polecenia bladego Crexo: splótł ręce na głowie i szedł powoli, licząc kroki od jeden do osiem i w kółko. Za nim szedł tylko on – ten, który przedstawił się jako Brodman – pozostali dwaj myszkowali przy trupach jego kolegów. Powoli pięli się w górę, najwyraźniej tam mieściło się ich tymczasowe dowództwo.
Gdy tam dotarli, czekało na nich dwóch facetów, również w górskich mundurach, z pistoletami w rękach. Nie mieli żadnych dystynkcji. Opierali się o ogromny pojazd.
– Powiedz im to, co mi – poklepał go po ramieniu blady facet, stając obok.
Maersk spojrzał na nich, nie rozumiejąc.
– Śmiało, powiedz to, jak nas nazwałeś. A jak nie chcesz, zawsze możesz dołączyć do kolegów. – Ruchem głowy wskazał dno wąwozu, gdzie przed chwilą zginęli wszyscy z jego oddziału. Zadziałało, widok zmasakrowanych granatami ludzi napełniła go wściekłością.
– Crexos! – Wypluł im w twarze to słowo. Zdziwione twarze, musiał przyznać. Rzucił szybko okiem w stronę ich pistoletów, układając w głowie zarys planu.
– Nawet o tym nie myśl – powiedział Brodman wprost do jego ucha.
Jeden z mężczyzn opierających się o dżipa zrobił krok w jego stronę.
– Który mamy teraz rok? – zapytał.
*
Friday przetrząsał trupy w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tym, skąd pochodzą, dokąd zmierzają, lub czy wieźli coś cennego. Albo kogoś. Wszyscy mieli naszywki nieznanych mu oddziałów, mundury wojskowe niezidentyfikowanego typu, a ich samochody, zanim przemieniły się w kupy płonącego złomu, wyglądały kompletnie nieznajomo. Krótko mówiąc, przybysze nie byli stąd. Ich broń wyglądała standardowo, jednakże karabinów tej generacji nie kojarzył nawet z muzeum wojskowości. A dziwne, bo mimo swoich niespełna dwudziestu lat, był w ich plutonie specjalistą od uzbrojenia.
W dodatku dwóch z nich miało przy sobie dokumenty podbite przez kogoś, kogo nie było wśród żywych od dobrych kilkuset lat. Sięgnął do radia.
– Poruczniku, nie uwierzy pan.
Peters odpowiedział od razu.
– Ja już nie wierzę, Friday. Przeszukajcie z Wilcoxem wszystko bardzo dokładnie i szorujcie na górę. Mogą być kłopociki.
Komandos ucieszył się.
Kłopociki, lubił powtarzać, to moja specjalność.
Komentarze (4)
Więc teraz lepię to z tej strony, od środka jednej trzeciej - wampiry, elfy, inne gówna traktuj na luzie - to część większej powieści, nie opowiadanie. Przynajmniej planowo. Wielkie dzięki za przeczytanie, fajnie żeś wpadł.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania