Poprzednie częściKim bez Ciebie jestem Prolog

Kim bez Ciebie jestem Cz. 2

KATE

Jest gorąco. Zbyt gorąco. Słyszę jakieś bzyczenie i mam wrażenie, że lada chwila moja głowa eksploduje. Z trudem udaje mi się otworzyć oczy. Pierwsze co dostrzegam to biała ściana i telewizor. Nie wiem gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Zerkam w lewą stronę i widzę aparaturę szpitalną. Zaczynam panikować. Coś łaskocze mnie w nos więc próbuję unieść prawą rękę żeby się podrapać, lecz natychmiast skręca mnie z bólu. Odczuwam piekielne kłucie w klatce piersiowej, więc decyduję na razie się nie ruszać. Muszę przypomnieć sobie jak się tu znalazłam. Zamykam oczy i przez głowę przebiega mi mieszanina różnych momentów. Nic z tego nie ma sensu. Leżę na ławce, a wszędzie jest szaro. Ktoś odgarnia mi włosy z twarzy, są lepkie, to chyba krew. - Nie martw się - słyszę w głowie męski głos. Zaraz, przecież... Pamiętam, już sobie przypominam. Mieliśmy wypadek: ja, rodzice i Jonah. O nie, gdzie oni są. Czy wszystko z nimi w porządku? - pytam samą siebie w myślach. Nie mam siły się poruszyć ani ponownie otworzyć oczu i po kilku chwilach zasypiam lub mdleję, nie mam pewności.

- Kate? - ktoś mówi do mnie spokojnym głosem. Powoli otwieram oczy. Nade mną stoi pielęgniarka. Czuję przejmujący ból, ale nie zważając na niego próbuję coś powiedzieć. Niestety z moich ust wydobywa się jedynie cichy jęk.

- Hej, hej, spokojnie. Dopiero się przebudziłaś. Możesz czuć się zdezorientowana, podaliśmy ci silne środki przeciwbólowe -tłumaczy mi kobieta po czterdziestce. Ma miły wyraz twarzy. Wygląda na przejętą. Muszę dowiedzieć się co z rodzicami i Jonah.

- Gdzie są... - mówię tak cicho i niewyraźnie, że gdybym sama nie próbowała wypowiedzieć tych słów to zapewne nic bym z tego nie zrozumiała. Pielęgniarka uśmiecha się delikatnie.

- Spokojnie, nic im nie jest. Twój przyjaciel przeszedł kilka godzin temu operację i jeszcze nie wybudził się po narkozie, ale wszystko poszło dobrze, nie martw się. Rodzice również są cali - jej słowa wcale mnie nie uspokajają. Jonah przeszedł operację? - myślę zszokowana. Przecież on boi się nawet igieł. I co znaczy, że jeszcze się nie wybudził. Skoro operacja odbyła się kilka godzin temu to narkoza powinna przestać działać. Czuję, że zaczynają mi drżeć ręce. A co jeśli zapadł w śpiączkę - z zamyślenia wyrywa mnie głos pielęgniarki.

- Mieliście ogromne szczęście, że udało wam się wydostać z samochodu - mówi jednocześnie włączając telewizor. - Zachowaliście zimną krew i dzięki temu przeżyliście. Kilka minut dłużej i wylecielibyście w powietrze razem z waszym samochodem. - Mieliśmy szczęście? O czym ona mówi, przecież jesteśmy w szpitalu, mielibyśmy szczęście, gdyby nie doszło do tej tragedii. Kobieta wygląda całkiem w porządku, ale chyba nie... Zaraz, zaraz - jedna myśl zastępuje miejsce poprzedniej. Jak to udało nam się wydostać z samochodu, dlaczego tak powiedziała? - zastanawiam się. Chcę zapytać jej dlaczego nie wspomniała o chłopaku, który nas uratował, ale ona własnie zbiera się do wyjścia. Rzuca jeszcze szybkie - Trzymaj się słonko, wpadnę do ciebie później - i wychodzi.

Spoglądam na telewizor. Właśnie zaczyna się program o najgłośniejszych wydarzeniach w okolicy. Mam nadzieję, że nie będą o nas wspominać. Nie lubię być na językach ludzi, zwłaszcza jeśli chodzi o taką tragedię.

- Wczoraj o godzinie dwunastej dwadzieścia na skrzyżowaniu ulic Lafayes i Forbes doszło do wypadku. Zderzyły się dwa samochody osobowe. Kierowca jednego z pojazdów zbiegł z miejsca wypadku. Śledczy nie ustalili jeszcze co było przyczyną zdarzenia. Cztery osoby zostały przewiezione do szpitala, ich stan określa się jako stabilny - nie mogę uwierzyć w to co widzę. Kamera dokładnie pokazuje miejsce wypadku. Z naszego samochodu prawie nic nie zostało. To wygląda jakby ktoś zdetonował tam bombę. Dziwne uczucie otrzeć się o śmierć. Nie byłoby nas tutaj, gdyby tajemniczy nieznajomy nie przybył nam na ratunek. Jestem mu ogromnie wdzięczna. Własnie, powinnam mu podziękować. Tylko dlaczego pielęgniarka nic o nim nie wspomniała? - zastanawiam się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pięć dni później.

- Skarbie, planujesz odwiedzić dzisiaj Jonah? - pyta mama.

Trzy doby temu wypisali moich rodziców, ja opuściłam szpital przedwczoraj. Szczęśliwie wszyscy wyszliśmy z tego bez szwanku. Co najwyżej zostało nam kilka siniaków i zadrapań.

- Tak, pojadę do niego zaraz po obiedzie - opowiadam. Mój chłopak pięć dni temu przeszedł operację, ponieważ jedno z żeber przebiło mu płuco. Teraz już czuje się dobrze, za kilka dni mają wypuścić go do domu - ciarki przechodzą po moim ciele, kiedy przypominam sobie jak bardzo martwiłam się, że coś pójdzie nie po myśli lekarzy i... nie kończę.

- Świetnie, zdążę przygotować mu babeczki maślane - cieszy się moja rodzicielka. Od zawsze uwielbia Jonah. Właściwie to ona namówiła mnie żebym się z nim spotykała. Zajmuję miejsce na krześle w kuchni, opieram łokcie na blacie i przygryzam paznokcie. Wracam myślami do wypadku.

Jestem jedyną osobą, która pamięta całe zdarzenie, ale nikomu się do tego nie przyznałam. Policja wciąż próbuje ustalić jak wydostaliśmy się z samochodu. Nikt nie wspomniał o tajemniczym nieznajomym, który nas uratował. Podobno nie było żadnych świadków. Ludzie przybiegli na miejsce dopiero po usłyszeniu wybuchu. Cała sprawa wydaje mi się podejrzana. Przecież to niemożliwe, żeby nikt nic nie widział. Jutro ma się odbyć oficjalne przesłuchanie. Dwa dni temu na policję zgłosił się kierowca BMV. Z tego co mówią rodzice będzie miał kłopoty. Wypadek był z jego winy, a dodatkowo uciekł i nie udzielił nam pomocy. Nie wiem dlaczego ten, który nas uratował postanowił się nie ujawniać. Momentami wydaje mi się, że go sobie wymyśliłam. Od kilku dni śnię o wypadku. Dokładnie o momencie w którym nieznajomy chłopak odgarnia mi włosy z czoła i szepcze - "Nie martw się", a zaraz potem wybija szybę w oknie i wynosi mnie na zewnątrz. To dziwne, bo po przebudzeniu nie jestem w stanie sobie przypomnieć jego twarzy. Pamiętam jednak jego imię. Jake - tak się nazywa.

- Idę na górę, muszę się położyć, boli mnie głowa - przyznaję.

- Wszystko w porządku? Wyglądasz na zamyśloną - Nie jestem pewna czy chcę powiedzieć mamie co pamiętam. Może to sobie wymyśliłam i uzna mnie za wariatkę. Chwilowo rezygnuję z tego pomysłu.

- Nic mi nie jest - odpowiadam tylko i idę do swojego pokoju. Padam na łóżko, okrywam się kocem i już prawie zasypiam, kiedy słyszę wibracje telefonu dające mi znać, że dostałam wiadomość. Obstawiam, że to Jonah, na pewno znudziło mu się leżenie w łóżku i oglądanie telewizji. Sięgam ręką do komody i chwytam swój antyczny aparat. Spoglądam na ekran i widzę nieznany numer. Kto to może być? - przechodzi mi przez myśl. Klikam w powiadomienie i robi mi się słabo.

"NIKT NIE MOŻE SIĘ DOWIEDZIEĆ, ŻE KTOŚ POMÓGŁ WAM WYDOSTAĆ SIĘ Z SAMOCHODU"

W moim gardle tworzy się wielka gula, a ciało przeszywa dreszcz. Strach obejmuje każdą komórkę mojego ciała, a jednak zbieram się na odwagę i sztywnym, drżącym palcem wciskam zieloną słuchawkę i powoli przykładam telefon do ucha. Słyszę pierwszy sygnał...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 13.01.2016
    Są jakieś potknięcia przy dialogach i zdziwiło mnie, że do szpitala trafiły tylko trzy osoby skoro była ich czwórka, ale ładnie napisane i ciekawie się zapowiada więc dam 5. :)
  • Marzycielka29 13.01.2016
    Robi się coraz ciekawiej :) W kilku miejscach był problem z interpunkcją, ale to nie wpłynęło na bardzo pozytywny odbiór tekstu, 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania