Poprzednie częściMisja: Tulipan - prolog

Misja: Tulipan - część 10

- Jak obserwacje, żołnierzu? – Zbliżał się zmierzch i Todistejta chciał podsumować dokonania mijającego dnia.

- Większość wrogów w ciągu ostatnich siedmiu godzin nie robiła nic szczególnego: ćwiczyła, chodziła bez celu bądź uczyła się strzelać – zameldował Jarkko, powstając z ziemi. – Wyliczenia pana kapitana co do liczby uzbrojonych przeciwników były dobre, lecz ja dostrzegłem ich zaledwie siedmiu.

Jeden musiał być odporny na psionikę, tak jak my, i go zastrzelili – pomyślał dowódca.

- Rano część z nich jeszcze przenosiła rzeczy z Tulipana pod Kolendrę, lecz później tego zaprzestali. Ich ruchy są trochę nieprzewidywalne, lecz zazwyczaj pozostają w miejscu.

- Dziękuję ci, możesz zejść ze stanowiska – powiedział Markus. – Tuula?

- Kapitanie. – Stała tuż obok.

- Ruszaj jak tylko zrobi się ciemno – polecił. – Wykorzystaj zamieszanie psioniczne i nie daj się zauważyć. Zresztą wiesz co masz robić.

- Wiem, kapitanie. – Była jak zawsze pewna siebie.

- Dobrze. Wróć cało.

- Tak jest. – Odmaszerowała.

 

Szła naokoło, okrążając wrogów od zachodu. Zdecydowała się na ten kierunek, gdyż z tej strony powierzchnia pokryta była głazami, za którymi można było się ukryć. Poruszała się w ciemności, utrzymując ciszę radiową – nie chciała narażać się w tak głupi sposób na wykrycie. Trzymała się w odległości kilkuset metrów od granicy – także dla bezpieczeństwa.

Dotarła do kolejnego punktu podawanego jej przez skafander. Wyznaczyli je razem z Markusem kilka godzin wcześniej – dzięki temu wiedziała, że podąża właściwą ścieżką i nie zgubiła się wśród mroków obcej planety.

Przeszła kolejne dwieście metrów i przykucnęła za głazem. Znajdowała się ponad kilometr wschód od Kolendry, lecz wolała nie ryzykować wykrycia.

- Jestem – krótko zameldowała Todistejcie.

Wyszła zza głazu i pobiegła w stronę mentalnych fortyfikacji. Czuła, jak koło niej śmigają inne istoty, atakując mury.

'Wszystko idzie zgodnie z planem' – pomyślała. – 'Nie zdradzili. Kapitan wydał rozkaz „klasztornym" i oni się go posłuchali. Jest szansa że ten brawurowy plan wypali.'

Tuż przed granicą przyśpieszyła, wyciszając myśli. Zamaskowana psionicznie przebyła zabezpieczony teren i pochylona manewrowała wśród głazów po stronie przeciwnika. Wręcz widziała Obcych nacierających na fortyfikacje i istoty broniące się na nich. Jedni i drudzy ginęli. Taka walka trwała na kilku odcinkach granicy, by trudniej było ją wykryć. Gdy była już dość daleko od strefy starcia, wydało jej się jakby atakujący odstąpili. Padła na ziemię i czekała, starając się nie myśleć. Gdy po kilku minutach ciszy nikt jej nie wykrył, wstała i powoli ruszyła w stronę fregaty.

'Mistyfikacja się udała' – przeleciało jej przez głowę, po czym znowu skupiła się na intuicyjnym wykonywaniu zadania. Jeśliby ją teraz namierzyli, może pożegnać się z życiem – mieli ośmiokrotną przewagę a ona długą drogę ucieczki.

Dostrzegła obóz wrogów. Większość z nich spała, trzech ludzi z bronią i tyle samo bez niej wartowało. Co jakiś czas się przemieszczali i lustrowali przestrzeń wokół statku.

'Przez nasze udawane natarcie zwiększyli liczbę straży' – uświadomiła sobie. – 'Trzeba by któregoś z nich wywabić. Tylko jak...'

Nagle wyczuła Obcego, jak zaintrygowany zmierza w tę stronę. Automatycznie zrobiła przewrót bojowy ukrywając się za kamieniem. Istota jednak była coraz bliżej. Tuula wtopiła się w innowymiarową budowlę, tkwiącą w tym miejscu poprzez znaki na głazie. Stała się mentalną ścianą w mieszkaniu Obcych, których w ogóle nie widziała. Wróg minął Mieleen, nie zauważywszy jej. Już chciała odetchnąć z ulgą, lecz jeden z wartowników zaczął iść w jej stronę.

Nie myśl tyle – skarciła się i zaczęła przekradać się gdzie indziej. Przeciwnik wyczuł jej aktywność psioniczną i odbezpieczywszy karabin udał się w ostatnie miejsce, gdzie ją słyszał.

Ona była już za inną skałą, kilka metrów za nim. 'Wystarczy nacisnąć spust i zginie...' Powstrzymała się jednak i paroma skokami znalazła się gdzie indziej. Wróg odwrócił się, lekko zaniepokojony zachwianiem mentalnego świata. Odeszła trochę dalej, wabiąc go do siebie. W ich rzeczywistości była jak duch – ledwo dostrzegalna przemykała przez ściany, nie zwracając na nie uwagi. Strażnik nie wiedział – prawda to czy tylko iluzja? Wolał sprawdzić, lecz nie wypadało mieszać do tego kumpli – szczególnie, jeśliby się okazało że to tylko ułuda.

Tuula była władczynią sytuacji. Nie poszły na nic dwie dekady szkoleń psionicznych – wodziła go za nos, czując się jak ryba w wodzie. Odeszli już spory kawałek od obozowiska – mogła strzelić i zdążyłaby uciec, nim reszta Obcy z zabitego ciała doniósłby o stracie platformy. Uniosła broń, mierząc z bliska w plecy nieznajomego. Niespodziewanie postawa żołnierza wydała jej się bardzo podobna do wyglądu jej ukochanego, kiedy miał założony kombinezon. Zawahała się.

'A jeśli to faktycznie on?' ­– zastanowiła się. – 'Czy jest szansa wydostać go spod zwałów obcej istoty?'

Wróg odwrócił się, wyczuwszy ją. Odruchowo pociągnęła za spust. W głuchej ciszy rozległ się głos wystrzałów. Pociski przebiły pancerz i zagłębiły się w ciało. Zwłoki nieprzyjaciela opadły na skały.

Szybko podbiegła do nich i spojrzała przez szybkę hełmu na twarz zabitego. Poświeciła sobie latarką zamontowaną w skafandrze, by cokolwiek zobaczyć.

'To nie on.' – Odetchnęła z ulgą.

Zabrała nieznajomemu żołnierzowi karabin i puściła się sprintem w stronę „klasztoru". Wyczuwała, co dzieje się teraz w obozie przeciwnika. 'Panika: Zabili strażnika!' Przerażenie: 'Co robić?' Herra wydający rozkazy: 'Złapać mi zabójcę!' Ogłupiali Obcy: 'Jak ktoś mógł wedrzeć się na nasz teren niepostrzeżony?' Te same istoty tracące stanowiska i może życia: 'Jak mogliście do tego dopuścić?!' Biegnący szeregowi pragnący udobruchać przywódcę, a jednocześnie bojący się, że mogą być następni: 'Gdzie mógł się ukryć?'

Ona biegła przed siebie, odbierając psioniczne sygnały i nie nadając. Była daleko, nie mogli jej dostrzec ani usłyszeć. A teraz w ogóle nie myślała tylko uciekała, intuicyjnie walcząc o życie. Jak duch przefrunęła przez granicę i mknęła przez pusty teren dzielący ją od wieńca pagórków. Wrogowie już ją odkryli i co sił próbowali nadrobić stracony wcześniej czas, lecz nie byli w stanie. Rozległo się kilka strzałów, ale z takiej odległości nie mieli szans trafić.

Po kilkunastu wyczerpujących minutach zwolniła do marszu, wiedząc, że poza fortyfikacjami nikt za nią nie pobiegnie. Oddychając ciężko dotarła do wzgórza zajmowanego przez jej drużynę i opadła na ziemię. Nikt nie spał – wszyscy w niepokoju wyczekiwali jej powrotu.

- Żyję, nic mi nie jest – mruknęła do Alusa pochylającego się nad nią. – Ci idioci nie wiedzą nawet którą stroną się trzyma karabin – powiedziała i dodała w myślach do Todistejty. – 'Zadanie wykonałam: broń zdobyłam, wroga zabiłam. Teraz dajcie mi się wyspać.'

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania