Poprzednie częściKamigami no Asobi - Wspólny wróg

Kamigami no Asobi - Popołudnie w parku

Siedziałam na ławce w parku. Było to najbardziej odludne miejsce jakie udało mi się znaleźć. Poza starszym panem z psem nie było tu żywego ducha. I właśnie tego mi było trzeba. Nie chciałam towarzystwa przy wyklinaniu dzisiejszego dnia. Albo raczej osoby, która go zepsuła.

Odchyliłam właśnie głowę, by spojrzeć w niebo, lecz miast białych, pierzastych chmurek zobaczyłam znajomą twarz z tym charakterystycznym uśmiechem.

-Witaj.

-Balder? Cześć. Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona.

W końcu ten park znajdował się w zupełnie innej części miasta niż nasza szkoła.

-Przyszedłem na spacer. Mieszkam niedaleko. Ciebie tu jednak nigdy nie widziałem.

-Nie bywam tu zbyt często – odparłam ostrożnie.

Z blondynem chodziłam do jednej klasy już drugi rok liceum, ale nigdy jakoś specjalnie nie rozmawialiśmy. Obracaliśmy się w dość odmiennych kręgach znajomych. On był ten fajny, przystojny, członek samorządu i tym podobne, a ja wolałam zawsze literaturę i seriale niż „prawdziwe” życie.

-Więc co sprowadza cię w to ustronne miejsce? Bo, szczerze mówiąc, to jego główna zaleta.

-Tak jakoś… Szłam, szłam i doszła aż tutaj.

-Czyżby coś cię trapiło? - zapytał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Aż tak po mnie widać?

-Nie, to nic takiego.

-Sądzę jednak, że jest zupełnie inaczej. Od twego złego humoru zaraz uschną wszystkie okoliczne kwiaty – powiedział siadając na mojej ławce.

To chyba znaczy, że faktycznie po mnie widać… Super.

-Nie, naprawdę, wszystko w porządku. Ale może faktycznie nie będę narażać kwiatków i sobie pójdę – odparłam wstając. Szkoda, bo w sumie przyjemnie się tu siedziało.

-Zaczekaj, proszę! - również wstał. - Jeżeli chcesz zachować swoje sekrety to oczywiście rozumiem, jednakowoż może pozwolisz mi zabrać się na krótki spacer by poprawić ci humor? Znam kilka miejsc w tym parku, które mogą ci się spodobać.

-Dziękuję, ale raczej nie skorzystam – Wstała i chciałam minąć blondyna, lecz zastąpił mi drogę.

-Dlaczego? Ten dzień jest zbyt piękny, by się smucić. A ja chętnie spędzę go w towarzystwie tak urokliwej panny – wyglądał jak mój pies proszący o spacer… i jak tu się opierać? - Hmm… to może zawrzyjmy układ? Oprowadzę cię po kilku najpiękniejszych miejscach. Jeśli przypadną ci do gustu, opowiesz mi co sprawiło ci taką przykrość, a jeżeli nie to przestanę dopytywać i rozejdziemy się w swoje strony, zgoda?

-Skoro musisz – mruknęłam niechętnie, a Balder z szerokim uśmiechem złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić jedną ze ścieżek.

~*~

Nie wiem czy droga zajęła nam dziesięć minut. Minęliśmy ledwie dwa zakręty i już moim oczom ukazało się małe rosarium. Nie było większe od naszej sali gimnastycznej, ale wyglądało tak uroczo. Wąskie dróżki wysypane białymi kamyczkami, zadbane rabatki z wszelakimi kolorami róż, a w środku piękna fontanna z rzeźbionymi gołębiami. Gdy stanęliśmy w centrum i dotknęłam jednego z kamiennych ptaków uśmiechnęłam się mimowolnie.

-I jak ci się podoba? - zapytał Balder przyglądając mi się uważnie.

-Ładnie tu – odparła z umiarkowanym entuzjazmem przyglądają się pająkowi sunącemu po wodzie w fontannie.

-Ale nadal cię nie przekonuje, prawda? Chodźmy więc dalej. Mam jeszcze kilka propozycji. Znów chwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić, a ja nadal nie mogłam zrozumieć czemu to robi.

~*~

Szliśmy w ciszy przez dobre piętnaście minut, ale mój towarzysz niedoli musiał w końcu ją przerwać.

-A może jeśli zgadnę to raczysz mi opowiedzieć co cię trapi?

-Nie sądzę.

-A czy mogę poznać chociaż powód dla którego jesteś taka małomówna?

-Po prostu – odburknęłam. No a co miałam mu powiedzieć? Że to jego kolega zniszczył mi cały dzień i zapewne resztki reputacji? Jeszcze czego! Sam się pewnie dowie jutro w szkole...

-No dobrze… - powiedział dość smętnie jak na niego, ale jego twarz zaraz się rozpogodziła. - O, akurat jesteśmy na miejscu. To Dębowa Aleja. Zaraz przekonasz się dlaczego akurat dębowa.

Przed nami ciągnęła się wyłożona kamieniami dróżka, na oko półkilometrowa, którą właśnie zaczęliśmy się kierować. Po obu jej stronach rosły ogromne i dość stare drzewa, które jakoś nie pasowały mi na dęby, choć oczywiście na drzewach znałam się raczej średnio. Jednak gdzieś mniej więcej w połowie zatrzymaliśmy się przy roślinie wyraźnie różniącej się od innych.

-Jak zapewne zauważyłaś tutejsze drzewa to klony, a nie dęby. Jednakże to właśnie od tego jednego dębu w całej alei wzięła się jej nazwa i jest ona w pewnym sensie prywatnym żartem tutejszych mieszkańców – wyjaśnił Balder, choć całą sobą próbowałam mu pokazać jak mało mnie to interesuje. - Jesteś zmęczona? Może chciałabyś odpocząć? - zapytał wskazując na jedną z ławek w cieniu olbrzymich drzew.

-Nie, dziękuję. Chciałabym ruszyć dalej by jak najszybciej skończyć tę wycieczkę.

-No dobrze… - znów wyglądał jak zbity pies.

~*~

-To ostatnie miejsce jakie chciałem ci tu pokazać – powiedział gdy stanęliśmy nad brzegiem, dość sporego jak na park, jeziorka.

Było już późne popołudnie i słońce zaczynało zachodzić, co pięknie odbijało się w tafli wody. Jednak nie na tyle pięknie, bym przyznała Balderowi zwycięstwo.

Popatrzyłam na niego chłodno.

-Tak właściwie to nie jest to... – odchylił pędy płaczącej wierzby, obok której stał. - Zapraszam.

Trochę niepewnie przeszłam pod listowiem, lecz ledwo stanęłam w środku, otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.

Promienie zachodzącego słońca odbijały się od wody tworzącej niewielką zatokę pod wierzbą oraz przedzierały się przez listki tworząc wspaniałą poświatę. Nie wiem ile tam stałam, ale obudziłam się dopiero, gdy poczułam czyjś dotyk na ramieniu.

-Jak ci się podoba? - blondyn posłał mi przyjazny uśmiech, choć jestem prawie pewna, że widziałam tam też nutę samozadowolenia.

-Tu jest pięknie – odparłam nieco niechętnie, ale nie byłam w stanie skłamać.

-Cieszę się – minął mnie i usiadł nad zatoczką. - Więc ostatecznie wygrałem? Raczysz mi powiedzieć co cię trapi?

Usiadłam obok niego i przez dłuższą chwilę patrzyłam w wodę.

-Po co chcesz to w ogóle wiedzieć?

-Cóż… jesteśmy kolegami z klasy…

-I rozmawialiśmy przez te półtorej roku może z trzy razy – obaliłam jego argument.

-Owszem i bardzo żałuję tego niedopatrzenia. Jednakowoż jesteś też jak sądzę dość blisko z Thorem z klasy wyżej, prawda?

-Ostatnio rozmawialiśmy kilka razy, nic poza tym – starałam się brzmieć normalnie, co przychodziło mi z ogromnym trudem.

-A ja jestem jego bratem.

Spojrzałam na Baldera jakbym widziała go po raz pierwszy. Co prawda Thor wspominał kiedyś, że ma młodszego brata, ale nie sądziłam, że jest to akurat ten piękniś z samorządu! Myślałam, że są po prostu kolegami…

-Sądząc po twojej reakcji nie wiedziałaś o tym.

-Nie… - mruknęłam smętnie. Bo nie ma co, wkopałam się koncertowo. - To on cię wysłał?

-Nie, spotkaliśmy się czystym przypadkiem, ale wiedziałem, że przyjaźnisz się z Thorem i pomyślałem że możesz wiedzieć, czemu dzisiaj był taki wściekły. Zupełnie jak nie on. Ale gdy zobaczyłem jaka jesteś smutna postanowiłem poprawić ci humor – zakończył z uśmiechem, choć przez większą część wypowiedzi był zaskakująco poważny.

-Miło z twojej strony. Ale mogłeś po prostu go zapytać co się stało.

-Pytałem, ale mnie ignorował. Szczerze mówiąc, to gdy na ciebie wpadłem miałem zamiar iść do Lokiego za…

-Wstrętna ruda szuja… - syknęłam wściekła co od razu przyciągnęło uwagę blondyna.

-Czyli to jego wina? Ech… Przepraszam za niego. Co znowu zrobił? - powiedział jakby recytował starą formułkę w szkole. No cóż… Przynajmniej dwie nasze rozmowy zaczynały się właśnie tymi słowami.

-Jest świnią.

-Gdybyś tylko wiedziała ile razy już to słyszałem… Mogłabyś powiedzieć coś więcej?

Na samo wspomnienie zaistniałej sytuacji poczułam gorąco na twarzy. Mogę się założyć, że wyglądam jak pomidor.

-Obiecuję, że nikomu nic nie powiem i dopilnuję, aby Loki zrekompensował ci wszelakie szkody jakie wyrządził.

-Ale… - chciałam dalej protestować, gdy Balder złapał moją dłoń i splątał nasze małe palce.

-Wiem, że nie mieliśmy ze sobą zbyt dobrego kontaktu, ale daję słowo zastępcy przewodniczącego, że zachowam tajemnicę jeśli sobie tego zażyczysz i dołożę wszelkich starań, by ci zadośćuczynić za błędy Lokiego i ewentualnie Thora jeśli z jakiegoś powodu brał w tym udział. Tylko proszę, powiedz co się stało.

-No dobrze… - utkwiłam wzrok w swoich kolanach i niechętnie zaczęłam tłumaczyć. - Thor poprosił mnie, żebym została dzisiaj chwile po lekcjach, bo chciał o czymś porozmawiać. Więc zostałam. Poszliśmy na stare boisko za szkołą. Wiesz, to zarośnięte, za malinami. On wtedy… Powiedział, że bardzo mnie lubi i… - na samo wspomnienie naszego spotkania miałam problem z wyartykułowaniem poprawnej wypowiedzi. Dodatkowo przerażające było zaciekawienie z jakim Balder słuchał. - Zapytał mnie, czy… No wiesz… Zostaniemy parą… Ja też go bardzo lubię, więc się zgodziłam. I wtedy usłyszałam śmiech, a zza krzaków wypadł Loki prawie dusząc się swoim rechotem – nagle ogarnęła mnie wściekłość i z rozmachem cisnęłam do wody leżący obok mnie mały kamień. - Powiedział, że sam by nie wpadł na lepszy kawał i nie spodziewał się tego po Thorze. Bo przecież jestem taka szara i nijaka, że nie możliwym jest, by mówił tak na serio. Myślałam, że Thor stanie w mojej obronie, czy coś, ale nic nie powiedział. Nie chciałam dawać Lokiemu kolejnych powodów do wyśmiewania mnie, więc uciekłam. Najpierw poszwendałam się trochę po mieście, a potem trafiłam do parku, gdzie się spotkaliśmy i resztę już znasz.

Balder westchnął ciężko i przetarł twarz dłońmi.

-Co z niego za idiota… - jęknął blondyn. - Bardzo za niego przepraszam i wiem, że nic nie usprawiedliwia jego podłego zachowania, ale… Wiesz, że był z Yui?

-Kusanagi? Tą z równoległej klasy? Słyszałam takie plotki, ale nigdy mnie to jakoś specjalnie nie interesowało.

-No właśnie… Otóż jakiś tydzień temu rzuciła go dla Takeru.

-Tego Takeru z klubu kendo? - zapytałam szczerze zaskoczona. - On jest przerażający!

-Miałem przyjemność kilka razy nim rozmawiać i nie jest taki zły, co nie zmienia faktu, że Loki dość mocno to przeżył i jak sądzę chciał uchronić Thora przed podobną sytuacją. A przynajmniej chcę w to wierzyć. Znamy się od dziecka, jest prawie moim drugim bratem.

-Nie jestem taka jak Yui – odparłam oburzona.

-Mam taką nadzieję. Jak sama zauważyłaś trochę słabo się znamy, co mam nadzieję, w najbliższym… - przerwał mu szum gałązek wierzby.

-Mam nadzieję, że to faktycznie ważne… - zaczął Thor, lecz zatrzymał się gwałtownie, gdy się odwróciłam. - O co chodzi?

-Spotkaliśmy się przypadkiem w parku – powiedział blondyn niewinnym tonem. - I przypadkiem też wiem, że macie sobie trochę do wyjaśnienia. Tak więc nie przeszkadzam wam, gdyż ktoś zasłużył na porządną reprymendę. Jakby rodzice pytali, jestem u Lokiego – zwrócił się do brata po czym opuścił zatokę pod wierzbą.

A my przez długa chwilę patrzyliśmy na siebie w niezręcznej ciszy.

~*~

To była długa rozmowa. Thor wyjaśnił mi, że początkowo też był zszokowany pojawieniem się Lokiego i dlatego nic nie powiedział. Otrzeźwiła go dopiero moja ucieczka. Podobno nawrzeszczał wówczas na swojego kolegę (w co ani ja, ani Balder przez długi czas nie mogliśmy uwierzyć) i mnie szukał, ale nie mógł mnie znaleźć, a ja oczywiście, bardzo mądrze, wyłączyłam telefon. Dopiero Balder do niego napisał, że ma szybko przyjść do parku pod wierzbę, bo to bardzo ważne. I tak się spotkaliśmy.

Następnego dnia dostałam też niezbyt szczere, choć żarliwe przeprosiny od Lokiego. A tak naprawdę przeprosił mnie dopiero dwa miesiące później, gdy doszło do niego, że faktycznie kocham Thora i nigdy go nie zostawię. No i gdy odkrył, że jestem godnym rywalem w potyczkach słownych.

Obecnie razem z Sif - dziewczyną Baldera (bardzo miłą, choć jak dla mnie zbyt głośną) przygotowujemy piknik z okazji ukończenia szkoły. Oczywiście odbędzie się on w naszej ulubionej zatoczce pod wierzbą. Poprzedni, gdy to Thor został absolwentem, organizowałam sama, gdyż Balder miał na głowie samorząd, mój chłopak – rekrutacje na studia, a Loki… to Loki. Dlatego też w tym roku byłam wdzięczna za każdą pomoc (Thor tym razem wymówił się sesją).

Już nie mogę się doczekać.

Zwłaszcza odkąd Loki zapytał, czy może kogoś przyprowadzić. Chyba wreszcie nawet on znalazł sobie dziewczynę. Oby tylko znała się na organizacji pikników...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania