Mini opowiastka 6.0
Szedł sobie przez polanę, aż tu nagle zobaczył na jej środku złoty taboret.Pomyślał sobie, że po wielu kilometrach marszu należy mu się mały odpoczynek i postanowił usiąść na taborecie na parę chwil aby odpocząć.Siada sobie na tym taborecie, aż tu nagle ni stąd ni zowąd, polana cała zajęła się ogniem, ale do taboretu ogień się nie zbliżył, jakby wiedział o jego magicznej mocy i strasznych następstwach jakie czekają każdego kto odważy się go zniszczyć.Facet widząc to, wziął nogi szybko do góry i skulił się na krześle aby ochronić się przed zabójczymi płomieniami które nie chciały ugasnąć.Mijają godziny za godzinami a ogień nadal nie daje za wygraną i płonie niesamowitym żarem a ciało faceta pragnie się rozprostować bo już ścierpło niesamowicie i boli strasznie,lecz nie może tego zrobić ponieważ natychmiast zajęłoby się płomieniami.W końcu jednak i facet daje za wygraną i wyskakuje z krzesła czując ogromnę ulgę, lecz nie trwa ona długo i po chwili ciało całe zajmuje się ogniem.
Komentarze (4)
Zostawiam tylko kom, bez oceny.
Pzdr
znasz mój wierszyk o garbatej dziewuszce, stołeczku i ogniu?
O_o
Długo tego nie zapomnę.
Chyba cię zaprenumeruję.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania