Poprzednie częściJeszcze jest nadzieja- Prolog

Jeszcze jest nadzieja- Rozdział 1

Od tamtego dnia minęło trzynaście lat. Luke Skywalker stał się uczniem Dartha Vadera. I poznał straszliwą prawdę. Ten tyran jest jego ojcem. A matka nie żyje. To, co wtedy czuł, było nie do opisania. Ból, rozpacz, gniew, strach, żal, niepewność… wszystko naraz. Teraz chłopak ma osiemnaście lat. Już nie jest małym dzieckiem. Jednak on sam czuje, że czegoś mu brakuje. Matczynej miłości, opieki, ciepłych uczuć, jakimi rodzice obdarowywują swoje dzieci od samego początku. On mieszkał z ciocią i wujkiem. Nawet od nich go zabrano. A ojciec… Mistrz od początku szkolił go na Sitha. Nie okazywał mu czegoś takiego jak miłość. Owszem, zajmował się nim, głownie na treningach. Ale na przykład posiłki przygotowywały mu roboty. On ani razu nie opowiedział mu w dzieciństwie jakiejkolwiek bajki na dobranoc, ani razy go nie przytulił… Za to uczył zabijać. Wzbudzał w nim gniew i agresję. Luke czuł się do niego w jakiś sposób przywiązany. W końcu jest jego uczniem, ale też i synem. Jednak czuje, że nigdy nie będzie taki sam jak on. Wprawdzie zabijał już, i to nie jeden raz. Ale to nie zawsze sprawiało mu przyjemność. Pozbył się kogoś, kto go wkurzył. I co z tego ma? Chwilowy spokój. Przecież i tak wkrótce zjawi się kolejna osoba, która go zdenerwuje. I co? Ma tak ciągle zabijać? Z przymusu? Bo Mistrz mu każe? Słucha się jego poleceń. Woli nie ryzykować. Już mu kilka razy podpadł i to wcale nie było przyjemne, tylko bolesne. Z Imperatorem też się już kilka razy spotkał. Zawsze wtedy, gdy go widział, czuł jakąś nienawiść, ale jednocześnie strach. To w końcu ten człowiek ( czy aby na pewno człowiek?) rozkazał go tu sprowadzić. I w pewnym sensie go wykorzystuje. Bez niego i Vadera Imperium by nie istniało. Jedi, o których ojciec kiedyś mu wspominał, istnieliby. Ale teraz to się nie liczy. Luke Skywalker jest Sithem. A raczej niedługo nim zostanie. Jeszcze jest uczniem. Jeszcze. To się zmieni. Jego siła jest ogromna. Wiele już umie. Ale trening i tak mu się przyda.

A jak wygląda? Nie jest szczególnie wysoki, ma błękitne oczy, a jego włosy mają kolor ciemnego blondu. Czy jest przystojny? Nigdy nie zwracał na to szczególnej uwagi. Od zawsze liczył się trening, a nikt mu tego nigdy nie powiedział. Czemu? Powód był prosty. Praktycznie wychowywał się wśród imperium, wśród Sithów. Nie miał co liczyć na opinie swojego wyglądu czy słowa typu: ,,Kocham cię”, ,,Bądź ostrożny” , ,,Jesteś kochany”… Nie za bardzo pamiętał czasy, kiedy mieszkał na Tatooine u cioci i wujka. Lekcje Vadera spowodowały tak jakby… zanik pamięci. Zresztą nawet nie starał się odtworzyć tych wspomnień. Po co? I tak nie ma to najmniejszego sensu. Nie pamięta ich. A poza tym by do nich nie wrócił. Nie ma po co. A Mistrz by go nie puścił. Zawsze musi wiedzieć, gdzie chodzi jego uczeń.

Luke ciężko trenuje. Czytał stare zapiski o Sithach, przeglądał techniki i style walk… Nie za bardzo miał nawet czas na zastanawianie się nad swoją przeszłością i rodziną. Miał ojca. Skłamałby, gdyby powiedział, że jest inaczej. Ale i tak czegoś mu brakuje. Czegoś, co mają wszystkie dzieci. I młodzieńcy. Nie pamiętał, co to jest miłość. Nie potrafił jej okazywać. Nie znał takich uczuć. Potrafił okazywać nienawiść, wyżywać się na innych, zabijać… nie dawało mu to jednak tak wielkiej satysfakcji. Owszem, był zadowolony, gdy pozbył się jakiegoś wroga, ale mimo tego wszystkiego, ciągle mu czegoś brakowało. I nie wiedział, czy kiedykolwiek tego czegoś doświadczy.

Chodził ubrany cały czas na czarno. Wyjątkiem był jego miecz świetlny koloru czerwonego. Wszyscy Sithowie takie mają. Właściwie to mieli, bo teraz jest ich tylko dwóch… prawie trzech. Z tego, co Luke wiedział, Jedi mieli miecze świetlne różnych kolorów: zielonego, niebieskiego, fioletowego, a podobno nawet żółtego. Kiedyś Jedi istnieli. Prawdopodobnie poległ nawet sam Mistrz Yoda- jeden z najpotężniejszych Rycerzy Jedi w historii. Z kolei Obi-Wan Kenobi ukrył się gdzieś jak jakiś tchórz. Jeżeli ci marni ,,bohaterowie’’ ciągle się tak ukrywali, to trudno się dziwić, że już ich nie ma. Na dodatek dawny Mistrz Anakina, Kenobi, wygrał z nim, odcinając mu rękę i obie nogi. Przez to Skywalker zaczął się palić i musi nosić ten cholerny kombinezon. Ale z drugiej strony inni czują do niego jeszcze większy respekt. Boją się go. I o to właśnie chodzi. Luke’a też nie obrażają. Wiedzą, co on potrafi. Niektórzy na własne oczy widzieli, na co go stać. W walce na miecze też był bardzo dobry, wręcz świetny. Parę razy pokonał już Mistrza, ale i tak zawsze tracił broń lub lądował na ścianie. Vader nienawidził przegrywać. Oszukiwał. Luke był przyzwyczajony. Ale czasem chciałby stanąć do walki z kimś innym. Nie chodzi o to, że ojciec jest złym przeciwnikiem, ale po prostu jest tylko on. Zawsze walczył z nim. Inni to w ogóle nie jest wyzwanie. Może ich pokonać z łatwością, nawet się przy tym nie męcząc. Walcząc z Vaderem trzeba się wysilić. Po tych treningach Skywalker zawsze jest wykończony. Mimo świetnej kondycji fizycznej i wytrzymałości, po walce zawsze odpoczywa. Jego ciało jest wysportowane. Widać, że nie jest słabym chłopaczkiem z ulicy. W końcu trenuje od lat. I to pod czujnym okiem Dartha Vadera. Co jakiś czas jego postępy obserwuje sam Imperator Palpatine. Kto wyzwie młodego ucznia Sitha na pojedynek, na sto procent go nie wygra. Najprawdopodobniej zginie. Albo zostanie pojmany i torturowany. Możliwości jest wiele, ale wygrana nie wchodzi w grę. Nie z uczniem kogoś tak potężnego.

Luke szedł właśnie na kolejny trening. Sala, w której ćwiczył, miała kształt sześciokąta. Jedyne, co w niej było, to lampy. Żadnego okna, magazynu… Nic.

- Dziś znowu pokażesz mi swoje umiejętności.- powiedział na powitanie Vader. Żadnego ,,Witaj uczniu”. Po prostu taki rozkaz.- Włącz miecz i zaczynajmy.

- Tak jest.

Znowu to samo. Młodzieniec czasem skrycie marzył o wolności. Te wszystkie myśli ukrywał przed ojcem. Mógłby się nieźle wkurzyć. No ale w sumie Luke ciągle siedzi w jakimś pomieszczeniu. Statek, zamek, pięciogwiazdkowy imperialny hotel… Bardzo rzadko wychodzi sam na jakieś spacery. Sithowi nie wypada. Co by inni pomyśleli? Przestaliby się bać. Bo co strasznego jest w Sithach, którzy chodzą na spacery? I przy okazji nie zabijają? Nic. To żadna przeszkoda.

Luke odpierał ataki ojca. Skłon, unik, blokada, cięcie, podskok, atak. Udało mu się go kopnąć tak, że upadł na ziemię.

- Dobrze- pochwalił ucznia Vader. Podniósł się i spojrzał na syna.- Robisz coraz większe postępy. Potrafisz mnie zaskoczyć, a to już nie byle co. Twoje ataki są skuteczne, obrona także.- Skywalker wyłączył miecz. Lord tylko na to czekał. Użył Mocy i przyciągnął do siebie miecz syna, a jego samego pchnął na ścianę.- Ale i tak musisz się jeszcze wiele nauczyć. Nie możesz dawać się zaskakiwać.

Młodzieniec syknął z bólu. Znowu dał się zaskoczyć. Plecy go bardzo bolały. W końcu zderzył się ze ścianą. Z twardą ścianą. Czy tu chociaż raz nie może wisieć jakiś materac? Upadł na podłogę, a po chwili obok niego leżał jego miecz.

- Idź do siebie- rozkazał Vader.

- Tak , Mistrzu.

Wstał z podłogi i skierował się do swojego ,,pokoju’’. Pokojem to tego nazwać nie mógł. Łóżko, lampy, mała szafka, nieduża łazienka, kołdra i poduszka. To bardziej przypominało celę, ale Luke wolał nie narzekać. Jeszcze by mu się dostało…

Wycieńczony treningiem położył się na łóżku. Nie miał zamiaru wstawać. Teraz należy mu się porządny odpoczynek. Nim się zorientował, zasnął.

 

***

 

Vader klęczał w Sali tronowej Palpatine’a. Imperator siedział na swym fotelu i zapatrzony był w przestrzeń kosmiczną.

- Jak postępy Skywalkera?- spytał.

- Coraz lepiej. Jest bardzo pojętnym uczniem. Bardzo dobrze walczy, aczkolwiek musi jeszcze ćwiczyć. Daje się zaskoczyć. Myśli, że wygrał walkę, a wtedy posyłam go na ścianę. Ale muszę powiedzieć, że lepszego ucznia nigdzie nie znajdę.

- Dobrze- Palpatine wreszcie zaszczycił go swoim spojrzeniem.- Dopilnuj jego dalszego treningu. Niedługo będę mieć dla was misję. Wkrótce dowiecie się jaką.

- Tak, mój panie.

- To wszystko. Możesz odejść.

Vader wstał i skierował się do swojej komnaty. Przynajmniej ten staruch zechciał się na niego spojrzeć. Łał, żeby się tylko nie zmęczył. Łaskawy Imperator Palpatine spojrzał na swego ucznia. Oderwał się od widoku gwiazd i zerknął na niego. Ostatnio często pyta o Luke’a… Za często. Kilka lat temu tak nie było. Owszem, chłopiec go interesował, ale nie pytał się o niego podczas każdej rozmowy. I ciekawe, co to za misja. Nic nie powie synowi. Nie teraz. Poszedł do jego pokoju. Otworzył drzwi i ujrzał śpiącego młodzieńca. Był wykończony. Vader sam pamiętał swoje dawne treningi z byłym mistrzem. Stał tak i patrzył na swojego ucznia przez kilka minut. W końcu postanowił dać mu jeszcze trochę pospać. Zasłużył sobie. Żaden inny człowiek we wszechświecie mu nie dorówna. Każdy inny od razu poległby na samym początku walki. Ale nie on. Luke jest wytrzymały. Podobny do niego- do ojca. Ma też cechy po matce… Nie! Dość! Za dużo wspominania. Ostatnio stał się taki… inny. To przez syna. Co Luke z nim zrobił?

Lord miał co do ucznia pewne obawy. Czuł, że on nigdy nie będzie taki, jak on sam czy Palpatine. Jest w nim coś, co powoduje, że Luke stał się ciekawą osobą. Coś, co jego samego zastanawia. Tylko co? Charakter? Wygląd? Miał też cechy Padme. STOP! Nie wymawiaj JEJ imienia. To zakazane. Vader po raz kolejny dzisiejszego dnia przyłapał się na rozmyślaniu o przeszłości. Przeszłości, która nie istnieje. Nie wolno do niej wracać.

Wyszedł z pokoju Luke’a, ostatni raz na niego patrząc. Skierował się do swojej kajuty.

 

***

Leia Organa stała na swoim balkonie i patrzyła na miasto. Alderaan- jej ojczysta planeta. Taka piękna… I jej rodzina. Senator Organa wraz z małżonką. I jest jeszcze Padme Amidala- najwspanialsza opiekunka, która zajmuje się nią od zawsze. Można sobie wymarzyć lepszą rodzinę?

Księżniczka skończyła niedawno 18 lat. Stała na balkonie w swoim pokoju. Obserwowała miasto, ludzi, przeróżne istoty kosmiczne… Cisza, spokój. Przynajmniej na razie. Nie są bezpieczni. Imperium jest potężne. Bardzo potężne. I jeszcze Vader razem ze swoim uczniem. Czemu teraz nie ma Jedi, o których ojciec czasem jej opowiadał? Jest tylko Obi-Wan Kenobi, ale on już jest stary i nie da rady pokonać Sithów. Na dodatek Luke Skywalker ciągle rośnie w siłę. Jest podobno bardzo silny. Cóż… syn Dartha Vadera nie może być słabeuszem.

Rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę- powiedziała Leia.

Do jej pokoju weszła kobieta. Wyglądała młodo, choć miała 40 lat. Nazywała się Padme Amidala.

- O, Padme. Dobrze, że jesteś.

- Coś się stało?

- Nie, tak tylko myślę. Po co dokładnie Obi-Wan ma do nas przylecieć?

- Omówić ważne sprawy z twoimi rodzicami. Tyle tylko wiem.

- A czym tu dotrze?

- Podobno wynajął jakiegoś młodego przemytnika. Razem z nim i Wookiem przylecą jutro.

- Co to za Wookie?

- Drugi pilot ,,Sokoła Millenium”.

- Aha.

Padme do niej podeszła i objęła ją ramieniem.

- Coś cię gryzie.- bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Nie. Nic takiego.

- Leia. Znam cię od lat. Co się dzieje?

- Och, przed tobą niczego nie ukryję. Martwię się o dalsze posunięcia Vadera i Skywalkera. Jeżeli zaatakują, możemy wiele stracić.

Amidala nagle spochmurniała. Lord Sith odebrał jej męża 18 lat temu. I syna także. Ale Luke nie może tego pamiętać. Kiedy został zabrany z Tatooine, miał pięć lat. Vader to potwór, który w ogóle nie powinien istnieć.

- Leia, nie myśl o tym- powiedziała łagodnie. Starała się, by głos jej się nie załamał. Nie lubiła wspominać o NIM.- Będzie dobrze. Może Obi-Wan nam pomoże. Kiedyś wszystko się ułoży.

- Kiedy? Padme, nie mów, że wszystko będzie OK. Bo tak na razie nie jest. Rebelia przegrywa. I chwilowo nie zapowiada się na zwycięstwo. Myślę optymistycznie, ale też realnie. A w rzeczywistości nie idzie nam najlepiej. Ostatnio Luke Skywalker pokonał kilkunastu naszych żołnierzy i rozwalił statek. Sam. I mógłby zabić ich więcej, gdyby nie pomoc Wedge’a.

Kobieta doskonale wiedziała, o czym mówi księżniczka. To było dla niej bardzo trudne. A chłopak nawet nie miał pojęcia, że gdzieś w galaktyce żyje jego matka i siostra. Zna tylko ojca. Ojca? Nie, to złe określenie. Zna człowieka, który zabił jego ojca i się za niego podaje. Anakin Skywalker poległ. Mimo tego ona i tak wierzyła, że pewnego dnia jej mąż powróci i zwycięży Sitha. Zdejmie wreszcie tę paskudną maskę i wróci do niej. Wtedy byliby znowu razem. Z dziećmi. Jakie to by było wspaniałe…

Marzenia. Czasem się jednak spełniają. Ale czy właśnie to marzenie się spełni? Czy Padme będzie jeszcze kiedyś szczęśliwa? Ma Leię, lecz ta nawet nie wie, że jej prawdziwa matka właśnie z nią rozmawiała. Prawda, wypowiedziana w niewłaściwym momencie może wiele zepsuć. Leia mogłaby ją znienawidzić. Ale może ją zaakceptować jako mamę i pokochać. Który wariant by wybrała? Z tym trzeba jeszcze poczekać. Wprawdzie Padme tak bardzo chce z nią o tym porozmawiać, lecz wie, że nie może. Jeszcze nie teraz. Trzeba troszkę poczekać. Niedługo przyleci Obi-Wan. On jej pomoże. Już wkrótce.

 

***

Luke obudził się wypoczęty. Wczoraj był tak wykończony, że nawet nie zdjął butów. W nich zasnął.

,, Dlaczego Mistrz mnie wcześniej nie obudził? Powinienem wstać ponad godzinę temu…”, myślał. Wziął szybki prysznic i poszedł do sypialni ojca. Po drodze minął kilku szturmowców, ale nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem. To dla niego żadna nowość. Widzi ich praktycznie codziennie od trzynastu lat. Ciągle ten sam biały kombinezon i broń w ręku. Czyli rutyna. Skręcił w szeroki korytarz, na którym nikogo nie było. Podszedł pod duże drzwi i zapukał. Po chwili się otworzyły, a on wszedł do środka. Jako jeden z nielicznych miał wstęp do sypialni lorda. Była większa od jego pokoju. I lepiej wyposażona. Łóżko, specjalna komora zdrowotna, jakiś regał, okno, duży fotel, łazienka( znacznie większa niż ta w jego sypialni), i holoprojektor. Vader siedział na fotelu i dał znak uczniowi, aby podszedł. Ten zrobił kilka kroków w przód i się ukłonił. W ten sposób okazywano szacunek do Mistrza i jego wyższość.

- Witaj, mój uczniu- powiedział lord.- Co cię tu sprowadza?

- Mistrzu, ja…- zaczął Luke, po czym szybko skończył.- chciałem zapytać, dlaczego dziś tak długo spałem i nie rozpoczęliśmy wcześniej treningu.

- Dzisiejszy trening ci odpuszczam. Ostatnio bardzo wytrwale pracowałeś i robisz znaczne postępy. W nagrodę daję ci dzień wolnego. Możesz wyjść na miasto, chodzić po zamku i zająć się ważnymi dla siebie sprawami.

- Mogę spytać czemu?- Skywalker zadał to pytanie, choć wiedział, że lord nie zawsze tolerował ciekawość. Właściwie to on prawie nigdy jej nie tolerował.

- Mój zaufany szpieg powiedział, że wkrótce do Rebelii ma przylecieć Obi-Wan Kenobi. Chcę go w końcu unicestwić. Teraz tylko trzeba wyzwać go odpowiednim sposobem na pojedynek.

- Aha.

Ten ,,odpowiedni sposób” to mogło być wszystko. Podstęp, pułapka… cokolwiek. Jedno było pewne. Wygrana musi należeć do Vadera. Innej opcji nie ma.

- Możesz już wyjść- odezwał się lord po chwili milczenia.

- Tak, Mistrzu.

Luke odwrócił się i wyszedł z sypialni ojca. Cały dzień miał dla siebie. Od czego zacząć? Może od wyjścia na miasto? Jak postanowił, tak też zrobił. Wyszedł z zamku Vadera i skierował się w stronę Darnu- największego miasta w okolicy. Mijał przeróżne istoty, stoiska, bary, szturmowców, a nikt nie wchodził mu w drogę. Znała go praktycznie cała galaktyka. A na pewno o nim słyszała. I nie było na razie osoby, która chciałaby z nim zadzierać. Skręcił w jakąś węższą uliczkę i zobaczył pewną starszą kobietę, która patrzyła na niego z politowaniem i współczuciem w oczach. To go trochę irytowało.

- Co się gapisz?- rzucił w jej stronę.

Wyraz jej twarzy się nie zmienił. Jakby spodziewała się takich słów z jego strony. Spokojnie odpowiedziała:

- Przypominasz mi z wyglądu człowieka, który kiedyś uratował mnie przed walącym się budynkiem. Gdyby nie on, już bym od dawna nie żyła. Mówię o Anakinie Skywalkerze.

- Nie wypowiadaj tego imienia! A szczególnie w mojej obecności!

- Nie pamiętasz czegoś takiego jak miłość czy radość…

- Nie twoja sprawa!- patrzyła się na nich spora grupa istot, która stała w bezpiecznej odległości.

- Twój ojciec był kiedyś inny…

- Nie mów mi tu o moim ojcu! Jeśli chcesz przeżyć, to lepiej zamilcz!

Kobieta już chciała coś powiedzieć, a Luke położył rękę na mieczu świetlnym, gdy rozległ się krzyk dziecka.

- Babciu!

Z tłumu wybiegła najwyżej dziesięcioletnia dziewczynka o ciemnych włosach i przerażonych oczach. Objęła staruszkę i powiedziała :

- Proszę, nie zadzieraj z nim. Nie chcę cię stracić. Mamy już nie mam. Proszę, odpuść…

- Ludziom trzeba pokazywać poprawne zachowanie. A ten młodzieniec jest taki z przymusu. Można mu pomóc.

Skywalker nie wytrzymał.

- Nie potrzebuję pomocy! A już na pewno nie twojej! Ta mała ma rację. Nie drąż tematu, bo urwę ci głowę jednym cięciem swojego miecza!

Staruszka tylko westchnęła i jeszcze raz spojrzała na niego. W jej spojrzeniu znów było widoczne współczucie, ale też i smutek. Ujęła małą rączkę wnuczki i powoli odeszła.

Luke był wściekły. Jak taka baba śmie mu mówić o dobrym postępowaniu?! Robi to, czego nauczył go ojciec. Czego nauczył się podczas treningów przed trzynaście lat. Miał dziwne wrażenie, jakby go ktoś obserwował. Rozejrzał się, ale nikogo nie zauważył. Wiedział jednak, że ktoś się na niego patrzy. I czuł, że to jakaś obca osoba.

Nadal czuł w sobie gniew, ale już w mniejszym stopniu. Skierował się w stronę zamku. Kiedy tam dotarł, natychmiast udał się do swojego pokoju. Najpierw myślał nad całą sytuacją ze staruszką, a potem o tajemniczym obserwatorze. Usiadł wygodnie na łóżku i zaczął medytować.

 

***

Leia, państwo Organa, Padme Amidala oraz kapitan Gearth stali w hangarze głównym i patrzyli jak ,,Sokół Millenium” ląduje na odpowiednim lądowisku. Myśleli, ze statek będzie w lepszym stanie. Cóż… ważne, że dowiózł Obi-Wana na miejsce.

Po chwili w ich kierunku szedł siwy starzec w długim brązowym płaszczu. Kenobi. Tuż za nim ze statku wyszedł wysoki, przystojny młodzieniec, który na oka miał ze dwadzieścia jeden lat. To pewnie ten Han Solo. Przy nim kroczył Wookie- Chewbacca.

Każdy się każdym przywitał ( Chewie tylko zawył, bo inaczej nie umiał się porozumieć), a następnie poszli do centrum dowodzenia. Han zerkał na Leię od czasu do czasu, a ona czasem patrzyła na niego. Oboje udawali, że tego nie widzą i odwracali wzrok.

Kiedy kapitan oprowadzał gości i tłumaczył coś o wojskach rebelianckich, podbiegł do niego młody sierżant i oznajmił :

- Nasz szpieg przysłał właśnie nagranie z planety Djur. Z Lukiem Skywalkerem.

Wszyscy zesztywnieli. Nakręcić Sitha i wyjść z tego żywym, to nie byle co. Udali do holo-odtwarzacza i puścili nagranie. Zobaczyli, jak uczeń Vadera wrzeszczy na jakąś staruszkę, słyszeli, co oni do siebie mówią, a potem pojawiła się mała, ciemnowłosa dziewczynka. Widzieli, jak Luke już dotyka swojego miecza, ale powstrzymał się i jeszcze coś wrzasnął, po czym odszedł wściekły.

- Niedobrze- mruknął Kenobi.

- Ci z Imperium już tacy są- westchnęła Leia.

- Ale on może być inny. Trzeba mu to tylko jakoś uświadomić.

- Zaraz… co ty właściwie chcesz zrobić?

- Gdyby się udało go złapać i wytłumaczyć mu, że Imperium jest złe i podać argumenty, by przeszedł na naszą stronę…

- CO?!- przerwał mu Han.- Chcesz go porwać?! Luke’a Skywalkera?! Nie da się. Jest uczniem Vadera i jest bardzo potężny. Byle jaki staruszek go nie pokona. Jest za silny. I w dodatku agresywny. Sam widziałeś. Odpuść sobie, dziadku. Takich się nie przekona.

- Mamy szansę. Odpowiedz mi na jedno pytanie: Czemu Luke nie zabił tej staruszki? Mógł to zrobić z łatwością.

- Bo…- Solo nie umiał skończyć. Nie znał odpowiedzi.

- Możliwe, że jest w nim jeszcze dobro. Vader zabiłby ją z pewnością. Więc czemu Luke tego nie zrobił? Może on pamięta jeszcze czasy, gdy żył na Tatooine. Może dzięki temu, że ciocia i wujek darzyli go miłością, on ma ją w sobie gdzieś głęboko.

- Może? Tego trzeba być pewnym. Chcesz ryzykować? Proszę bardzo, ale beze mnie. Ja tu tylko na zapłatę czekam i odlatuję.

- Nie chcesz mu pomóc?

- Po co? Mam się pakować w łapy Imperium bez potrzeby? Nawet nikt mi za to nie zapłaci. A jak coś nie wypali, co jest bardzo prawdopodobne, to nie mam zamiaru ginąć lub tkwić w więzieniu.

- Ale naprawdę jest taka szansa?- wtrąciła się Leia.- Na uratowanie go?

- Po to tu właśnie przyleciałem. Sam nie dam rady. Musicie mi pomóc. Jeśli chcemy ocalić Rebelię, musimy mieć Luke’a po naszej stronie. Trzeba go porwać.

Następne częściJeszcze jest nadzieja- Rozdział 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • MaraJ 29.05.2015
    JEZUS MARIA, JAKIE DŁUGIE!!..... Ale za to fajnie napisane, opisy też są ciekawe, mimi tego, że długie. To ważne, bo ja nie lubię takich przemyśleń czy opisów na kilka stron, gdzie w kółko coś się powtarza. Wtedy to jest nudne, ale na szczęśćie u Ciebie wyszło genialnie! Też lubię Star Wars, ale jakoś nie wychodzi mi pisanie o tym... -_- Dam 5 i czekam na kolejne!
  • MarciaA 29.05.2015
    Wiem, że długie, ale nie lubię pisać krótkich części. Sama też wolę dłuższe czytać. Ale cieszę sie, że już się komuś spodobało :)
  • MaraJ 29.05.2015
    Też wolę dłuższe! :D mi odpowiada taka długość :)
  • NataliaO 29.05.2015
    Długo było. Bardzo fajnie się Ciebie czyta w opisach, jak coś przedstawiasz, o czymś bohater myśli itp. Czyta się to bardzo dobrze. Dialogi jakoś do mnie nie przemawiają, tylko pod koniec - Niedobrze... - ten dialog był gdzieś lekki i swobodny, naturalny, nie wiem od czego to u Ciebie zależy. Albo ja to źle odbieram ahh. Za ten rozdział z pięknymi opisami 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania