Poprzednie częściMasz w ryj - część 1.

Masz w ryj - część 2.

10.

Wieczór wigilijny, ulica Strusia.

Wtaszczona przez Rafała choinka została pięknie przyozdobiona przez Młodego. Przez ostatni tydzień matka praktycznie nie wychodziła z kuchni, pokasłując co jakiś czas w tumanach mąki. Przez szparki w drzwiach jednym razem wydostawał się zapach ryby, innym razem zapach piernika. Wysiłek opłacał się. Jej młodsza siostra, ciotka Weronika, która przyjechała z mężem Sebastianem i dwiema córkami mniej więcej w wieku Cyprianka, pieje z zachwytu nad jej zdolnościami kulinarnymi.

Matka promienieje szczęściem, nakładając każdemu na talerz, zgodnie z wielkopolskim zwyczajem, ziemniaki. Dziewczynki kręcą się łapczywie wokół prezentów. Z niecierpliwością w oczach zerka pod choinkę również Młody, który siedzi rozchorowany, co chwilę głośno pociągając nosem. Rafał dokłada sobie kapusty z grzybami i co jakiś czas sprawdza godzinę. Zastanawia się, kiedy dołączy do nich Elizka, spędzająca obecnie wigilię ze swoimi rodzicami. W tle włączono transmisję świątecznego koncertu Golec uOrkiestra z wyciszonym głosem.

– Gdzieś ty się tak urządził, młodzieniaszku? – wuj Sebastian zwraca się do Młodego, nalewając sobie jednocześnie wódki do kieliszka.

– Przez tydzień bez bluzy latał po dworze – odpowiada za niego matka. – Zgubił jedyną porządną bluzę i nic mi nie powiedział.

– O, Chryste Panie! – odzywa się ciotka Weronika. – Gdzieś ty tę bluzę zgubił?

– W szkole zgubił w szatni po WF–ie! – ponownie odpowiada matka. – Wierzyć mi się nie chce.

– Może kto ci ukradł? – sugeruje rozweselony wuj Sebastian i szybkim ruchem wychyla zawartość kieliszka. – Za moich czasów to lepszej metody na wystrojenie się przed balem nie było.

– Zgubiłem – odpowiada twardo Młody, zasłaniając usta przed kaszlnięciem.

– Idź się, dziecko, połóż lepiej. – Matka kładzie rękę na czole syna. – Całe święta na antybiotykach.

– Po prezentach pójdę.

– Prezenty dopiero, jak Elizka przyjdzie.

– Zanim ona przyjdzie to my tu pod siebie zaczniemy robić – wtrąca się Rafał. – Nie ma co na nią czekać.

– Tak! Prezenty! – odzywają się dziewczynki.

– Dobrze, niech będą te prezenty! – daje za wygraną matka, mając na uwadze zdrowie Cyprianka.

Córki Weroniki rozpoczynają rozdawanie upominków. Podłoga zamienia się w basen podartych papierów. Rafał otrzymuje długopis Lecha Poznań (zapewne od Młodego), butelkę Jacka Danielsa (zapewne od Weroniki i Sebastiana) oraz książkę księdza Kaczkowskiego „Życie na pełnej petardzie”.

– To ode mnie – mówi matka, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Podobno jest wspaniała.

– Dziękuję – odpowiada automatycznie Rafał. Książka może i dobra, ale jego matka najwyraźniej wciąż musi uważać jego życie za pasmo porażek. Takie prezenty po prostu rzuca się w kąt.

– A co to? – dobiega go ochrypły głos Młodego.

Jego brat, klęczący przy choince, trzyma w ręku czerwoną laskę z zaworkiem na jednym końcu.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałam! – wykrzykuje ciotka Weronika.

– No jak, nie wiesz, co to jest? – Rafał mruga do brata porozumiewawczo.

Zamglone dotychczas oczy Młodego rozbłyskują pełnym blaskiem.

– Raca! – Cyprianek unosi wysoko ręce. – Zabierasz mnie na mecz?

– Nie do końca – wyjaśnia Rafał. – Odpalisz tę racę ze mną na obchodach powstania.

– Mowy nie ma! – wtrąca się matka. – Gdzie on na jakie obchody? To za trzy dni, a przecież on ledwo chodzi!

– Mamo, proszę! – Młody składa dłonie w błagalnym geście.

Oczy Cyprianka zalewają się łzami, jego twarz purpurowieje. Chwilowy entuzjazm zostaje zastąpiony absolutną rozpaczą. Nie ma nic gorszego, niż gwałtownie stłamszona nadzieja.

– Nie odstawiaj mi tutaj żadnego cyrku! – Matka pozostaje niewzruszona. – W szpitalu chcesz skończyć? Leżysz w łóżku do sylwestra, kropka.

– Weź, ciotka, nie bądź taka. – Wuj Sebastian poklepuje ją po plecach. – Następna rocznica za rok dopiero, a to i historii uczy, i widowiskowo wygląda. Potem to w telewizji na całą Polskę pokazują. Swoją drogą czas na słodkie.

– Jeszcze ty mi się tu będziesz wtrącał? Już chyba jednego za dużo dzisiaj wypiłeś.

Smutne spojrzenie Cyprianka wędruje w stronę Rafała, który bezradnie rozkłada ręce. Starszy brat tym razem nie staje po jego stronie.

– Matka i zdrowie to dwie najważniejsze rzeczy w życiu. Sorry, nie ma innego wyjścia. Kiedyś zrozumiesz takie zakazy, jeszcze nam podziękujesz.

Młody demonstracyjnie rzuca racę pod buty Rafała, krzyżuje ręce, wlepia wzrok w podłogę. Niezręczną atmosferę przerzedza dopiero chrobot otwieranych drzwi, dochodzący z korytarza. To musi być Elizka. Rafał wstaje, aby ją przywitać. Witają się czule. Całuje ją w zimne wargi, chwyta za ciepły pośladek. Elizka wygląda odświętnie: rzęsy grubo podkreślone czarnym tuszem, brokat pod oczami, różowa szminka na ustach. Postarała się. Zdejmuje zimową kurtkę i wchodzi do salonu, aby przywitać się z gośćmi. Dostrzega, że prezenty zostały już otwarte.

– Chyba aż tak się nie spóźniłam, nie?

– Poczekaj, dam ci coś do siedzenia. – Rafał wymyka się szybko do kuchni i wraca z taborecikiem. – W sam raz na słodkie przyszłaś.

Gdy Elizka siada, nogi taboretu nie wytrzymują i rozjeżdżają się w przeciwne strony. W ostatniej chwili chwyta się blatu stołu i ratuje się przed upadkiem.

– Jezus, nie ten taboret dałeś! – wykrzykuje matka. – Ten już od lat połamany.

Rafał pomaga swoje dziewczynie wstać na równe nogi.

– Przepraszam! Usiądź na moim krześle – oferuje jej. – Ja postoję.

– Nie, nic się nie stało – odpowiada Elizka. – Jak nie ma innych krzeseł, to ja postoję.

– Nie no, siadaj. Weź moje krzesło. Ja postoję.

– Nie, nie przejmuj się. I tak się spóźniłam.

– Weź moje krzesło i nie pajacuj, proszę.

Elizka obdarza Rafała surowym uśmiechem. Orientuje się, że wszyscy zamarli w bezruchu i patrzą na nią, czekając na jej decyzję. Po chwili oznajmia:

– Ja chętnie postoję. Nie ma najmniejszego problemu.

 

11.

Poniedziałek, pierwsze święto. Pogoda dopisuje.

Matka z gośćmi wychodzi na spacer do parku Wilsona. Młody niezmiennie pozostaje w łóżku, ale umila sobie czas, grając na komórce. Rafał zamyka się w swoim pokoju i wybiera numer Lizola.

– Siema, mordo. Jest frajer do dojechania.

– O której mam się stawić?

Właśnie za to Rafał najbardziej ceni przyjaźń Lizola. Brak zbędnych pytań, brak wątpliwości. Pełne zaufanie i natychmiastowa zamiana słów w czyny.

– To małolat – tłumaczy Rafał. – Zajebał bluzę Młodemu. Trzeba go postraszyć i ją odzyskać. Nic wielkiego. Koleś nazywa się Artur Szmid i mieszka w Koziegłowach.

– Szwabskie nazwisko.

– Będziesz miał samochód na jutro?

– Nie. Siadła mi skrzynia biegów.

Rafał głośno przeklina. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Na akcję do Koziegłów nie ma sensu wybierać się komunikacją miejską. Coś pójdzie nie tak, zrobi się dym i nie będzie można się sprawnie ulotnić.

– Masz dojścia do jakiegoś innego auta?

Po drugiej stronie słuchawki zalega cisza. Lizol odchrząkuje.

– Wiesz, stary, o czym myślę?

Rafał w ułamku sekundy domyśla się, o co chodzi Lizolowi. Nie do końca podoba mu się ten pomysł, ale lepszej okazji może już nie mieć. Od razu podejmuje dezycję:

– Jutro, jedenasta rano.

 

12.

– Myślisz, że pękła?

– Przecież chyba, kurwa, widzisz, że pękła!

Rafał z Elizką siedzą nago na łożku, wpatrując się w świeżo zużytą prezerwatywę. Dłubią przy niej palcami, sprawdzają. Elizka wygląda na wielce zatroskaną. Rafał próbuje zachować spokój, ale w głowie huczą mu słowa, które wypowiedział kiedyś jego kumpel w trakcie jednej z imprez na ogródkach działkowych: „Są trzy typy kobiet: te, na które wiecznie spoglądasz, te, które nigdy już na ciebie nie spojrzą i te, z którymi masz dziecko”. W tym momencie orientuje się, że z kim, jak z kim, ale z Elizką dziecka mieć nie chce. Orientuje się, że już dawno powinien był ją rzucić, że jej nie kocha, że w zasadzie nigdy nie kochał. Kusiła go jedynie swoim ciałem, nie mieli nawet wspólnych zainteresowań.

Poznali się na portalu randkowym Badoo. Pierwszy raz spotkali się u niej w mieszkaniu, podczas gdy jej ówczesny chłopak uczestniczył w zawodach pływackich na Termach Maltańskich. Chwilę po równoczesnym szczytowaniu uznali, że świetnie do siebie pasują i powinni spotykać się częściej. Przez pierwsze miesiące ich potajemne schadzki uzależnione były od rozkładu treningów pływaka. Wszystko zmieniło się, kiedy w koszu na śmieci znalazł on opakowanie po kondomach, które Rafał nieopatrznie wyrzucił dzień wcześniej. Doszło do wielkiego rozstania i wzajemnego obrzucania się wyzwiskami w internecie. Po jakimś czasie sprawa przycichła i siłą rzeczy Elizka z Rafałem zaczęli wspólnie wychodzić na randki czy do klubów ze znajomymi. Można powiedzieć, że tak rozpoczęła się ich miłość, choć w tym momencie Rafał zdaje sobie sprawę, że miłość to słowo za duże.

– Ale na pewno pękła?

– Ślepa jesteś czy co? – Rafał nie wytrzymuje i podkłada Elizce pękniętą prezerwatywę pod nos. Ta odchyla się z obrzydzeniem.

– Ja nie chcę mieć dziecka – mówi drżącym głosem. – Nie jestem chyba gotowa na takie przedsięwzięcie.

Duży haust powietrza, wyrównanie oddechu. Rafał próbuje się uspokoić, dokładnie przeanalizować zaistniałą sytuację.

– Wszystko będzie dobrze – mówi, głaszcząc dziewczynę po kolanie. – Są przecież takie tabletki „po”, które zapobiegają ciąży. Musisz wziąć najlepiej w ciągu dwudziestu czterech godzin po stosunku.

Elizka patrzy na niego nieufnie, jakby zastanawiała się, skąd on tak dużo wie na temat tego typu pigułek. Rafałowi od razu przychodzi do głowy, że takie pigułki muszą kosztować majątek. Ale on jest w stanie zapłacić każdą cenę, byle nie spłodzić dziecka z kobietą, z którą nie wiąże żadnej przyszłości.

– Przecież są święta – zauważa Elizka. – Skąd ja ci teraz taką tabletkę wytrzasnę?

– Zadzwoń do swojej lekarki rodzinnej.

– Czy ty zupełnie ocipiałeś? Mam zadzwonić do swojej lekarki, co mnie od dziecka bada i powiedzieć jej: „Siema, Stefa, daj mi domaciczne tabsy na wyrzyganie bachora, bo mój facet spierdolił sprawę i założył dziurawego kondoma”? Albo: „Sorry, że dzwonię w święta, ale mam ochotę sobie wyskrobać dzieciaka”? Przecież ona już na mnie normalnie nie spojrzy, jeszcze rozpowie wszystko po znajomych, ona taka jest.

– Dobra, ja jakoś załatwię te tabletki.

– Jak ty niby je załatwisz?

– Jakoś je załatwię, okej?!

Elizka przykrywa sobie usta dłońmi jakby właśnie odkryła najmroczniejszy sekret swojego mężczyzny, jakby nie dowierzała w to, co właśnie pomyślała. Zapowietrza się i wyszeptuje drżącym głosem:

– Chyba nie... chyba nie pójdziesz do tej suki?

Rafałowi odbiera mowę. Skąd Elizka na to wpadła? Najgorsze, że dokładnie to przeszło mu przez głowę. Sandra to jedyna osoba, pracująca w aptece, jaką zna i jego jedyna szansa na szybkie zdobycie tabletki „po”.

– Kochanie – próbuje ją uspokoić, – jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, że pozbędziemy się problemu.

Od razu żałuje swoich słów. Trzeba było skłamać, powiedzieć, że przecież chodzi o kogoś innego.

– Cały czas cię do niej ciągnie, co? – Elizka przechodzi do ofensywy. – Tylko o niej myślisz, nawet w takim momencie! Ja już w ogóle się nie liczę! Jesteś po prostu podły.

– Elizka, nie możesz tak... – Zimny dreszcz przechodzi po plecach Rafała. – Chodzi mi o nas, o naszą obecną sytuację. Liczy się każda godzina.

– Wiesz co? – Elizka odwraca wzrok w kierunku okna. Na dworze panuje zupełny mrok, przez chmury nie przebija się najmniejsza gwiazdka. – Jak powiedziałam ci, że nie chcę dziecka, to miałam cichą nadzieję, że zaczniesz mnie do niego namawiać.

Oboje zamierają. W oczach Elizki pojawiają się pojedyncze łezki. Podnosi się z łóżka i staje naprzeciwko okna. Chowa twarz w dłoniach. Łezki zamieniają się w istną falę rozpaczy. Rafał podchodzi do niej, obejmuje ją od tyłu, głaszcze po ramionach.

– Wyluzuj, proszę – mówi szeptem. – Najpierw załatwię tabletkę, a potem o tym porozmawiamy.

– Co to za logika? – Elizka nie dowierza. – Najpierw się rozmawia, a potem podejmuje decyzje, ty chyba coś z mózgiem masz nie tak!

Rafał podnosi ręce wysoko, jakby nie chciał ich skazić roztaczającym się fetorem. Zaciąga spodnie na nogi, nakłada koszulę.

– Jak tak to ma wyglądać, to ja stąd spierdalam.

– Jest środek nocy.

– Raz mówisz, że nie chcesz dziecka, potem, że jednak tak. Kto tu ma coś z mózgiem? – Rafał puka się w głowę. – Dlaczego w ogóle chciałbym być z kimś takim, kto takie akcje odwala? O płodzeniu dziecka nie wspomnę.

– Dziecka nie chcesz, a do dymanka bez kondoma to pierwszy jesteś w kolejce!

– Przecież miałem teraz kondoma! Skąd miałem wiedzieć, że pęknie?

Trzaśnięcie drzwiami. Rafał zostawia Elizkę samą, zapłakaną, nagą. Wściekłą.

 

13.

Wtorek, drugi dzień świąt.

Trzy godziny do akcji.

Z oczywistych przyczyn Rafał nie zmrużył nawet oka. Otumaniony, roztrzęsiony wybiera się do jedynej otwartej apteki w okolicy. Po kilku minutach stania na ulicy w kolejce do okienka w drzwiach frontowych, zwraca się do farmaceuty, uważając, aby nikt inny nie podsłuchał ich rozmowy:

– Potrzebuję tabletki „po”. Zapłacę każdą cenę.

– Ma pan receptę?

– Od kiedy to jest na receptę?

– Od maja.

Ruch bezwarunkowy, reakcja naturalna. Pięść Rafała uderza w pleksiglasowe drzwi.

– W jakim ja kraju żyję?! – Rafał podnosi głos. – Przecież takie rzeczy normalnie powinny być w każdym Rossmannie.

– Muszę pana prosić o opuszczenie tego miejsca. – Aptekarz zachowuje profesjonalizm. – Zakłóca pan porządek.

– Człowieku, ty to masz na wyciągnięcie ręki w jednej z tamtych szufladek, a ja tego nie mogę dostać?

– Do widzenia.

Odchodzi wściekły na wszystkich w zasięgu wzroku. Wyciąga komórkę i próbuje dodzwonić się do Elizki. Za pierwszym razem połączenie zostaje odrzucone, za każdym kolejnym odpowiada mu jedynie skrzynka głosowa.

 

14.

Godzina zero.

Dociera na czas pod bramą magazynu. Lizol czeka już na niego ubrany w czarny, sportowy dres, popalając skręta trawki. Witają się uściskiem dłoni.

– Coś się złego stało? – Lizol zauważa rozdrażnienie w oczach swojego kumpla.

– Moja kobieta jest psychiczna.

– Spodziewałem się, czegoś bardziej odkrywczego.

Rafał spluwa na ziemię. Najchętniej zjeździłby teraz cały Poznań w poszukiwaniu dilera antykoncepcji awaryjnej, ale postanowił pomyśleć racjonalnie. Już jutro wydawnictwo zostanie otwarte po świątecznej przerwie i firmowy samochód nie będzie dostępny. Wyjazd do Koziegłów, rozmowa wychowawcza z Arturem Szmidem i powrót do magazynu nie zajmą więcej niż trzy godziny. Odzyskanie bluzy Młodego stało się dla niego punktem honoru, osobistą rozgrywką przeciwko wszechobecnej nieuczciwości. Zrobi to jak należy, a gdy odstawi samochód, skontaktuje się z Sandrą i poprosi ją o wypisanie recepty. W sytuacjach ekstremalnych należy szukać ekstremalnych rozwiązań. Perspektywa spotkania z byłą dziewczyną wywołuje w nim przedziwny dreszcz emocji. Elizka miała trochę racji, mówiąc, że wciąż go do niej ciągnie. Na bok odchodzą dawne kłótnie, wzajemne obrzucanie mięsem, pozostaje jedynie ten dreszcz emocji - ani pozytywny, ani negatywny, raczej związany z niepewnością. Rafał sam nie wie, czego się spodziewać. Sandra-srandra. W każdym razie jest przekonany, że jeszcze tego popołudnia zdobędzie pożądaną pigułkę i wręczy ją Elizce, która do tego czasu powinna ochłonąć i również pomyśleć racjonalnie.

Otwiera bramę tak, jak ma w zwyczaju robić to każdego poranka, gdy przychodzi do pracy. Rozgląda się dookoła, upewniając się, że nikt z pracowników nie pojawił się nieoczekiwanie w firmie. Po chwili zasiada za kierownicą renault kangoo, a Lizol zajmuje miejsce pasażera.

– Tak jest, kurwa! Robimy to! – Podekscytowany Lizol uderza pięścią lewej ręki w otwartą dłoń prawej. – Kapela najeżdża na wiochę!

– To dzieciak, pamiętaj o tym – uspokaja go Rafał. – Pukamy do drzwi i każemy mu oddać bluzę. To obcy teren, więc nie zakładam żadnej bijatyki.

– Stary, przecież Koziegłowy to jest Meksyk. Wjeżdżasz tam i zaraz możesz dostać w ryj. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Zadzwoniłem do Mazola. Odbierz go z garażów po drodze, przyda nam się dodatkowa obstawa.

– Nie robimy żadnego gnoju, tak? – ucina stanowczo Rafał. – Sprawiedliwość jest po naszej stronie. Idziemy po swoje, odbieramy, co nasze i ulatniamy się na spokoju.

– Ale Mazola weź na wszelki wypadek. Wiesz, że chłopak ma IQ większe od nas dwóch razem wziętych.

Rafałowi trudno nie zgodzić się z Lizolem. Mazol zbierał dobre oceny w technikum elektrycznym i często hobbystycznie majstrował przy różnych urządzeniach. Raz udało mu się nawet skonstruować ekspres do kawy wkomponowany w obudowę komputera. Co więcej, krzepę miał jak wół. Od szesnastego roku życia regularnie trenował judo, potem przerzucił się na Muay Thai, aby ostatnio zainteresować się CrossFitem. Siłą rzeczy sport uzupełniał ćwiczeniami w pracy, gdzie przerzucał paczki z książkami z sektora na sektor.

– Poza tym on bardzo dobrze zna Koziegłowy – dodaje Lizol.

– Niby skąd? – Rafał przekręca kluczyk w stacyjce.

 

15.

– Znałem kiedyś jedną dupeczkę z Koziegłów.

Mazol siedzi rozłożony wygodnie na tylnym siedzeniu, wpatrując się z rozrzewnieniem na przesuwający się za oknem krajobraz. Oszronione drzewa lśnią w blasku nisko zawieszonego słońca.

– Dobra była? – pyta ubawiony Rafał.

W samochodzie zaczyna panować coraz luźniejsza atmosfera. Przyjaciele po kolei zwierzają się ze swoich najbardziej kompromitujących doświadczeń seksualnych, śmiejąc się przy tym donośnie. Rafał jednak decyduje się na przemilczenie wczorajszej wpadki z Elizką.

Po dwudziestu minutach dojeżdżają do Koziegłów, gdzie z pomocą smartfonu zabierają się za poszukiwanie bloku, w którym mieszka Artur Szmid.

– Przede wszystkim nie zatrzymuj się na ulicy. To może wzbudzić podejrzenia – radzi Lizol. – Zrób kółko, rekonesans. Najpierw musimy obczaić teren.

Koziegłowy, choć będące osobną jednostką administracyjną, przypominają raczej dodatkowe, doczepione do Poznania blokowisko. Wiele dróg wewnętrznych zakreśla półokręgi, dzięki czemu całe osiedle można przejechać bez wykonywania zbyt wielu zakrętów. Z tego samego powodu trudniej też się z niego wydostać na drogę główną, zwłaszcza komuś, kto nie mieszka tu na stałe.

Rafał prowadzi powoli, pozwalając swoim kompanom rozejrzeć się dookoła. W jednej z klatek dostrzegają trzech dresiarzy. Ogrzewają się żarem rozpalonych papierosów, żywo gestykulują. Mimochodem spoglądają na przejeżdżający samochód.

– Odwróć wzrok! – Lizol odchyla się od okna, udając, że szuka czegoś w skrytce. – Jedź dalej tym samym tempem!

Przez przejście dla pieszych przechodzi matka z kilkuletnim dzieckiem. Rafał zmuszony jest zatrzymać kangura, aby ją przepuścić.

– Patrzą na nas? – pyta nerwowo, powstrzymując się przed zerknięciem za siebie.

– Niech sobie patrzą – stwierdza Mazol, machając ręką lekceważąco. – Takie rzeczy trzeba rozgrywać naturalnie.

– Mają nie patrzeć! Jedź! – pogania Lizol.

Nikt nie odważa się sprawdzić, czy wciąż są obserwowani. Rafał rusza i skręca w boczną uliczkę zgodnie ze wskazaniami z telefonu. Okazuje się, że blok Artura Szmida sąsiaduje z budynkiem obstawionym przez lokalnych penerów. Szczęśliwie udaje mu się zaparkować w dogodnym miejscu - tuż przed chodnikiem prowadzącym do głównej bramy, z widokiem na symetrycznie rozłożone balkony. Wejścia do klatek schodowych znajdują się po drugiej stronie bloku. Za ich plecami rozpościera się już tylko pokryta błotem łąka, a nieco dalej las. Znaleźli się na samym skraju osiedla.

– Idę sam – oznajmia Rafał, odpinając pasy bezpieczeństwa. – W trójkę od razu wezmą nas za zadymiarzy. Zresztą tylko ja założyłem dzisiaj jeansy i wyglądam jak człowiek.

– Stary, to są, kurwa, Koziegłowy – powstrzymuje go Lizol. – Nie możesz iść sam.

– Idź i rób, co chcesz – mówi Mazol, otwierając drzwi auta. – Jak coś, będziemy w gotowości. Zajmę miejsce za kółkiem.

Dla niecierpliwych:

www.maszwryj.pl

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Adam T 05.10.2018
    Jeszcze nie skończyłem, ale wrócę. Na razie fajnie, technicznie w porządku, chociaż wnikliwie nie patrzyłem. Język na luzie, rozmowy naturalne, jak lubię. Tylko, kurcze, dlaczego to się strzela z anonima? Toż rejestracja, to nie kastracja;)
    I'll be back.
  • Gustaw 06.10.2018
    Proszę bardzo! Już zarejestrowany. Faktycznie trzeba było tak zrobić od razu. Dzięki za komentarz, niedługo kolejna część opowiadania!
  • Adam T 06.10.2018
    No to witam po raz wtóry.
    Dobrze, że się zarejestrowałeś, bo będziesz sobie mógł edytować teksty w razie wpadek.
    A pierwszą już mam:
    "[...] przez Rafała choinka [...] przez Młodego. Przez ostatni tydzień [...] Przez szparki w drzwiac[...]" - zwróć uwagę na spiętrzenie słówka "przez" w pierwszych zdaniach.

    " „Siema, Stefa, daj mi domaciczne tabsy na wyrzyganie bachora, bo mój facet spierdolił sprawę i założył dziurawego kondoma”?" - jeśli cytat nie jest samodzielnym zdaniem (a tu nie jest, bo cytujesz po dwukropku), znak zapytania czy wykrzyknik powinien być wewnątrz cudzysłowu, a po cudzysłowie kropka. Czyli: "[...] założył dziurawego kondoma?". Tak samo byłoby z wykrzyknikiem. Sama kropka po cudzysłowie.

    Jakieś jeszcze drobiazgi, ale nie mam głowy do wyłuskiwania. Czyta się fajnie. To ważne. Piszesz wiarygodnie, z wyobraźnią, luźno j bez zadęcia - nie jest to drewno, jakie się tu często zdarza, ani górnolotna metaforyka, której czasem sam autor nie rozumie. Jak na razie kupuję.
    Pozdrawiaki ;)
  • Gustaw 06.10.2018
    No widzisz, człowiek niby zna zasady gramatyki czy interpunkcji, ale w ferworze walki z tekstem i tak coś mu umknie. Dzięki wielkie!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania