Poprzednie częściŁzy Elaine — Wstęp

Łzy Elaine — Rozdział 1

Z poplątanych słuchawek wprost do uszu Elaine dochodziły dźwięki ballady o nieszczęśliwej miłości. Łzy spływały w niekontrolowanej ilości, jedna za drugą po zaczynających się delikatnie zapadać policzkach. Kobieta podkurczyła nogi jeszcze bardziej do swojej klatki piersiowej. Taką postawą chciała obronić się przed nadchodzącą falą bólu.

 

*

 

Od zawsze była wrażliwa i zbyt emocjonalnie podchodziła do wszystkiego. Dla przykładu; wystarczyło, że ktoś w szkole powiedział jej przykre słowo, by analizowała je przez kolejne miesiące i traciła poczucie własnej wartości.

 

Nie chciała się zakochać. Wiedziała, że swoim dziwnym i czasem nawet dla niej niezrozumiałym zachowaniem, odstraszy od siebie każdego chłopaka. Często bywała smutna, płakała bez powodu, rozważała próby zakończenia wszystkiego. Ten niewyobrażalny ból, który nie wiedziała, skąd się bierze, był naprawdę nie do zniesienia. W pewnym momencie zaczęła się nawet samookaleczać. Na początku ukojenie było ogromne, ból fizyczny zdawał się łagodniejszy od psychicznego.

Z czasem błogi stan spokoju trwał coraz krócej, a ranienie nastoletniego ciała nie było już formą ukojenia, a zwykłym powtarzającym się rytuałem, z którego ciężko było Elaine zrezygnować.

 

Matka, Valerie, nie interesowała się córką. Z zarobionych pieniędzy, których i tak nie było dużo, wydzielała określoną kwotę na jedzenie na cały miesiąc. Reszta jej nie obchodziła. Opłaty szkolne, czy wycieczki, na które Elaine na pewnym etapie życia pragnęła jeździć, ubrania, bądź podstawowe rzeczy dla nastolatki, nie leżały w jej interesie. Dlatego dziewczyna codziennie po szkole pracowała w osiedlowej piekarni, której właścicielka miała złote serce i traktowała ją trochę jak wnuczkę. Często robiła jej jakąś zupę, dawała ciepłej herbaty w mroźne dni i dokładała kilka dodatkowych banknotów do koperty z wypłatą.

 

*

 

Światło bijące z wyświetlacza telefonu raziło ją w piekące od płaczu oczy w kolorze piwnym. Na nowo otwartej stronie w notatniku rozpoczęła pisanie formułki, którą później miała zamiar wysłać do swojej miłości. Chciała zawrzeć w niej cały żal i ból, pokazać jak bardzo ją zranił, a jak cholernie na to nie zasługiwała. W drugiej zaś części miała ochotę błagać, by dał jej drugą szansę. Wybaczyłaby nawet to, że ją zdradził, byleby znowu byli razem. Sama do końca nie wiedziała, co źle zrobiła, ale skoro Arthur mówił, że się zmieniła, że jest najgorszą wersją siebie, to tak było, bez cienia wątpliwości.

 

Gdzieś tam głęboko w sercu wiedziała, że przesadza, że nie powinna tak tego wszystkiego przeżywać, ale nie mogła przestać. Czuła się tak, jakby miała żałobę i choćby świat się walił, musiała przeżyć ją po swojemu. Dopóki oszczędności trzech lat pracy w firmie, zajmującej się produkcją ubrań dla jednej z sieci odzieżowych pozwalały jej leżeć w łóżku i zamykać się przed całym światem, właśnie to zamierzała robić.

 

*

 

Czasem odwiedzała ją przyjaciółka, Victoria, i według dwudziestotrzylatki w jakimś stopniu jej nawet współczuła. Podczas wizyt najczęściej piły wino, a Elaine płakała, wciąż rozmyślając o tym, jak jej źle.

 

To głupie, często powtarzała sobie w myślach. Nie znała zupełnie nikogo, kto cierpiałby w taki sposób po zakończeniu związku.

 

Arthur był jej jedyną nadzieją, zabrał ją z szarej codzienności, uwolnił od niekochającej matki i była mu za to wdzięczna. Przez dwa lata, kiedy żyli jeszcze na odległość, nie było dnia, by ze sobą nie rozmawiali. Każdą wolną chwilę poświęcali sobie.

 

To zaczęło się toksyczne, gdy dziewczyna zdała sobie sprawę, że nie będzie umieć bez niego żyć. Miłość do niego sprawiła, że się uzależniła. Traktowała go jak tlen. I gdy nastawały między nimi gorsze chwile, nie mogła oddychać.

 

*

 

Przeczytała notatkę jeszcze raz i jęknęła żałośnie. Nie mogła jej przecież wysłać. To byłoby strasznie idiotyczne. Mężczyzna wyraźnie powiedział, żeby dała mu spokój.

 

Playlista skończyła się, tak samo, jak kolejny dzień, narastającego bólu. Elaine nie jadła, mało też piła – nie licząc butelki alkoholu w ostatnim tygodniu – faszerowała się lekami na uspokojenie, które zamiast działać, tak jak powinny, sprawiały, że bolała ją głowa.

 

Miała złamane serce, była nieszczęśliwa, osamotniona i była tym już naprawdę zmęczona.

 

Osoba, którą kochała, albo o zgrozo, kocha wciąż nad życie, sprawiła, że ponownie czuła się fatalnie, jak wtedy, zanim go poznała.

 

Milion razy bardziej wolała, by ranił ją słowami, niż ciszą.

 

5 lat wcześniej.

 

Ostatni dzień szkoły pozwolił Elaine na podjęcie pracy. Przeszukała cały internet w poszukiwaniu tej najbardziej opłacalnej, jednak każdy dobrze zapowiadający się pracodawca w rubryce wymagania, wpisane miał wytyczne takie, których po prostu nie posiadała. Jedyne czego mogła się złapać, było rozdawanie ulotek, zapraszających do nowo otwartej pizzerii, w ogromnej galerii handlowej. Nie narzekała.

 

Miała wtedy osiemnaście lat, długie wpadające w czarne tony włosy, które zawsze podkreślały bladość jej skóry, pokrytej kilkoma pieprzykami. Prosty nosek dodawał uroku. Nie lubiła jednak swoich ust. Były za małe, szczególnie nienawidziła patrzeć na górną wargę i chętnie powiększyłaby ją sobie odrobinę, by poczuć się lepiej.

 

Zawsze miała niską samoocenę, choć według opinii większości nie było ku temu powodów.

Sylwetka dziewczyny nie należała do tych najszczuplejszych, ale również nie wyglądała źle. Prezentowała się zdrowo i niczego jej nie brakowało. Poza tym była dość wysoka.

 

Ubierała się przeciętnie. Jednym z powodów były oczywiście pieniądze. Nie mogła pozwolić sobie na kupno jakichś ciekawszych ciuchów. Zawsze więc stawiała na dopasowane spodnie, niekiedy legginsy i dłuższe koszulki.

 

Pierwszy dzień pracy wydawał się dłużyć w nieskończoność. Dziewczyna krążyła z piętra na piętro, często przez przypadek trącając klientów galerii, by z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wręczać im kolorowe ulotki.

 

Było gorąco, a klimatyzacja w budynku właśnie szwankowała. Pech chciał, że Elaine nakazane miała promowanie lokalu w polarowej bluzie.

 

— Zapraszam do nowo otwartej pizzerii na drugim piętrze — odezwała się wesoło, choć nieszczerze do dwóch chłopaków. Jeden z nich szczególnie zwrócił jej uwagę. Był starszy od drugiego o dobrych parę lat. Ubrany w granatowy garnitur, idealnie dopasowany do jego postawnej sylwetki i z drogimi, sądząc po logo, okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Przyglądała się chwilę postawionym brązowym włosom i złapała się na tym, że chętnie wplotłaby w nie palce. On też na nią spoglądał. Z uśmiechem delikatnym, niedocierającym do oczu, lecz było w nim coś takiego, że od razu urzekł Elaine. Zrobiło jej się jeszcze cieplej. Czoło pokryły nieliczne kropelki potu. Zawstydziła się, cholera, pierwszy raz odkąd pamięta, zareagowała tak na jakiegokolwiek mężczyznę.

 

— Możemy ulotkę? — zapytał sprawca czerwieniejących policzków. Jego towarzysz, niższy o kilka centymetrów blondyn, parsknął cicho.

 

— Eee, tak. — Dziewczyna kiwnęła pospiesznie głową i gniotąc niezdarnie kartkę, wcisnęła ją w dłoń brunetowi. Kiedy ich palce zetknęły się z sobą na sekundę, po jej ciele przeszedł dziwny i zaskakująco przyjemny dreszcz. — Proszę — zakończyła, obdarowując go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było ją stać.

 

— Czuję, że jeszcze tutaj wrócę — powiedział szeptem i odszedł wraz z kolegą lub bratem – Elaine nie mogła tego wiedzieć – w stronę zatłoczonych ruchomych schodów. Faktycznie na drugie piętro.

 

Myślała o nim przez kolejną godzinę. Wiedziała, że rzucił ostatnie zdanie tylko po to, żeby było jej miło. Pewnie pomyślał, że zlituje się, chociaż dobrym słowem nad taką sierotą.

 

Stos ulotek w dłoniach zdawał się nie mieć końca i szczerze dziewczynę to irytowało. Szczególnie podminowana była, gdy ludzie obrzucali ją pogardliwymi spojrzeniami, jakby wzięcie od niej karteczki zabrało im zbyt dużo czasu.

 

Rozglądała się po modernistycznie urządzonym budynku i z nadzieją szukała wzrokiem intrygującego mężczyzny z kilkudniowym zarostem na twarzy. Był starszy od niej, na pewno był i wyglądał na poważnego, co jeszcze bardziej podsycało ciekawość.

 

— Dzień dobry. — Usłyszała za sobą i mało co nie podskoczyła, wypuszczając z rąk plik ulotek.

 

— Cholera — pisnęła zdenerwowana, odwracając się. Wytrzeszczyła oczy na widok przed sobą. To on! Wrócił, naprawdę wrócił! Ojejku! Cieszyła się w duchu, jak głupiutka nastolatka, którą poniekąd była.

 

— Mówiłem, że wrócę — rzekł niskim tonem i zdjąwszy okulary, puścił do niej oczko.

 

— Chcesz jeszcze jedną ulotkę?

 

— Nie. — Zaśmiał się w uprzejmy sposób. — Chciałem zapytać, czy dałabyś mi swój numer telefonu.

 

Elaine wpatrzona była w zielone oczy jak w cudowność. Tak piękne, wyraziste i głębokie. Momentalnie odczuła ukłucie w sercu. To jak miłość od pierwszego wejrzenia. Rozpływała się w środku, patrząc i może trochę nerwowo przestępując z nogi na nogę.

 

— No nie wiem — bąknęła cichutko.

 

— W takim razie ja podam ci swój. Liczę na to, że się odezwiesz. Masz śliczne oczy — powiedział i wręczył jej tę samą ulotkę, którą dała mu ponad godzinę temu. Tym razem widniały na niej cyferki zapisane czarnym markerem z małym uśmieszkiem na końcu. — Oby do usłyszenia. — Spojrzał gdzieś za nią. Kiwnął głową i odszedł, zostawiając po sobie cudowny zapach perfum.

 

***

 

Wykończona kobieta przeczytała ostatni raz to, co napisała. Mimo wszystko wciąż się wahała. Może tak naprawdę Arthur chciał, żeby się odezwała, czekał na jej ruch, bo sam się bał po tym, co jej zrobił.

 

Nie zasłużyłam na to, co teraz czuję i na to, co mi zrobiłeś. Tak bardzo boli mnie serce, bo tak cholernie mocno Cię kocham. Dlaczego nie możemy dać sobie drugiej szansy? Mieliśmy tyle planów, co z naszym dzidziusiem? To wszystko ma przepaść? Może nie byłam najlepsza, wiem, kłóciłam się z Tobą i w emocjach mówiłam głupoty, ale nie chcę bez Ciebie. Nie potrafię.

 

Elaine przesunęła kilka razy po zdaniach na ekranie. Bolał ją żołądek. Sama nie wiedziała, czy to efekt głodu, czy nerwów.

 

Na szczęście wiadomości do Arthura nie wysłała. Leki w końcu zaczęły działać. Zasnęła.

Następne częściŁzy Elaine — Rozdział 2

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Hestia 07.08.2019
    Przy czytaniu denerwowało mnie, że bohaterka raz jest kobietą, a raz dziewczyną. Chodzi mi o określenia. Uważam, że w niektórych przypadkach w ogóle nie byłyby one potrzebne, bo przecież wiadomo, o kogo chodzi. Zastanawiam się czy będziesz mnie, jako czytelniczkę, w stanie zaskoczyć, skoro we wstępie umieściłaś coś w rodzaju planu wydarzeń, dzięki czemu wiem, co się stanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania