Poprzednie częściKlown - Rozdział pierwszy.

Klown - Rozdział trzeci.

Nuci pod nosem behind blue eyes i porusza zmysłowo biodrami w rytm muzyki, jednocześnie sprawiając, że w pomieszczeniu roznosi się stukot jego oberżynowych pantofli. Jest ciepło, słychać trzask palonego drewna w kominku, na parapetach porozstawiane są różnej maści świeczki zapachowe, idealnie komponujące się z zapachem gotowanego posiłku. Wszystko to wyraźnie nakreśla osobowość Mina, a ten ma nadzieję, że dzięki temu wzbudzi zachwyt w oczach nieznajomego.

 

Syczy, gdy przypadkiem jego palce stykają się z gorącym naczyniem na ceramicznej płycie, a z jego ust wydobywa się wiązanka przekleństw. Ma nadzieję, że gość ich nie usłyszy.

 

Patrzy z zadowoleniem na mieszankę warzyw umiejscowionych na patelni, po czym z dokładnością i precyzją wykłada powstały posiłek na dwa porcelanowe talerze, wykończone pozłacanymi wzorami tak, by utworzył idealną kulkę na samym środku naczynia. Jest perfekcyjnie, tak, jak zaplanował i to sprawia, że na jego twarz wkrada się już ten prawdziwy, mniej dopracowany uśmiech.

 

Tanecznym krokiem podchodzi do sześcioosobowego stołu, pokrytego śnieżnobiałym obrusem i siada na przeciwko swojego gościa, kładąc talerze na obu krańcach mebla. Uśmiecha się ironicznie, ma nadzieję, że dzisiejsze spotkanie przyniesie mu korzyści, szczególnie w pracy.

 

- Mam nadzieję, że będzie ci smakować - mówi z nutką ironii w głosie, bowiem wie, że jego umiejętności kucharskie są na dość niskim poziomie - bardzo się starałem, przecież jesteś moim gościem.

 

Lustruje postać przez chwilę, jakby oczekiwał odpowiedzi, ale ta, jakby przepełniona zuchwałością w ogóle na niego nie patrzy, ma pochyloną głowę i nawet nie rusza podanego jej dania. To nieco wybudza go z rytmu dobrego samopoczucia i zastępuje poddenerwowaniem, ale postanawia nie dać za wygraną, kontynuując spełnianie swoich planów na dzisiejszy, idealny wieczór.

 

- Spróbowałbyś, na pewno ci nie zaszkodzi - chwyta sztućce do dłoni wzdychając zawiedziony i zaczyna bardzo powolnie konsumować posiłek. Czuje się nieco skrępowany, jego towarzysz nawet nie drgnął, podczas gdy on bardzo chce wywrzeć na nim dobre wrażenie - och, naprawdę przygotowałem to specjalnie dla ciebie - dodaje z przekąsem.

 

Ale nadal pozostawia po sobie jedynie echo w niemalże pustej jadalni. Nie tak to sobie wyobrażał Min. Miało być tak, jak sobie wymarzył i według jego rozpiski, a gość przejawia karygodne w jego mniemaniu zachowanie, teraz jest już niemiłosiernie rozwścieczony.

 

Zniecierpliwiony wstaje, gdy orientuje się, że jego gość jest po prostu bezczelny i pozbawiony jakiegokolwiek taktu, a Min przecież nie lubi ignorancji, szczególnie że jest starszy i powinno się mu oddać należyty szacunek. Poświęcił swój cenny czas na przygotowanie tej niepotrzebnej farsy, a on oddaje mu jedynie niezręczną ciszę.

 

Luzuje mahoniowy krawat i przymyka powieki. Potrzebuje uspokojenia i ciszy.

 

Unosi jego podbródek tak, by mógł z łatwością spojrzeć w te zamglone, nieobecne oczy z trywialną fascynacją, a po chwili pomieszczenie wypełnia niespodziewany, histeryczny śmiech gospodarza, przeżarty goryczą. A cisza zanika.

 

Na jego skórzanym krześle siedzi nieboszczyk. Pięciodniowe, sine ciało Hoseoka. Zaczęło już puchnąć i widać to nawet pod płachtą czarnej koszuli. Po całym obiciu krzesła rozmazuje się krew, czasem pomieszana z wypadającymi włosami z głowy. W powietrzu wcale nie unosi się zapach jaśminowych świeczek i potrawki warzywnej, a zgnilizny. Atmosfera nie jest ciepła, a chłodna i mroczna. To wszystko iluzja.

 

- Kurwa, przecież ty nie żyjesz - śmieje się ironicznie, gestykulując dłońmi w powietrzu - ja oszalałem! - krzyczy, całkowicie otumaniony zdzierając sobie gardło, ale nadal się uśmiecha.

 

Przywiózł ciało Hoseoka do domu, poplamiony krwią i zalany łzami. Nie pamięta nawet, kiedy umył nieboszczyka i ubrał wswoje czyste ubrania, ani kiedy udostępnił sypialnię gościnną martwemu człowiekowi.

Zwariował.

 

Jego działania przerywa stukot czerwonych szpilek i trzask zamykanych drzwi. Staje w osłupieniu, nie spodziewał się innych gości.

 

- D-dyrektorze Min? - słyszy nagle, a zza drzwi wyłania się postać kobiety - przepraszam, że tak bez pukania, ale- urywa, gdy widzi rozwścieczoną minę Yoongiego, patrzącego prosto w stronę źródła niepożądanego dźwięku.

 

Minah. Przyszła za wcześnie, o nieodpowiedniej porze. Min nie jest wcale zmieszany tym, że przyszła w takim momencie. Wie, że ma nad nią kontrolę i nic nie zrobi bez jego przyzwolenia. A jednak coś w nim pęka. Na pewno zobaczyła Hoseoka. Nie da się go nie zauważyć, w końcu siedzi w samym centrum pomieszczenia, idealnie na przeciwko drzwi. To wywołuje w nim niepohamowaną złość i żądzę wyciągnięcia konsekwencji z jej absurdalnego, w jego mniemaniu, czynu.

 

Yoongi staje nagle i uśmiecha się pogardliwie, patrząc na jej posturę z wyższością i odsuwa na bok swoją ciężką do ukrycia konsternację. Postanawia zignorować to, że Minah wygląda wyjątkowo bezpruderyjnie, jak pospolita dziwka i najwyraźniej ma sobie za nic jego polecenia dotyczące ubioru i zachowania. Ma na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę, z której niemalże wylewa się biust, co według Mina jest po prostu odrażające i nieprzyzwoite. Jej długie włosy zakręcone są w loki, a usta pomalowane krwistoczerwoną pomadką. A Minah nigdy się nie maluje.

 

Łapie gwałtownie za tył jej szyi i boleśnie się na niej zaciska. Ignoruje stłumiony pisk i motanie całego ciała. Jest od niej o wiele bardziej silniejszy i nawet szarpanie delikatnych dłoni nie pozwala wyrwać się z bolącego uścisku. Tkwi w amoku, nie czuje ani nie słyszy żadnych, nawet najgłośniejszych dźwięków wychodzących z czerwonych ust kobiety. Napawa się widokiem wiotkiego ciała pod nim, błagającego o litość. Czuje się jak pan śmierci, to od niego zależą losy kobiety, ma nad nią całkowitą władzę. Marzy o tym, by móc zobaczyć jej twarz wykrzywioną w grymasie bólu, by otrzymała zasłużoną karę za swoje nieposłuszeństwo.

Widzi jej nieporadność, wdycha zapach perfum podarowanych kobiecie przez niego na poprzednie święta i wie, że dzisiejszego wieczoru podaruje jej zastrzyk cierpienia.

 

- Ty szmato - szepce protekcjonalnie - Za nic masz moje polecenia? - pyta kpiąco, po czym z premedytacją uderza jej głową o lustro wiszące tuż przy drzwiach. Minah krzyczy, patrzy na niego zszokowana i woła o pomoc, ale Yoongi jakby nie słysząc tych jęków rozpaczy zwiększa siłę, z jaką jej bezwiedna głowa spotyka się ze szklaną, stłuczoną już powierzchnią i niedbale ponawia ruch kilkakrotnie. W jej oczach pojawiają się łzy i rozmazują po twarzy tusz, skutecznie szpecąc porcelanową twarz. Blond włosy, tym razem potargane od niekontrolowanych ruchów jej ciała, ubrudzone są już krwią w miejscu, skaleczonym za sprawą uderzenia. W pomieszczeniu znowu rozbrzmiewa histeryczny śmiech Mina, pomieszany z piskami kobiety, które są nieco przytłumione przez dźwięk tłuczonego szkła. Potrzebuje jej krzyku, jest jak narkotyk. Łaknie cierpienia innych. Jeszcze tego nie rozumie, jakby nie dopuszczał do siebie myśli, że właśnie zamienia się w mordercę i zadowala śmiercią własnej asystentki, ale ona przecież jeszcze żyje, serce, nawet jeśli słabo, pompuje krew, dzielnie walcząc o przeżycie. On nie robi nic złego, nic, co zagłuszyłoby poczucie stabilności. Przynajmniej tak mu się wydaje.

 

Uderzenia nie ustają nawet, gdy na jego śnieżnobiałej koszuli rozbryzgują się metaliczne krople krwi, gdy krzyki ustają, gdy ciało staje się kompletnie bezwładne w jego rękach, gdy nie słychać już przyśpieszonego oddechu. Nie przejmuje się tym zbytnio, chociaż potrzebował jej jęków, a one już dawno zanikały.

 

Nawet, gdy słychać charakterystyczny strzyk kości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania