Poprzednie częściKamigami no Asobi - Wspólny wróg

Kamigami no Asobi - Mój książe

-Sayuri! Poczekaj chwile!

-Balder? -zdziwiona dziewczyna zatrzymała się czekając aż chłopak ją dogoni, co nie było prostym zadaniem na korytarzu pełnym ludzi.

Nie obyło się też bez bliskiego spotkania z podłogą. I drugiego. I trzeciego.

-Dziękuję – wydyszał, gdy stanął obok dziewczyny. - Chciałem zapytać, czy nie zechciałabyś przejść się ze mną jutro nad morze?

-Z chęcią – odparła z szerokim uśmiechem. - Loki i Thor też idą?

-Nie. Mają jakieś inne plany.

-No dobrze. To może spotkajmy się rano na stołówce? Zjemy razem śniadanie, weźmiemy jakiś prowiant i pójdziemy?

-Oczywiście. W takim razie do jutra – bóg ucałował rękę dziewczyny i odszedł.

Sayuri stała w miejscu jeszcze dłuższą chwilę z wykwitłym rumieńcem i rozanielonym wyrazem twarzy.

~*~

-O! Sayuri! Masz już plany na jutro? -zapytała Yui, gdy jej współlokatorka przekroczyła próg ich wspólnego salonu. - Bo są te egzaminy i zastanawiałam się czy może chciałabyś się z nami pouczyć?

-Niestety. - odparła z żalem w głosie, choć w duchu odetchnęła z ulgą. Cały dzień nad książkami nie napawał chęcią do życia. - Umówiłam się już z Balderem. Idziemy nad morze na cały dzień.

-Szkoda… Idzie ktoś jeszcze z Wami? Bo jak rozmawiałam dzisiaj z Thorem to zgodził się pomóc reszcie z fizyką.

-Z tego co wiem to nie – Sayuri z lekką niechęcią usiadła na kanapie naprzeciw kapłanki. Wiedziała, że to będzie długa rozmowa.

-Czyli idziecie na randkę? - Yui wyglądała, jakby chciała przewiercić przyjaciółkę wzrokiem.

-A tam zaraz randka! Po prostu spędzimy razem dzień. To jeszcze przecież nic nie znaczy! - tłumaczyła czerwona jak pomidor.

-Dobrze, dobrze, niech ci już będzie – powiedziała Kusanagi wstając. - Musze już iść, bo obiecałam pomóc Takeru z arytmetyką. Ale przygotuj się, że jutro wieczorem wszystko mi opowiesz! I udanej randki! - zniknęła za drzwiami zanim Sayuri zdążyła zareagować.

Dziewczyna została sama w pokoju przerażona wizją przyszłej spowiedzi.

-Zeusie, w co ja się wpakowałam? - szepnęła w przestrzeń, ale szybko dodała – Nie odpowiadaj!

~*~

-Witaj, Sayuri – usłyszała dziewczyna, gdy tylko przekroczyła próg stołówki.

-Dzień dobry, Balderze. Gotowy na wielką podróż?

-Ależ oczywiście. Z tobą mógłbym iść nawet na koniec świata.

-Cóż… Biorąc po uwagę, że jesteśmy na latającej wyspie to w pewnym sensie idziemy na koniec świata. No ale nie można ruszać w tak straszną i niebezpieczną podróż bez porządnego śniadania. Mam ochotę na omlet, a ty?

-Omlet brzmi dobrze. Ale ja chyba wezmę z dodatkową szynką i bekonem.

-Nie brałam pod uwagę innej opcji – odparła ze śmiechem.

Razem ruszyli do bufetu.

Początkowo śniadanie mijało im spokojnie i w miłej atmosferze. Mojry są jednak złośliwymi istotami, więc postanowiły zaburzyć tę sielankę już na samym początku.

-Balder! A ty czemu dzisiaj wstałeś tak wcześnie? - nie wiadomo skąd pojawił się przy nich Loki. - Idziemy po śniadaniu się przejść? Na obiad możemy zrobić grilla.

-Przykro mi, ale mówiłem ci, że dzisiaj jestem zajęty – powiedział zirytowany bóg światła.

-A niby czym jesteś tak zajęty, co?

-Idziemy z Sayuri nad morze.

-Wycieczka? Super! Zaraz powiem Thorowi i…

-Nie, Loki! Idziemy tylko we dwoje. Wy powinniście zostać i pouczyć się z Yui i resztą. Do zobaczenia wieczorem!

Bóg ognia oniemiał. Blondyn natomiast, nie czekając ani chwili złapał za rękę zdumioną dziewczynę i wyciągnął ją ze stołówki zostawiając zdezorientowanego i coraz bardziej wściekłego Laevateina.

~*~

Ciągnął ją przez kolejne korytarze. Nie zapowiadało się na to by miał zamiar się zatrzymać, więc Sayuri postanowiła w końcu się odezwać.

-Emm… Balder, dokąd idziemy?

Zdezorientowany chłopak zatrzymał się i rozejrzał dookoła. W końcu jego wzrok skoncentrował się na dziewczynie.

-Wybacz, nie chciałem. Przepraszam cię najmocniej za tę sytuację. Mam nadzieję, że nie wpłynie ona znacząco na nasz dzisiejszy dzień. To może… Zaczekaj proszę przed wyjściem z akademii, a ja pójdę szybko po prowiant, dobrze?

-Dobrze, ale na pewno wszystko w porządku? Jeśli chcesz zostać w szkole to możemy przełożyć to wyjście.

-Nie ma takiej potrzeby. Idź do wyjścia, zaraz się tam spotkamy.

Nie czekając na odpowiedź Balder udał się w drogę powrotną na stołówkę, a Sayuri nie widząc lepszego wyjścia, postanowiła spełnić jego prośbę i zaczekać przy głównej bramie.

W międzyczasie rozmyślała nad dziwnym zachowaniem boga światła.

-Już nawet pomijając to, że bez powodu zaprosił mnie na spacer, ale o co chodziło z jego reakcją na Lokiego? Wściekł się zupełnie bez powodu. A przecież mogliśmy iść wszyscy razem… Owszem, miło mi, że chciał spędzić dzień tylko ze mną, ale to nie powód do takich nerwów. Może Yui miała rację i dla niego to jest randka? - Na tę myśl dziewczyna oblała się rumieńcem. - Ok, lubię Baldera. Nawet bardzo. Jest szarmancki, miły, słodki, a do tego wygląda jak elf… No dobrze, czas przyznać się przed samą sobą! Balder mi się podoba! Ale jeśli założę, że ja jemu też, a tak nie jest to przecież wyjdę na kompletną idiotkę! Dobra! Czas się ogarnąć! Zobaczymy co przyniesie ta wycieczka i wtedy zdecyduję! Tak, to jest plan! A w pierwszej kolejności wypytam go, dlaczego nie chciał, żeby chłopcy z nami szli! Ale chwila! Gdzie ja jestem?! Przecież powinnam już dojść do bramy!

Sayuri rozejrzała się po korytarzu. Była w pobliżu biblioteki, a to znaczyło, że poszła w zupełnie inną stronę niż powinna. Westchnęła zrezygnowana i zawróciła.

~*~

-Jesteś! Już miałem cię szukać! - zawołał Balder, gdy tylko dziewczyna dotarła do wyjścia ze szkoły.

-Wybacz, zapomniałam czegoś i musiałam się wrócić do pokoju. Przepraszam, że czekałeś – uśmiechnęła się głupio. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że łaziła po szkole jak nawiedzona myśląc o nim! - To co mamy dobrego? - zapytała próbując zmienić temat.

-Babeczki czekoladowe, tarte z jabłkami, kanapki, i składniki do kurczaka z ryżem na obiad do przyrządzenia na miejscu – odparł pokazując na zawartość koszyka. - Chyba nam wystarczy?

-Myślę, że to wystarczyło by nam nawet na trzy dni, a nie tylko na jeden. No dobrze, chyba możemy iść.

~*~

Podróż minęła im w przyjemnej atmosferze wspólnych żartów i opowieści. Oczywiście najlepsze historie miały Lokiego na pierwszym planie.

Wreszcie dotarli do domku na plaży w którym spędzili pamiętną wycieczkę integracyjną.

-Więc… Co robimy? - zapytała dziewczyna siadając na kanapie.

-Nie wiem. To ty mi powiedz co robi się podczas takich wyjść – odparł chłopak rozpakowując przyniesione rzeczy w kuchni. - Chociaż w sumie to bym coś zjadł…

-Ja też… To może ukrój nam po kawałku tamtej tarty, a ja zrobię herbaty?

-Chętnie.

Sayuri wstała i zajęła się przygotowaniem napoju, Balder natomiast zabrał się do krojenia ciasta. Co prawda dziewczyna zerkała na niego co jakiś czas, czy przypadkiem nie wywołuje apokalipsy, ale ku ogromnemu zaskoczeniu obojga, obyło się bez żadnych niespodzianek. Przynajmniej do czasu…

-Herbaty gotowe. Weźmiesz swoją? Ja zabiorę jeszcze cukier – zaproponowała Sayuri w przypływie wiary w boga światła.

Okazało się jednak, że kropla ta przelała czarę szczęścia. Blondyn niosący dwa talerzyki oraz kubek potknął się o własne nogi i przewrócił, puszczając przy tym wszystko co miał w rękach. Pech chciał, że Sayuri stała akurat po stronie wrzątku, który ochlapał jej lewą dłoń.

-Ała! Balder, nic ci nie jest? - zapytała dmuchając na rękę i przypatrując się badawczo chłopakowi.

- Nie. Nic nowego. Coś ci się stało? - teraz to on spojrzał na nią ze strachem.

-Nie. Tylko herbata mnie oparzyła – odparła spokojnie podchodząc do zlewu. - Nic mi nie będzie. Nie była aż tak gorąca – kontynuowała z wyraźną ulgą, gdy strumień zimnej wody obmywał jej poparzoną skórę.

-Bardzo cię przepraszam! Nie chciałem! Bardzo boli? Naprawdę przepraszam. Może wrócimy do akademii?

-Nie. W porządku. Do wesela się zagoi. W łazience był ostatnio krem na poparzenia. Mógłbyś zobaczyć, czy jeszcze jest? I jakbyś mógł przynieść gazę i bandaż.

-Oczywiście! - zawołał chłopak i biegiem udał się do łazienki. Oczywiście przewrócił się przy tym dwukrotnie.

Sayuri odetchnęła z ulgą. Zaczęła sprzątać roztrzaskaną zastawę i z grubsza wytarła podłogę. Akurat gdy kończyła wrócił Balder cały obładowany jakimiś buteleczkami.

-Nie wiedziałem, który będzie dobry, więc przyniosłem wszystkie, które znalazłem.

Dziewczyna tylko zachichotała.

-No dobrze. Połóż. Zaraz zobaczę co tam masz.

Blondyn dość niezgrabnie odłożył wszystkie medykamenty na jedną z szafek kuchennych, by brunetka mogła spokojnie je przejrzeć. Krem na oparzenia, gazę i bandaż całe szczęście przyniósł, a wraz z nimi ogrom tabletek przeciwbólowych, środków przeciwzapalnych, leków rozkurczowych, a nawet dwa opakowania ziółek na zaparcia. Sayuri ledwo hamowała śmiech.

-Może ci pomogę? - zaproponował Balder, gdy zobaczył, że dziewczyna siłuje się z bandażem.

-Jakbyś mógł przytrzymać to byłabym wdzięczna.

Co prawda blondyn nie miał zbyt dużej wprawy w opatrywaniu, ale wspólnymi siłami udało im się.

-Naprawdę bardzo cię przepraszam – powtórzył po raz kolejny.

-Nic się nie stało. To nie twoja wina – powiedziała z uśmiechem. - Możesz pofufać, żeby nie bolało.

-Co zrobić? - zapytał zdezorientowany.

-Podmuchać zranione miejsce. Jak byłam mała i sobie coś zrobiłam to szłam zawsze do mamy, żeby pofufała. Wtedy przestawało boleć. Znaczy nie przestawało, ale ogólnie było mi lepiej.

-No dobrze – odparł lekko zmieszany.

Ujął delikatnie rękę dziewczyny, zbliżył do swoich ust i kilkakrotnie podmuchał.

Sayuri całą swoją uwagę skupiła na tym jednym geście. Jego dotyk… Jego oddech na jej skórze… Jego bliskość…

-Lepiej? - pytanie to było jak kubeł wody. Ale nie zimnej. Raczej letniej. Idealnej.

-Oczywiście. To znaczy… nie boli. Naprawdę! - dotknęła palcem zdrowej ręki oparzonego miejsce. - W ogóle nie boli. Jak to możliwe?

-Nie wiem – Balder patrzył z lekkim zawodem na dziewczynę odwijającą bandaż, który tak pracowicie chwile temu zawijali. Po oparzeniu nie było śladu. - Hmm... Kajdany Zeusa tłumią nasze moce, ale nie pozbawiły one nas ich zupełnie. Wcześniej mogłem leczyć, więc jak widać przypadkiem cię uzdrowiłem.

-Dziękuję – powiedziała Sayuri

Dziewczyna zrobiła nową herbatę, a bóg dołożył ciasta. Tym razem donieśli wszystko bez szkód w zastawie oraz osobach i wreszcie zasiedli spokojnie na kanapie.

Początkowo panowała cisza. Brunetka kilkukrotnie zabiera się do rozpoczęcia rozmowy, ale nie mogła wymyślić żadnego sensownego tematu. Jakby cała jej kreatywność nagle wybrała się na wakacje! A chłopakowi cisza ta jakby zupełnie nie przeszkadzała. Zajadał się ciastem i tylko raz napomknął jakie jest ono dobre, lecz rozmowa szybko umarła śmiercią naturalną. A chciała go zapytać o tyle rzeczy! O jego świat, o życie w Asgardzie, o Lokiego i Thora, o to czemu ją okłamał, że mają inne plany, kiedy wcale im nie powiedział o wycieczce! No ale przecież nie może o to zapytać od tak! Głupek. I czemu od do jasnej ciasnej tak sobie spokojnie je to ciasto! Przecież to nienormalne!

-Na pewno wszystko dobrze z twoją ręką?

Sayuri była tak zajęta krytykowaniem go w myślach, że przez chwilę patrzyła zdębiała na chłopaka, nim doszedł do niej sens jego słów.

-Tak, tak! Wszystko dobrze!

-Cieszę się. Może w takim razie zechciałabyś przejść się ze mną po plaży?

-Chętnie – odparła i wstała zabierając przy okazji brudną zastawę z powrotem do kuchni.

~*~

Podczas spaceru rozmowa szła im mniej opornie, choć zdarzały się chwilę cieszy. Sayuri opowiadał Balderowi o swojej szkole, znajomych i rodzinie, a on jej o Nordach i starych bitwach.

Gdy wrócili dziewczyna zrobiła obiad. Blondyn oczywiście chciał jej pomóc, jednak koniec końców ograniczył się do nieprzeszkadzania, co zaowocowało bezproblemową pracą. Zjedli w ciszy. Brunetka była już nico zirytowana postawą chłopaka, który nawet nie próbował zacząć na nowo rozmowy. Wyszła więc na taras, skąd ostatnio podziwiali wszyscy razem fajerwerki, a tym razem miała widok na słońce niknące za morzem.

-Piękne… - rozmarzyła się.

-Owszem. - usłyszała za swoimi plecami. - Jest tu jednak coś co przyćmiewa to piękno.

-Naprawdę? Co takiego? - odwróciła się i spojrzała na boga.

-Ty.

Sayuri spłonęła rumieńcem.

-Nie przesadzaj. Gdzie mnie do takiego widoku?

-Jesteś najpiękniejszą i najwspanialszą istotą jaką spotkałem – powiedział patrząc prosto w oczy dziewczyny, która nie wiedziała zupełnie co zrobić. - Wiesz dlaczego zaproponowałem ci ten spacer?

Jako, że głos omówił jej posłuszeństwa ograniczyła się do kiwnięcia przecząco głową.

-Ponieważ to tutaj, podczas ostatniej wycieczki, gdy zobaczyłem twoje roziskrzone oczy pełne szczęścia i twój najszczerszy uśmiech, zrozumiałem że chciałbym je widzieć codziennie. Że chciałbym, abyś to za moją sprawą tak się uśmiechała. Sayuri, czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz ze mną każdego dnia, do końca świata? Czy… Jak wy to mówicie… Zostaniesz moją dziewczyną?

Przez twarz dziewczyny przeszła cała gama emocji. Od niedowierzania, przez osłupienie, konsternacje, szczęście, a na koniec się rozpłakała. Balder stał jak słup soli nic nie rozumiejąc. Po chwili jednak przytulił dziewczynę i głaskając ją po placach podprowadził do najbliższej ławki. Usiedli, a Balder zaczął szeptać łagodnie.

-Ciii… Spokojnie. Przepraszam. Apollo mówił, że tak będzie dobrze. Nie chciałem cię urazić. Przepraszam. Już nie płacz…

-Nie… Ja tylko… Tak się cieszę…

-Więc dlaczego płaczesz?

-Bo się cieszę…

-Ludzie są bardzo skomplikowanym gatunkiem – to powiedziawszy jeszcze mocniej przytulił dziewczynę, która po pewnym czasie zasnęła w jego ramionach.

~*~

Sayuri obudził chłód. Skuliła się i zaczęła macać otoczenie w poszukiwaniu kołdry.

-Coś się stało? - usłyszała nad sobą.

Niechętnie usiadła i przecierając oczy spojrzała na Baldera. Świadomość, że chwilę temu leżała z głową na jego kolanach, a on głaskał ją po włosach jeszcze do niej nie dotarła.

-Trochę tu chłodno – odparła sennie.

-Och, wybacz księżniczko. Poczekaj, zaraz przyniosę koc – to powiedziawszy udał się do innego pokoju.

Brunetka w tym czasie analizowała, czemuż to została nazwana przez niego takim kretyńskim określeniem. Jeszcze nie do końca rozbudzony mózg działał ociężale, ale w końcu przyszło oświecenie. Rozmowa na tarasie! Sen odszedł jak ręką odjął.

-Co ja mam teraz zrobić? - szepnęła sama do siebie.

-Proponowałbym zrobić to, co uważasz za słuszne – usłyszała za plecami. Do pokoju akurat teraz wrócił bóg. - Prosiłbym jednak, byś nie stosowała tak zwanego „strzału z liścia”, który jest jedną z ulubionych form reakcji kobiet. A przynajmniej tak twierdzi Apollo. Możesz zwyczajnie odmówić, choć wcześniej oznajmiłaś, że jesteś szczęśliwa. Jednakowoż mówiąc to płakałaś, co jest oznaką smutku lub złości, więc… Obawiam się, że nie rozumiem kobiet – zakończył podając dziewczynie koc i siadając obok.

-Nie próbuj. Nie warto. Sama też ich nie rozumiem – spróbowała obrócić sytuację w żart, jednak widząc oczekiwanie na twarzy Baldera, postanowiła przejść do konkretów.

-To nie tak, że jestem zła czy smutna. I owszem, bardzo się cieszę. Łzy mogą być też oznaką szczęścia. Ale wracając… Em… Lubię cię. Nawet bardzo… I sądzę, że moglibyśmy spróbować być razem…

Ledwie skończyła mówić, poczuła silny uścisk boga światła. Odwzajemniła go i trwali tak chwilę, aż w końcu blondyn odsunął lekko dziewczynę. Jednak tylko na taką odległość, by spojrzeć jej głęboko w oczy. Odbijały się w nich radosne iskry i coś jeszcze.

W końcu ich usta złączyły się w pocałunku. Sami nie wiedzieli, kto wykonał pierwszy krok. Oboje tego chcieli. Oboje tego potrzebowali. Początkowo gest był delikatny, z czasem stawał się jednak pewniejszy i przepełniony uczuciem. Żadnemu z nich to jednak nie przeszkadzało. Liczyli się tylko oni. Oni... i tlen.

Sayuri przerwała pocałunek. Musiała odetchnąć. Spojrzała na chłopaka przepraszająco, ale on też wyraźnie tego potrzebował.

-Kocham cię, księżniczko – padło nagle z jego ust. Uśmiechnęła się najpiękniej i najszczerzej jak to tylko było możliwe.

-Też cię kocham, mój książę – odparła.

Jutro mieli wrócić do akademii. Opowiedzieć wszystkim o tym co się stało. O nich. Nie wiedzieli jak zareagują inni. I co na to Zeus? Lecz teraz to się nie liczyło. Najważniejsi byli tylko oni.

Nawet gwiazdy na niebie migotały dla nich wesoło.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • konfiguracja 10.05.2019
    Błędy w zapisie i banał przekazu. Pretensjonalne pisanie dla nastolatek. Jasne, istnieje docelowa grupa takiej formy, ale i ona zasługuje na poprawny językowo przekaz.
    2.
  • KinShiroi 11.05.2019
    Tak, to w zamyśle miał być banalny romans dla nastolatek.
    Dopiero zaczynam, więc czy mogłabym prosić o dodatkowe kilka słów odnośnie błędów? Chodzi o zapis dialogów czy opisy i narrację?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania