Poprzednie częściKim bez Ciebie jestem Prolog

Kim bez Ciebie jestem Cz. 5

JAKE

- Co zamierzasz? - wzdycha Tony. Siedzę na jego kanapie z twarzą w dłoniach. Nie przypuszczałem, że się tutaj dzisiaj znajdę, ale namieszałem, a to jedyna osoba, której mogę się poradzić.

- Rano pojadę zmienić telefon. Koleś ma pieprzoną obsesję na punkcie tej sprawy - wściekam się. - Dzwoniłem do jego dziewczyny i kazałem jej się nim zająć. Poprzednio mnie posłuchała, może i tym razem się uda.

- Co zrobiłeś? - kiwa głową z niedowierzaniem. Po chwili siada obok mnie. - Reese powinien wiedzieć. Istnieje ryzyko, że dzieciak się wygada.

- Nie! - warczę. - Ustaliliśmy na początku, że nikt nie ucierpi z naszego powodu.

- Jake - kładzie rękę na moim ramieniu, ale obrzucam go gniewnym spojrzeniem i szybko ją zabiera. - Jego ojciec jest gliną, jeśli coś wyśpiewa mamy kłopoty. Wszyscy myślą, że nie było nas wtedy w mieście - mówi pretensjonalnym tonem.

- To wszystko zaszło za daleko - krzywię się.

- Wiesz co, jedź do domu, prześpij się, źle wyglądasz. Dzisiaj i tak nic nie wskóramy.

Bierze leżącą na biurku kurtkę i rzuca prosto we mnie. Robię wkurzoną minę, a on uśmiecha się jak dziecko.

 

Nie wiem, jak długo spałem, ale, kiedy patrzę w okno, na zewnątrz jest już ciemno. Obudził mnie dźwięk telefonu. Zanim odbieram, zerkam na ekran i głośno wzdycham.

Po krótkiej rozmowie, z której kompletnie nic nie zrozumiałem, zastanawiam się, co zrobić. Spotkanie może być podpuchą, ale z drugiej strony, jeśli się nie zjawię, dziewczyna poleci z tym na policję. To nie wchodzi w grę, muszę jechać - mrużę powieki ze zdenerwowania. Wszystko co się dzieje jest moją winą, jestem pieprzonym idiotą. Co zrobiłeś ze swoim życiem, Jake - besztam sam siebie w myślach i jednym ruchem ręki zrzucam na podłogę wszystko, co znajdowało się sekundę wcześniej na szafce nocnej.

- Cholera - klnę wstając z łóżka. Krew leje się ciurkiem z mojej dłoni, ale nawet nie próbuję zlokalizować źródła bólu, który odczuwam. Jestem do niego przyzwyczajony. Wycieram mokrą dłoń w czarny t-shirt, który mam na sobie i wychodzę z domu.

Czekam już dwadzieścia minut, ale nie widzę na tym parkingu żywego ducha. Jestem zły, że przyjechałem tu na darmo, ale może dobrze, że się nie zjawiła. Widocznie zmądrzała i razem ze swoim chłoptasiem dadzą mi spokój. Mimowolnie oddycham z ulgą, lecz mój spokój nie trwa długo. Patrzę na ekran wibrującego właśnie telefonu i prycham gniewnie. To Jonah Hill. Niech dzwoni, jutro zmieniam numer. Chłopak próbuje jeszcze kilka razy, podczas mojej drogi do domu, aż w końcu przesyła mi sms. Odczytuję go dopiero wjeżdżając na podjazd.

"ZROBIĘ COKOLWIEK ZECHCESZ, NIGDY WIĘCEJ SIĘ Z TOBĄ NIE SKONTAKTUJĘ, TYLKO NIE RÓB JEJ KRZYWDY. PROSZĘ!".

-Co do... - nie kończę. Zaciskam zęby i uderzam pięścią z całej siły w kierownicę. Moje kłykcie zaczynają krwawić. Wysiadam z samochodu i biegnę do swojego pokoju. Wzrokiem odnajduję kurtkę, którą miałem u Tony`ego. Wzdrygam się, zanim biorę ją do rąk. Jeśli znajdę, czego szukam, będzie to znaczyło, że zostałem zdradzony. Dawno temu przestaliśmy się przyjaźnić, ale nie mógłby odwalić czegoś takiego - próbuję przekonać samego siebie. Biorę gwałtowny oddech i dokładnie przeszukuję kieszenie czarnej, skórzanej kurtki. Nic w nich nie znajduję, więc oddycham z ulgą i siadam na łóżku. Słyszę jak zaczyna padać. Wariuję - myślę i wierzchem dłoni ocieram wilgotne od potu czoło. Czuję, że telefon nieustannie wibruje mi w kieszeni, ale nie ruszam się, by go wyjąć. Wbijam wzrok w podłogę i nagle o czymś sobie przypominam. Sięgam ponownie po kurtkę i opuszkami palców przejeżdżam po jej kołnierzu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Otwieraj! - krzyczę uderzając poharatanymi pięściami w drzwi frontowe domu Tony`ego. - Masz trzy sekundy, potem sam tam wejdę! - wszystko się we mnie gotuje. Rozkwaszę mu łeb o ścianę, niech tylko otworzy te zasrane drzwi. Mija kilka sekund, ale nie słyszę odpowiedzi, więc oddalam się kilka kroków do tyłu, aby nabrać rozpędu, kiedy słyszę przekręcający się zamek i moim oczom ukazuje się niski brunet w okularach. Zapuścił brodę i przybrał kilka kilogramów, od kiedy widziałem go po raz ostatni. Nadal jednak wygląda jak nerd.

- Hugo? - nie kryję zdziwienia. Zerka na mnie przerażony. Na jego twarzy maluje się poczucie winy. Znam go na tyle dobrze, by to rozpoznać. - Co się stało? Gdzie Tony? - marszczę brwi, jestem rozgniewany. Poza moją matką, to jedyna osoba, której ufam, więc jeśli spiskował przeciwko mnie... - do głowy przychodzą mi najgorsze scenariusze.

- Hej, Jake - rzuca neutralnie. W dalszym ciągu mierzę go wzrokiem i czekam na wyjaśnienia. - Wejdź do środka - mówi cicho, wygląda na przygnębionego. Po przekroczeniu progu, od razu dostrzegam powód jego zachowania. Na kanapie w salonie leży dziewczyna, to Kate - wybałuszam oczy i zastygam w miejscu. Hugo staje obok mnie.

- Co tu się dzieje? - pytam nie odwracając wzroku od nieprzytomnej brunetki.

- Sam chciałbym wiedzieć - wzdycha. - Tony zadzwonił do mnie jakiś czas temu i powiedział, że ma do mnie sprawę... i, że mam się kimś zająć. Kazał tu przyjechać i o nic nie pytać. Kiedy dotarłem, jego już nie było, a dziewczyna leżała na kanapie. Miałem nikogo nie wpuszczać, dlatego nie otwierałem - tłumaczy mi.

Spoglądam na niego i próbuję wyczytać coś jeszcze z jego twarzy, ale chyba mówi prawdę.

- Okej - przygryzam dolną wargę i marszczę czoło. - Zajmę się tym, możesz iść - rzucam, ale on ignoruje moje słowa i stoi obok mnie.

Zastanawia mnie dlaczego Tony zadzwonił akurat do niego i gdzie właściwie pojechał. Może wezwał go Reese - przechodzi mi przez myśl. To by tłumaczyło, dlaczego zostawił ogłuszoną dziewczynę na swojej kanapie. Widocznie nic mu nie powiedział. Później się nim zajmę, najpierw ona.

Robię krok w jej stronę i czuję się dziwnie nieswojo. Jest naprawdę piękna - przechodzi mi przez głowę. Chrypię i kucam obok. Kiedy wyciągałem ją z samochodu, zaraz po wypadku, miała twarz umazaną krwią, a poza tym nie było czasu, żeby się jej przyjrzeć. Wygląda spokojnie, kiedy śpi. Nie jest umalowana, a mimo to, prezentuje się atrakcyjnie. Ma pełne usta, które są teraz lekko rozchylone. Przełykam głośno ślinę i odgarniam delikatnie kosmyk włosów, który ma na twarzy, po czym dostrzegam zaschniętą strużkę krwi na jej czole. Musiał ją zranić - zaciskam usta na tę myśl. Co się stało z Tonym, którego znałem? Nigdy nie należeliśmy do grzecznych dzieciaków, ale mieliśmy swój honor i byliśmy lojalni wobec siebie - czuję kłucie w sercu, kiedy o tym myślę.

Sięgam po koc zawieszony na oparciu kanapy i opatulam nim dziewczynę, na szczęście mocno śpi. Kiedy biorę ją na ręce, czuję, jak przyjemnie pachnie. Wychodzę z domu i dostrzegam, że Hugo czeka na podjeździe.

- Pomóc ci jakoś? - zagaja.

- Dzięki, poradzę sobie - odpowiadam i kładę Kate na tylnym siedzeniu mojego SUV`a.

- Ok - kiwa głową. Żal mi go.

- Hej - wołam, kiedy siedzę już w samochodzie - trzymaj się z daleka od Tony`ego. Nie jest już tą samą osobą, co kiedyś.

- Zdaje się, że ty też. - W jego spojrzeniu widzę rozczarowanie. Chciałbym z nim pogadać i powiedzieć, że nadal może na mnie liczyć i, że wcale się nie zmieniłem, ale nie byłoby to prawdą.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Kiedy podjeżdżam pod dom Sawyer`ów w środku jest ciemno. Nie przemyślałem wcześniej, co zrobię, jeśli kogoś tu zastanę, więc świetnie się składa, bo nie chciałbym zostawiać nieprzytomnej dziewczyny na podjeździe. Bez trudu odnajduję zapasowy klucz pod doniczką. Zawsze powtarzam, że tutejsi ludzie są naiwni. Rozglądam się jeszcze, by sprawdzić, czy nikogo nie ma, nim biorę ją na ręce, ale mam dzisiaj szczęście, bo ulice są puste.

W domu jest ciemno, więc rozważam zapalenie światła, jednak byłoby to ryzykowne. Jakimś cudem odnajduję kanapę i układam ją na niej ostrożnie, a sam zajmuję miejsce obok. Na stoliku dostrzegam lampkę i postanawiam ją zapalić. Natężenie światła jest w sam raz.

Muszę powiadomić jej chłoptasia, żeby tutaj przyjechał i się nią zajął. Sięgam do kieszeni po telefon i...

- Jonah - z jej ust wydostaje się cichy jęk. Widzę jak powoli otwiera oczy. Powinienem się stąd wynosić, ale zamiast tego zastygam w bezruchu. Kiedy dostrzega, że siedzę obok niej, szybko odskakuje. Robi to zbyt gwałtownie, bo natychmiast łapie się za głowę - musiała mocno oberwać. Odrywa ode mnie wzrok i rozgląda się po pomieszczeniu. Domyślam się, że czuje ulgę, gdy dochodzi do niej, że jest w domu.

- Ty jesteś Jake? - oblizuje spierzchnięte wargi i podnosi się do pozycji siedzącej nieśmiało mi się przyglądając. Kiwam głową w odpowiedzi. Powinienem jej to jakoś wytłumaczyć, ale nie mam pojęcia od czego zacząć

- Musimy pogadać - wzdycham w końcu, a ona patrzy na mnie przeszywającymi niebieskimi oczami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania