Poprzednie częściI Mostri Assasino - Prolog

I Mostri Assasino 3/?

Pędząc przez bezdroża i rozstaje, jeździec cały czas układał w głowie plan zabicia Jeremmego. Zbliżał się już do bram Paryża. Strażnicy od razu go rozpoznali. Był światową legendą i żaden glejt nie był mu potrzebny. Zaprowadzony do karczmy, zostawił wierzchowca i wszedł do ciemnej izby. Panowało duże poruszenie. Każda para oczu spojrzała na przybysza a ich usta zamilkły. Będąc obserwowanym Abraham czuł się nie swojo. Podszedł do lady baru i zawołał karczmarza.

- Bonjour - zdjął kapelusz.

- A niech mnie - karczmarz skończył czyścić kufle - Abraham Salomon van Hellsing we własnej osobie. Co cię do nas sprowadza?

- Praca ale o tym póżniej. Macie wolny pokój?

- Wszystko zajęte - pokręcił głową - Chyba, że na poddaszu, na sianie.

- Biorę - rzucił na stół mały mieszek - Rezerwuję na kilka dni.

- Jasne. Mój dom twoim domem - zaśmiał się grubaśny oberżysta i podał smażoną gęś i piwo - Na mój koszt.

Podziękował skinieniem głowy i powędrował do stolika. Nie zwracając na nikogo uwagi zajął się gęsią i piwskiem. Po wszystkim rozsiadł się na drewnianym krześle, patrząc w świecę przed nim. Myślał. Z zadumy wyrwała go wysoka kobieta ubrana w białą koszulę, niebieskawe spodnie i skórzaną kamizelkę. Miała długie, kręcone, czarne włosy i piwne oczy. Patrzyła na mężczyznę mętnym wzrokiem.

- Wielki łowca potworów w Paryżu - westchneła.

- Los różnie nami kieruje.

- Co cię tu sprowadza?

- Prywatne sprawy Watykanu.

Zebrani biesiadnicy popatrzyli na niego i odsunęli swe krzesła. We Francji nie chciano podpaść tak ważnej instytucji jak kościół więc szerokim łukiem omijano ludzi w służbie papieży. Kobieta przysunęła się bliżej i spojrzała mu w oczy. Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę.

- Zlecono ci zabicie Jeremmego de Plura, wampira.

- Nieźle. Zgaduję że i ty masz do niego sprawę.

- Jestem Cornelia de Plur, córka Jeremmego.

Abraham nawet nie drgnął. Siedział przed owocem lędźwi swojej ofiary. Pewny siebie sięgnął do kieszeni i wyjął krucyfiks, postawił go na stole. Wampirzyca szybko się cofnęła i oparła o ścianę. Zebrani zaczęli szeptać i nerwowo opuszczać karczmę. Po minucie, w środku została tylko Cornelia, Abram i karczmarz, który schyliwszy się pod ladę wyjął czosnek, wodę święconą i kołek.

- I co teraz? Zabijesz mnie?

- Nie dałaś mi jeszcze powodu - powoli sięgnął po rewolwer i zostawiając tylko jedną kulę w bębnie, położył na stole.

Wyjął równeż wodę, kołek i srebny łańcuch. Jako profesjonalista nie lubił się spieszyć. Wiedział, że krucyfiks zniechęci wampira do wykonywania gwałtownych ruchów.

- Zacznijmy od początku, dobrze? Jestem płatnym zabójcą Stolicy Apostolskiej. Zlecono mi sprowadzenie twojego ojca do Rzymu lub jeśli coś pójdzie nie tak zabicie go. Przed tem mam wypytać go o pare rzeczy. Ty dasz się związać i zamknąć w piwnicy abyś nie mogła go powiadomić. Umowa stoi?

- Nie wydaje mi się - uśmiechnęła się ukazując kły.

Przez okno wskoczyło dwóch mężczyzn w czarnych spodniach i bialych koszulach. Pierwszy, łysy miał ze sobą pałke, podczas gdy drugi sporawy topór. Oni również okazali mężczyźnie swoje białe kły i wściekłe spojrzenie. Karczmarz skulił się pod ladą i modląc się, robił pod siebie. Abraham smagnął łańcuchem niby batem i wyrżnął łysego w czoło. W miejscu uderzenia widniały rany po oparzeniu.

- Czyste srebro - mruknął łowca.

Ten z toporem doskoczył do niego. Wymachiwał bronią na oślep. Mężczyzna tracąc równowagę, przechylił się i rzucił na wampira. Obaj leżeli na podłodze, okładając się pięściami. Cornelia obserwując zamieszanie podbiegła do łysego i pomogła mu wstać. Potem podbiegła do walczących i chwytając krzesło rozbiła je na ich ciałach. Nie zwolniło to uścisku. Szamotali się dalej, wywracając stoły. Wsród bałaganu blysnął rewolwer, który kobieta chciała podnieść. Gdy chwyciła za kolbę, z jej ręki poleciał dym a cała kończyna zrobiła się czerwona i pełna bąbli. Broń była wykonana ze srebra, tylko specjalnie pozłocona tak aby wyglądała na nie groźne dla wampirów złoto. Sprawę pogorszył fakt, że tłuczący się faceci rozlali wodę święconą na podłogę. Abraham wykorzystał to. Chwycił wampira za głowę i przydzwonił mu swoim czołem. Zpychając go z siebie rzucił twarzą na mokre deski. Mężczyznał zaczął dymić a jego twarz była silnie poparzona. Odskoczył w bok i próbując wstać przewrócił drugi pojemnik z wodą, należącą do karczmarza. Część "mikstury" wlała mu się do środka, wypalając organy. Padł na ziemię martwy. Łysy widząc to próbował zwiać lecz sługa Boży był szybszy. Podniósł pistolet i wystrzelił. Trafił wampira między łopatki. Kula przebiła serce sprawiając natychmiastową śmierć. Wstał z ziemi i otrzepał ubranie, spojrzał w lustro. Podbite oko, rana na policzku i czole oraz złamany nos. Mogło być gorzej. Nastawił sobie kość i zebrał swój sprzęt. Został mu tylko łańcuch, ulubiony rewolwer, krucyfiks i kołek. Popatrzył na przybytek. Niezły burdel, pomyślał i podszedł do Corneli. Ta ze strachu wtuliła się w kąt izby i zatkała uszy. Nigdy nie miała pojęcia do czego zdolny jest człowiek jego pokroju.

Pomógł jej wstać i opatrzył jej rękę. W pewnym stopniu współczuł jej. Za pewne to byli jej bracia lub znajomi.

- I po co ci to było? - zapytał zaciskając część materiału na jej dłoni.

- Zabijesz mnie? - uniosła wzrok.

- Narazie nie ale jeśli znów mi przeszkodzisz to zmienię zdanie.

Zostawiając ją w kącie, odnalazł karczmarza i wręczył mu drugą, tym razem sporą sakiewkę.

- To na pokrycie kosztów.

Grubas zemdlał. Abraham znajdując schody poszedł na poddasze i ułożył się wygodnie na sianie. Mimo pięknego dnia i odgłosów z ulicy, zasnął.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania