Księga Trzynastu: Mroczny Pierścień

Prolog

 

 

STARY TESTAMENT

 

Do zmierzchu pozostała tylko godzina. Oboje czuli ubytek czasu w swych zużytych kościach. Czujność narastała zawsze, gdy słońce żegnało się z zamarzniętymi rzekami, wodnymi oczkami — zwanych przez niektórych dworzan jeziora Błahe — z górami otulonymi grubą warstwą białego śniegu. Jedynym nieświadomym tego, co ma się, za chwilę wydarzyć był dwunastoletni Jonathan. Chłopiec, sierota, dla którego skrzydła Mistrza miały być jego schronieniem. Z wdzięczności mały Joe, ślepo wykonywał rozkazy Mistrza Ligi Obrony Kraju, byleby tylko nie wrócić tam skąd przybył. Nawet jeśli miał przejść tysiąc kilometrów i pić własny mocz, by nie umrzeć od chłodu, jaki zbliżał się ze wschodu.

 

- Dlaczego się zatrzymaliśmy? - spytał chłopiec, drżąc z zimna. Nad jego usteczkami rozpraszała się para.

- Czuje siarkę — odezwał się drugi starzec, podpierający ramię o laskę, sięgającą od stóp po sam czubek głowy.

- Co to oznacza, Mistrzu? - spytał Jonathan, pocierając dłoń o dłoń.

Mistrz Ligi Obrony Kraju rozejrzał się dookoła, lecz niczego nie dostrzegł. Natomiast intuicja i doświadczenie podpowiadały, że są już blisko celu, świadczył o tym zapach siarki i fakt, iż wiatr zaczynał wyć.

- Brama musi tu, gdzieś być. Szukajcie szczelin. Podążajcie za smrodem siarki. No dalej! - machnął ręką Mistrz.

Chłopak czuł się zdezorientowany, bardziej niż zwykle bywa. Słyszał plotki na temat Mistrza i o jego skłonnościach do autodestrukcji. Mówiono o nim wiele. O kobiecie, którą bardzo kochał, lecz dwadzieścia lat temu stało się coś makabrycznego. Coś, czego nikt nie potrafi pojąć. Mówi się, że bestie uciekły z piekła, ponieważ u nich nastała wieczna zima i nie ma co jadać, dla tego za łatwy cel obrali sobie, siedzącą, samotnie w ciemności, żonę Mistrza Ligi Obrony. Gdy wrócił z polowania, zastał jej głowę, skąpaną we własnej krwi, u progu drzwi prowadzących do sypialni. W kuchni odnalazł porozrzucane nagie kości, bez ani jednego kawałka mięsa. Cały dom był splądrowany, a w powietrzu unosił się zapach siarki i martwy krzyk jego żony. Opętany rządzą zemsty, chciał znaleźć tę nieludzką istotę. Po wielu wiosnach natrafił na ślad wszystko wiedzącego Nostradamusa, który doradził mu, aby udał się do Królestwa Goraj, a oni powiedzą mu co się tak naprawdę, wydarzyło się pod jego nieobecność. Nostradamus, z racji, iż jego przyjaciel cierpi, chciał mu ulżyć przepowiednią:

 

 

- Wezbrane rzeki, rozkładające się ciała, których nie nadążą uprzątnąć. Ta, która została odrzucona, powróci do władzy. Jej wrogowie znajdą się pomiędzy spiskowcami. Z większą chwałą, niż przedtem będzie panować. Śmierć jest pewna. Tak, śmierć jest pewna. Złoto i srebro stracą na wartości. Chłopiec o brązowych oczach... Tak! Z nim skrzyżują się twoje drogi. Udaj się z nim na górę Avis, gdzie przeznaczona mu skrzydlata diablica. Ona go w swych ramionach ugości. A gdy zaraza w śmiertelnikach zagości. Odnajdź go ponownie, by mógł, zrobić to do czego został stworzony.

 

 

,,To konieczność, Elzosie" Wmawia sobie to za każdym razem, gdy pojawiają się obawy.

Zapach siarki wzmógł na sile.

- Mistrzu Elzosie! Znalazłem szparę! - pomachał ręką chłopiec i nakazał udać się za nim.

- Słyszę pokrakiwanie — odezwał się drugi brodacz, przyjaciel Elzosa. - Słyszałem, że tym bestią towarzyszy nie tylko smród siarki, ale też i te czarno skrzydlate ptaki — sapnął w pośpiechu.

- Przestań, trzęś portkami, Lantehength. Chłopak zobaczył swoją pierwszą szparkę, nie psuj mu tej chwili — uśmiechnął się Mistrz najszerzej, jak tylko mięśnie twarzy pozwoliły.

Pokrakiwanie stało się głośniejsze, a przynajmniej na tyle głośne, by zagłuszyć ich spór. Chłopiec nie zwracając uwagi na opór zimnego wiatru, podszedł do czarnego kruka, który nie miał nic do powiedzenia na skalnym odłamku. Ptak zauważył śmiałość i troskę w zachowaniu chłopca, który go podniósł i okrył swoim płaszczem z niedźwiedziego futra. Nagle zapadła mrożąca krew w żyłach cisza. Kręgowce zaprzestały śpiewać, a starcy się kłócić, o to, kto ma większe jaja. Ptaki wielkości jastrzębi, podleciały bliżej chłopca, lecz wciąż tworzyły ruchomy Mroczny Pierścień kilka metrów nad jego głową. Niespodziewanie ich czarne, jak noc ogony zaczęły się wydłużać, podobnie, jak lotki. Ich ruchy skrzydłami stawały się coraz bardziej energiczne i szybsze. Te małe przerwy, które ledwo były dostrzegalne podczas tworzącego się kręgu, teraz są niezauważalne.

- Na Bogów! Co do... - Mistrz nie miał śmiałości dokończyć, gdyż przed nim w Mrocznym Kręgu, pojawiła się postać. Kobieca postać o czarnych włosach, tak czarnych, że noc przy nich blednie. Jej potężne skrzydła, powoli wyrastały z jej pleców. W tym momencie Lantehength zapytał sam siebie, ile by były warte złotych dukatów.

- To niemożliwe... - Mistrz znów, podjął się mowy, lecz ponownie nie ośmielił się dokończyć. Zapomniał o mrozie, o chęci zemsty, o przeszłości i teraźniejszości. Nie. Nie, teraz gdy ma przed sobą najprawdziwszą harpię w całej okazałości. Bladą jak śmierć. Ubraną w czarną suknię z lekkim dekoltem. Nie tak ją sobie wyobrażał. Nie tak piękną.

Harpia rozpostarła skrzydła, kruki rozproszyły się, lecz nie tracąc czarnowłosej ze swych ptasich oczu. Z jej zachowania można było przypuszczać, iż lubi być podziwiana. Mistrz ocknął się na tyle, by złapać za rękojeść miecza, przypiętego do pasa, oplatanego wokół bioder.

- Zuchwałe posunięcie Mistrzu! - rzuciła harpia przez ramię i wróciła wzrokiem do Jonathana.

,,Skąd zna me imię?" - pomyślał. - Wiesz, kim jestem chłopczyku? - spytała. Chłopak pokręcił przecząco głową.

Skłamał. Domyślał się.

Nasłuchał się wiele o tych krwiopijcach, ale plotki nie oddawały prawdziwej urody Harpi. W plotkach jest przedstawiana, jako garbata staruszka z demencją, a w legendach, jako ptaka o ludzkiej głowie i nadzwyczajnymi zdolnościami. - Dzierżę miecz o nazwie Ryka, więc tak też na mnie wołają.

- Ryk... - zaczął Mistrz, lecz harpia zbyła go machnięciem ręki. Nie zdziwił go brak manier i umiejętność władania wspólnym językiem.

- Czemuż, ach czemuż, drogi krótko nożny, tyle nocy ci ubyło? Czemuż, nie jak inne krótko nożne, po łąkach nie biegacie i kwiatków na bukiet nie szukacie? - spytała z lekkim uśmieszkiem.

- Ja jest... - Mistrz znów został zbyty przez machnięcie ręki.

- Kwiatki? To dobre dla dziewczynek — prychnął chłopiec, rumieniąc się jeszcze bardziej. Bynajmniej nie z zimna.

- Więc kłopotów szukacie? Nie od dziś wiadomo, że dziewczęta mądrzejsze — uśmiechnęła się harpia, tak jakby bała się, że grymas ten zostanie przytwierdzony do jej twarzy na wieki.

- Jak śmiesz przypisywać sobie, dziewczęcość ptaszku? - skrzywił się Lantehength.

- A co to takiego? - delikatny głos dudnił w ich uszach. Jej skrzydła zaszeleściły tylko raz. Ten pojedynczy ruch był wystarczający, by znalazła się przed pomarszczoną twarzą Lantehengtha. Rozchylił nozdrza, czując odór siarki, który się wcześniej skradał. W jego oczach można było wyczytać odrazę do harpii. - Jesteś doprawdy głupcem Lantehengtha, stukając go w głowę. Nie. Nie zabierzesz moich pierzy, by je w słońce małe zamienić. Prędzej twe ciało pozbawię rąk, niż dam ci się tyknąć. Zrozumiało starcze? - zapytała harpia. Nie mówiła tego, by ich przestraszyć. Skądże znowu. Harpie takiej rasy jak Ryka — czarnoskrzydlate - czytają w myślach śmiertelników. Działa to trochę jak szósty zmysł. U Glejobów jak ósmy. - Twe okna ze skóry przymocowane do szklanej gałki, musiały dzierżyć dużą ilość wody słonej. Odwonić się szkoda, zwłaszcza, zwłaszcza że rzeki i oczka wodne zamarznięte — usta harpii wystrugały lekkie zmarszczki od uśmieszku.

Przez ponad godzinę harpia latała i brutalnie wyrywała włosy przybyszy. Dopóki jeden z nich, nawet Jonathan nie zakwili. Nikt się nie ugiął. Ryka wiedziała, że zaszli za daleko i Król Harpii nie pozwoli jej wrócić do piekła, póki jeden nie zapłacze, ale nie może przy tym narobić szkód i większych hałasów. Nie dzisiaj. Nie przy chłopcu, który ma stać się częścią przeznaczenia. Wpisem do Księgi Trzynastu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Agnieszka Gu 06.04.2018
    Witam,

    "- Czuje siarkę — odezwał się drugi starzec, podpierający ramię o laskę, sięgającą od stóp po sam czubek głowy." — tak się zastanawiam, bo z tego wynika, że było tam "dwóch starców", tak? Druga sprawa, to nie wyobrażam sobie podpierania się ramieniem o tak długą laską, ale tutaj się mogę mylić. Jednak, mimo wszystko, może lepszy byłby zapis: "podpierający się o laskę, sięgającą..." — z pominięciem tego "ramienia". Bo gdyby się tak zastanowić, to on podpierał nie tylko ramię, ale swoje ciało — w sensie: się podpierał.

    "Natomiast intuicja i doświadczenie podpowiadały, że są już blisko celu, świadczył o tym zapach siarki i fakt, iż wiatr zaczynał wyć." — po "celu" dałabym kropkę, bo dalej mamy nową myśl.

    "- Brama musi tu, gdzieś być. Szukajcie szczelin. Podążajcie za smrodem siarki. No dalej! - machnął ręką Mistrz." — "Machnął" z dużej litery.

    "Chłopak czuł się zdezorientowany, bardziej niż zwykle bywa. " — tutaj na początku zdania mamy czas przeszły "bywał", a dalej jest teraźniejszy "bywa". Myślę, że skoro cały tekst jest opisywany w przeszłym trzeba słowo "bywa" zamienić na "bywał"

    "Słyszał plotki na temat Mistrza i o jego skłonnościach do autodestrukcji. " — to zdanie jest troszkę "niegramotne". Proponuję poprawniejszy zapis: "Słyszał plotki na temat Mistrza, dotyczące między innymi jego skłonności do autodestrukcji."

    "Coś, czego nikt nie potrafi pojąć." — znów wskok do czasu teraźniejszego. Poprawna wersja, przyjmując, ze całość pisana jest w konwencji czasy przeszłego: "Coś, czego nikt nie potrafił pojąć."

    "Mówi się, że bestie uciekły z piekła, ponieważ u nich nastała wieczna zima i nie ma co jadać, dla tego za łatwy cel obrali sobie, siedzącą, samotnie w ciemności, żonę Mistrza Ligi Obrony. " — podobnie tutaj. Poprawny zapis: "Mówiło się..."

    "Cały dom był splądrowany, a w powietrzu unosił się zapach siarki i martwy krzyk jego żony. " — "martwy krzyk" — nie bardzo rozumiem, co miałaś na myśli.

    "Po wielu wiosnach natrafił na ślad wszystko wiedzącego Nostradamusa, który doradził mu, aby udał się do Królestwa Goraj, a oni powiedzą mu co się tak naprawdę, wydarzyło się pod jego nieobecność. " — kto mu powie? Królestwo? Tego też nie rozumiem. Może chodziło ci o jakichś ludzi, albo kogoś konkretnego. Należało by to uściślić.

    ",,To konieczność, Elzosie" Wmawia sobie to za każdym razem, gdy pojawiają się obawy.
    Zapach siarki wzmógł na sile." — znów wskoczyłaś w czas teraźniejszy... A dalej, w kolejnych zdaniach jest znów przeszły "pomachał", "nakazał"... Na coś się trzeba zdecydować i tego trzymać. Taka przeplatanka zaburza odbiór.

    "- Mistrzu Elzosie! Znalazłem szparę! - pomachał ręką chłopiec i nakazał udać się za nim." — "Pomachał" z dużej litery.

    "- Słyszę pokrakiwanie — odezwał się drugi brodacz, przyjaciel Elzosa. - Słyszałem, że tym bestią towarzyszy nie tylko smród siarki, ale też i te czarno skrzydlate ptaki — sapnął w pośpiechu." — znów zdanie sugerujące, że była tam z nimi jeszcze jakiś "drugi brodacz", bo przecież chłopiec nie miał brody (?)

    "Chłopiec nie zwracając uwagi na opór zimnego wiatru, podszedł do czarnego kruka, który nie miał nic do powiedzenia na skalnym odłamku. " — to kruk miał coś powiedzieć na skalnym odłamku (?)

    "Ptak zauważył śmiałość i troskę w zachowaniu chłopca, który go podniósł i okrył swoim płaszczem z niedźwiedziego futra." — skąd wiadomo, że ptak to zauważył (?)

    "Nagle zapadła mrożąca krew w żyłach cisza. Kręgowce zaprzestały śpiewać, a starcy się kłócić, o to, kto ma większe jaja." — a więc jednak było tam dwóch starców. Kurczę, tak to wcześniej opisywałaś, że dopiero teraz to załapałam.

    "Ptaki wielkości jastrzębi, podleciały bliżej chłopca, lecz wciąż tworzyły ruchomy Mroczny Pierścień kilka metrów nad jego głową. " — "lecz wciąż tworzyły" — wcześniej nie wspominałaś o tym kręgu... No i z tekstu nadal nie wynika, dlaczego ta "cisza, mroziła krew w żyłach"...

    .... dalej już nie wklejałam cytatów z komentarzami, bo myślę, że sama wyłapiesz co i jak. Na opowi jest możliwość edycji i poprawiania tekstu. Warto z tego korzystać.

    Opowiadanie jest trochę chaotyczne. W tej części opowiedziano sporo sekretów dotyczących Mistrza. Nie wiem, czy to uzasadnione. Myślę, iż czasami lepiej jest odkrywać karty w miarę posuwania się akcji...
    Dostrzegłam też sporo błędów w stawianiu przecinków, ale ponieważ sama orłem nie jestem, nie będę się wypowiadać szczegółowo w tej kwestii.

    Podsumowując: widać, że masz ciekawy pomysł w głowie na to opowiadanie. Z przelaniem tego na papier jest troszkę gorzej. Super, że próbujesz, ale tutaj trzeba dużo ćwiczyć; czytać i pisać. Na początek może lepiej jakieś krótsze, mniej wymagające opowiadania. To bardzo pomaga i usprawnia pisanie. Ja tak ćwiczę, choć sama nie raz piszę tak "koślawo" i mało czytelnie, że szok ;)
    Nie stawiam oceny, bo musiałaby być słaba, a myślę, że po dopracowaniu tego w sumie fajnego tekstu, mogła by być wyższa.
    Pozdrawiam :)
  • ,,Martwy krzyk" to metafora.

    ,,Wzmógł" to czas przeszły.
    Wzmóc to czas teraź.
  • Dziękuje za pomoc.
    Doceniam i skorzystam chętnie z Twoich rad.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania