Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Listopad to dla Polaków niebezpieczna pora, cz. 2

Jeremiemu warczało w głowie, kiedy wysiadał z tramwaju koło Marino. Trzasnęły drzwi i zadzwoniły dzwonki. Powitał go idący od Katzengebirge dech Polski, który na linii Odry musiał zetrzeć się ze śląskim genus loci. Ledwo co przestało lać, to zerwał się wiatr. Jeremi okutał się w resztki swojej kurtki i ruszył przed siebie. Teściu uwił sobie biznesowe gniazdko w jednym z nowych biurowców, które konsumowały wzrosty cen metrów kwadratowych spowodowane bliskością A8, S5, wlotu i wylotu w Polskę, a nawet w Wielkopolskę. Wczoraj nie poszło za bardzo po myśli Chrusta i Jeremiego, za to poleciało utartym szlakiem. Gaudeamuski zostały odbite przez śniade erasmusy, z których każdy był co najmniej księciem pustyni z hipnotyzującym fletem. Jak chłopaki zorientowali się, że nie pójdą nawet w ślimaka, ruszyli w ogień. Flaszka Teścia poszła szybko, a i hajsu nie było na długo, za co Jeremi dziękował dzisiaj bogom kapitalizmu, bo dzięki temu kac nie uwierał zbyt mocno, a nawet nieco pomagał. Wyostrzał. Wyostrzony zaanonsował się u ochrony biurowca i został pokierowany na poziom C2, do skrzydła zachodniego. Zapukał i wszedł. Przy oknie stała ładna blondynka i podlewała flawonie i rożewy. Skórzane spodnie na jej tyłku były napięte jak grafik dwudziestolatki szukającej społecznego awansu pomiędzy dwiema filologiami, kursem norweskiego, fitnessem, solarium i biurem Teścia.

- Dzień dobry, byłem umówiony z Te… t… Szef jest?

Dziewczyna odwróciła się od okna.

- Dzień dobry, ale pan mnie wystraszył. Tak, pan Biernacki dopiero co przyszedł. Kogo mam przedstawić?

- Jeremi, kolega. Będzie wiedział.

- Jasne – doskoczyła do drzwi obitych skórą niewiniątek, ale zanim cokolwiek zrobiła otworzyły się same i stanął w nich Teściu. Z telefonem przy uchu skinął na Jeremiego i wpuścił do swojego biura. Gestem kazał mu siadać i być cicho.

- I po chuj sprawdzasz w BIKu? Nasz BIK to Dima i Wowa z batalionu Azow. Co?! Azor to cię kurwa robił! – Teściu rozłączył się i pokiwał w milczeniu w głową.

– Jesteś punkt dziewiąta! – zdziwienie było zupełnie szczere.

- Ruchasz ją? – zagaił do Teścia i kiwnął w stronę drzwi.

- Kogo?

- No tę blondę. Sekretarkę.

- Iwonkę? Niee, za bardzo ją szanuję. Znaczy, wiesz, dopiero trzy tygodnie u mnie pracuje. Kilka razy została na dłużej. Trochę pogadaliśmy. Może jak się zaprzyjaźnimy to ją przelecę. Lubię słuchać o jej problemach. Odprężam się wtedy. A właśnie. Jak tam poszło wczoraj z tą Kaśką i Baśką czy jak im tam było?

- Nic nie poszło. Napierdoliliśmy się z Chrustem i było po temacie.

- W sumie na cholerę ci kolejne. Ale dasz radę jechać?

- Ej, była umowa, nie? Piliśmy góra do drugiej. Zresztą hajsy szybko popłynęły, a nawet nie było tego dużo.

- Dobrze. Masz tutaj papiery do mojego audi i kluczyki. U Iwonki są kartony z wnioskami kredytowymi. Trzeba to zawieźć do mojego biura do Kłodzka generalnie na już. Listopad, grudzień za pasem, to ludzie walą drzwiami i oknami po moje chwilówki.

- Jak to mówią, dwie rzeczy muszą pozostać białe. Europa i święta, a białe kosztuje.

- No i dobrze. Ma kosztować. Biuro mam na Łukasińskiego… Zapa… Czekaj, zapiszę ci – Teściu zaczął bazgrać na świstku, ale przerwał mu telefon.

- Przepraszam cię na chwilę – powiedział i podniósł słuchawkę. - Mów szybko, bo mam tutaj tematy. No, no, no, nie, nie mogę ci dać fury. Fura pracuje. No, normalnie, pracuje. No, tak, no i chuj? To niech cię teraz mamusia wiezie, jak dałaś jej swoje auto. Ta, no, mhm. To jedź pekaesem. No normalnie! Nie, nikt cię nie zgwałci, to nie Szwecja. Nosz kurwa mać! - rozłączył się i oparł o biurko.

- Akcja przeniesiona. Sandra musi mieć furę, swoją mamusi pożyczyła.

- No, a nie będziesz stratny? - powiedział Jeremi i rozejrzał się po biurze. Mlasnął. - Nie masz czegoś do picia?

Teść schylił się po mineralkę i podał Jeremiemu.

- O proszę, jak to się martwisz o mój biznes. Widzę łapiesz zasadę win-win. Niech cię nie boli twoja skacowana, nie będzie tak źle, ale papiery i tak musisz tam zawieźć. Ja nie mogę się stąd ruszyć, a nie mam kogo posłać. Dobra, to zrobimy tak. Sandra powozi dzisiaj swoją dupcię moją audicą, a wieczorkiem fura będzie twoja. Zgoda?

- Co zgoda? Ty tu rządzisz, a ja tylko chcę zarobić trochę floty. Te pedały z getinu już mi żyć nie dają. Boję się telefon włączać.

- Krwiopijcy. Myślą, że jak pożyczyli człowiekowi parę groszy to już go mają na własność – Teść pokiwał głową ze zrozumieniem. - No dobra, to teraz spierdalaj i widzimy się po dwudziestej.

- Jawohl – Jeremi wstał. Ukłonił się Iwonce przy wyjściu i opuścił biuro.

 

Nie bardzo wiedział co robić z tak zaczętym dniem, a wokół niego rozpędzał się grind roboty. Przez drzwi do lobby biurowca weszła właśnie jedna taka, co to nigdy w życiu nie będzie potrzebowała chwilówki ani getinu. Uwielbiał obserwować te zadbane, pewne siebie i naładowane energią podtrzydziestki. Jak pewnie idą chodnikiem, pewnie i sprawnie podtrzymują makijaż, a eleganckie kurteczki i skórzane buciki pod kolor tworzą skład i ład. Jak perfekcyjnie odmierzonymi ruchami, szczęśliwe z bycia sobą, zrzucają w domu buciki i rozsiewają sukienki i bieliznę po drodze do łazienki. Jedną ręką odpisują im (albo tym drugim) na telefonach, drugą trą oczy, żeby przejrzeć. Jak bez najmniejszego milimetra błędu są doskonałe w swoich małych specjalizacjach, jak pewnie organizują, procesują i biorą do buzi. Każda spełniona na zawołanie, każda z płomieniem w oku, każda żelazna i gotowa. Uwielbiał je, ale tak trochę z daleka. Bo wiedział jak cudownie inne są naprawdę. Wiedział, jaka naprawdę jest Dorota. Wiedział, dlaczego wyrzuciła go ze swojego życia, kiedy tydzień wcześniej otworzyli razem butelkę wina i usłyszał, że to ich ostatnia, bo ona odchodzi. Że ich cele są różne, ona ma swoje, on nie ma żadnych i to się nie uda. Żeby rano się spakował, wyszedł, nie wracał i nie dzwonił. Rano się spakował i wyszedł. Dzwonił, ale nie próbował wracać. Przynajmniej do tej pory. Różanka nie była daleko, więc poszedł pieszo. Jeśli nic się nie zmieniło, powinna być jeszcze w domu. Rozpadał się wkurwiający jesienny deszcz. Z tego rodzaju, że nie leje, ale uparcie siąpi i nic nie widać, bo powietrze pływa i rozpuszcza światła latarni. Jeremi, całkiem przemoczony, zahaczył jeszcze o Biedronkę i za resztki kasy kupił śniadanie dla dwóch osób.

Z reklamówką, mokrymi włosami przylepionymi do czoła i niczym do stracenia powciskał losowe numery na domofonie, rzucił coś o listonoszu i wszedł na klatkę. Jechał windą jakby cofał się w czasie. Odrapane drzwi i standardowe bluzgi wypisane prawilną blokerską minuskułą to były dwa lata jego życia. Znał ich cykle i fluktuacje, wiedział, kiedy nastoletnie ukochane zastępowane były klubami piłkarskimi i odwrotnie. Kiedy wdzierała się polityka i zbliżały wybory. Czytał windę, ale winda też poświadczała to i owo o Jeremim. Jego wjazdy, zjazdy, wzloty i upadki na ryj. Dwa lata z Dorotą w tym bloku na Różance, na tym piętrze, na które właśnie dotarł. Wyszedł na korytarz i stanął przed drzwiami jej mieszkania. Zadzwonił raz. Potem drugi. Wciągnął duży haust powietrza. Zgodnie z wszystkimi zasadami na jakich oparto ten wszechświat drzwi otworzył mężczyzna.

- Tak? – zapytał, taksując Jeremiego szybkiego połapania się, czy ma do czynienia z gazownikiem, jehową, sąsiadem czy cyganem. Jeremi nie łapał się nigdzie. Facet dopytał: - No, o co chodzi?

Jeremi też taksował faceta, ale w innym celu i jego mózg pracował tak gorączkowo dopiero po raz drugi w życiu. Nie pamiętał pierwszego razu, ponieważ tuż po tym doznał złamania kości prawej dłoni, dwóch żeber, nosa i amnezji wstecznej. Mężczyzna w mieszkaniu jego kobiety był podobnych gabarytów co Jeremi, a to otwierało wiele możliwości. Schody były trzy kroki po lewej stronie, a facet miał zgrabny podkoszulek, idealny do złapania i pociągnięcia. Była też opcja wepchnięcia go do mieszkania, ogłuszenia puszką z ananasem i uduszenia reklamówką.

- Jest Dorota?

Facet obejrzał się przez ramię.

- Kim pan jest, o co chodzi?

- Czy jest Dorota? Jestem jej… znajomym. Byłem w pobliżu, pomyślałem, że wpadnę – Jeremi odgarnął z czoła mokre włosy i zaprezentował reklamówkę z żabki. – Nawet mam śniadanie. Zadzwoniłbym, ale przez ten cholerny deszcz telefon mi padł. Staroć, źle wilgoć znosi.

- Aha, no spoko – facet się rozluźnił. - Dorota, ktoś do ciebie! – krzyknął w głąb mieszkania. Dorota wyszła na korytarzyk, przewiązując szlafrok.

- Kto tam o tej po… No niee, Jeremi, przecież cię prosiłam. To mój były, wiesz – naświetliła sytuację nowemu. – Spodziewałam się, że w końcu się pojawi.

- Mogę wejść? Pogadamy, co tam u ciebie, co tam u mnie. Przecież możemy się… przyjaźnić – Jeremi wszedł na równię pochyłą. – Wypijemy herbatę, pogadamy. Znalazłem pracę, idzie ku lepszemu – szamotał się, pochłonięty formą, którą sam sprowokował, a która teraz świetnie radziła sobie bez niego.

- To wspaniale Jeremi, jestem z ciebie dumna, naprawdę, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie – stanęła tuż przy tym nowym, oparła policzek o jego ramię.

- Słuchaj, gościu, wydajesz się w porządku, zostaw nas proszę – nowy zabrał się za zamykanie drzwi, ale w Jeremim skoczyła żyłka.

- Na co jest za wcześnie? Słuchaj, wiem, że pewnie znacie się dłużej i jak jeszcze byliśmy razem. Wiesz, żadne z nas nie było święte. Luz, nie mam żalu. Po prostu spotkajmy się, pogadamy.

Dorocie krew napłynęła do twarzy. Odkleiła się od nowego i wydarła:

- Może ty nie byłeś święty, i ja w to wierzę, ale ja nie mam sobie nic do zarzucenia i jeśli już skończyłeś, to wypierdalaj. Nie pozwolę się obrażać we własnym domu!

- Czekaj, posłuchaj – Jeremi szamotał się, nie czuł już gruntu pod stopami. Dorota nie słuchała tylko zawinęła się i poszła w głąb mieszkania.

- Dobra, idź sobie – nowy zaczął zamykać mieszkanie, ale Jeremi blokował drzwi. – Weź się odsuń, gościu. Nic do ciebie nie mam, po prostu idź sobie.

- Ale ja mam dużo do ciebie, skurwysynu – wycedził Jeremi i złapał nowego za ten podkoszulek, który sobie upatrzył na początku.

Amnezja wsteczna pojawiła się również w tym przypadku. Jeremi leżał na półpiętrze i nie miał pojęcia, jak się tam znalazł. Ananas, puszka, biedronkowa folia. Czuł, jak razem z sińcami, rozlewa się w nim ból upokorzenia, jak do ust napływa ciemny posmak palącego wstydu i jak pulsuje potrzeba zrzucenia na kogoś swojej winy. Pozbierał się i oparł o poręcz schodów. Wpatrzył się w drzwi mieszkania Doroty z taką miną, że gdyby zobaczyła go teraz jego matka, nie byłaby pewna, czy patrzy na swojego syna. Ba, gdyby sam się teraz zobaczył, pewnie by się nie poznał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Canulas 28.08.2017
    Piszesz bardzo, bardzo dobrze. Idę spać, bo zaraz wstaje, wiec niestety dam Ci tylko to.
    Naprawdę jest skill.
  • Adam T 28.08.2017
    Klarowniej i jeszcze lepiej. Język jędrny, gawędziarski, nie wiem, jak długo już piszesz, a może coś juź wydałeś, ale to jest pisane bardzo dobrze. Oczywiście nie każdemu musi podpasować taka estetyka, ale ci, co lubią czytać żywe teksty, na pewno docenią. Widać tu już pewien styl, świat budowania zdań, składania skojarzeń, myślowych skrótów. To lubię.
    Mały kiks, coś chyba ucięło w zdaniu:
    "Bo wiedział jak cudownie inne są naprawdę." - tutaj ciut pomieszałeś i wyszła mamałyga. Może prościej tak:
    Bo wiedział, że istnieją inne, naprawdę cudowne. lub
    Bo wiedział, że naprawdę cudowne są te inne, takie jak Dorota.

    Generalnie, czyta się z wielkim uśmiechem na twarzy, opis sekretarki - perełka, rozmowa z Teściem (zwłaszcza jego kwestie) - perełka, opis pań, co nie potrzebują chwilówek - sama klasa.
    Podziwiam i pozdrawiam ))))

    Ps. Przed kwestią dialogu stawiaj pauzę (myślnik) nie dywiz, potem, kiedy przechodzisz do narracji dialogu, program wrzuca Ci pólpauzę, którą też radzę zienić na pauzę, jak w książkach. Półpauza sprawdza się w dłuższej narracji, zamiast przecinka na przykład. Dywiz natomiast tylko w przypadku określeń typu czarno-biały.
    Pauza = alt+0151
    Półpauza = alt+0150
  • Adam T 28.08.2017
    Chyba się starzeję, piszę coraz dłuższe komentarze (((
  • Violet 28.08.2017
    Z przyjemnością i zaciekawieniem przeczytałam obie części. Czekam na cd :)
    Pozdrawiam.
  • Pasja 28.08.2017
    Dialogi i opis Wrocławskich klimatów to majstersztyk. Czekam na dalsze listopadowe pożyczki. Miłego 5
  • Gabriel Marczak 28.08.2017
    Dzięki za wszystkie komentarze i dobre słowo. Poprawię te myślniki i po południu dorzucę kolejny fragment. Piszę już od jakiegoś czasu, ale nic jeszcze nie wydałem. Za to pracuję jako scenarzysta i projektant rozgrywki przy grze MMORPG "The Pride of Taern". Ostatnio postanowiłem popisać trochę więcej i przy okazji wyjść nieco z szuflady, żeby zdać się na osąd szerszej publiki. Póki co - nie żałuję :D

    Adam, dzięki za szczegółowe uwagi. Nad mamałygą się zastanowię, natomiast Twoje propozycje nieco rozmijają się z tym, co chciałem w tym zdaniu wyrazić. Ale przyjrzę się, jak to można poprawić :)
  • Adam T 28.08.2017
    Scenarzysta, to wiele wyjaśnia. Warsztat, że tak powiem, na poziomie wysokim. Być moźe źle zrozumiałem mamałygę, ale nie chciałem być, boźe broń, złośliwy.
    Tylko sugeruję, co ewentualnie mi zgrzyta. Przydałby się jeszcze ktoś od przecinków, bo tu nie jestem najmocniejszy - nie umiem wyjaśnić, dlaczego tak ma być, a nie inaczej.
    Czekam na kolejną część.
    Zaglądaj też do innych, doradzaj, prostuj, pomagaj, krytykuj ))))
  • Gabriel Marczak 28.08.2017
    Adam T Ok, przyłożę się do przecinków :) Zaglądam do innych i w miarę czasu postaram się udzielić, ale zaznaczam, że nie odważę się komentować poezji :).

    Nawet przez myśl mi nie przeszło, że próbujesz być złośliwy :)
  • Agnieszka Gu 30.08.2017
    Jak już pisałam, kolejna część, też super :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania