Poprzednie częściMiłość na odległość część 1

Miłość na odległość część 3

Obudziłam się i nie wiedziałam o świecie. Wokół mnie było biało. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam igłę w mojej ręce , koło mnie stał stojak z kroplówką. Koło mnie było pusto. Byłam sama. Totalnie.

Za chwilę przyszedł do mnie lekarz , pytał się jak się czuję i uspokajał mnie ,że jest wszytko okej. A ja nie byłam wstanie wydusić z Siebie ani słowa. Zaczęłam płakać. Wtedy do sali wbiegła obca mi kobieta i zaczęła na mnie krzyczeć ,że to wszytko moja wina

Zaraz po niej przyszedł jakiś mężczyzna i zaczął ją uspokajać. Przeprosił mnie i wyszedł.

Ciągle siedziało mi jedno pytanie w głowie kim oni byli i gdzie jest Wojtek ?! .

Pielęgniarka przyszła zmienić mi kroplówkę wtedy zapytałam ja jak się tu znalazłam a ona mi opowiedziała całą historię ,że przywiozła mnie karetka , byłam odwodniona i cała zakrwawiona straciłam dużo krwi i dlatego dzisiaj będę miała ją jeszcze przetaczaną wspomniała ,że ze mną przyjechał taki chłopak i ,że rodzicami zajęła się policja. Od razu zapytałam co z nim a ona powiedziała ,że nie ma pojęcie ale był w bardzo ciężkim stanie również stracił dużo krwi chociaż więcej ode mnie , miał rozwaloną głowę i nie może udzielić mi więcej informacji.

Leżałam i płakałam tak bardzo się o niego martwiłam. W końcu wstałam choć było mi bardzo ciężko i wyszłam z sali nie potrafiłam tak leżeć. Szłam korytarzem w żółwim tempie i wtedy go zobaczyłam. Leżał, miał zamknięte oczy a wokół niego było pełno lekarzy.

Kiedy go tak zobaczyłam o mal nie zemdlałam oczywiście od razu musiał zauważyć mnie lekarz. Podbiegł do mnie i dostałam solidny ochrzan. Odprowadził mnie do łóżka i zakazał ruszania się ponieważ jestem strasznie osłabiona.

Spojrzał na moją kartkę z przyjęciem do szpitala , ciśnieniem i tak dalej i wtedy doznał jakiegoś olśnienia bo już wiedział o co mi chodziło po prostu chciałam go zobaczyć i wiedzieć jak się czuję.

Lekarz przedstawił mi się i zaczął spokojnie opowiadać : Chłopak jest w ciężkim stanie. Jego stan jest nie stabilny w każdej chwili możemy go stracić. Łzy napłynęły mi do oczu. Lekarz opowiadał dalej : Jest duże ryzyko , chłopak stracił dużo krwi i jest duże prawdopodobieństwo ,że zapadnie w śpiączkę z której może się już nigdy nie obudzić. Państwo co byli tu jakieś 15 minut temu to jego rodzice jego mama jest strasznie zdenerwowana i ma przepisanie silne leki. Przykro mi.

Lekarz wyszedł. A ja zaczęłam krzyczeć. Nie mogłam uwierzyć ,że to wszytko wina moich rodziców , ludzi których dzięki tu jestem. Nienawidziłam ich. Gardziłam nimi w każdy możliwy sposób. Poprzysięgłam zemstę.

Leżałam tam już tydzień. Faszerowali mnie tabletkami i kroplówkami po 3 dniach pobytu tam nie dostawałam już kroplówek usłyszałam ,że jest ze mną coraz lepiej. Pielęgniarki i lekarze przyszli rano na wizytę. Zapytałam kiedy będę mogła wyjść odpowiedzieli ,że nawet dzisiaj nie ma na to przeszkód ale gdyby coś się działo proszę przyjść. Ucieszyłam się. Spakowałam rzeczy. Dotarło do mnie ,że przez tydzień w szpitalu nikt mnie nie odwiedzał ,że oprócz Wojtka nie mam nikogo bliskiego. Myślałam o nim ciągle. Wyszłam z sali i zamknęłam za sobą drzwi. Oczywiście poszłam do mojego ukochanego i usiadłam przy nim na krześle. Chwyciłam go za rękę i zaczęłam do niego mówić nie wiedziałam czy mnie słyszy ale miałam taką nadzieje : Kochanie tak bardzo Cię proszę nie zostawiaj mnie , damy rade musimy ! Kocham Cię tak bardzo . Kocham Cię od momentu kiedy do mnie napisałeś. Nie możesz mnie zostawić. Na zawsze razem pamiętasz ?! i wskazałam na bransoletkę którą od niego dostałam na której pisało '' Forever together ''. Błagam Cię - mówiłam dalej , Błagam Cię.. nie zostawiaj mnie musimy być silni damy Sobie rade. Ucichłam. Słyszałam tylko pikanie które dawało rytm serca. Siedziałam i czekałam sama nie wiem na co.

Od ciszy oderwało mnie pikanie które było coraz dłuższe.. i dłuższe.. po chwili zdałam sprawę co się dzieje.. on umiera mój książę umiera. Zawołałam lekarza natychmiast zjawiła się całą banda. Wyszłam stamtąd i czekałam na korytarzu. Wyjechali z nim z sali szpitalnej i pędzili w stronę bloku operacyjnego.

Usłyszałam jak banda krzyczy tracimy go...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania