Poprzednie częściI Mostri Assasino - Prolog

I Mostri Assasino 5/?

Przez małe okienko, zastawione kratami przebijały się małe promienie słońca. Całe lochy wypełniał odgłos krzyków i szarpaniny dwójki więźniów. Zakneblowana kobieta próbowała uwolnić usta, lecz na próżno. Abraham szarpał łańcuchami w nadzieji, że wyrwie je ze starych, zniszczonych okuć. Mimo rdzy były one bardzo wytrzymałe. W końcu zrezygnował i usiadł na ziemi.

- Papież mi nagada - mówił do siebie - Moja pierwsza wizyta w lochu. Zabijam już dziesięć lat i nigdy mnie nie złapano.

- Mmmm - dziewczyna próbowała coś powiedzieć.

W tym momencie weszła Cornelia w asyście dwóch wampirów, trzymających pistolety skałkowe. Najpierw weszli do celi dziewczyny i rozwiązali jej usta. Podali jej zjęczały chleb i łyk wody. Gdy odwiedzili łowcę, sprawdzili tylko stan łańcuchów. Odprowadził ich spojrzeniem do wyjścia i spojrzał na przyjaciółkę.

- Teraz możesz mówić.

- Przepraszam, to moja wina - pochyliła głowę.

- Nie będę się sprzeczać choć i ja trochę zawiniłem.

- Mój brat chciał abym pojechała twoim tropem i dała ci wsparcie.

- Urban mi nie ufa? - zrobił zdziwioną minę.

Lecz w sumie nie powinien się mu ani troche dziwić. Podczas każdego ze zleceń coś szło nie tak. Ginęli ludzie, zniszczeniu uległy dzieła sztuki lub architektury.

Wywołanie pożaru w Koloseum to był wypadek, pomyślał. Tak samo jak śmierć woźnicy lub dziura w obrazie Da Vinciego. Co z tego, że Mona straciła oko. To nie moja wina. Watykan musiał sprzątać jego wybryki co spowodowało zmniejszenie się skarbca i nieufność ludzi wobec kościoła. Abraham wiedział, że i po tym zleceniu zostanie bałagan.

Chwycił łańcuch i mocno go pociągnął, pomagając sobie nogami, które choć przykute miały dość miejsca by oprzeć się o ścianę. Na piąwszy mięśnie mocno szarpnął. Jedno z oczek pękło, uwalniając jego prawą rękę. Teraz już było łatwo. Wyłamał okucie i uwolnił ciało. Pozostało tylko otwarcie celi. Zerkawszy na stary zawias, chwycił żelazne wrota i podniósł je do góry. Obserwująca zdarzenie kobieta próbowała zrobić to samo lecz nie miała tyle siły. W końcu zawas puścił i drzwi runęły na ziemię, dzwoniąc po całych katakumbach.

Odgłos spadających krat dobiegł do pokoju w końcu korytarza. Siedzący tam strażnicy grali w karty. Dźwięk powalonego żelastwa wyrwał ich z rozgrywki. Pognali do więźniów. Pierwszy z nich, niski z hełmem na głowie, przekraczając próg oberwał z lewej starą deską. Drugi mijając towarzysza stał teraz na wprost zabójcy. Podnieśli gardę i w ruch poszły pięści. Obrywali na zmianę. Raz wampir, raz Abraham. Starcie mogłoby trwać o wiele dłużej, gdyby Abraham nie kantował. Wykorzystując odsłonięcie boku przeciwnika, zmienił pozycję i kopnął go w brzuch. Prawdopodobnie trafił też w jedno z dolnych żeber ponieważ usłyszał cichy trzask. Kucnąwszy nad przeciwnikami skręcił im karki i zabrał sztylety.

Używając klingi, powoli otworzył kraty. Włamanie to pestka. Gdy uwolnił kobietę, ta rzuciła mu się na szyję i pocałowała. Mężczyzna poddał się jej uciskowi i objął ją. Stali tak przez dłuższą chwilę. Z tego stanu wyrwały ich odgłosy żelaznych butów, stukających o kamienne schody. Abraham chwycił sztylety i ruszył im na przeciw. Zatrzymał się gdy zobaczył przyjazną twarz.

 

Do środka wbiegł papież, ubrany w pełną zbroję i trzymający srebny miecz. Za nim żołnierze z pistoletami i halabardnicy z prywatnej gwardii. Wymieniając uściski wyszli na zewnątrz karedry.

- Jeremmy de Plur razem z córką i najbliższą świtą uciekł - oznajmił.

- Jak się dowiedziałeś, że mamy kłopoty - zapytała kobieta.

- Twój brat - wyjaśnił Abram - Ma szpiegów na całym świecie. Bardziej dziwi mnie fakt, że sam pofatygował się do Paryża.

- Dość gadania. W tej skrzyni - wskazał na przedmiot, znajdujący się na wozie - Masz czyste ubrania, swój rewolwer i srebne kule. Płyniesz do brytyjskiej kolonii, szukać Cornelii de Plur.

- A jej ojciec. Zchwytamy go ale najpierw załatwimy sobie ...

- Punkt negocjacji - dokończyła kobieta - Płynę z tobą.

Nie zaprzeczał. Nadchodził wieczór więc zabierając skrzynię ruszył do karczmy. Miał tam przecież wynajęty pokój i nie chciał go jeszcze opuszczać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania