Poprzednie częściInstynkt - Prolog

Instynkt - Część 2 - Dotyk

Dojechaliśmy na miejsce, kiedy słońce przeszło już przez większość nieba. Mimo to, cały czas jasno świeciło, a na dworze było gorąco. Wyszłam z samochodu, podpierając się o drzwi, bo cały czas lekko kręciło mi się w głowie. Chciałam wziąć swoją torbę, ale tata mi nie pozwolił i kazał iść do domku. Zrobiłam tak, bo marzyłam tylko o tym, żeby wziąć prysznic i zmyć z siebie ślady własnej krwi. Umyłam się w chłodnej wodzie i wyszłam z łazienki, ubrana w krótkie spodenki o zgniło-zielonym kolorze i białą bluzkę.

- Jak się czujesz? – spytała od razu Kathy.

Była moją siostrą i jednocześnie najlepszą przyjaciółką.

- Trochę lepiej. I czyściej.

-Sammy, nie obrazisz się, jak my pójdziemy nad jezioro, a ty zostaniesz w domu? – Głos taty był niepewny, wiedziałam, że nie chcę mnie samej zostawiać. Szczególnie, że byłam chora. Ale ja cieszyłam się na chwilę spokoju.

- Pewnie, że nie, idźcie. Nie mam z tym problemu.

Tak też zrobili. Ja usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać, zawsze tak robiłam, kiedy zostawałam sama. Jednak już po chwili mi się znudziło. Dzisiaj wyjątkowo nie miałam humoru do czytania, a ponieważ czułam się już lepiej, postanowiłam pójść się przejść. Na wszelki wypadek zostawiłam na stoliku kartkę z napisem: ‘Zrobiło mi się duszno, poszłam się przejść do lasu. Sammy, i wyszłam. Tak, jak napisałam, poszłam do lasu. W czasie krótkiej drogi, uświadomiłam sobie, że pierwszy raz, odkąd tu przyjeżdżamy, poszłam na spacer sama. Zazwyczaj towarzyszyła mi Kathy, albo ktoś z poznanych tu znajomych.

Szłam przed siebie, nie zastanawiając się dokąd idę. Nagle strasznie zakręciło mi się w głowie. Zatoczyłam się i wpadłam na jakieś drzewo. Z trudem odwróciłam się w kierunku, z którego przyszłam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia jak wrócić. Zaczęłam iść w tą stronę, obijając się o pnie drzew, ale już po chwili poczułam, że nie dam rady. Zrobiło mi się słabo i tylko dzięki temu, że miałam się o co oprzeć, jeszcze się nie przewróciłam. Nie miałam przy sobie komórki, żeby zadzwonić po rodziców, albo siostrę, byłam sama. Oparłam czoło o szorstką korę i czekałam, z nadzieją, że za chwilę mi się polepszy.

ΩΩΩ

Uderzenie kamieniem nie mogło wyrządzić mi zbyt dużej krzywdy, ale przynajmniej na chwilę straciłem przytomność. Kiedy ją odzyskałem, jej już nie było. Pozostał tylko zapach jej skóry i krwi oraz moja nieposkromiona rządza zabicia jej. A jednak się powstrzymałem. Nieważne w jaki sposób, liczy się to, że jej nie zaatakowałem. Złapałem stopa, wychodząc na środek drogi i zmuszając kierowcę, żeby się zatrzymał. Otworzyłem drzwi od jego strony i jednym, brutalnym ruchem wyszarpnąłem go na zewnątrz. Wbiłem mu długie, haczykowate pazury w bark i zamaszystym ruchem odrzuciłem w stronę lasu. Nie obchodziło mnie czy przeżył, ale nie marnowałem też czasu na rozszarpywanie go. Wsiadłem do samochodu i pojechałem za nią. Wiedziałem dokąd, bo nie raz słyszałem, jak jej rodzice rozmawiali o tym miejscu. To był jednak pierwszy raz, kiedy nie udało mi się powstrzymać od pojechania za nimi.

Zaparkowałem spory kawałek od wjazdu na camping, nie miałem zamiaru wchodzić między ludzi. Ukryłem się wśród drzew i pomiędzy nimi przemierzałem drogę do niej. Wiedziałem, że powinienem zatrzymać się teraz. Wiedziałem, że powinienem wsiąść do tego pieprzonego, kradzionego samochodu i odjechać tam, skąd przyjechałem. Powinienem korzystać z chwil, kiedy jej nie było, kiedy pokusa zabicia jej nie była aż tak bardzo odczuwalna. Ale nie potrafiłem. I nie chciałem odejść. Pragnąłem zobaczyć jak podnosi ręce do włosów, jak odwraca głowę z uśmiechem na ustach, jak czyta książkę, siedząc na łóżku. Chciałem, żeby żyła. Chociaż ten jeden dzień. Musiałem zobaczyć te wszystkie rzeczy, zanim ją zabiję.

Nagle poczułem jej zapach. Był tak intensywny, jakby była zaraz obok mnie… Podniosłem wzrok, dotąd wbity w ziemię i ją zobaczyłem. Stała, ledwo trzymając się na nogach, oparta o pień drzewa. To był idealny moment, żeby ją zabić. Mogłem doskoczyć do niej w kilku susach i zatkać jej usta dłonią. Nie miałaby szans wydać nawet dźwięku. A ja mógłbym jej spokojnie rozszarpać kark i delektować się zapachem, dotykiem i smakiem jej świeżej, gorącej krwi. Była na wyciągnięcie ręki. Sama, prosząca się o śmierć.

Bezwiednie zrobiłem dwa kroki do przodu, a potem kolejny, większy i bardziej agresywny. Teraz była już tylko na jeden skok od moich kłów. To był ten moment, zęby przemieniły się w kły, gotowe rozrywać ciało wraz z mięśniami. Ugiąłem kolana, po raz drugi w ciągu tego dnia szykując się do skoku na nią. W tej chwili moje postanowienie nie miało dla mnie znaczenia, jej śmierć była już przesądzona, tu i teraz. Skoczyłem. Wylądowałem kilka centymetrów od niej, a wtedy ona lekko obróciła głowę i upadła na moje stopy.

Po raz pierwszy poczułem dotyk jej ciała. Przez buty i tak naprawdę wcale jej nie czułem, ale tu była. Leżała na moich stopach , nieprzytomna, już prawie martwa. Pochyliłem się i przesunąłem pazurami po jej gardle, nie rozcinając jednak skóry. Jeszcze nie….

I wtedy pazury zamieniły się z powrotem w paznokcie, a kły w zęby. Zrobiłem to świadomie i równie świadomie cofnąłem rękę od jej czoła. Nie chciałem dotykać jej skóry swoimi ludzkimi rękami. Chciałem ją zabić, będąc tym, czym musiałem być. Ale nie teraz. Nie, kiedy leżała nieruchomo, unosząc jedynie klatkę piersiową w płytkich oddechach. Nie, kiedy nie mogłem zobaczyć ostatnich błysków w jej oczach i ostatniego uśmiechu, przed pojawieniem się przerażenia.

Wziąłem ją na ręce. Włożyłem dłoń pod plecy i kolana, czując, jak ta druga przesiąka jej zapachem. Nie chciałem tego, ale nie miałem wyboru. Nie mogłem jej tu zostawić na pewną śmierć. To ja miałem jej ją zadać. Jej twarz znalazła się tak niedaleko mojej, jej gardło było w zasięgu moich zębów. Ale to wszystko nie miało znaczenia. Potrafiłem myśleć tylko o tym, że po raz pierwszy dotykam jej skóry. Przez te wszystkie lata obserwowałem ją albo zza szyby okna, albo z bardzo daleka. A teraz miałem ją na rękach, tak lekką, w porównaniu z przytłaczającymi mnie uczuciami.

Wszystko we mnie walczyło ze sobą, mocnej niż kiedykolwiek wcześniej. Miłość i nienawiść do niej. Chęć jej zabicia i utrzymania przy życiu. Wstręt przy dotyku jej skóry i przyjemne ciepło, od niej pochodzące. Jej zapach na mnie, tak piękny i odrzucający zarazem. Wszystko w niej było dla mnie jednocześnie obce i znajome.

Położyłem ją na ziemi, na skraju lasu. Stąd do jeziora był tylko kawałek, ktoś na pewno ją tu znajdzie. Stałem jeszcze chwilę patrząc na nią, moją największą pokusę. Teraz nic mnie w tym nie ograniczało, zarówno w patrzeniu, jak i w zabiciu. A także w słuchaniu. Słyszałem jej miarowo bijące serce, znak, że cały czas żyła. Odszedłem, marząc o tym, żeby ten dźwięk na zawsze pozostał w mojej pamięci i jednocześnie, żeby na zawsze zniknął z tego świata.

↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔↔

Co o tym myślicie? Jest dobre, nie nudzi? Proszę, napiszcie w komentarzach, bo bardzo mnie interesuje jak odbieracie to opowiadanie.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ronja 26.07.2015
    Mnie nie nudzi :). Mimo, że nie jestem wielką fanką romansów ale z chęcią przeczytam dalszą część.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania