Poprzednie częściKuglarz - prolog -

Kuglarz - rozdział drugi -

<Poprzedni rozdział u Eleny: http://www.opowi.pl/kuglarz-rozdzial-pierwszy-a14598/

A teraz zapraszam do czytania.>

 

 

- Pokażę panu sztuczkę. - Chłopak podał mężczyźnie monetę do ręki. - Proszę mocno zacisnąć i pomyśleć: Ile czasu zajmie mi, wyjęcie monety z pańskiej dłoni? Oczywiście nie możesz mi tego ułatwiać, wręcz przeciwnie, musisz nie dopuścić dolara do mnie.

- Myślę, że nigdy nie uda ci się tego dokonać, lecz możemy spróbować. Masz minutę. – odrzekł mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Proszę spojrzeć na swój zegarek. - Mężczyzna usłuchał. Była dziesiąta dwadzieścia pięć. - Mam niecałe sześćdziesiąt sekund, by udowodnić panu, że potrafię czarować. - Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie, złapał mężczyznę za nadgarstek i poruszał nim w różne strony, mówiąc przy tym… - Mógłbym spróbować siłować się nieco z panem, lecz w tym nie było by kuglarstwa. A jeśli nie ma magii, nie ma też zabawy, którą ja bardzo lubię. - Obrócił nadgarstkiem, aż mężczyzna jęknął cicho. - Przepraszam.

Connor pocił się coraz bardziej, a tłumu z każdą mijającą sekundą przestawał wierzyć, że mu się uda. Aż nagle ktoś krzyknął:

- Koniec czasu!

A moneta dalej była w rękach mężczyzny.

- No trudno – odrzekł smętnie magik – nie udało się. Jednak myślę, że wcale nie minęła minuta. Proszę spojrzeć.

Mężczyzna wyciągnął rękę przed siebie, by udowodnić kuglarzowi, że nie ma racji. Lecz nagle ze zdziwienia wytrzeszczył oczy i otworzył buzię, jak tylko mógł. Zegarka, wartego kilka tysięcy dolarów, nie było. Zniknął.

Connor w tej samej chwili zaczął się śmiać i wyjął z kieszeni złoty zegarek, który jeszcze kilka sekund temu leżał na ręce widza.

- Trzeba bardziej pilnować swoich skarbów. - Uśmiechnął się i postawił na marmurowych płytach rynku kapelusz, do którego ludzie zaczęli wrzucać monety i banknoty. Wszyscy prócz jednego jegomościa, który stał nad kapeluszem i wpatrywał się w młodzieńca.

To był on! Czterdziestolatek, którego Connor spotkał kilka dni temu w tym samym miejscu.

W jednej chwili cała widownia tajemniczo zniknęła i pozostali sam na sam.

- Czego ode mnie chcesz? - warknął ponuro chłopak, jednak na jego twarzy pojawił się lęk.

- Przestałeś się rozwijać, zatrzymałeś się w naszym procesie, więc przyszedłem ci pomóc – odpowiedział. – Mam wrażenie, że dalej wierzysz w magię, którą stosujesz. Usprawiedliwiasz śmierć twej ukochanej magicznym stworzeniem, na którego dowody istnienia są znikome. A brałeś pod uwagę to, że zabójca wcale nie musiał być magiczny? - Connor nie odpowiedział. - Masz rację, że to nie był człowiek, lecz dlaczego akurat magia?! To, że jakiś gatunek zwierzęcia został odkryty dopiero teraz, nie znaczy, że jest magiczny. Istota winna tej aferze, po prostu żyła do tej pory w cieniu. W cieniu, z którego wyszła, by wypełnić zadanie. Swój cel w życiu.

- Nie rozumiem… - Chłopak słuchał z wielkim zaciekawieniem.

- Powiedz mi: wierzysz w sny? A w bajki, miejskie legendy? Co jeśli okażą się prawdą? - pytał retorycznie, a wyraz jego twarzy, sprawiał, że Connor czuł się niezręcznie. - Zmyślone historie mogą okazać się prawdziwymi. Ty wmieszałeś się w jedną z takich baśni, więc powiedz, czy to naprawdę jest fikcja? Jesteś na dobrej drodze przyjacielu, lecz uważaj, gdyż za niedługo natrafisz na rozdroże. A w takich momentach można się łatwo zagubić, więc zważ na kroki i stawiaj je roztropnie…

 

Chłopak otworzył oczy, przetarł je i rozglądnął się w około. Siedział w małym, ciemnym pomieszczeniu przy okrągłym stole. Lecz wcale nie czuł się jak król Artur, a bardziej jak więzień.

Na ścianie przed nim wisiało, a raczej było zamontowane ogromne lustro. Connor w mig zrozumiał, że nie jest zwyczajne. „Weneckie lustro”, pomyślał „obserwują mnie”.

Łatwo można się domyśleć, że chłopak siedzi aktualnie w sali przesłuchań i chyba szybko stąd nie wyjdzie...

***

 

Connor zamrugał, chcąc przywrócić ostrość widzenia. Podniósł głowę i spojrzał na siedzącego przed nim śledczego.

- Odpłynąłeś, co? - zagaił go mężczyzna z jakimś nikłym uśmiechem na twarzy. Młodzieniec parający się magią nie mógł jednak wywnioskować czy jest to uśmiech drwiący, czy nie. Mruknął więc tylko:

- Yhm.

- A więc... Po co żeś tam polazł? Wiesz, że to teren śledztwa? Nie wolno tam wchodzić od tak bez naszego pozwolenia.

- Problem jednak w tym, że wy nic w tej sprawie nie robicie - prychnął poirytowany chłopak. - A ja wiem więcej od was.

- Tak sądzisz? - policjant wyprostował się na krześle i zmierzył go przeciągłym spojrzeniem. Po chwili pochylił się ku niemu przez stół i powiedział cicho: - Uważasz się za takiego sprytnego? Wielki pan detektyw się znalazł i sądzi, że wie więcej od naszych specjalistów... Otóż informuję cię, małolacie, że moi ludzie to najlepsi w branży policjanci, a my mamy tę możliwość, że to ciebie uznamy za sprawcę tej tragedii... Radziłbym ci wobec tego, byś się zbytnio nie wychylał... Przyznajesz się więc do tego, że śledzisz mordercę na własną rękę?

- Tak. I wiem na kim się on wzoruje. - W pomieszczeniu zaległa nagle cisza. Mężczyzna wpatrywał się w niego z pewną dozą niedowierzania. W końcu zapytał lekko drżącym głosem. - Co o nim wiesz?

- Interesuję się różnymi mitologiami, ostatnio moim konikiem jest mitologia słowiańska, wierzenia, gusła i obrzędy. Swego czasu czytałem wiersz polskiego pisarza, w którym ten opisał prastare słowiańskie stworzenie, twór czy jak to tam nazwać... Jest to Dusiołek, istota, która siada ofierze na piersi i dusi ją, jednak rzadko kończy się to śmiercią, jak w tym przypadku. Czasem pije krew, która puszcza się duszonemu z nosa.

- Chcesz mi zatem powiedzieć, że twoją dziewczynę zabiło coś ze starych słowiańskich wierzeń? - prychnął zdenerwowany takimi głupotami komisarz.

- Nie. Chcę powiedzieć, że najwyraźniej jest ktoś, kto również zna te legendy, a być może i wiersz i po prostu wzoruje się na Dusiołku.

- Wybacz, Connor, ale jakoś nie bardzo chce mi się w to wierzyć. To jakieś chore zabobony, w które ty jakimś sposobem uwierzyłeś.

- Komisarzu... Wiem, jak nieprawdopodobnie to brzmi, lecz widziałem z jakim obłędem w oczach pańscy ludzie szukają jakichkolwiek śladów. Szkopuł leży w tym, że twór ten nie zostawia absolutnie żadnych śladów.

- Connor! Cały czas mówisz o gusłach! Przejdź do konkretów, bo jak do tej pory słowem nie powiedziałeś mi, w jaki sposób ludzki, powtarzam ludzki sprawca mógł nie zostawić żadnych śladów. Nawet odbicia podeszwy!

- Tego nie wiem - przyznał chłopak - ale widzę dokładnie, że inspirował się wierzeniami Słowian. Zbyt dużo zbieżności!... Mówił pan, komisarzu, że macie jakiegoś świadka. Chciałbym przysłuchiwać się jego zeznaniom... Proszę.

- Jej.

- Przepraszam? - Connor czuł się jakkolwiek zbity z tropu.

- Mówię, że to kobieta będzie składać zeznania. A tak właściwie, to po co ci ta wiedza?

- Być może słyszała coś, co mnie powie więcej, niż wam - wyjaśnił spokojnie młodzieniec, patrząc błagalnie na policjanta.

Ten zamyślił się na dłuższą chwilę. W końcu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Connora z innym policjantem. Młodzieniec pełen obaw, stukał palcami w blat stołu, co powoli doprowadzało pilnującego go gliniarza na skraj rozstroju nerwowego. Zanim spróbował jednak udusić kuglarza, do pomieszczenia powrócił komisarz. Jego doskonale pokerowa twarz nie wyrażała absolutnie niczego, gdy zasiadł na swym miejscu.

- Oferujesz nam swą pomoc, by móc prowadzić swe prywatne śledztwo - ni zapytał, ni stwierdził. Connor kiwnął jeno głową. - A co z nią potem zrobisz?

- A co niby mam zrobić? Nic. Zostanie ze mną. - Zdziwił się młodzieniec niebotycznie.

- Rozumiem... Jeśli jednak gdzieś słowa tego świadka wypłyną, to ukręcę ci łeb tuż przy samej dupie, rozumiesz?

- Tak - mruknął Connor.

- Dobrze. Spieprzaj do drugiego pokoju. Tam będziesz śledzić przebieg przesłuchania.

Chowając twarz w dłoniach, usiadł na krzesełku ustawionym przy ścianie. Jego jasne włosy opadły mu częściowo na dłonie. Zamyślił się. Zaczął zastanawiać się czy dobrze rozumuje. Przecież udawanie mitycznej istoty jest strasznie trudne! Skoro ten policjant sądził, że nie było w pokoju Anny nawet najmniejszego śladu buta, to sprawca najpewniej musiałby tam wlecieć! A to przecież było niedorzeczne! Nagle doszedł do niego głos starszej kobiety, dobiegający przez interkom z pokoju obok.

- Ja mam lekki sen, panie władzo. Nie słyszałam żadnego odgłosu skradania się na korytarzu. A musi pan wiedzieć, że jestem bardzo wyczulona na tym punkcie. - Connor wsłuchał się w wypowiedź kobiety.

- Dlaczego jest pani wyczulona? - zainteresował się przesłuchujący ją policjant.

- Bo widzi pan, panie władzo, pięć lat temu mnie okradziono, a ponadto podłoga pomiędzy moimi drzwiami, a drzwiami mieszkania pani Ani strasznie skrzypi. Niby to tylko trzy metry, ale zawsze wyrywa mnie ze snu lub robótek.

" A więc jak sprawca się tam dostał? Okno co prawda było otwarte, ale po murze nie da się wejść. Interesujące. " - pomyślał Connor, przeczesując palcami włosy.

- Chłopak pani Ani jest bardzo porządnym młodym mężczyzną i jestem pewna, że nie złożyłby jej wizyty o tak niestosownej ku temu porze.

"Uff, wstawiła mi niezłe alibi... Chociaż, przecież i tak go nie potrzebuję!"

- A czy słyszała pani coś potem? Przecież to pani wezwała nasz patrol - indagował dalej komisarz.

- Tak, panie władzo. Słyszałam.

- Co takiego?

- Krzyk.

- Krzyk?

"Krzyk? Ania rzadko krzyczała. Coś musiało ją potężnie przestraszyć!"

- Tak. Taki wysoki, niezbyt długi, ale wciąż tkwi mi w pamięci, bo to przez niego się obudziłam.

- Rozumiem... A czy miała pani wrażenie, że kobieta się dusi?

- Dusi? Nie. Wydawało mi się, jakby ten krzyk wyrażał radość może podniecenie.

"Co? Kto duszony cieszy się z tego w chwili śmierci?"

- Przepraszam? - Policjant okazał konsternację. - Pani mówi więc, że ofiara cieszyła się z faktu, iż jest duszona?

- Bynajmniej. Panie władzo, może i jestem stara, ale nie głupia, ani nie głucha i rozróżniam jeszcze głosy i jak mówię, że to nie był głos pani Ani, to wiem co mówię. To nie ona krzyczała, lecz dziecko.

"Że jak?..."

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • KarolaKorman 16.03.2016
    ,,- Dobrze. Spieprzaj do drugiego pokoju....'' - to od następnej linii, bo wygląda jakby mówił to Connor
    ,,- Bo widzi pan, ...'' - to też, bo teraz wygląda jakby dalej mówił policjant
    To była świetna część :) Trzymała w napięciu do ostatniego słowa, brawo, 5 :)
  • elenawest 17.03.2016
    Miło nam, że się podoba :-D
  • Karo 17.03.2016
    Dziękuję :D
  • elenawest 17.03.2016
    Jakże chciałabym dać za ten tekst 5, ale nie mogę :-/ :-P
  • Karo 17.03.2016
    I kto tu jest narcyzem???
  • elenawest 17.03.2016
    Karo czepnąłeś się :-P
  • zełba 17.03.2016
    Fajny pomysł z tym wspólnym pisaniem. Autorzy nie muszą przecież grać do jednej bramki. Wtedy może być jeszcze weselej. Odnośnie "lustra wiedeńskiego" - nie twierdzę, że takich nie ma. Przeźroczyste jednostronnie to "Lustro Weneckie". Pzdr.
  • Karo 17.03.2016
    I o takie lustro mi chodziło ;) dziękuję za kom
  • KarolaKorman 17.03.2016
    Karo, popraw to lustro, ja wcześniej nie zwróciłam uwagi :(
  • Karo 17.03.2016
    KarolaKorman aaaaa, nie ogarnąłem o co mu chodzi :D aghhahahhahaha, kurde... wyszedłem na idiotę :P
  • Nazareth 17.03.2016
    - Bo widzi pan, panie władzo... - od nowej linijki
    Mimo, że mam zastrzeżenia odnośnie tego czy policja faktycznie pozwoliłaby osobie postronej być świadkiem przesłuchania to motyw jest na tyle popularny, że niesposób zanegowa jego urzycie.
    Fabuła rozwija się bardzo fajnie, Zakończenie wyjaśnia wiele a jednak, zupełnie nie dużo, podoba mi się to, pasuje do kryminału. Pardzo zastanawia mnie scena na ulicy, jej celowość. Jestem pewny, że niedługo się wyjaśni.
    Nie mogłem się oderwać od lektury i nawet nie wiem kiedy "mi się przeczytała". Tylko tak dalej. 5
  • Karo 17.03.2016
    Dziękuję ;)
  • Khartus 18.03.2016
    Świetna część, choć łatwo można było przewidzieć, że jeśli jest świadek to i będzie coś, co zaskoczy głównego bohatera. 5
  • Karo 18.03.2016
    Dziękuję bardzo ;)
  • Khartus 18.03.2016
    Proszę bardzo. I zapraszam do mnie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania