Księga Trzynastu: Mroczny Pierścień Rozdział: Dwunastu Apostałów

W sercu piekła:

 

Aksamitny płaszcz, jak skóra, uchodzi za klimatyzacje, uwalniając pot oraz ujarzmiając ból, które wywołują kolejne uderzenia batów. Zaciska ręce na sznurach, z nadzieją na zminimalizowanie bólu przeszywającego jej napięte całe ciało. Czerwona ciecz, jaka płynęła z ran po bacie na plecach uchodzi dla niej za abstrakcje, ponieważ nigdy jej nie widziała, nawet niedoświadczyła w swoim życiu bólu cilesnego.

 

Siniaki, które zdążyły po miesiącach tortur przybrać atramentowy kolor. Twarz ofiary, nie przypominał już twarzy anioła, którym kiedyś była, lecz upadłą, spaloną w żarze piekła harpię. Zasyczała z bólu, gdy pięść mężczyzny o wiele większego od niej uderzyły z największą siłą, na jaką go było stać, w splot trzewny. Zmusiła się, by nie zwinąć się w kłębek i pozwolić sobię na chwilę luksusu.

 

Olbrzym, podziwiał pracę, jaką włożył w torturowanie blondynki. Jej ciało oddało się bólowi.

- Mówiono mi, że jesteś wojowniczką, lecz ja tu widzę zwykłą brudną dziwkę! - Z jego głosu uwolniła się brutalność. Głos przenikał najgrubsze ściany podziemia. Podniósł jej głowę do góry i zmusił czarnooką do spojrzenia w swoje martwe oczy.

- Co powiedziałby twój ojciec? Hę? - Uderzył ją otwartą dłonią w twarz, dając do zrozumienia, że czeka na odpowiedź. Zakosztowała krwi, która płynęła strużką z warg. Zdobyła się na uśmiech na myśl o ojcu. Królu piekła. Królu harpii!

Rzucił bat, jak zawsze dając do zrozumienia, że jutro też jest dzień i pocałował policzek, na którym zostawił odcisk dłoni.

Płynąca lawinowa rzeka była w piekle jedynym źródłem światła. Pochylił się nad nią i zatopił w niej dłonie, by oczyścić ręce i twarz, jakby te tysiąc stopni na plusie nie istniało. Odchodząc, pożegnał się:

- Jak i w piekle tak i na ziemi.

Pewna, że odszedł ochrypłym, ledwo słyszalnym głosem odparła:

- Jak i w piekle tak i na ziemi.

 

W raju Ziemskim:

 

Państwo Corydon

 

- Moje panie...

 

- Co was generale sprowadza do Corydonu? - spytała ognisto włosa.

 

- Piękna i urodziwa, jak zawsze - odparł mężczyzna z uśmiechem przypisywanym tylko uwodzicielom. Uniósł dłoń księżniczki i złożył na zewnętrznej stronie długi pocałunek, patrząc jej wyzywająco w błękitne, jak niebo podczas burzy oczy, poczuł się nagi, pozbawiony jakichkolwiek hamulców. Chciał ją mieć dla siebie na zawsze tu i teraz. Przełknął z goryczą ślinę, myśląc o tym, jak mógłby okazać swoje oddanie dla korony i dla niej. Zagłębił się w swym myślach, zapominając o dwóch siostrach księżniczki.

 

- Wasze Wysokości - pokłonił się im z nauczoną od dziecka gracją. Patrząc na dwie pozostałe księżniczki, nie dowierzał, iż są spokrewnione z piękną Varin. Ona była ich kompletnym przeciwieństwem: pełna życia, nieprzejmująca się co dworzanie powiedzą o jej sposobie na życie, miła i waleczna. Podziwiał ją jako kobietę oraz księżniczkę. Uwielbiał się bawić włosami Varin, często szeptał jej do ucha, że jest córką szatana, na co ona się tylko uśmiechała, a okrągłe lica nabierały rumieńców. Wiedział, że ten związek nie jest na zawsze. Ona nie należy do niego, lecz on do niej. Nigdy w całym swoim życiu nie spotkał kogoś takiego.

 

- Generale, dlaczego nie strzeże pan Wrót Piekła? - spytała najstarsza księżniczka. Wiedział o jej niechęci do niego, lecz nie miał bladego pojęcia, może ona po prostu jest suką i czerpie z tego nieopisaną radość. To tłumaczyłoby wiele. Lubi gryźć się o kości.

 

- Święto Pięciu Sosen - odparł krótko. Naturalnie - uśmiech najstarszej księżniczki z tej trójki wydawał się złośliwy. Drażniła się z nim?

 

- Moje drogie musimy się przygotować na dzisiejszą ceremonię. Nie pozwolimy, by Tajna Rada musiała na nas czekać. Odeszły żegnając się z Generałem skinieniem głowy.

 

Mężczyzna czekał aż dźwięki kroków ustaną, po czym udał do swej niewielkiej komnaty, w której czekała już rudowłosa.

- Co do diabła? Czego mi nie mówisz? Znam cię aż za dobrze, Loreliusie. Wiem, kiedy coś przede mną zatajasz - skróciła dystans między nimi. Objęła swymi ciepłymi dłońmi jego pokrytą bliznami i szramami twarz. Zamknął oczy, by przypomnieć sobie, jak oddychać. Dotyk tej kobiety sprawiał, że zapominał, jak ma się zachować.

Zetknęła ze sobą ich czoła.

- Już dobrze, Loreliusie. Powiedz mi, dlaczego tak naprawdę przybyłeś z zachodu.

- Dobrze - skapitulował. - Pamiętasz, jak byliśmy dziećmi, które łamały zakazy dla przyjemności? - nie czekał na odpowiedź. - Pamiętasz, jak weszliśmy pomimo ostrzeżeń ze strony Królowej Matki, by pod żadnym pozorem nie wchodzić do Bursztynowej Komnaty?

- Loreliusie, sama nie jestem pewna kogo, a raczej co tam wtedy ujrzeliśmy i wolałabym...

- Nie. Ja wiem, co to było - badał jej mimikę twarzy z udawaną powagą. - I to jest tutaj. W naszej stolicy.

- Przerażasz mnie. Co to takiego? - spytała.

- Twoja Matka wróciła.

- Ty dupku! Przeraziłeś mnie na śmierć! Myślałam, że... Ty! - rudowłosa nie była w stanie opanować swego gniewu. - To koniec! - Wyszła z furią w oczach i zatrzaskując głośno drzwi.

- Co do diabła się właśnie stało? - spytał sam siebie z niedowierzaniem.

Drzwi od komnaty otworzyły się ponownie z hukiem. Księżniczka Varin energicznie i namiętnie pocałowała generała, po to tylko by uderzyć go otwartą dłonią w twarz i odejść bez słowa.

 

✞✞✞

 

Sala Balowa była wypełniona jedzeniem i dworzanami z całego kontynentu. Muzyka zagłuszała plotkujące Damy dworu i śmiechy mężczyzn. Wszędzie lało się wino. Straż wraz z Obrońcami Ligi Królewskiej stała przy każdych drzwiach i balkonach zwarta i gotowa.

Święto Pięciu Sosen jest corocznym wydarzeniem, które ma na celu uczczenie pamięci pięciu Księżniczek.

- Tradycję tą wznawiano zawsze, gdy w rodzinie Królewskiej rodziły się same córki. Za tym wiąże się legenda, która została pogrzebana razem pierwotnymi, którzy wierzyli, iż w ich córki wstąpił demon. To historia na następny raz - rozszerzyła wargi w uśmiechu Królowa Matka. - Z resztą wszyscy wiemy, że dzieci to nasienie diabła. - Damy dworu wymusiły uśmieszek, inaczej prawdopodobnie pozbawiono by je tytułu. - Mój krawiec mówił mi, iż do naszej stolicy wkradła się moda z południa. Suknie z bażancich piór. Zamówiłam dwie, jedną dla mej córy a drugą dla mnie. Będzie idealna na koronację przyszłej Królowej.

- Matko, wybacz, iż przeszkadzam w tak istotnej... sprawie, lecz mamy coś do omówienia i nie dam się zbyć po raz kolejny - ton Księżniczki Nevelon, był stanowczy i nieznoszący sprzeciwu.

- O co ci chodzi tym razem?

- Chcę mieć pewność, że to nie Astera będzie dzierżyć władzę.

- Masz moje słowo.

- W takim razie twoje sekrety są ze mną bezpieczne. Doprawdy sądzisz, że twoje zapewnienie mi wystarcza? - oburzyła się.

- Będzie musiało, prawda? A teraz wybacz moja droga, do północy została tylko godzina, a obie wiemy, że Królowej na zebrania Tajnej Rady nie wypada się spóźniać - z uniesioną głową Królowa Matka oddaliła się nieśpiesznie.

- Nevelon? - usłyszała głos swej młodszej o dwie wiosny siostry.

- A gdzie twój generał, Varin? - spytała.

- Już nie mój.

Blondynka zmarszczyła czoło.

- Zerwałam z nim - wyjaśniła ognistowłosa.

- Oh... A czemuż to? Myślałam, iż to ten jedyny.

- Będzie kolejny. W końcu jestem księżniczką rodu Gardno. Mogę mieć każdego.

- Zdrowe podejście - podsumowała niebieskooka. - A jak się sprawy mają, no wiesz... z...

- Masz na myśli z ,,Chatką Uniesień"? Nie bój się, nie sprzedaje się, jak moje przyjaciółki.

- To dobrze - widać było ulgę na twarzy Nevelon.

Rudowłosa uśmiechnęła się przebiegle.

- Robię to za darmo - dodała i odeszła kołysząc biodrami.

Nevelon nie należała do kobiet, które chętnie dzielą się swym życiem towarzyskim. Wolała zostać w cieniu wraz ze swą młodszą siostrą Kylą, by spiskować przeciw nieprzyjaciołom. Mściła się powoli, mimo iż nie należała do osób najcierpliwszych. Całą złą energię, która została zbudzona przez Matkę i najstarszą siostrę Astere, wyładowywała na wrogich ziemiach, z dumą zatapiając wraz ze swymi młodszymi siostrami, miecze w uzbrojone ciała nieprzyjaciół.

Jej surowa twarz i nienaganne maniery odstraszały mężczyzn. Lubiła to, wręcz kochała. To dawało przewagę. Nigdy nie wiedzieli, co siedzi w jej głowie i jaki będzie następny ruch.

 

Równo o północy Rada zebrała się przy stole, przy którym mieściło się dwanaście miejsc dla uważających się za dwunastu Apostołów osób. I jedna osoba na czele, Królowa Suka. Trzy siostry: Nevelon, Varin oraz Kyla siedziały po lewicy Królowej, razem by każda powstrzymywała siebie nawzajem przed skręceniem innym karku. Natomiast po prawicy siedziała najmłodsza i najwierniejsza z córek Królowej, Una: małe niewinne i ograniczone kłamstwami swej Matki cielęcie, a obok najstarsza Astera, która nosi pod sercem ,,przyszłość" swego rodu.

- Zaczynajmy zatem głosowanie - odezwała się Królowa Matka. - Pamiętajcie panowie baronowie, to co się dzisiaj wydarzy, zapisze się w kartach historii i zmieni przyszłość naszego Królestwa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania