Synowie Asgardu. Łódź zwana przeznaczeniem - rozdział pierwszy.

Okrągła, biała tarcza ogromnego księżyca na tle bezchmurnego i gwieździstego nieba spoglądała na dwóch tęgich Nordów. Jeden z nich, najstarszy, spojrzał na swego młodego towarzysza, po czym wzrok uniósł ku niebu. Nie przystawając w wędrówce, wyciągnął spod brudnej i wełnianej koszuli mjollnir, poobracał go między palcami, odmówił modlitwę, złożył czuły pocałunek na młocie, a następnie schował go. Tęsknym wzrokiem spojrzał przed siebie i westchnął. Obecny stan starszego towarzysza młodemu nie był obcy. W końcu starszy musiał opuścić wioskę by dopełnić swego przeznaczenia. A przeznaczeniem jego było wpierw odnalezienie młodego towarzysza do wspólnej wędrówki, następnie odnalezienie drakkara wielkiego niczym wzgórze we fiordach i szerokiego niczym wieloryb.

Drakkarem tym ze swym młodym towarzyszem wypłynąć miał do odległych lądów, gdzie w bitwie miał obalić jednego z najsłynniejszych i najpotężniejszych jarlów. Następnie sam miał zostać władcą. Ale czy Bogowie staremu będą sprzyjać? Tego nikt nie wiedział. Młody spojrzał na starca i uśmiechnął się pod nosem. Do dziś pamiętał, jak się poznali. Było to w przedostatnią niedzielę lipca. Dzień ślubu Njorda ze Skadi oraz zawarcia pokoju między rodem Asów i Wanów. Wszyscy mężczyźni z wioski, ci młodzi i ci starsi, wyszli do najbliższego lasu, rozpalili ognisko, śpiewając przy tym o dzielnych wojach, którzy przepłynęli cały świat i zmierzyli się z każdą przeciwnością losu. Po rozpaleniu ogniska rozsiedli się wygodnie wokół, chwycili w swoje dłonie rogi z miodem i krzycząc wesoło wznieśli toast za Bogów. Skoro pojawił się miód to i opowieści nie mogło zabraknąć. Każdy z osobna zatracał się w swoich opowiadaniach, z czasem oraz ilością wypitego trunku, coraz to dziwniejszych i przefantazjowanych. Po wypiciu trzeciej kolejki w końcu odezwał się Ansgar.

- Panowie! Tyle mórz i rzek przepłynąłem, że na palcach u jednej ręki nie da się zliczyć!

Mężczyzna postury niedźwiedzia, z gęstą czarną brodą i gęstym czarnym warkoczem sięgającego połowy pleców prychnął i odrzekł:

- Co Ty możesz wiedzieć o wyprawach? Ojciec mego ojca, Carl Thordenson, uczestniczył i pomagał przy wyprawach Eryka Rudebrodego! Także po przezimowaniu na Islandii wyruszył razem z nim do Grenlandii! Panowie, to dopiero była wyprawa!

- Tyle razy już słyszeliśmy o Twoim dziadku, Sven. Ja natomiast – dumnie wyprężył pierś mężczyzna o pociągłej twarzy, przerzedzonych włosach i bliźnie na prawym poliku – całe swoje dzieciństwo spędziłem na okręcie ojca. Opływaliśmy wielokrotnie Morze Bałtyckie oraz Północne!

I tak każdy siebie przekrzykiwał i wymieniał, ile to wypraw odbył, ile niewiast wychędożył oraz jak się wzbogacił. Zaciekawiony młodzieniec o blond włosach, nieznacznym zaroście na twarzy i bystrym spojrzeniu ni stąd ni zowąd wykrzyknął:

- Ja razem z bratem przepłynąłem wzdłuż całą Wisłę!

Wszyscy nagle ucichli i wlepili wzrok w młodzieńca. Po chwili wybuchnęli gromkim śmiechem. Ansgar klepiąc go po plecach i ocierając łzę, powiedział:

- Wiesz co Ci powiem, Ulfr? Czasami trzeba trzymać język za zębami. Po czym zaczął się dalej śmiać. Obruszony chłopak spojrzał na podstarzałego mężczyznę wściekłym wzrokiem. Westchnął i spojrzał się w ogień. Tańczące płomienie lizały rozgrzane do czerwoności drewno. Iskry uciekały powoli w powietrze. Gdzieś w oddali zawył wilk. Ktoś nagle podsunął mu pod nos róg z miodem i powiedział:

- Masz, napij się. Zły humor szybko Ci przejdzie. Poklepał młodzieńca krzepiąco po ramieniu i wrócił na swoje miejsce. Ulfr spojrzał wpierw na zawartość rogu a następnie pociągnął z niego sporego łyka. Ktoś miał rację. Od razu zrobiło mu się lepiej. Odprężył się i z uśmiechem dopił resztę. Obracając pusty róg w krzepkich dłoniach, dalej począł wpatrywać się w ognisko. Nikt się już nie śmiał, nie kontynuował swoich powieści, nawet nie raczył wypowiedzieć jakiegoś jednego, prostego zdania. Cisza jak makiem zasiał. Jedynie co jakiś czas usłyszeć można było trzask łamiącej się gałązki albo szelest liści.

Nagle jeden z dzielnych wojów począł nucić starą piosenkę. Wpierw bardzo cicho, że nie można było zrozumieć melodii, która zaczęła brzmieć jak pomruk wściekłego niedźwiedzia, a potem z każdą chwilą coraz głośniej i coraz pewniej. Zgromadzeni wokół ogniska jak jeden mąż rozpoczęli śpiewać. Wszycy jednakowo, każdy swoim basem. Niski głos mężczyzn poniósł się echem po lesie. Młodzieńcy nie znając piosenki, skupili się tylko i wsłuchiwali. Ulfr zmarszczył czoło. Skądś kojarzył tą melodię, tylko nie pamiętał skąd. Po rozgrzaniu gardeł śpiewem, jeden ze starszych wstał, spojrzał na majaczący przed nim zarys wysokich wzgórz, wziął do ręki swój róg i powiedział donośnym głosem:

- Za Odyna, naszego Wszechwiedzącego Ojca!

Cała reszta również powstała, chwyciła rogi i zaczęto powtarzać oraz wykrzykiwać inne toasty.

- Za Freyę, naszą piękną boginię urodzaju!

- Za Thora, boga sił witalnych!

- Za Tyra, boga walki i siły!

Po wykrzyczeniu toastów zaczęło się robić coraz weselej. Prawie każdy z mężczyzn był lekko wstawiony. Wielu znów usiadło, kołysząc się i głośno śmiejąc, zaczęło śpiewać stare przyśpiewki o jędrnych kształtach Frei, a także raczyć innych opowieściami o Ragnaroku, a część poszła do lasu po to, by zwrócić to co wypito i zjedzono. Ulfr lekko się uśmiechnął. Lubił spędzać w ten sposób czas. Przy okazji też dowiadywał się co nieco, a jak wiadomo, pijany człowiek zawsze jest bardzo wylewny. Pogrzebał długim kijem w ognisku i zaczął się zastanawiać nad tym, skąd znał melodię którą tak niedawno usłyszał. Z zamyślenia wyrwał go kojący głos jednego ze starców imieniem Einar:

- Widzę chłopcze żeś podatny na rozmyślania. Twój ojciec by chciał, żebyś wyrósł na wojownika a nie na filozofa. Co tak zaprząta Twój młody umysł?

Starzec dosiadł się do Ulfra i spojrzał na niego z zaciekawieniem.

- Piosenka, którą niedawno zaśpiewaliście. Znam ją skądś, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd.

- Piosenka, powiadasz… - zastanowił się chwile starzec. Podrapał się po swojej siwej brodzie po czym zapytał. – A nie usłyszałeś jej przypadkiem na którejś wyprawie ojca?

Ulfr jeszcze mocniej zmarszył czoło i potarł palcami skronie. „No dalej, przypomnij sobie” poganiał sam siebie. Próbował przywołać w pamięci jedną z wypraw. Niestety, bez skutku. Starzec westchnął i objął ramieniem młodzieńca. Poklepał go krzepiąco po ramieniu.

- Daj z tym spokój. Prędzej czy później sobie przypomnisz.

Ulfr spojrzał na niego. Chciał coś odpowiedzieć ale nagle mu przerwano.

- Co to jest za spoufalanie się? – krzyknął nadchodzący Ansgar. Widać było że nieźle się wstawił. Podszedł do nich chwiejnym krokiem, tuż nad ich głowami głośno beknął po czym zamlaskał. Spojrzał na nich z góry, uśmiechnął się i uklęknął bełkotając.

- Zdradzić wam pewien sekret?

- No co jest, stary durniu? – odpowiedział z uśmiechem Einar.

- Znam przepis na ten pyszny nektar bogów.

- Sami bogowie Tobie go wyjawili? – krzyknął ze śmiechem przechodzący obok Sven.

- A żebyś wiedział! Moja babka była wieszczką, więc część daru przeszła na mnie! – odkrzyknął Ansgar mierząc Svena wzrokiem.

- Coś Ci się przewidziało na stare lata, bracie – odparł spokojnie Einar.

Ansgar spojrzał na Einara. Uniósł brew.

- Ty mi też nie wierzysz? No to zaraz wam udowodnię że jednak potrafię wieszczyć. – wstał i zataczając się podszedł do najbliższego krzaka z jeżynami. Po drodze zatrzymał się, oparł o drzewo i zaczął wymiotować. Einar krzyknął do niego:

- Na razie nam udowadniasz, że masz słabą głowę bracie!

Wszyscy wokół zaczęli się śmiać. I tak Ulfr poznał swojego obecnego towarzysza. Wspomnienie tego wydarzenia towarzyszyło mu do dziś i będzie towarzyszyć już do końca życia. Ich norny musiały się jakoś zmówić. Coś było na rzeczy. Tylko dlaczego akurat jego bogowie wyznaczyli? Był przecież synem zwykłego wojownika. Nie był kimś niezwykłym. Głęboko westchnął i uśmiech zgasł na jego twarzy. Starszy od razu dostrzegł, że jest coś nie tak z młodym. Wstrzymał swojego konia i polecił to samo zrobić Ulfrowi. Bez słowa zsiedli, rozbili obóz, przywiązali zwierzęta do najbliższego drzewa i rozpalili małe ognisko. Ulfr nadział na kawałek kija dwa spore kawałki mięsa i zawiesił go nad ogniem. Einar ponownie spojrzał na chłopaka i westchnął. Również wpatrując się w ognisko, zaczął nucić starą piosenkę, którą rozpoznał młody wojownik. Spojrzał on na Einara szeroko otwartymi oczami. Starzec zaczął śpiewać niskim głosem. Ulfr wyszeptał:

- To jest ta piosenka, którą śpiewaliście…

Uśmiechnął się i dalej śpiewał. Zamknął oczy i kołysał się niczym liść na wietrze. Widać było że się wczuł w to, co robił. Młodemu zakręciły się łzy w oczach. Tym razem poczuł ścisk w sercu. I nagle sobie przypomniał. Tą piosenkę śpiewał mu ojciec, kiedy był mały. Tą piosekę śpiewała załoga jego ojca. Kiedy Einar zamilkł, otworzył oczy i zauważył płaczącego młodzieńca. Spojrzał na niego z troską i objął go czule. Ulfr rozpłakał się na dobre. Starzec uciszał i uspokajał go. Kiedy było już po wszystkim, odsunął się od starca nawet nie patrząc na niego. Było mu wstyd, że okazał słabość ze względu na starą piosenkę. Otarł oczy, wziął głeboki wdech i dopiero wtedy spojrzał na starca. Na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech. W oczach tańczyły ogniki. Wyciągnął długie ramię, położył swoją pomarszczoną dłoń na jego ramieniu i pokrzepiająco ścisnął je. Powiedział ściszonym głosem:

- Każdemu z nas zdarza się okazać słabość z byle błachostki. Każdy z tą słabością się rodzi i umiera razem z nią. Prawda jest taka że nawet prawdziwy wojownik skrywa w sobie gołębie serce. Tylko zgrywają twardzieli.

Ulfr uśmiechnął się. Zastanowił się przez chwilę po czym zapytał:

- A co jest Twoją słabością?

- Za dużo chciałbyś wiedzieć, młodzieńcze – odpowiedział Einar z uśmiechem. Chłopak spojrzał na niego błagalnie. Przewrócił oczami, rozejrzał się na boki i pokazał mu gestem, żeby się nachylił i szepnął mu do ucha:

- Moją największą słabością jest ten wisior. Sięgnął ręką pod koszulę i wyciągnął wyrzeźbiony w drewnie, okazały młot Thora. Ulfr spojrzał na niego z fascynacją. Wziął go do ręki i cal po calu, skrawek po skrawku dotykał młota. Po chwili szepnął:

- Jest cudowny! W jaki sposób go posiadłeś?

- Wiesz… Dostałem go od mego ojca. Ten młot był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Ponoć jest zrobiony z samego drzewa życia…

Chłopak spojrzał na starca z niedowierzaniem. Przeniósł potem wzrok ponownie na na drewniany symbol. Od dłuższego czasu marzył, by zerknąć bliżej na niego okiem. Wydawał się być na swój sposób jedyny w swoim rodzaju. Pierwszy raz zetknął się z takim wisiorem. Idealne i regularnie wyciosane kształty… Zbyt idealne. Przejechał kciukiem po dolnej części i wyczuł wyryte runy. Zmarszczył czoło i spojrzał na nie. Oznaczały dobrobyt. A samo noszenie zapewne dodawało już otuchy i siły do walki. Kiedy raz jeszcze przejechał po nich palcem, automatycznie po jego plecach przeszły ciarki. Poczuł dziwne mrowienie w opuszkach, które po chwili rozprzestrzeniło się po całym ciele. Otrząsnął się z ciarek oraz mrowienia i oddał symbol właścicielowi. Einar uśmiechnął się, schował go pod koszulą. Po niezręcznej ciszy trwającej dłuższą chwilę, odezwał się Ulfr:

- Nie po raz pierwszy mam do czynienia z takim czymś. Ale po raz pierwszy miałem takie uczucie zaraz pod dotknięciu…

- Jakie uczucie, synu? – zapytał Einar.

- Trudno wytłumaczyć… Jest mi zupełnie obce. Jakby przez moje ciało przechodziła bardzo silna energia…

- To była prawdziwa magia run, chłopcze – odrzekł starzec. – A drewno, z którego go wykonano, nie jest zwykłe. Teraz mi wierzysz?

Chłopak spojrzał na miejsce, gdzie teraz spoczywał niezwykły kawałek drewna. Nie mógł się otrząsnąć z przeczucia, które go przed chwilą nawiedziło. Odpowiedział tylko:

- Tak, wierzę.

- Słuchaj. Sam się o tym przekonuję coraz bardziej patrząc na reakcje ludzi. A są one jednak zróżnicowane. Jedni zamykają oczy i napawają się rozchodzącą po ich kościach magią, a drudzy odrzucają go twierdząc, że miejsce zetknięcia skóry z runami zapiekło. A ty co czułeś?

Siedział przez chwilę w zamyśleniu, niedowierzając jeszcze bardziej. Odpowiedział krótko:

- Czułem wpierw przebiegające ciarki po plecach a potem mrowienie w palcach…

Einar ponownie się uśmiechnął i spokojnie powiedział:

- Chyba jednak nadal mi nie dowierzasz. Ale nie przejmuj się, wielu ludzi pod tym względem nie nie wierzy.

Spojrzał w prawo na majaczący w oddali las. Wstał, zasypał piaskiem ognisko, przeszedł się wokół obozowiska aż w końcu wziął worek z prowiantem, położył go pod głową, wygodnie się ułożył i zamknął oczy. Chłopak uczynił to samo. Położył dłonie pod głowę i począł wpatrywać się w gwiazdy. Migotały radośnie niczym iskry w oczach Frei. Wśród tych gwiazd dało się zauważyć białą plamę, która przypominała rozlane mleko. Kiedyś, jeszcze jako bękart, też lubił kłaść się na ziemi i podziwiać tak piękny widok. Ojciec mu często wtedy opowiadał, że w tej białej plamie znajduje się właśnie Gmaszysko Zarżniętych. Tysiące dobrze zbudowanych mężczyzn, wiecznie ucztujących i walczących między sobą, którzy w dniu zmierzchu bogów zstąpią znów na ziemię…

„Kiedyś tam na pewno trafię. Umrę godnie z mieczem w ręku, jak to ojcu obiecałem” pomyślał. Westchnął cicho. Brakowało mu go. Wiele się od niego nauczył. Po śmierci matki często brał go ze sobą na łódź i uczył, jak zostać prawdziwym mężczyzną i wojownikiem. „Jak dorosnę, będę taki jak ty!” rzekł pewnego dnia. Ojciec pieszczotliwie potargał jego włosy, wziął na ręce i odrzekł: „Będziesz jeszcze większym wojownikiem niż ja, synu. Zobaczysz”. Na to wspomnienie poleciały mu łzy. Zacisnął zęby i oczy, ganiając się za zbyt miękkie serce. „Jeżeli dalej będziesz się zachowywać jak mięczak i maminsynek, nigdy nie dojrzejesz i nie wygrasz żadnej bitwy, bo nagle stchórzysz i stwierdzisz, że nie jesteś wystarczająco gotów” powiedział ze złością sam do siebie. Wziął kilka głębokich wdechów i uciszył pobudzony umysł. Otworzył jedno oko. Na całe szczęście Einar dawno spał. Odetchnął z ogromną ulgą. Po chwili poczuł napływające znużenie. Zamknął z powrotem oczy i szybko zasnął

 

Znalazł się na czyimś drakkarze. Wiatr z północy rozwiewał mu włosy a fale donośnie uderzały o burtę łodzi. Jacyś ludzie siedzieli w dwóch rzędach i wiosłowali, nie zdając sobie sprawy z nagłego pojawienia się pasażera na gapę. Wszyscy byli skupieni tylko tym, by dotrzeć do celu. Wysoki i barczysty mężczyzna, z czarnymi włosami sięgającymi łopatek stał na dziobie i spoglądał na horyzont, z którego wolno wyłaniał się obcy mu ląd. Potężny wojownik obrócił się wolno, zauważył przybłędę i posłał mu wesoły uśmiech. Ulfr ściągnął brwi. Skądś kojarzył ten uśmieszek. Wolnym krokiem podszedł bliżej. W jego oczach płonął prawdziwy ogień. Poklepał go po ramieniu i powiedział dziarsko:

- Dziś twój najważniejszy dzień, szczeniaku. Będzie to twój pierwszy napad na wioskę, staniesz się prawdziwym wojownikiem! Chłopak przetarł oczy i spojrzał ponownie na wszystko, co go otaczało. Podszedł do lewej burty i dłonią przesunął po wilgotnym drewnie. Łódź jakby prawdziwa… Lecz zdawał sobie sprawę, że to tylko sen. Z zamyślenia wyrwał go głos tego samego mężczyzny.

- Jak zwykle zamyślony. Prędzej na Skalda byś się nadawał niźli na berserka.

Ulfr spojrzał na niego. Przez chwilę mu się przyglądał uważnie. Nagle sobie przypomniał, skąd kojarzy uśmiech i te wszystkie teksty. To był wuj Eryk, brat jego ojca. Zanim umarł, często powtarzał mu te słowa. Młodzieniec uśmiechnął się i wyściskał serdecznie krewnego. Spojrzał ponownie na niego. Twarz miał pokrytą zmarszkami, broda sięgająca piersi, niebieskie oczy w których nie palił się już ogień tylko… żal? Wujek westchnął i poważnym głosem rzekł:

- Twój ojciec jest z ciebie bardzo dumny. Mimo twoich częstych słabości. Wierzy, że wyrośniesz na prawdziwego einherjara godnego Valhalli.

Ulfrowi zakręciły się łzy w oczach po raz kolejny. Rozpłakał się na dobre. Padł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Nie mógł dłużej tego wytrzymać. Wszystko w nim nagle pękło. Wuj podszedł bliżej niego, uklęknął, położył dłoń na jego ramieniu i powiedział uspokojająco:

- Nie rycz. Wiem, jak się teraz czujesz, ale nie płacz nic tu nie da. Bądź mężczyzną.

Chłopak pokręcił głową. Przez to, jaki jest, nigdy nie dorośnie emocjonalnie. Usłyszał upadającą broń. Spojrzał na źródło hałasu i przez załzawione oczy dostrzegł miecz. Prawdziwy, dwuręczny miecz. Otworzył szeroko oczy. Cała załoga teraz na niego patrzyła. Z zawrotną prędkością zbliżali się do lądu. Eryk odwrócił głowę na moment, by spojrzeć na miejsce, gdzie miała rozegrać się krwawa bitwa. Z powrotem przeniósł wzrok na bratanka, wyszczerzył zęby i powiedział:

- No, chłopcze. Będziesz miał teraz okazję pokazać, na co cię stać.

Spojrzał raz jeszcze na miecz. Srebna klinga lśniła niczym perła. Zerknął niepewnie na wszystkich a po chwili wstał z mieczem w dłoniach. Idealnie dopasowany. Miał dużą swobodę ruchu. Zamachnął się kilka razy. Od razu poczuł się pewniej. Uniósł wzrok ku górze, podniósł miecz jedną ręką i krzyknął z całych sił:

- Za Asgard!

Wszyscy mężczyźni, łącznie z Erykiem wrzasnęli gardłowo i również unieśli miecze. Ulfr czuł, że wzbiera w nim nowa siła, krew wrzała mu w żyłach, stał niespokojnie. Nie mógł się doczekać zrobienia rzezi. Jeden kompan Eryka zaśmiał się i rzekł do niego:

- Twój bratanek zdaje się usłyszał krzyk Gollnira.

Eryk spojrzał na swego dawnego, młodego towarzysza i również się zaśmiał. Chłopakowi uśmiech z twarzy nie schodził, wszędzie go było pełno.

- Będą z niego jeszcze ludzie – odparł wesoło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Rasia 03.10.2015
    Zacznę od błędów:
    1. "Okrągła i biała tarcza ogromnego księżyca na tle bezchmurnego i gwieździstego" - zamieniłabym pierwsze "i" na przecinek, żeby nie kolidowało z następnym.
    2. "pocałunek na młocie a następnie schował go" - przed "a" przecinek
    3. Dodałabym więcej akapitów, gdzieniegdzie by się przydały, żeby tekst był bardziej przystępny. Np. tutaj, od tego zdania: "Drakkarem tym ze swym młodym towarzyszem"...
    4. " Każdy z osobna zatracał się w swoich opowiadaniach, z czasem oraz ilością wypitego trunku," - nie pojęłam, co tam robi to "z czasem", jest raczej zbędne.
    5. "pociągnął z niego sporego łyka. Ktoś miał rację. Już po pierwszym łyku" - powtórzenie "łyk"
    6. "Nagle jeden z dzielnych wojów począł nucić starą piosenkę. " - od tego zdania znów dałabym nowy akapit.
    7. "Aż nagle wszyscy zgromadzeni wokół ogniska jak jeden mąż rozpoczęli śpiewać" - zostawiłabym to zdanie bez "aż nagle" ;)
    8. "o jędrnych kształtach Frei a także raczyć innych" - przecinek przed "a"
    9. "Wstrzymał swojego konia i polecił to samo zrobić Ulfrowi. Bez słowa zsiedli z koni" - powtórzenie "koni"
    10. "Przjechał kciukiem" - przejechał* ;)
    11. "otrząsnąć z przecucia" - przeczucia*
    12. "„Kiedyś tam na pewno trafię. Umrę godnie z mieczem w ręku, jak to ojcu obiecałem” pomyślał." - od tego zdania rozpoczęłabym nowy akapit
    Błędów jest naprawdę niewiele, jak na tak obszerny tekst. Na pewno zobaczę na kolejny rozdział. Ten bardzo mi się spodobał, miał świetny klimat i bardzo pilnowałaś tego charakterystycznego języka, w jakim prowadzisz opowiadanie. Zrobiło na mnie duże wrażenie, gratulacje. Powodzenia w dalszym pisaniu i pozdrawiam :)
  • alfonsyna 03.10.2015
    Dodając coś ode mnie w sprawie błędów:
    - "brudnej i wełnianej koszuli" - wg mnie powinno tutaj obyć się bez "i"
    - "z gęstą czarną brodą i gęstym czarnym warkoczem sięgającego połowy pleców" - żeby jakoś "złagodzić" powtórzenie, można by napisać "z gęstą czarną brodą i równie gęstym czarnym warkoczem", a dalej "sięgającym" a nie "sięgającego"
    - Ty, Twoim, Tobą, Ci, Cię - w opowiadaniach wszystkie tego typu zwroty bezpośrednie piszemy małą literą, wielką pisze się je tylko wówczas, gdy używamy ich w bezpośredniej korespondencji z kimś, np. listownej, mailowej, czy sms-owej
    - "Westchnął i spojrzał się w ogień" - bez "się"
    - "Starzec westchnął i objął ramieniem młodzieńca. Poklepał go krzepiąco po ramieniu" - żeby uniknąć powtarzania "ramienia" można napisać "starzec westchnął i objął młodzieńca. Poklepał go krzepiąco po ramieniu"
    - "by zerknąć bliżej na niego okiem" - tutaj bym radziła albo "by zerknąć na niego z bliska", albo "by bliżej mu się przyjrzeć" - będzie brzmiało i wyglądało lepiej :)
    - "Zacisnął zęby i oczy, ganiając się za zbyt miękkie serce" - nie "ganiając" tylko "ganiąc"
    - "Wziął kilka głębokich wdechów i uciszył pobudzony pobudzony umysł" - powtórzone "pobudzony"
    - "Na całe szczęście Einar dawno spał" - tutaj bym polecała napisać "na szczęście Einar dawno spał" lub "całe szczęście, że Einar dawno spał"
    - "Wiem, jak się teraz czujesz, ale nie płacznic tu nie da" - "wiem, jak się teraz czujesz, ale płacz nic tu nie da"
    - "by spojrzeć na miejsce rozegrającej się krwawej bitwy" - "by spojrzeć na miejsce rozgrywającej się krwawej bitwy"

    Braku przecinków wytykać chyba nie będę ;) Moje wrażenie co do tekstu bardzo pozytywne. Uwielbiam skandynawską mitologię, więc niezmiernie mnie cieszy, że ktoś podjął tutaj taką tematykę, z pewnością będę śledzić ciąg dalszy :) Bardzo dobrze zbudowałaś klimat, masz fajny styl, czyta się przyjemnie, historia zaciekawia - oby tak dalej! Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania