Grzeszne życie Lisy Smith 1 Nie ufaj facetom

Tylko kilka dni dzieliło Lisę Smith od upragnionych ferii świątecznych. Pierwszy semestr wlekł się w nieskończoność. Nauka zaprzątała jej każdą minutę życia. Przez większość czasu zastanawiała się, dlaczego poszła na te durne studia prawnicze… a no tak. Jej ukochany tatuś miał co do niej ambitne plany, a jako iż Lisa była jego jedynym dzieckiem nie mogła zawieść swojego papy. Kuła dniami i nocami, aby zostać słynnym na cały kraj adwokatem. Na szczęście za kilka dni to się skończy ( przynajmniej na tydzień). Gdy tylko nadejdą święta Lisa zadba o siebie, będzie chodzić z przyjaciółkami na imprezy i wyjedzie gdzieś ze swoim chłopakiem( może tam gdzie jest śnieg. Jej rodzinny stan Waszyngton raczej nie zachęca do białego szaleństwa). Tak to dobry plan. Niestety, teraz siedziała na sali wykładowej i słuchała nudnego przemówienia na temat prawa w Starożytnym Rzymie. Jej wykładowca ( gruby i obleśny) pan Leon Darrel, był nazywany przez swoich podopiecznych Profesorem Lolą, odkąd dwa lata temu jedna ze studentek zobaczyła jak tańczył w kobiecym stroju w klubie dla transwestytów.

Kiedy Profesor Lola był zajęty rozczulaniem się nad niejakim Hammurabim, Lisa napisała do swojego chłopaka, Mika.

„Hej kochanie, przyjedziesz po mnie?”

W oczekiwaniu na odpowiedź włączyła galerię zdjęć na swoim smatrphonie. Roiło się tam od fotek jej i Micka. Postanowiła obejrzeć je po raz setny. Z jednej z nich zerkał na nią dobrze zbudowany, zielonooki chłopak z rozczochranymi włosami( i gołym torsem, ale to szczegół). Lisa zerknęła na ekran jeszcze raz i westchnęła z zachwytem. W tym momencie przyszedł SMS od Micka.

„Jasne, ale muszę wpaść na chwilę na próbę”

„Ok., czekaj przy schodach”

„<3”

„ Ja ciebie też”

Lisa odłożyła telefon i nagle zdała sobie sprawę, że na Sali jest bardzo cicho i wszystkie oczy są zwrócone w jej stronę.

-Panno Smith, czy może pani odpowiedzieć na pytanie, które przed chwilą pani zadałem?

„ Cholera- pomyślała- trzeba poćwiczyć podzielność uwagi”

-A więc odpowiedź na pytanie brzmi…- To była jedna z nielicznych chwil, kiedy Lisa szczerze modliła się o cud i po raz pierwszy w życiu cud się zdarzył. Ciszę w sali wypełnił dźwięk „Listu do Elizy” Beethovena. Pan profesor Lola odwrócił się w stronę swojego nesesera i wyjął z niego telefon wielkości cegły.

- Przepraszam na chwile, to pilne- speszył się trochę i szybkim krokiem wyszedł na korytarz.

Lisa nie chciała czekać na jego powrót, szczególnie, że nadal nie znała treści pytania, które jej zadał. Wykład miał się kończyć za dziesięć minut, więc nic się nie stanie jeśli wymknie się trochę wcześniej. Tak też zrobiła. Najpierw po cichu przemknęła przez korytarz na pierwszym piętrze, a potem pędem pobiegła po schodach, torbą zahaczając o wiadro woźnego…

Mike czekał na nią w umówionym miejscu. Opierał się o balustradę i palił spokojnie papierosa. Na widok Lisy zgniótł niedopałek butem i uśmiechnął się do niej.

-Cześć śliczna. Jak tam szkoła?

-Cudownie, Lola chciał mnie zapytać, ale na szczęście mi się upiekło, a jak tam… no właśnie. Co ty w zasadzie robisz skoro się nie uczysz?

-Hmm… komponuję. Teksty same się nie napiszą, a za coś trzeba żyć.

Mike był liderem w punkowej grupie o szlachetnej nazwie „Fuck”. Zespół nie był zbyt popularny, przez co Mike nie miał dużo pieniędzy. Ubierał się w znoszone ciuchy po starszych braciach, jeździł starym vanem i nie mógł kupować swojej dziewczynie drogich prezentów. Jego stan materialny bardzo nie podobał się ojcu Lisy, panu Leonardowi Smithowi. Pan Smith był najbogatszą osobą na półwyspie Olympic, a swojej fortuny dorobił się inwestując na giełdzie. Mimo że nie należał do rodzinnych typów( matkę Lisy umieścił w psychiatryku, a jego trzy kolejne małżeństwa skończyły się rozwodem) to było mu bardzo nie w smak, że jego jedyna córeczka spotyka się z kimś z niższej warstwy społecznej.

-Gdzie masz tą próbę?- spytała Lisa, kiedy w siedzieli aucie ściśnięci pomiędzy perkusją, a głośnikami.

-Hmm… koło tego nowego supermarketu. Tylko wiesz kochanie, próba może się ciągnąć godzinami. Nie chcę żebyś się nudziła. Wiem, że nie przepadasz za taką muzyką.

-Jak ty mnie dobrze znasz. To co, spotkamy się wieczorem?

-Nie wiem…

-Jasne, nie tłumacz się. Chcesz mieć wieczór tylko dla siebie. Bez mojego zrzędzenia. Zatrzymaj się tutaj. Pójdę do Joann mieszka przecznicę dalej.

-Lisi, to nie tak…

-Idź zabaw się ze swoimi kolegami, a mną się nie przejmuj. Zatrzymaj się tutaj.- Lisa była wściekła. Miała po raz pierwszy od niepamiętnych czasów wolny wieczór , a jej chłopak wolał spędzić go na próbie. Kiedy samochód się zatrzymał dziewczyna trzasnęła drzwiami i szybkim krokiem ruszyła w kierunku domu swojej przyjaciółki.

 

-Halo?- odezwał się kobiecy, ochrypły głos w domofonie. Należał do Joanne.

-Hej, to ja. Piłaś?

-Ma powód!- odezwał się drugi, bardziej dziewczęcy, cichutki głosik.

-Camill? Co ty tam robisz?

- Umieram! Właź na górę wszystko ci opowiem. Jo, wpuść ją.

Joann i Camill siedziały rozwalone na skórzanej kanapie w salonie. Na niebotycznych rozmiarów telewizorze szedł „ Dziennik Bridget Jones”, a na podłodze walały się puszki po piwie, pudełka po lodach i zużyte chusteczki.

-Jezu, co się tutaj stało?

-Boski Patric zdradził mnie z tą zdzirą Alice!- Wybełkotała zalana łzami Camill.

-CO!? Twój Boski Patric?- Lisa rzuciła swoją torbę na ziemię i pobiegła przytulić przyjaciółkę. – Faceci to świnie.

- Co ty możesz o tym wiedzieć? Masz idealnego chłopaka.

-Nie jest taki cudowny jak myślicie. Dzisiaj na przykład woli siedzieć ze swoimi koleżkami zamiast ze mną…

-Mówiłam wam, że bycie singielką jest wspaniałe, a wy do mnie „ Przestań, Joann. Nie możesz być starą panną, to okropne kto ci na starość pomoże?” No to teraz macie. Wy płaczecie, a ja i mój kot jesteśmy razem szczęśliwi- Joann wstała z kanapy i chwiejnym krokiem pomaszerowała w stronę okna.- Wiecie co? Mimi pisała do mnie, że w tym klubie na Long Street jest dzisiaj męski striptiz! Idziemy?

- Przed chwilą mówiłaś, że życie bez facetów jest prostsze.

- Mi chodziło o związki, a nie o oglądanie nagich przystojniaków. Poza tym jestem wypiłam tyle litrów piwa ile sama ważę. Nie powinno się słuchać ludzi w stanie upojenia alkoholowego.

No właśnie, nie powinno się. Jednak Lisa i Camill posłuchały się swojej przyjaciółki i o godzinie 21:30 zamówiły taksówkę i wyjechały do klubu o wiele mówiącej nazwie „Syrena”( po drodze oczywiście zatrzymały się w sklepie monopolowym po fajki i piwo, ale to mniej istotne). Klubowy neon było wydać już z odległości dwustu metrów, więc mimo że dziewczyny nie były zbyt trzeźwe trafiły do celu bezpiecznie. Już od progu było widać, że w takie miejsce nie uczęszczają grzeczne dziewczynki studiujące prawo. Z głośników dudniła głośna muzyka, drinki sprzedawali niekompletnie ubrani przystojniacy, a na scenie tańczył chłopak w stroju króliczka. Lisa przetarła oczy i podeszła bliżej. Myślała, że świadomość płata jej figle. Niestety… w stroju króliczka paradował nie kto inny jak jej najdroższy Mike!

Dziewczyna stała sparaliżowana nie mogąc wyksztusić z siebie ani słowa. Otrzeźwiała momentalnie i zrozumiała, że natychmiast musi coś zrobić.

-Mike!

- O Boże, Lisa? Co ty tu robisz!?- Chłopak przestał kołysać się w rytm muzyki, zszedł ze sceny i poszedł do zszokowanej Lisy.

-Co ja tu robę? Co ty tu do cholery wyprawiasz? Tak wyglądają twoje próby!?

-Nie, kochanie to tylko tak dorywczo. Chciałem zabrać Cię gdzieś na święta. Potrzebowałem pieniędzy, to wszystko.

- Żartujesz sobie? Nie mogłeś roznosić ulotek jak normalni ludzie?

-Lisi, słonko…

-Nie mów do mnie! Brzydzę się tobą!- Lisa rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu swoich przyjaciółek. Obie siedziały przy barze i zajmowały się degustacją bliżej nieokreślonej, neonowo-fioletowej substancji.- Dziewczęta, wychodzimy!

-Tak jest pani kapitan- odezwała się Camill, odciągając od baru na półprzytomną Joann. Trójka przyjaciółek opuściła klub i udała się do domu Joann, gdzie przez następne dwa dni spędzały czas na piciu, jedzeniu lodów i wybieraniu wymarzonego zakonu z klauzurą. Kiedy Lisa w końcu wytrzeźwiała, zobaczyła na swoim telefonie milion nieodebranych połączeń i tysiąc SMSów od Micka. W przyszłym tygodniu zaczynały się święta. Czas radości, miłości i spotkań z rodziną. Teraz, gdy nie było już Micka, Lisa mogła liczyć tylko na swoje przyjaciółki. Może to nie będą święta jak z amerykańskiego serialu, ale na bank coś wymyślą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania