Poprzednie częściElfia Sekta - Prolog

Elfia Sekta (2)

To na co patrzyła w żadnym stopniu nie przypominało zwierzęcia. Mimo to w głębi serca, w najdalszych zakamarkach jej umysłu wiedziała, że to nie jest pierwszy raz kiedy spotkała takie monstrum. Stwór był mocno przygarbiony, gdyby się tylko wyprostował, dosięgałby z pewnością do jej piersi. Z wyglądu przypominał hybrydę chochlika i goblina. Sama nie była w stanie stwierdzić co było bardziej podobne. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, po czym z jego gardła wydarł się dźwięk na podobiznę warkotu oszalałego, zdziczałego zwierzęcia. Raniący uszy odgłos trwał kilka sekund, na chwilę ustępował, gdy stwór brał tchnienie i zaczynał wyć na nowo. Uczucie mdłości czy strachu nie przemijało, wręcz przeciwnie - bezustannie wzrastało. Jednak panujące emocje to zaledwie detale, w porównaniu z tym co rozgrywało się w jej umyśle. Głowa napełniona była po brzegi znakami zapytania. Nie miała za wiele czasu, by się nad tym zastanawiać, ponieważ zza drzew wyłoniły się kolejne formy życia, z urody dostatecznie przypominające poprzednika. Bez wątpienia to był jeden i ten sam gatunek, który jak przypuszczała nie stał w żadnym stopniu na wyginięciu.

 

A może to mi się jedynie śni? Przecież to niemożliwe… coś takiego nie ma prawa istnieć, jednakże… przecież czuję utrudzenie, każdy najmniejszy podmuch wiatru, napięcie. Do moich uszu docierają słodkie śpiewy ptaków, czuję cały otaczający mnie las… to nie jest sen! - przez umysł dziewczyny przeszła kakofonia sprzecznych myśli pozostawiających ją w niewiedzy. Przyglądała się im, nie będąc pewna jak ma zareagować. Nadal panicznie się bała, ale w uciecze nie miała żadnych szans, po przebytym przed chwilą biegu. Potwory wydawały porozumiewać się miedzy sobą, a jednocześnie bacznie ją obserwowały. Czyżby nie miały zamiaru jej atakować…?

 

Cicha nadzieje zaczynała powoli gasnąć, gdy na jej sylwetkę skierowały się wszystkie pary ślepi, a u rąk zaczynały wyrastać długie niczym brzytwy pazury. I tak o to jej optymizm znikł równie szybko, jak się pojawił. Aż nazbyt wiedziała, że nie ma szans, choćby ze względu na liczebność, nie wspominając o budowie przeciwników czy na jej kompletny brak wiedzy o walce i zmęczenie. Orianna nie należała do osób, które poddają się tak łatwo, bez walki. Co jej po tym jak i tak stała na straconej pozycji? Nie chciała się zniechęcić nie podejmując żadnych działań. Podniosła z ziemi pobliską gałąź, która była jej jedyną bronią. Przyjęła pozę wojowniczki i czekała na pierwszy atak. Dziwactwa powoli, ze stoickim spokojem zaczęły zbliżać się do niej z obrzydliwym grymasem pyska, przypominającym ironiczny uśmiech. Z każdą sekundą strach zamieniał się w adrenalinę. Przed ostatecznym atakiem, po lesie rozległ się melodyjny śpiew przypominający ćwierkot drozda. Właśnie wtem stała się kolejna zaskakująca rzecz. Z drzew zeskoczyły kolejne, inne istoty. Tym razem te były znośne dla oka i wydawały się przyjaźnie nastawione. Samo patrzenie na nich napawało serce ogromną radością i… nostalgią? Tak, bez wątpienia czuła ogromną tęsknotę. Nie były za wielkie, ot co ludzkich rozmiarów i nawet w pewnym stopniu przypominały ludzi, gdyby nie fakt, że uszy miały szpiczaste, a urodę nieskazitelną. Czyżby elfy? Nie przypominały kruchych istot jak to zawsze w legendach były przedstawiane. Niektóre z nich były dość dobrze opancerzone. Każdy z nich posiadał co najmniej jedną rzecz do samoobrony i liczyły mniej więcej piętnastoosobową grupę.

 

- Uciekaj! - wydał jeden z nich dźwięk.

 

A jednak plotki krążące o tym zakamarku były prawdą? Czy miała uciekać? Tak, powinna ruszyć się z pod tego drzewa jak najszybciej. Nie zastanawiając się czy to dobry pomysł rzuciła się pędem przed siebie odwracając się co jakiś czas z obawą. Urodziwa istotka zwana Orianną nie miała konkretnego obłożonego celu. Chciała po prostu uciec od tej odmiennej rzeczywistości, łudząc się, że zaistniała sytuacja nigdy nie miała miejsca. Biegnąc, tuż przed sobą zauważyła około dwumetrową postać trzymającą w ręku pokaźną igłę, na której zakończeniu znajdowała się lepka substancja. Obcy wyglądem przypominał wyrośniętego elfa z osobliwymi, hebanowymi znakami. W pośpiechu tylko tyle mogła wywnioskować. Odczuciom paniki towarzyszyła trwoga, której nie dało się opisać słowami. Przecież nie miała pojęcia o zamiarach poczwary, która wpatrywała się w nią jak w obraz. Jedak czy to dobry znak? Czyżby kiedyś ją widziała? O włos, a wpadłaby na to monstrualne dziwactwo. Ono jednak odsunęło się pierwsze, pozwalając dziewczynie upaść na twardą glebę. Ciemny stwór czym prędzej poruszył się w stronę przerażonej Orianny. Jego intencję z pewnością nie były dobre jak się okazało. Nieoczekiwanie poczuła lekkie ukucie, które dało się odczuć na lewym ramieniu. Natychmiastowo zdrętwiały jej wszystkie mięśnie ciała, a czarna, nieznajoma sylwetka stojąca przed nią straciła kształt. Obraz rozmazywał się z sekundą na sekundę. Przestała czuć swoje nogi zupełnie jakby były z waty i momentalnie upadła zamykając oczy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania