Kiedy księżyc patrzy - Rozdział 2
Spojrzałam na kreature, która uciszyła blond chłopaka, a później na swoje stopy, które były co chwilę czymś łaskotane. Różnorakie jaszczurki biegały po mojej nagiej skórze i miedzy palcami, przez co odruchowo odskoczyłam w tył. Ponownie spojrzałam na zabandażowaną postać, która unosiła blondyna, teraz już na drewnianym pomoście, i szeptała coś do jego ucha od czasu do czasu szyderczo się śmiejąc. Wyraz twarzy biednej "ofiary" tego czegoś wyrażał ból, smutek i przerażenie na raz. To był okropny widok, a dramaturgii temu wszystkiemu dodawał nadchodzący sztorm.
Nie wiedziałam teraz czym bardziej sie przejmować: szukaniem rozwiązania, gdzie sie znajduje i jakim cudem z pokoju przenieśliśmy sie na jakiś pomost; czy może kim jest zabandażowana postać i czego chce od chłopaką, którego targa za koszulkę?
Odpowiedzi nie było żadnej, przynajmniej jak na razie, jednak nasuwał mi się pomysł ucieczki.
Rozglądnęłam sie wokół, a najdłużej zatrzymałam wzrok na wciąż wiszącym chłopaku i szeptającej coś kreaturze. Nie wyglądali jakby zwracali na mnie uwagę więc zaczęłam powoli i jak najciszej wycofywać się.
Byłam już bliska zejścia z pomostu na wydeptaną ścieżkę, jednak ostatnia deska pod naciskiem mojej stopy wydała z siebie odgłos. Dość głośny odgłos piszczącej myszy.
Cholera.
Zamknęłam oczy mimo, że i tak głowę miałam spuszczoną. Może to jakiś odruch? Albo instynkt obronny? Nieważne.
Cisza nastała. Nawet delikatnie podmuchy wiatru jakby stanęły w miejscu, jednak wciąż dało sie odczuwać ich chłód na skórze. Podniosłam wzrok by zobaczyć najpierw ciemne chłodne spojrzenie wlepione centralnie w środek mojej twarzy, a później wycieńczony wzrok szarych tęczówek blondyna, który w jednej chwili upadł na drewniane deski i zaczął chcho kaszleć.
Wraz z kolejnym krokiem pana w bandażach w moją stronę ja robiłam dwa kroki w tył.
-Oh, proszę, proszę.- oczy tego potwora zwężyły sie w charakterystycznym złowieszczym uśmiechu. -Kogo my tu mamy.- zarechotał obżydliwie i zrobił kolejny krok w moją stronę.
Gdy ja chciałam się cofnąć moje plecy natrafiły na jakąś ścianę. Obejrzałam sie odruchowo przez ramię i.. i tak naprawdę moje ciało napierało na nicość. Jakby pole siłowe.
-Zostaw ją.- odezwał się wreszcie szarooki. -Ona nie jest niczemu winna, dobrze i tym wiesz. Jest tu przypadkiem. Mną się zajmij.- podniósł się z pomostu i podszedł bliżej nas.
-Oh, zamknij sie.- zabandażowan przewrócił teatralnie oczami i zrobił krok w moją stronę. -Ja chce sie tylko zapoznać z nową koleżanką.- wyszczerzył się chytrze i niemal przyszpilił mnie do pola siłowego..
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania