Synowie Asgardu. Łódź zwana przeznaczeniem - rozdział drugi, część I.

Ulfr obudził się zlany potem i bijącym szybko sercem. Rozejrzał się wokoło z rozchylonymi nieco ustami. Znów był na tej dziwnej równinie, która przyprawiała go wręcz o ciarki i nieprzyjemne przeczucia. Nogi same brały się za pas. W końcu przetarł oczy, ziewnął potężnie i wstał powoli. Einar jeszcze spał. Chłopak przez dłuższą chwilę wpatrywał się w śpiącego mężczyznę. Przez ostatnie dni bardzo zżyli się ze sobą, łączyła ich teraz niezwykła więź. Ulfr żywił nadzieję, że kiedyś uda mu się stanąć do walki obok starca. Wie, że byłby w stanie obronić go własną piersią. W końcu traktował go jak rodzonego ojca… Usiadł z powrotem i okrył się baranią skórą. Po dłuższym czasie stania bez ruchu dało się czuć przenikający do szpiku kości poranny chłód. Spojrzał przed siebie. Słońce powoli wychylało się zza linii wzgórz, których sylwetkę było można dostrzec już z odległości 5 kilometrów. Chłopak ponownie potężnie ziewnął i zaczął się przeciągać. Zerknął na swego wciąż śpiącego towarzysza postanawiając wreszcie go obudzić. Czekała ich jeszcze długa droga. Uklęknął przy nim potrząsając delikatnie i mówiąc:

- Einarze, zbudź się. Zaczyna świtać a nas czas już goni.

Mężczyzna nie zareagował. Chłopak dalej nim potrząsał, lecz bez skutku. Po chwili przewrócił go na plecy i z lekkim przerażeniem zaczął go klepać po obu policzkach.

- Einarze, słyszysz mnie? – w głosie Ulfra można było wyczuć już panikę. – Einarze, zbudź się, błagam! Nie rób mi tego!

Ze łzami w oczach uderzył go mocno w lewą pierś, pochylił się nad torsem, ukrył twarz w ramionach i oparł czoło o spoczywający pod koszulą mjollnir. Zamknął oczy i pozwolił, by łzy spływały dalej strumieniami. Nie minęło 5 minut, jak poczuł nagle ruch. Spojrzał z szeroko otwartymi oczami na unoszącą się powoli klatkę. Zerknął po chwili na Einara. Uśmiech na jego ustach zakwitał powoli by po kilku chwilach zamienić się w gardłowy śmiech. Ulfr nie mogąc wyjść z szoku, spoglądał na leżącego wciąż przed nim mężczyznę z otwartymi ustami. Przytulił się do niego mocno a ten objął młodzieńca i potarmosił po głowie nadal się śmiejąc.

- Nie rób mi tego więcej, słyszysz?! – wykrzyczał chłopak.

- Wciąż mam niezły ubaw – odpowiedział spokojnym głosem Einar, uśmiechając się tylko. – Lecz miło wiedzieć, że komuś jeszcze na mnie zależy.

Obydwoje po długim, uspokajającym męskim uścisku wstali, i zaczęli zwijać obozowisko. Z każdą minutą robiło się widniej a przejmujący chłód poranka powoli ustępował nadchodzącemu ciepłu. Spakowawszy się do końca, objuczyli z powrotem konie i ruszyli w dalszą drogę. Ulfr spojrzał przed siebie, zmarszczył czoło a następnie zapytał Einara:

- Dokąd my właściwie jedziemy?

Starzec uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Chłopak zniesmaczony pokręcił głową i skupił się na drodze. Spojrzał w pewnej chwili na niego znowu. Wydawał się być spokojny jak dotychczas. Aż nazbyt spokojny. Coś tu nie pasowało. „A gdyby tak spróbować wyciągnąć choć drobną informację?” pomyślał. Westchnął i zawahał się. „Jeżeli jednak wciąż będzie się uśmiechał za każdym razem, gdy o coś zapytam, nie dowiem się niczego” stwierdził zaciskając delikatnie usta w cienką linię.

- Aż tak ci zależy, żeby się dowiedzieć? – wyrwał go z zamysłu spokojny głos Einara. Spojrzał z ukosa dając jednocześnie towarzyszowi do zrozumienia, że nadal jest ciekaw. Mężczyzna westchnął i odpowiedział po chwili:

- Jedziemy do Falun. Miasto znajduje się po drugiej stronie przesmyku między tamtymi wzgórzami – mówiąc to podbródkiem wskazał na rosnące przed nimi w ślimaczym tempie niezbyt wysokie pagórki. – Tam mam paru znajomych, a najbliższa osada znajduje się o 5 dni drogi stąd. Młody wojownik spojrzał się na starca z podziwem, na co starszy zareagował szerokim uśmiechem. – Tak to jest, mój drogi towarzyszu, jak się zjechało prawie cały świat.

- Prawie? – podłapał z zaciekawieniem Ulfr.

- Owszem, prawie – odparł Einar przewracając oczami. – Później ci opowiem, dlaczego. A tymczasem mnie posłuchaj. Jak przybędziemy już do Falun, nie zdziw się jeżeli zobaczysz pełno ludzi i straganów, ponieważ nastał okres targów. Trzymaj się bardzo blisko mnie, zrozumiano?

- Tak, zrozumiałem. – odpowiedział posłusznie chłopak.

- Wspaniale. Zostaniemy tam na kilka dni, na szczęście znam jedną gospodę, gdzie będziemy mogli przenocować. Zapamiętaj sobie także jedną regułę – ściany mają oczy i uszy, więc nie wolno tobie za dużo o nas opowiadać.

- Ponieważ te informacje mogą dotrzeć do niepowołanych uszu? – zapytał z lekkim lękiem Ulfr.

- Otóż to. A jednak bystry z ciebie chłopaczyna – odparł starzec klepiąc młodego z uśmiechem po ramieniu. Spojrzał po chwili w stronę rosnących coraz bardziej wzgórz i po dłuższym namyśle odparł. – Lepiej się streszczajmy. Chciałbym tam dotrzeć jeszcze przed zachodem słońca. Nie uśmiecha mi się nocowanie pod tymi wzgórzami. Wiele nieprzyjemnych rzeczy się o nich słyszy.

- Na przykład? – zainteresował się młody.

- Ech… Na pewno zdarzyło ci się usłyszeć w naszej wiosce o ludziach, którzy przepadli bez wieści. Krążą pogłoski, że w tej okolicy straszy wataha wilków. Ludzie podejrzewają że za tymi zniknięciami stoi właśnie ta wataha.

Ulfr delikatnie otrząsnął się z dreszczy. Einar spojrzał na niego z ukosa i odpowiedział z uśmiechem. – No więc właśnie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zaciekawiony 13.05.2017
    "Wie, że" - skąd nagle czas teraźniejszy?

    "wzgórz, których sylwetkę było można dostrzec już z odległości 5 kilometrów" - system metryczny w każdym czasie i uniwersum... To jedna z najbardziej zabawnych niekonsekwencji jakie widuję w literaturze. Autor myśli, że odleciał wyobraźnią całe eony od znanego nam świata, a potem nagle okazuje się że bohaterowie liczą coś w centymetrach, wagę trola podają w tonach i wspominają o tym że coś obróciło się o 180 stopni. Coś w rodzaju opowiadań dziejących się w gimnazjum w USA.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania