Połączeni - Rozdział 1

Jak to jest kochać i być kochaną?

 

Kiedyś chciałam móc odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale teraz... teraz słowo „miłość" jest dla mnie słowem bez wyrazu. Słowem, które przestało mieć znaczenie. Jednak za tydzień mam zamiar wyjść za mąż. Poślubić mężczyznę, który jest dla mnie szansą na pozbycie się ciężaru ciążącego na mnie i na mojej matce. Są nim spore długi ojca, które razem z matką „odziedziczyłam" po jego śmierci. Nigdy nie sądziłam, że po części, akurat to stanie się powodem, dla którego zdecyduję się podjąć tak radykalny krok. I jeszcze te słowa i nacisk ze strony matki... Zaraz, jak to leciało? Chyba coś w stylu, że: „Nie ma sensu szukać księcia, bo później jedyne co pozostanie, to możliwość życia z kotem u boku". Gdyby tylko miała świadomość tego, że na żadnego księcia nie czekam.

 

Do ślubu pozostały trzy dni, a dopiero dziś wybieram się na ostateczne przymiarki sukni ślubnej. Sukni szytej na miarę. Specjalnie dla mnie. Bardzo drogiej sukni. To jedna z zalet bycia narzeczoną faceta, który może pochwalić się ilością zer na koncie. Mężczyzny, który tak naprawdę jest dla mnie jedynie dobrym znajomym, synem przyjaciół mojej matki. W najlepszym przypadku w przyszłości stanie się moim przyjacielem.

 

Sięgam po torebkę i wystukuję SMS-a do mojej przyjaciółki, z informacją aby czekała na mnie w umówionym miejscu. Chcę mieć to już za sobą. Nauczyć się żyć inaczej. Nauczyć się udawać.

 

Kiedy docieram na miejsce Lilka już na mnie czeka.

 

Znamy się od pięciu lat i pomimo tego, iż mamy odmienne charaktery, jesteśmy dla siebie jak siostry.

 

– Nareszcie! Jesteś w końcu! – W jej głosie słyszę podekscytowanie, którego sama nie odczuwam.

 

Gdyby nie to, że za chwilę to ja będę mierzyła białą suknię, ktoś mógłby pomyśleć, że to moja przyjaciółka jest przyszłą panną młodą.

 

– Niestety na drogach były straszne korki. – Rozkładam ręce w wyrazie bezradności.

 

– Wchodzimy? – Lilka wskazuje na sklepową wystawę sukien ślubnych.

 

– Jeśli nie teraz, to nigdy – odpowiadam z lekkim wahaniem i zmuszam się do uśmiechu.

 

Gdy przekraczamy próg i wchodzimy do wielkiego pomieszczenia, moim oczom ukazuje się widok zapierający dech w piersiach.

 

To nie jest zwykły sklep z sukniami ślubnymi. To miejsce, w którym każda kobieta może poczuć się jak prawdziwa księżniczka. Marmurowa podłoga, ściany, które zdobią ogromne lustra, połyskujące złotem wieszaki, na których wiszą najróżniejsze wzory sukien w kilkunastu odcieniach bieli – to wszystko sprawia, że przez chwilę odczuwam prawdziwy zachwyt.

 

Dopiero po chwili przypominam sobie w jakim celu tutaj jestem. Szturcham łokciem Lilkę, która nadal oniemiała wpatruje się przed siebie, a chwilę później dostrzegam kobietę, która podchodzi do nas pewnym krokiem. Jest ubrana elegancko i ma uśmiech wypisany na twarzy. Zapewne to ten typ uśmiechu, który ma zarezerwowany wyłącznie dla klientów.

 

– W czym mogę paniom pomóc? – Przygląda nam się uważnie, nadal nie zmieniając wyrazu swojej twarzy.

 

– Jestem tutaj umówiona na ostateczną przymiarkę sukni ślubnej.

 

– Ach tak, proszę za mną – mówi zachęcająco.

 

Kieruję za nią swoje kroki i chwilę później jestem już w jednej z eleganckich przymierzalni, nie przypominają tych, w których najczęściej bywam.

 

– Proszę chwilę tutaj na mnie zaczekać. Zaraz wrócę z pani suknią – mówi wreszcie, a zaraz po tym odchodzi.

 

Zostaję sama. Gdy stukot obcasów staje się niemal niesłyszalny, kieruję wzrok na swoje odbicie w lustrze.

 

Widzę w nim wysoką, szczupłą blondynkę. Właśnie te trzy słowa idealnie opisują mój wygląd. Jeśli miałabym wskazać najbardziej charakterystyczną cechę swojego wyglądu, wybrałabym oczy. Zazwyczaj bywam krytyczna względem siebie, ale co do nich nigdy nie zmienię zdania. Uważam, że to właśnie oczy mam wyjątkowo ładne. Duże, niebieskie, otoczone kaskadą długich, gęstych rzęs. Figurę też mam całkiem niezłą. Kształtne biodra i pośladki oraz wcięcie w talii, które stało się jeszcze bardziej widoczne dzięki ćwiczeniom, sprawiają, że czasem mężczyźni dłużej zatrzymują na mnie swój wzrok.

 

Chwilę później kobieta wraca niosąc ze sobą suknię, której widok odbiera mi mowę. Jej dół został ulepszony – teraz delikatnie rozszerza się od linii kolan, co sprawia, że wygląda jeszcze lepiej niż poprzednio.

 

Gdy kilka minut później mam ją na sobie, po raz kolejny wpatruję się w swoje lustrzane odbicie. Góra uszyta z modnej koronki, plecy do połowy odkryte, podkreślona talia i biodra, a do tego ten kunsztownie zdobiony dół, który sprawia, że jestem naprawdę zachwycona.

 

Przyłapuję się na tym, że zaczynam rozmyślać coraz bardziej o tym, co czeka mnie za trzy dni. Wiem, że to, na co się zdecydowałam, to istne szaleństwo, ale wiem też, że to szansa na rozwiązanie moich problemów. Przeszłość nauczyła mnie, że nie warto kierować się głosem serca.

 

Jeszcze raz patrzę w lustro i gładzę delikatny materiał. Następnie zakładam srebrne sandałki na obcasie, odwracam się i wychodzę, aby Lilka mogła mnie w niej zobaczyć.

 

– Wow! Wyglądasz ślicznie! – niemal krzyczy, gdy staję tuż przed nią i obracam się wokół własnej osi.

 

Podchodzi do mnie i ogląda suknię z każdej strony.

 

– Jest naprawdę piękna! – dodaje po chwili i niemal piszczy jak mała dziewczynka, na widok ulubionych cukierków.

 

Rozglądam się wokół i dostrzegam, że przyciągnęłyśmy uwagę kilku kobiet, które zapewne przyszły obejrzeć jedną z kolekcji.

 

– Lilka, proszę cię, bądź ciszej – mówię szeptem.

 

Nie czuję się dobrze będąc w centrum uwagi.

– Ma pani jakieś zastrzeżenia dotyczące sukni? – Tuż obok pojawia się pracownica sklepu. – Jednak sama osobiście twierdzę, że leży na pani idealnie.

 

– Tak, zgadzam się. Wygląda w niej pani niesamowicie.

 

Do moich uszu dociera głęboki, męski głos. Przez moje ciało przebiega dreszcz. Podnoszę wzrok i dostrzegam mężczyznę stojącego przede mną. W chwili, gdy moje spojrzenie zatrzymuje się na jego twarzy, mam wrażenie, jakby czas się zatrzymał.

 

Jego włosy są atramentowoczarne. Linię żuchwy ma wyrazistą, pokrytą lekkim zarostem, a ramiona szerokie. Ubrany jest w idealnie skrojone, eleganckie spodnie, ciemnoszarą marynarkę oraz białą koszulę, przy której dwa, górne guziki pozostawił rozpięte. Wygląda jak ósmy cud świata i bije od niego niesamowita pewność siebie.

 

Przygląda mi się badawczo. W pewnym momencie widzę, jak bez żadnego skrępowania omiata mnie spojrzeniem od góry do dołu, a następnie znów powraca do oczu i przez chwilę – która dla mnie trwa jak cała wieczność – patrzy wprost w moje oczy. Utrzymując kontakt wzrokowy podchodzi bliżej mnie. Z bliska jego twarz wydaje się być jeszcze przystojniejsza.

 

– Witam. Jestem właścicielem. Naprawdę niezmiernie mi miło, że zdecydowała się pani na jedną z sukienek z naszej kolekcji. – Wyciąga do mnie dłoń, a ja przez chwilę patrzę na nią jak zaczarowana.

 

W końcu wsuwam palce w jego uścisk i spoglądam mu w oczy, które błyszczą jak dwa kryształy lodu. Po raz kolejny czuję jak przez moje ciało przechodzi dreszcz.

 

Kąciki jego boskich ust unoszą się ku górze. Emanuje od niego władza.

 

– Mi również miło. To dość nietypowe, że akurat mężczyzna jest właściciel sklepu z sukniami ślubnymi – wyduszam z siebie w końcu, starając się brzmieć pewnie i uwalniam dłoń z jego ciepłego uścisku.

 

Unosi lewą brew, a w jego spojrzeniu dostrzegam rozbawienie.

 

– Cóż, tak właściwie, to jestem właścicielem sieci sklepów z odzieżą ślubną, nie tylko na rynku polskim, ale również i zagranicznym – mówi, a w kącikach jego ust błąka się uśmiech. – A do zadań specjalnych mam ludzi – rzuca po chwili, i tym razem przenosi spojrzenie na kobietę stojącą po mojej prawej stronie. Kobietę, która bez wątpienia zarządza tym miejscem.

 

Patrzę jak obdarowuje ją czarującym uśmiechem, i nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego, ale czuję kiełkującą we mnie zazdrość. Zaczynam pragnąć, żeby ponownie to na mnie spojrzał i to mnie nim obdarzył.

 

– Ewa świetnie sobie radzi – stwierdza. – Ze wszystkim. Jak zawsze zresztą.

 

Kobieta słysząc to, robi do niego maślane oczy i rumieni się, a on puszcza do niej oczko.

 

Nie wierzę w to co widzę i dochodzę do wniosku, że łączą ich stosunki nie tylko zawodowe. No tak... taki facet jak on z pewnością potrafi wykorzystać swój urok osobisty. Typowe.

 

– Sądzę, że możemy już przejść do końcowych formalności – zwracam się do kobiety stojącej obok i nakładam na twarz sztuczny uśmiech.

 

Jest niewiele starsza ode mnie. I dość ładna.

 

Nie mam ochoty dalej być świadkiem tego cyrku rozgrywającego się przed moimi oczami. Chcę stąd wyjść. Jak najszybciej. I uniknąć kolejnego spojrzenia tych niesamowitych oczu. Dlatego też staram się już nie zerkać na mężczyznę, który zaledwie kilka minut temu sprawił, że miękły mi kolana.

 

Jednak, gdy po kilku minutach wraz z Lilką zmierzam do wyjścia, odwracam się i patrzę na niego raz jeszcze. Napotykam jego wzrok. Stoi i mi się przygląda. Nic nie potrafię wyczytać z wyrazu jego twarzy. Żegnam się i odchodzę. Lilka z niechęcią podąża za mną. Jestem pewna, że zostałaby tam dłużej i jeszcze się na niego pogapiła.

 

– Co za ciacho! – mówi do mnie zaraz po zamknięciu drzwi.

 

– Taaa... Facet jak każdy inny.

 

– Jak każdy inny?! Na pewno widziałyśmy tego samego faceta? – Zaskoczona marszczy brwi.

 

– Możemy zmienić temat? – Staram się odwrócić jej uwagę od mężczyzny, którego twarz wciąż mam przed oczami.

 

– Jasne, ale musisz przyznać, że jest boski. – Patrzy na mnie uważnie i teatralnie wzdycha.

 

– Tak, jest boski – stwierdzam w końcu.

 

Przypominam sobie jego spojrzenie i to, jak na mnie patrzył, gdy odbierałam suknię i później gdy wychodziłam. Miał w oczach coś, czego dawno nie widziałam u żadnego z mężczyzn, z którymi miałam do czynienia.

 

– Wyskoczymy jeszcze na kawkę? – pyta, a po chwili zerka na ekran swojego smartfona.

 

– Jasne.

 

– Tam gdzie zawsze?

 

– Tam gdzie zawsze – odpowiadam z uśmiechem.

 

Chwilę później siedzimy przy jednym ze stolików naszej ulubionej kawiarni i rozkoszujemy się smakiem latte macchiato.

 

– Jesteś gotowa na ten ślub? – Z zamyślenia wyrywa mnie głos Lilki.

 

– Cóż... wiesz jakie mam podejście do tego typu spraw – rzucam. – W dodatku nie mam wyjścia –

dodaję w myślach.

 

– Znam cię nie od dziś, ale chyba nigdy nie zrozumiem tego twojego podejścia. – Opiera twarz na dłoni, nakłada na łyżeczkę trochę piany, a później wkłada ją do ust. Kosmyki czarnych włosów opadają jej na czoło.

Uśmiecham się delikatnie widząc jej kawowy rytuał.

 

– Jesteś świetną laską. Rozejrzyj się. Jestem pewna, że jeśli byś chciała, mogłabyś mieć każdego z tych mężczyzn – wskazuje we mnie łyżeczką, a później zaczyna nią wymachiwać.

 

Rozglądam się i dostrzegam kilkoro z nich, ale żaden nie robi na mnie wrażenia. I wtedy przypominam sobie jego.

 

– Miłość i te sprawy... Nie wierzę w to – oświadczam. – Pożądanie... to właśnie ono łączy ludzi – mówię cicho i upijam łyk kawy.

 

– Może kiedyś, gdy bardziej otworzysz oczy, przekonasz się, jak bardzo ślepa byłaś. Ale wtedy może być już za późno – Lilka szepcze i patrzy na mnie ze smutkiem. – Otwórz swoje serce Livia – kontynuuje. –Tylko wtedy uda Ci się zrozumieć, jak to jest naprawdę kochać i być kochaną.

 

Nie odpowiadam. Zamiast tego odwracam wzrok i kieruję go na jedną z zatłoczonych uliczek Krakowa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania