Poprzednie częściKukułcza dusza - Rozdział I

Kukułcza dusza - Rozdział V

Minęły dwa dni nim dziewczynka dotarła do bramy miasta zwanego Granicą lub Zwistaeg, jak mówiono o nim w tych rejonach.

To, co ujrzała najpierw było ruiną – bliźniaczo podobną do tych, które znała. Samotna brama, wielki marmurowy łuk obrośnięty bluszczem i przez ten bluszcz trzymany w ryzach. Po obu jego stronach rozciągał się zaś mur, lecz wyglądał skromniej i prymitywniej, choć rzecz jasna był znacznie nowszy i w dużo lepszym stanie. Dalej wyrastały domy – drewniane, potem ceglane, niektóre piętrowe, inne niższe, mniejsze i większe. W samym centrum zaś stała wielka, nienaturalnie lekka budowla podparta wąskimi, ostrymi przyporami, które przypominały żebra wystające z wychudzonego, martwego ciała. Dziewczynka domyślała się, że to musi być centrum miasta, jego najważniejszy punkt. Pomyślała również, że właśnie tam powinna się udać, chcąc znaleźć odpowiedzi, lecz wpierw musiała przejść przez bramę.

A nie mogła tak po prostu wejść, gdyż stali tam ludzie. Dostrzegła ich już z daleka, lecz oni najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z jej obecności. Patrzyła na nich, kryjąc się jeszcze w lesie, dobrze wiedząc, że gdy tylko wyjdzie na drogę, będzie doskonale widoczna. Ubrani byli w stal i podpierali się na wysokich kijach, zakończonych ostrymi, lśniącymi grotami. Zapewne to była broń, o której opowiadał jej Ferse, lecz nie znała jej konkretnej nazwy. Wiedziała jedynie, że będą w stanie bardzo szybko ją zgładzić, jeśli tylko da im ku temu powód. Bała się, nadal się wahała czy to dobry pomysł udać się do miasta. Jeden błąd, jedno złe słowo… Ferse nie nauczył jej tego strachu, nigdy nie powiedział, że powinna się bać. To był instynkt. Instynkt, dzięki któremu zaszła tak daleko. By jednak postawić następny krok musiała się mu przeciwstawić. Musiała zaufać sobie, własnemu umysłowi, własnej wiedzy, a także sercu. „Bo to dzięki sercu ludzie potrafią się zrozumieć…”

Niewiele minęło i znalazła się przed bramą. Dwóch mężczyzn uważnie się jej przyglądało, zastanawiając się, co zrobić. Dziewczynka spuściła wzrok. Widziała jedynie ziemię – suchą, ubitą setkami kroków, ujarzmioną przez ludzi, którzy zbudowali tu miasto.

– Kim jesteś? Skąd przybywasz? – zapytał jeden z mężczyzn.

Huli, nie podnosząc głowy, przedstawiła się ledwie słyszalnym głosem. Na drugie pytanie nie potrafiła zaś odpowiedzieć.

– Jesteś tu sama? Gdzie twoi rodzice, opiekunowie?

Milczała.

– Spójrz, jej uszy… – odezwał się drugi mężczyzna.

– Elf. – Strażnik na chwilę zamilkł. Huli wydawało się, że nagle zrobiło się goręcej. – Musiała przyjść z jednej z tych wiosek na wybrzeżu. Ale to za daleko… Niemożliwe, by tutaj dotarła.

– Dziwne, nieprawdaż? Może to wcale nie jest elf.

– Ale jak nie elf, to co? Przecież nie mamy zwidów.

– Bogowie wiedzą! Zastanów się chwilę – przyszła z Porzuconych Ziem. Być może to jakaś zjawa, bądź co gorsza potwór!

– Przedstawiła się…

– To mogło być kłamstwo.

– Nie może być! – Mężczyzna wyraźnie zaprotestował. – Monstra nie mówią.

– Nigdy nie wiadomo. Może tym razem…

Potwór. Mieli ją za potwora. „Zabiją mnie, zabiją…”. Te słowo: „zabić”. Nie znała go od Ferse. Pojawiło się, wypłynęło z głębi jej pamięci, podobnie jak wiele innych. Instynkt. Zagrożenie. Nie mogła podnieść głowy. Było jej gorąco, czuła, że pot spływa z jej czoła, że dłonie drżą, gotując się w kieszeniach. Nogi zaś jakby całkiem jej zdrętwiały. Chciała pobiec, chciała się ruszyć, lecz nie mogła.

– Przecież to dziecko!

– Tyle widzisz. A jaka jest prawda?

– Nie wiem. Ale nie możemy potraktować jej jak potwora.

– Nie możemy też jej przepuścić. Masz jakiś pomysł?

– Pomysł, pomysł… A niech to! Akurat dziś. Pierwszy raz ktoś się pojawił przy tej cholernej bramie!

– Dlatego musimy być ostrożni. Najlepiej żebyś tu został, przypilnował jej. Pójdę po kapitana. Albo czarodzieja. Bogowie wiedzą, który z nich coś zdziała.

– Nie, nie, zaczekaj. Nie możemy robić niepotrzebnego zamieszania, wzbudzać paniki. Weźmiemy ją do środka.

– Oszalałeś?

– Tak będzie lepiej. Gdyby faktycznie była zagrożeniem… Na moją odpowiedzialność, Giro. Zaufasz mi?

– A niech cię! Dobrze, na twoją odpowiedzialność. Niech ci ziemia lekką będzie!

– Nie żartuj tak. – Mężczyzna znów spojrzał w stronę Huli. – Chodź, pójdziesz z nami… – powiedział, wyciągając ku niej rękę.

„Zabiją mnie, zabiją mnie, zabiją…”

– Nie!!

Instynkt. Zerwała się z miejsca z niewiarygodną szybkością. Minęła strażników, przeszła przez bramę. Pędziła, wzrok nadal miała wbity w ziemię. Cisza, krzyk, śmiech, brzęczenie metalu. Podłoże było nierówne, wyłożone kamieniami. Ciągle się potykała, lecz wcale nie traciła szybkości. Biegła, biegła, obijała się o kolejnych przechodniów, odbijała się od ścian, skręcając w ciasne, ciemne alejki. Nie wiedziała co robi, nie wiedziała co się z nią stanie. Biegła, biegła, zupełnie jakby postój oznaczał śmierć. Ruch jest życiem. Ruch. Była daleko, daleko, a jednak nadal blisko. Ciągle ten brzęk, blask stali, kamienne podłoże. I w końcu się zatrzymała. Wpadła w zimny, matowy metal. Zbroja, ciężka, niewygodna zbroja. Odbiła się, upadła na ziemię, ścierając sobie dłonie, kolana. Nie miała już siły. Była wyczerpana. Zdołała jeszcze podnieść głowę. Ujrzała mężczyznę o ciemnych, brązowych włosach, krótkim zaroście i piwnych oczach skrytych w cieniu oczodołów.

– Hej – powiedział do niej. – Wszystko w porządku? Nic sobie nie zrobiłaś?

Zdawało jej się, że zaraz straci przytomność, a jednak nadal była świadoma. Widziała coraz wyraźniej. Domy dookoła, tłum ludzi patrzących na nią to z zaciekawieniem, to z współczuciem, mężczyznę zakutego w zbroję, który wyciągał ku niej rękę i w końcu dwójkę strażników, którzy gonili ją od samej bramy, a dogonili ją dopiero wtedy, gdy zdążyła już wstać, nadal trzymając wielką, ciepłą dłoń mężczyzny, na którego wpadła.

– Kapitanie… ona! – mówił jeden ze strażników, łapiąc oddech.

– Przyszła z Porzuconych Ziem… Elf. Chcieliśmy, musieliśmy…

– Spokojnie, spokojnie panowie – odpowiedział kapitan. – Raport złożycie mi później. Póki co muszę zająć się tą dziewczynką. Nieźle się poobijała, gdy ganialiście ją przez pół miasta.

– Ale kapitanie…! Ona…

– Tak, domyślam się. – Jego głos stał się nagle jakby cięższy. – Wracajcie na posterunek. Pójdę z nią do świątyni. Tam, mam nadzieję, wszystkiego się dowiem.

Strażnicy zasalutowali i momentalnie odwrócili się, intensywnym marszem idąc w swoją stronę. Kapitan stał jeszcze przez chwilę, trzymając dziewczynkę za rękę aż w końcu ruszył, prowadząc ją ze sobą.

– Bogowie ci sprzyjają, skoro wpadłaś akurat na mnie – powiedział jakiś czas później, gdy już zbliżali się do świątyni.

Z bliska wyglądała jeszcze bardziej imponująco. Otaczał ją niewielki murek, a wszędzie wokół rozciągała się zieleń – wielki ogród przepełniony drzewami, kwiatami i altanami. Przecinały go wąskie, brukowane ścieżki, które otaczały budynek i prowadziły również do głównego wejścia. Wielkie, podzielone na kwatery wrota otworzyły się z zaskakującą lekkością. Wnętrze było jeszcze piękniejsze niż i to, co było widać na zewnątrz. Wzrok dziewczynki od razu zwrócił się ku ogromnym witrażom, które ciągnęły się niemalże od podłogi aż po sam sufit. Intensywne, jasne światło przepełniało całą przestrzeń, oświetlając zarówno piękny, złoty ołtarz jak i kilkanaście rzędów długich, dębowych ław. Całość zaś łączyło niezwykle skomplikowane sklepienie, które przypominało dziewczynce piękne, geometryczne kompozycje, które widywała w książkach.

– Kapłanko! – odezwał się kapitan, a jego donośny, twardy głos rozniósł się echem po całej świątyni. – Kapłanko!

Echo jeszcze parę razy okrążyło całe wnętrze aż w końcu ucichło, ustępując miejsca delikatnemu, kobiecemu głosowi.

– Kapitan Jens… – odezwała się kobieta, wyłaniając się zza ołtarza. – Przygotowuję się do rytuału. Jeśli tu przyszedłeś, to znaczy, że stało się coś ważnego.

– Tak, można tak powiedzieć…

Kobieta zbliżyła się do nich. Ubrana była w białą, niemalże przezroczystą szatę. Jej sylwetka była dobrze widoczna przy każdym ruchu, a długie, złote włosy spływały falami po jej plecach, delikatnie kołysząc się w rytm jej kroków.

Dziewczynka pierwszy raz ujrzała kogoś tak pięknego. Od razu przypomniał jej się pomnik z ruin, a przez jej głowę przeszła myśl, że być może to ta sama osoba.

– Czego szukasz w domu Dziesiątki, kapitanie Jens? – odezwała się kobieta, świadomie lub nie, ignorując obecność dziewczynki.

– Jak widzisz… Mówią, że przyszła z Porzuconych Ziem. Gonili ją, wpadła na mnie, poobijała się. Pomyślałem, że mogłabyś się nią zająć.

Kapłanka przyklękła przed dziewczynką. Jej oczy były intensywnie niebieskie, lecz wzrok miała jakby nieobecny. Złapała Huli za rękę, podciągnęła rękaw, obejrzała starty łokieć, potem kolana i parę siniaków na nogach i rękach.

– Nic poważnego. Dziecięce kontuzje. Pańska żona powinna sobie w zupełności z tym poradzić – powiedziała, wstając.

– A poza tym?

Kapłanka zamknęła oczy. Przez chwilę milczała, a dziewczynce wydawało się, że w jakiś sposób się jej przygląda.

– Wielka moc, zdecydowanie zbyt wielka dla dziecka… – powiedziała z ledwie wyczuwalnym smutkiem w głosie. – Nic więcej nie wyczuwam. Jest niestabilna, bardzo zagubiona. Potrzeba jej opieki, zarówno magicznej, jak i materialnej. Nie stanowi zagrożenia, kapitanie Jens, jeśli cię to martwi, ale dla własnego bezpieczeństwa powinna być pod nadzorem maga.

– Wilhelm… – wyszeptał Jens.

– Bogowie niech będą świadkiem, bardzo chciałabym pomóc, ale nie mam odpowiedniej mocy, by chronić i uczyć to dziecko. Myślę, że Wilhelm będzie wiedzieć więcej, choć rozumiem, czemu cię to nie zadowala.

– Nagle stało się to bardzo skomplikowane… Dziękuję, kapłanko. – Jens ponownie złapał Huli za rękę. – Dam znać, jeśli mag coś odkryje.

– Niech tak będzie. To dziecko, jeśli Dziesiątka pozwoli, zasługuje na spokojne życie. A pan, kapitanie Jens, wie o tym najlepiej.

– Tak, to część mojej pracy – odpowiedział z ledwie widocznym uśmiechem. – Jeszcze raz dziękuję. Żegnaj.

– Niech Dziesiątka będzie z tobą.

Dziewczynka nie do końca wiedziała, co się dzieje. Mężczyzna ją prowadził, a ona się nie opierała. Przybyła tu, by znaleźć odpowiedzi, a wszystko się działo obok niej, bez jej woli lub słowa. Nie wiedziała, co czuła. Dłoń, którą trzymała była wielka, ciepła, przyjazna. Kapitan Jens zdawał się być człowiekiem, któremu mogła zaufać, lecz nie dawało to odpowiedzi na żadne z jej pytań. Zatrzymała się. Mężczyzna puścił jej dłoń, a ona spojrzała w jego stronę, pierwszy raz wyraźnie ujrzała jego twardą, prostą twarz.

– Dokąd idziemy? – zapytała.

– Do mojego domu. Muszę wracać na służbę, a ktoś musi się zająć twoimi zadrapaniami. A do Wilhelma udamy się jutro.

– Wilhelma?

– Maga, o którym rozmawiałem z kapłanką.

Wilhelm. Wilhelm. Ciężkie, nieprzyjemne słowo, lecz miało w sobie znamiona szlachetności.

– Ach, z tego wszystkiego zupełnie zapomniałem. Jak masz na imię, młoda damo?

– Huli – odrzekła z lekkim zawahaniem.

– Huli, tak? Dobre imię – Jens się uśmiechnął. – Pasuje do ciebie.

Tym razem nie trzymał już dziewczynki za rękę. Szła obok niego, dotrzymywała mu tempa, choć nie wiedziała, że idzie wolniej specjalnie dla niej.

– „Dom”… – powtórzyła cicho.

Następne częściKukułcza dusza - Rozdział VI

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • LBnDrabble pół roku temu
    Zapraszamy do wzięcia udziału w LBnDrabble!
    Tematy do wyboru:
    1. SAMOTNY POWIEW
    2. NADZIEJA GRZECHU
    W tekście można zamieścić obydwa tematy, albo jeden z dwóch. Do wiadomości! Piszemy jedno drabble.
    Piszemy do 13 listopada, do północy. Zatem do dzieła!
    Tutaj znajdziesz odpowiedzi na pytania:
    https://www.opowi.pl/konkursy/
    https://www.opowi.pl/profil/lbndrabble/opis
    Liczymy na Ciebie!

    Literkowa
  • MKP pół roku temu
    "Zwistaeg" - a jakby tak po prostu Zwisteg/Zwistag?

    "Patrzyła na nich, kryjąc się jeszcze w lesie, dobrze wiedząc, że gdy tylko wyjdzie na drogę, będzie doskonale widoczna." - trochę to widząc brzydko brzmi jak się czyta. Ja bym dał po kropce albo średniku "dobrze wiedziała"

    " długie, złote włosy spływały falami po jej plecach, delikatnie kołysząc się w rytm jej kroków." - te jeje na koncu psują ładny opis. Może: "jej długie, złote włosy spływały falami po plecach, kołysząc się delikatnie w rytm miękkich(?) kroków.
  • MKP pół roku temu
    "Kapłanka zamknęła oczy. Przez chwilę milczała, a dziewczynce wydawało się, że w jakiś sposób się jej przygląda." - lubię takie opisy 👍👍

    Ta historia ma w sobie tę cudowną aurę tajemniczości i świat pokazywany po kawałeczku - lubię ten zabieg
  • Vespera pół roku temu
    Potwierdzam. I nie jest ani zbyt pospieszna, ani zbyt wolna, taka akurat w sam raz.
  • MKP pół roku temu
    Vespera No właśnie - to jest poprawne pokazanie świata poprzez fabułę
  • zsrrknight pół roku temu
    dzięki za komentarze.
    Nazwa miasta raczej zostanie - tak mi się napisało i już nie będę kombinować. No i dzięki za wyłapanie błędów.
  • Joan Tiger pół roku temu
    Musiałam trochę poskakać po rozdziałach i przypomnieć sobie fabułę. Cały czas utrzymujesz napięcie i tajemniczość wydarzeń. Ciężko przewidzieć, czym zaskoczysz w kolejnej odsłonie. Fajne, ale za rzadko. :)
  • droga_we_mgle 4 miesiące temu
    Bardzo podoba mi się opis miasta.I to, że strażnicy nie są tępymi, chamskimi służbistami, chociaż są - zrozumiale - ,,zagubieni w akcji".

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania