Harry Potter - Historia Hany Silversun - część 3

Dlaczego Draco nie chciał mi powiedzieć prawdy? Co on knuje? Mam się bać? Że też Harry musiał rzucić to zaklęcie… Oby nie było z tego większych kłopotów. Czemu Snape dalej nie wypytywał nas? Uwierzył w to? Nie, na pewno nie. Więc dlaczego nas puścił? Za dużo tych pytań. Niepokoiło mnie to.

Nawet nie zauważyłam, gdy dotarłam przed portret Grubej Damy.

- Hasło? – przestraszyła mnie.

- Co? – omal nie spadłam ze schodów. Jednak szybko skojarzyłam fakty. – Krówka robi „mu”.

Obraz odsunął się, a ja weszłam do pokoju wspólnego gryfonów. Nie było tu prawie nikogo. Tylko Harry, Ron i Hermiona siedzieli na fotelach, rozmawiali. Kiedy tylko weszłam, zamilkli. Od razu wiedziałam, że mówili o mnie.

- Hana! – krzyknął Ron.

- W porządku? Nic się nie stało? – spytała Hermiona.

- Nic… - popatrzyłam w oczy Harry’ego. Coś się we mnie zagotowało. Poczułam się oszukana. Dlaczego to ja mam się poświęcać, by go kryć? – Nic – powtórzyłam pewniej, zacisnęłam usta i ruszyłam do dormitorium dziewczyn.

- Hana, co ci się dzieje? – chwycił mnie za ramię Harry.

- Czemu ty wiecznie musisz się pakować w kłopoty?! Nie możesz…?! – próbowałam mu się wyrwać.

- Spokojnie – przerwała mi Hermiona. – Opowiedz nam, co się działo po wyjściu Harry’ego z łazienki – poklepała miejsce obok siebie. Nie miałam zamiaru siadać.

- Kiedy mam szlaban? – dodał Harry.

- Udało mi się przekonać Draco, by nie mówił nikomu co między wami zaszło – odpowiedziałam z miną triumfatora. Wszyscy byli co najmniej zdziwieni.

- Jak? – wykrztusił Harry.

- Obiecałam, że przez czas nieokreślony będę chodzić z nim na spacery po obiedzie – moi przyjaciele wymienili się spojrzeniami. O co im chodziło?

- Ale… po obiedzie chodzimy do biblioteki… - zaczęła Hermiona.

- Oj, zapomniałam, już polecę do Draco i powiem mu, że może ogłosić publicznie, że Harry będzie mieć kłopoty, bo zaatakował go w kiblu – powiedziałam z przekąsem.

- Hana, proszę cię… - odezwał się Ron.

- Dobranoc – rzuciłam, obracając się na pięcie, ruszyłam do dormitorium. Zdążyłam usłyszeć jeszcze słowa Hermiony:

- Nie przejmujcie się, dzisiaj nów, to normalne, że ma zły humor.

Trzasnęłam drzwiami.

***

Nie miałam apetytu. Wszystkie potrawy przede mną tak pięknie pachniały i wyglądały, ale nie byłam głodna. Wmuszałam w siebie kolejne kęsy pieczeni. Między ramionami Rona i Harry’ego widziałam wpatrzonego we mnie Malfoya. Też wyglądał na spiętego. Nie słuchałam, o czym rozmawiają moi przyjaciele. Wszystko zlewało się w jeden szum. Wzięłam do ręki szklankę, już chciałam się napić, gdy wstał. Poszedł do wyjścia. Przełknęłam ostatni kęs i podziękowałam.

- Hana, gdzie ty idziesz? Prawie nic nie zjadłaś – chwyciła mnie za rękaw Hermiona.

- Nie jestem głodna. Dobrze wiesz, gdzie idę.

- Powodzenia – szepnęła.

Ruszyłam do wyjścia. Czułam na sobie wzrok moich przyjaciół. Byłam pewna, że gdy wyjdę, zaraz zaczną rozmawiać na mój temat.

Widziałam go, stał przy wejściu, jak gdyby nigdy nic. Czekał na mnie. Przez chwilę miałam ochotę uciec, póki nie patrzył. Plan skończył się fiaskiem – spostrzegł mnie. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w jego stronę. Bałam się.

- Miejmy to z głowy – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, myślałam, że nie usłyszał.

- Dobre podejście – odpowiedział. Oczekiwał jakiejś mojej reakcji. Może zależało mu na rumieńcu lub spuszczeniu wzroku. Nie doczekał się niczego, więc postanowił zacząć rozmowę. – Na polu jest bardzo ładnie, chodźmy. – Wyszedł przez drzwi, a ja za nim.

Miał rację, świeciło słońce, ptaki śpiewały, w powietrzu unosił się duszący zapach kwiatów. Kroczyliśmy w milczeniu alejką dookoła Hogwartu. Nie miałam zamiaru pierwsza podejmować tematu. Czułam się jego więźniem. Dziwiło mnie, że Draco nie opowiada ciągle o sobie i swoim, jakże wspaniałym, i niebezpiecznym, życiu.

- Masz bardzo ładną sukienkę – powiedział nagle. Byłam w szoku.

- Dzięki – odpowiedziałam szybko na komplement, myśląc o mojej starej, błękitnej sukience. Bardzo ją lubiłam.

- Spójrz. – Wskazał mi piękną, herbacianą różę, na której siedział wielki, wielobarwny motyl.

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Ślizgon powoli podszedł do rośliny i delikatnie urwał kwiatek tak, że motylek dalej na nim siedział. Owad wszedł na podstawiony przez niego palec.

- Wyciągnij rękę – poprosił, a ja zrobiłam, co kazał. Położył na mojej dłoni zwierzątko, które chwilę machało skrzydełkami i odfrunęło.

Zaraz dołączył do niego drugi, identyczny i razem odlecieli w stronę wieży astronomicznej. Byłam pod wrażeniem delikatności Draco. Ten postanowił jeszcze bardziej mnie zadziwić i podarował mi różę. To było dziwne i… przyjemne. Gdybym wcześniej nie poznała tego Ślizgona, byłabym pewna, że to wspaniały, romantyczny chłopak. To mnie niepokoiło.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania