Poprzednie częściGotham - miasto grzechu. #1

Gotham - miasto grzechu. #3

Obudziłam się, jednak długo nie otwierałam oczu. Przy swoim uchu czułam czyjś oddech. Oddech Jokera. Chyba dalej spał. Zorientowałam się, że obejmuję go ręką w pasie. Ale nie chciałam jej cofać. Delikatnie przejechałam palcami po jego odkrytym, nagim brzuchu i żebrach. Miał strasznie dużo blizn.

Gdy poczułam, że się poruszył, szybko przestałam. Myślałam, że się obudził, jednak bałam się podnieść. Nie wiem czemu. Joker jeszcze bardziej mnie do siebie przycisnął, co wcale mi nie przeszkadzało. Pachniał świeżością i ciepłem, chociaż nigdy nie sądziłam, że ciepło może pachnieć. Ale najwidoczniej może.

- Obudziłaś się - szepnął Joker.

- Skąd wiesz? - spytałam, równie cicho, zaskoczona.

Zaśmiał się.

- Nie oddychasz miarowo. A w ogóle czułem to.

- Co? - udawałam głupią.

- Jak mnie dotykałaś. Nie powiem, dość przyjemne.

Też się zaśmiałam i z powrotem przejechałam palcami po jego brzuchu.

- Mówisz?

- Mhmm...

Usiadłam na niego okrakiem, na co Joker spojrzał z zaskoczeniem.

- Pamiętasz, co mi obiecałeś?

Uśmiechnął się szeroko. Za szeroko.

- Oj skarbie, musiałem cię rozebrać, bo gdybym tego nie zrobił nie wyglądałabyś teraz tak ładnie. Mogę ci się inaczej odwdzięczyć - dodał tajemniczo.

Zmarszczyłam brwi.

- Jak na przykład?

Zastanowił się, marszcząc przy tym brwi. Do głowy wpadła mi myśl, że wygląda bardzo uroczo gdy tak robi.

- Nie potrafię gotować. W ogóle. Sądzę, że nawet wodę na herbatę mógłbym przypalić. Ale... - przejechał po mnie wzrokiem. - Nie możesz cały czas chodzić w mojej koszuli, nawet jeżeli wyglądasz w niej lepiej ode mnie. Dlatego mam dla ciebie kostium.

- Kostium?! - wykrzyknęłam, ciesząc się jak dziecko z nowej zabawki. - Już nie jestem głodna! Idziemy założyć kostium!

Zaśmiał się głośno.

- No to chyba musisz ze mnie wstać.

Tutaj zmarszczyłam brwi, spoglądając na Jokera kątem oka. Wydawał się niezbyt zadowolony tą myślą, więc powiedziałam:

- Nie, jeszcze nie - i przytuliłam się do jego torsu. Wydawał się jeszcze bardziej zaskoczony, jednak po chwili również mnie objął. W sumie nawet nie wiem, czemu się do niego przytuliłam. Ale był taki ciepły i ładnie pachniał. Jakoś nie mogłam mu się oprzeć.

Nagle Joker zadał pytanie:

- Dlaczego się mnie nie boisz? Dlaczego nie jesteś taka jak inni ludzie z Gotham i nie uciekasz do Batmana, gdy mnie widzisz?

Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na to pytanie. Było jak zagadka, musiałam wskazówki szukać w sobie. W tym co czuję, myślę, wiem, lub nie wiem. Prawdziwa zagadka. Chwilę się zastanowiłam i odpowiedziałam:

- Nie potrafię się ciebie przestraszyć. Nigdy nie widziałam cię w akcji. Chyba że w telewizji - przypomniały mi się wiadomości sprzed tygodnia, w których Joker z dachu wysokiego budynku strzelał do helikopterów i policyjnych radiowozów. Śmiejąc się przy tym - Ale... dlaczego nie uciekam do Batmana? - zaśmiałam się ochryple - Bo zrobił coś, o czym nigdy nie zapomnę ja, mój ojciec i on sam. Ale nie chcę o tym mówić. Nie teraz.

Wstałam z niego i przeciągnęłam się. Poczułam na sobie wzrok Jokera, więc obejrzałam się. Rzeczywiście, przyglądał mi się. Badawczo. Swoimi czarnymi oczami. Oczami, które tak wciągają swoją czernią...

- Idę do łazienki - oznajmiłam, wyrywając się z transu.

- Ręczniki są w szafce pod umywalką. Szampon też.

I wyszłam z pokoju.

 

 

[PERSPEKTYWA JOKERA]

Patrzyłem za nią jak odchodzi. Jeszcze długo nie mogłem wstać z łóżka, wcale nie miałem na to ochoty. Jednak gdy usłyszałem dźwięk odkręcanej wody stwierdziłem, że przydałoby się ubrać i przygotować kostium dla Diany. Siadłem na łóżku i przeciągam się. Przeczesuję palcami włosy i wstaję, aby się ubrać.

Już ubrany i ogarnięty wyjmuję spod łóżka pudełko z napisem "Kostium". Uchyliłem delikatnie wieko, aby zobaczyć, czy wszystko jest w najlepszym porządku i idę do drzwi łazienki. Odczekałem chwilę, aż ucichnie lecąca z prysznica woda i zapukałem do drzwi.

- Tak? - odezwała się Diana.

- Skarbie, mogę wejść? Mam dla ciebie kostium.

- Już! Tylko owinę się ręcznikiem...

Po chwili drzwi otworzyły się. Stała w nich Diana, owinięta białym ręcznikiem, z mokrymi włosami. Próbowałem nie obserwować jej zbytnio. Nie za dobrze mi to szło. Szybko podałem jej pudełko.

- Gdy już przymierzysz pokaż mi się.

I odszedłem. Wróciłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Podniosłem z ziemi lusterko i spojrzałem na swoje odbicie. Biała skóra, blizny na twarzy, cienie na powiekach i pod czarnymi oczami. Czerwone usta. Pożółkłe zęby. Zielone włosy. Wyglądałem jak psychopata. Byłem nim. Dlaczego ona jeszcze ode mnie nie uciekła? Czemu wciąż przy mnie jest?

Usłyszałem otwierane drzwi, więc odgoniłem od siebie pytania, odłożyłem lusterko i wstałem, uśmiechając się szeroko. Diana weszła do pokoju i stanęła przede mną w gotowym już stroju.

Miała na sobie fioletowe kabaretki z dziurami w niektórych miejscach, czarne, krótkie spodenki, również z dziurami, krótką, odkrywającą brzuch, żółtą bluzkę z krwawym uśmiechem i napisem "keep smiling", fioletowy płaszcz, taki sam jak mój i czarne, sięgające kolan kozaczki na obcasie. Usta pomalowane były czerwona szminką, którą pewnie znalazła w mojej szafce, natomiast powieki ciemnym, prawie czarnym cieniem. Uśmiechała się, tak samo jak ja. Tak ślicznie...

- Wyglądasz wspaniale, kotku - podszedłem do niej i poprawiłem płaszcz, chociaż wcale nie było to potrzebne. - A nawet jeszcze lepiej. Brakuje ci tylko jednego...

Sięgnąłem do kieszeni swojego płaszcza, wyjąłem z niej piękny, czarny pistolet i podałem jej go. Po chwili wahania wzięła do w dłoń, oceniając jego ciężkość, wygląd... Jakby się na tym znała.

- Miałaś już styczność z bronią?

Pokiwała głową.

- Mój ojciec był kiedyś żołnierzem. Przez trzy lata uczył mnie strzelać, dopóki nie postrzeliłam człowieka. Przypadkowo, oczywiście. Chcieli mnie zamknąć w Arkham, ale mój drogi tatuś przekonał ich, że nie jestem żądnym krwi mordercą - zaśmiała się. - Nie byłam.

Przyjrzałem się jej badawczo.

- Sądzisz, że stałaś się żądnym krwi psychopatą?

- Może nie żądnym krwi - chociaż zależy kogo - ale ostatnio stałam się... Inna. Od pewnego czasu zmienił się mój tok myślenia, postępowanie... Nawet mówię inaczej.

Zamilkła na chwilę, jakby zbierając myśli, i rzekła:

- Nie przeszkadza mi to. A nawet przypadło mi do gustu. Tak jak te buty - wskazała na kozaki - są przeurocze.

Zaśmiałem się, odchylając głowę do tyłu. Gdy już się uspokoiłem wyjąłem ze swojej kieszeni kieszeni taki sam pistolet i spytałem półszeptem:

- Masz ochotę na małą rozrywkę - uśmiechnąłem się szeroko i znacząco.

Odwzajemniła uśmiech. Wiedziałem, że będzie to dzień niezapomniany.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania