Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Interesy rodzinne rozdział 4
Rok 1980
40 kilometrów od Irkucka, Syberia
- Ale tu zimno. - zaczął Price, skulony w ciernistych krzakach.
- Odmrozimy sobie dupy i fiuty, jak tu dłużej zostaniemy. - Wolfie ogrzał ręce o gorącą jeszczę kolbę karabinu.
Niecałe 2 kilometry od naszych bohaterów mieściło się tajne amerykańskie więzienie. Tam właźnie przetrzymowano syna Dona Salvatore, Michaela. Celem najemników było uwolnienie go z rąk CIA.
Za zimnej wojny to więzienie było tajnym magazynem ZSRR, obecnie zagnieździły się tam amerykańskie służby specjalne.
- A mi to wygląda na laboratorium doktora Mengele. - odrzekł stanowczo Wolfie.
- Może i tak - odparł starszy wiekiem dowódca. - w każdym razie naszym celem jest syn szefa. Gdy będziemy w środku, zadzwonimy po wsparcie.
- A ile tego wsparcia będzie? - Wolfie bacznie obserwował teren obozu lornetką.
- Jakieś dwa ospreye. Na więcej chyba nie możemy liczyć. I tak cudem przeszliśmy przez rosyjską granicę i góry Ural bez wykrycia. No dobra, chodź, Wolfie. Czas działać.
Price i jego podopieczny ruszyli w kierunku więzienia.
Tymczasem Witalij pełnił wartę. Był on strażnikiem więziennym. Więzienie należało do Amerykanów, ale pracowało tam też wielu Rosjan z tamtych stron, którzy nie pochodzili z bogatych domów. On nie był jednak ani Amerykaninem, ani Rosjaninem. Był Ukraińcem, którzy postanowił przysłużyć się kapitalistom.
Witalij wędrował wokół zakładu, szukając potencjalnych niebezpieczeństw. Prowadził obchód. Aż tu nagle - ziiiip - metalowy pocisk rozsadził mu czaszkę.
- Strażnik załatwiony. Idziemy! - rzekł Price.
- Naprawdę nic nie chcesz powiedzieć. - śledczy zapalił już trzeciego papierosa. Był zniecierpliwiony. Więzień nic nie chciał mówić. - No więc dobrze. Przedstawmy się sobie. Przeczytałem w aktach, że nazywasz się Michael Rocco Salvatore. Jesteś synem szefa wpływowej sycilijskiej rodziny mafijnej z Oregonu. W latach pięćdziesiątych zostałeś schwytany podczas napadu na bank. Miałeś dużą dziurę w głowie i wykrwawiałeś się leżąc na ziemi. Łupu z napadu nie znaleziono. Nasi lekarze zatamowalk krwawienie i włożyli Ci płytkę w miejsce płata czołowego. Hmmm, ciekawe. Miałeś dużo szczęścia. Nie każdy przeżywa strzał w głowę. - Agent uśmiechnął się. - W aktach pisało jeszcze, że zostałeś przeniesiony do naszego "łagru" rok temu. I dotąd nic nie zacząłeś sypać. - Agent zakończył swój monolog, rzucił notes na biurko, wstał i podszedł do Michaela. - Uwierz, możesz stąd wyjść. Zapewnimy Ci zmianę nazwiska, ochronę 24 godziny na dobę i wielką willę. Musisz tylko wydać nam swojego tatuśka i najbardziej wpływowe osoby w Rodzinie.
Milczenie.
- No więc jak? Powiesz coś.
- Nigdy... - Wychrypiał Michael w końcu - Nigdy nie sprzedam się psom.
- Ty skurwy... - Agent już miał się rzucić na Michaela, gdy nagle do pokoju przesłuchań wszedł jego przełożony.
- Hayes, chyba już starczy. On i tak nic nam nie powie.
- Dobrze...szefie.. - Wychrypiał agent Hayes, jak naprawdę nazywał się śledczy.
Nagle rozległ się głośny wybuch w sąsiednim pokoju i dźwięk strzałów. Szef Hayesa wybiegł sprawdzić co się dzieje. Natychmiast dostał strzał w klatkę piersiową i w rdzeń kręgowy. Jego krew rozbryzgała się na ścianie. Agent Hayes skulony schował się pod stołem.
Do pokoju wbiegli terroryści w czarnych kominiarkach i kamizelkach kuloodpornych.
- Fratelattro! - wykrzyknął jeden z nich - pan Michael! Nareszcie pana znaleźliśmy!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania