Marek

Marek był zawsze dumny ze swojej pracy. Pracował jako kierownik w dużej korporacji, zarabiał dobrze, miał piękny dom, drogie auto i rodzinę, która go kochała. Uważał się za ważnego i szanowanego człowieka, który osiągnął sukces w życiu. Nie zwracał uwagi na to, że jego praca była nudna i stresująca, że jego żona była nieszczęśliwa i zdradzała go z sąsiadem, że jego dzieci były rozpieszczone i niewdzięczne, że jego dom był pełen długów i kłamstw, że jego auto było symbolem jego próżności i pychy. Nie zauważał, że żył w uprzęży, którą sam sobie narzucił, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo był przez nią skrępowany i zniewolony.

 

Pewnego dnia, gdy wracał z pracy, zobaczył na ulicy starca, który prowadził konia zaprzężonego w wóz. Starzec był ubrany skromnie, ale uśmiechał się i wyglądał na zadowolonego. Koń był stary i chudy, ale posłusznie szedł za swoim panem. Wóz był pełen śmieci, które starzec zbierał z ulic i sprzedawał na złom. Marek pomyślał, że to najbiedniejszy i najnieszczęśliwszy człowiek, jakiego kiedykolwiek widział. Zrobił mu się żal i postanowił mu pomóc. Zatrzymał auto i wysiadł. Podszedł do starca i zapytał:

 

- Dzień dobry, panie. Czy mogę panu jakoś pomóc? Może chciałby pan sprzedać mi tego konia i wóz? Dam panu za nie dobry pieniądz.

 

Starzec spojrzał na Marka i roześmiał się.

 

- Dziękuję, panie, ale nie potrzebuję pańskiej pomocy. Nie chcę sprzedawać ani konia, ani wozu. To moje jedyne dobra i przyjaciele. Bez nich nie miałbym sensu życia.

 

- Ależ panie, proszę się nie obrażać. Nie chcę panu zabrać sensu życia. Chcę panu dać lepsze życie. Proszę spojrzeć na siebie. Jest pan stary i biedny. Żyje pan z dnia na dzień, nie mając niczego pewnego. A co będzie, gdy pan zachoruje, albo gdy koń umrze, albo gdy wóz się zepsuje? Jak pan wtedy przeżyje?

 

- Nie martwię się tym, panie. Żyję tak, jak chcę i jak umiem. Nie potrzebuję niczego więcej. Jestem szczęśliwy i spokojny. A co do pana, to proszę spojrzeć na siebie. Jest pan młody i bogaty. Ma pan wszystko, co sobie można wymarzyć. Ale czy jest pan szczęśliwy i spokojny? Czy nie czuje pan, że coś pana ogranicza i zależy? Czy nie widzi pan, że żyje pan w uprzęży, której pan nie może się uwolnić?

 

Marek poczuł, że się rumieni. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie wiedział, co powiedzieć. Starzec kontynuował:

 

- Proszę mi wierzyć, panie. Ja też kiedyś byłem jak pan. Pracowałem w wielkiej firmie, miałem dużo pieniędzy, dom, auto, rodzinę. Myślałem, że jestem ważny i znaczący. Ale to wszystko było iluzją. W rzeczywistości byłem niewolnikiem systemu, który mnie wykorzystywał i oszukiwał. Nie miałem czasu ani wolności, żeby żyć po swojemu. Nie znałem prawdziwej radości ani miłości. Dopiero gdy straciłem wszystko, zrozumiałem, jak bardzo byłem śmieszny i nieszczęśliwy. Wtedy postanowiłem zmienić swoje życie. Kupiłem tego konia i wóz i zacząłem jeździć po świecie, zbierając śmieci i sprzedając je na złom. To może nie jest wielka kariera, ale to jest moje życie. Życie, które daje mi satysfakcję i szczęście. Życie, w którym nie muszę się niczego bać ani nikomu podobać. Życie, w którym jestem wolny i szczery.

 

Słuchał starca z niedowierzaniem i zazdrością. Nie mógł uwierzyć, że ten człowiek, który wyglądał na tak biednego i nędznego, był tak mądry i szczęśliwy. Nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że ten człowiek, który miał tak mało, miał tak wiele. Nie mógł przyznać, że ten człowiek, który był tak inny od niego, był tak podobny do niego. Nie mógł zaakceptować, że ten człowiek, który mu się żalił, miał rację.

 

Marek odwrócił się i wrócił do swojego auta. Wsiadł i odjechał. Nie powiedział nic więcej. Nie podziękował, nie przeprosił, nie pożegnał. Po prostu odjechał. Nie chciał słuchać więcej. Nie chciał myśleć więcej. Nie chciał zmieniać więcej. Chciał tylko wrócić do swojego życia. Życia, które nie dawało mu satysfakcji i szczęścia, lecz tylko ból i cierpienie. Życia, w którym żył w uprzęży, której nie potrafił się uwolnić. Życia, w którym był śmieszny, ponieważ nie potrafił żyć w prawdziwej harmonii z rzeczywistością, która była dla niego nieprzyjazna i absurdalna.

 

**** **** * *****

 

Wrócił do swojego domu. Znalazł tam swoją żonę, która siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Nie przywitała go, nie zapytała, jak minął mu dzień, nie uśmiechnęła się do niego. Po prostu spojrzała na niego z nudy i obojętności. Marek poczuł, że coś jest nie tak. Zapytał:

 

- Co się stało? Dlaczego tak na mnie patrzysz?

 

- Nic się nie stało. Po prostu mam ci coś do powiedzenia.

 

- No to mów.

 

- Chcę się z tobą rozwieść.

 

Marek był zszokowany. Nie spodziewał się takiej wiadomości. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Jego żona kontynuowała:

 

- Nie kocham cię już, Marek. Nigdy cię nie kochałam. Byłeś dla mnie tylko sposobem na lepsze życie. Ale teraz nie potrzebuję cię już. Znalazłam kogoś innego. Kogoś, kto mnie kocha i szanuje. Kogoś, kto mnie rozumie i spełnia. Kogoś, kto jest lepszy od ciebie.

 

- Kogo? Z kim mnie zdradzasz?

 

- Z sąsiadem. Z Tomkiem. On jest moim prawdziwym mężem. On jest ojcem moich dzieci.

 

- Co? To niemożliwe! To kłamstwo!

 

- Nie, to prawda. Tomasz jest ojcem moich dzieci. Ty nie jesteś. Ty jesteś bezpłodny, Marek. Lekarz mi to powiedział. Dlatego nigdy nie mogłeś mieć dzieci. Dlatego musiałam iść do innego mężczyzny. Dlatego zaszłam w ciążę z Tomkiem. Dwa razy.

 

Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Jego świat runął. Jego małżeństwo, jego rodzina, jego dzieci - wszystko to była fikcja. Nie miał niczego. Nie był nikim. Był tylko naiwnym i oszukanym człowiekiem, który żył w iluzji. Iluzji, którą sam sobie stworzył, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo był przez nią skrępowany i zniewolony.

 

Poczuł, że się dusi. Musiał wyjść z tego domu. Z tego piekła. Z tej uprzęży. Wstał i pobiegł do drzwi. Nie zabrał ze sobą niczego. Nie pożegnał się z nikim. Po prostu wyszedł. Nie wiedział, dokąd idzie. Nie wiedział, co robi. Nie wiedział, co będzie. Wiedział tylko, że musi uciec. Uciec od swojego życia. Życia, które nie dawało mu satysfakcji i szczęścia, lecz tylko ból i cierpienie. Życia, w którym żył w uprzęży, której nie potrafił się uwolnić. Życia, w którym był śmieszny, ponieważ nie potrafił żyć w prawdziwej harmonii z rzeczywistością, która była dla niego nieprzyjazna i absurdalna.

Następne częściMarek Część 2 Marek

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Przedstawiasz skrajności, a przecież jest jeszcze jakiś środek, małe szczęścia, może słabo widoczne, ale namacalne i żywe, wystarczy zatrzymać się i zacząć je dostrzegać. Wiadomo, nie od razu, ale ktoś kiedyś napisał, że żeby umieć cieszyć się z rzeczy wielkich, trzeba najpierw małe zobaczyć. I tak krok po kroku.

    Podoba mi się ten tekst, bo zatrzymuje, zmusza do spojrzenia na siebie, jakkolwiek by się żyło. 5
  • TytusT 4 miesiące temu
    Czy będzie kontynuacja? Wydaje mi się, że na tym wstępie można zbudować coś ciekawego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania