Niepamięć Rozdział 1: Zapomniany B

Nie minęło pół godziny a na miejscu zjawiły się jeszcze dwa takie samochody wypluwając łącznie półtora tuzina funkcjonariuszy, cały teren został skrzętnie otoczony i zabezpieczony a wewnątrz trwały jakieś prace nad którymi ja nie miałem się po co zastanawiać, zwyczajnie nie wiedziałem co tam się dzieje. Wydawało się, że spędzę tu mnóstwo czasu na nic nie robieniu. Kiedy już pogodziłem się z mym smutnym losem w uliczce pojawili się dwaj ubrani w garnitury pomerzy, za nimi szedł krasnalud wysoki na niecałe dwa metry, również w garniturze, jak na krasnaluda był niesamowicie wysoki, nie wiedziałem nawet, że mogą wyrastać aż tak wysocy. Nie znaczyło to jednak zbyt wiele zważywszy, że w ogóle mało obecnie wiedziałem. Cała trójka przystanęła kilka kroków przed wejściem do budynku i z wyraźnym zainteresowaniem obserwowali poczynania uganiających się na wszystkie strony policjantów, w końcu ktoś podszedł do nich i pewnie kazał iść sobie z miejsca śledztwa. Krawaciarze pokazali funkcjonariuszowi coś a ten natychmiast wbiegł do środka. Po chwili wyszedł z mocno wzburzonym komendantem, ten podszedł do obcych i wykłócał się z nimi przez chwilę. Nie słyszałem wiele zrozumiałem jedynie, że ci trzej mają uprawnienia znacznie przekraczające zwykłego komendanta i zwyczajnie wyrzucają go z miejsca podlegającego formalnie jego jurysdykcji. Komendant jednak nie zamierzał tak po prostu rezygnować i wykłócał się z nimi. Nagle poczułem przemożoną potrzebę opuszczenia schodów na których siedziałem i to z prędkością natychmiastową. Zeskoczyłem ze schodów ułamki sekund przed uderzeniem o nie jakiegoś potwornego stworzenia, odwróciłem się w jego stronę. Stwór nadal miał głowę szczura, teraz jednak oprócz pajęczych odnóży i żuwaczek dysponował też dwiema rękami wyrastającymi z tułowia a jego tułów wyglądał jak ogromna, zbita masa mięcha. Szczur spojrzał na mnie przekrwionymi oczami, widać w nich było wszechogarniającą nienawiść do wszystkiego co żywe. Jednocześnie gdzieś tam głęboko ukryty był mały przerażony szczurek. Najszybciej zareagował przerośnięty krasnalud stojący za pomerami, wyszarpnął zza paska od spodni rewolwer i zaczął pakować w bok stwora pocisk po pocisku. Stworzenia otrząsnęło się jakby to nie były pociski lecz komary, ale widocznie uczucie szkodziło mu na tyle by skoczyć w górę, zaczepić się w jakiś niewiarygodny sposób o ścianę budynku i po niej pobiec w kierunku strzelca. Wtedy z szoku wywołanego widokiem tego czegoś otrząsnęła się cała reszta. Kilku policjantów chwyciło za strzelby i pistolety i zaczęli strzelać, obaj pomerzy przeskoczyli do ściany po drugiej stronie ulicy, komendant wyciągnął z kieszeni gwizdek a dźwięk który z niego wycisnął był tak głośny, że obudziłby trupa. Szczur w tym czasie skoczył w kierunku gwiżdżącego komendanta i przeładowującego rewolwer krasnaluda. Lecący w ich stronę potwór stworzył cień, który zdążył przykryć obu nim zareagowali w jakikolwiek sposób. Czas zwolnił a ja zdałem sobie sprawę, że nie zwolniłem razem z nim. Nie do końca rozumiejąc co się dzieje pobiegłem w kierunku komendanta i odepchnąłem go z trajektorii szczura. Kiedy Nogard znalazł się poza zasięgiem szczura czas znów przyśpieszył. Usłyszałem jeszcze jeden strzał z rewolweru nim stwór przygniótł swym ciężarem krasnaluda. Kilku policjantów rzuciło mu się z pomocą, ale szczur chlapnął językiem, jak się okazało długim na co najmniej dwa metry i odgonił ich. Ostrzał trzeba było przerwać by nie zranić leżącego pod nim, a gość najwidoczniej był ważny. Z budynku zaczęło wysypywać się coraz więcej policjantów i szybko szczur został przez nich otoczony. Sytuacja okazała się patowa, potwór się nie ruszał, policjanci nie mogli strzelić, więc wszyscy stali sobie w kółeczku, którego środkiem był zmutowany, pająko-szczur z ludzkimi rękami i językiem ewidentnie po pomerze.

ŚRÓBKA!!! - Ryknął w końcu komendant – Zabierz mi to coś sprzed oczu!

Tak jest – Odparł dziarsko Maszyna, którego wcześniej nigdzie nie zauważyłem.

Maszyna podszedł spokojnym krokiem do szczura, nic nie robiąc sobie ze smagającego go raz za razem języka, złapał za jedno z odnóży i zaczął kręcić się wokół własnej osi. To znaczy kręcił się jego tułów, bo nogi pozostawały w niezmienionej pozycji. Mechaniczne stawy okazały się mocniejsze od zmutowanych bo pająko-szczur w końcu puścił krasnaluda a Śróbka potworem miotnął w kierunku laboratorium. Kilku funkcjonariuszy ledwo zdołało uniknąć uderzenia lecącym potworem. Szczur gdy tylko wylądował podniósł się i zaczął przed nami uciekać, oczywiście wszyscy zebrani otworzyli ogień, nie zdołali jednak potwora zabić, ani nawet widocznie zranić. Szczur zdołał wdrapać się na blokujący ulice budynek i uciec po dachach. Skończyło się. Ogniowa nawała została przerwana, policjanci powoli zabezpieczali broń, nie było do czego strzelać. Obaj pomerzy i krasnalud podnieśli się i podeszli do mnie i komendanta, który wciąż był zbyt wstrząśnięty by zrobić coś szczególnego.

Sami widzicie komendancie, że dzieją się tu sprawy wykraczające ponad wasze kompetencję – Powiedział jeden z pomerów.

Chciałbyś – Odpowiedziałem za Nogarda – To my poradziliśmy sobie lepiej.

A wy w ogóle należycie do policji? - Wtrącił Krasnalud – Jeśli tak to gdzie wasz mundur.

Nie, on nie jest jednym z moich ludzi, choć zgłaszał chęć do służby – Nogard dołączył do rozmowy – Czy ktokolwiek potrafi wyjaśnić mi co tu się do ciężkiej cholery wydarzyło!? - Komendant chyba wreszcie ocknął się z letargu i wyglądał na ostro wzburzonego.

To tajemnica państwowa, niech was o to głowa nie boli.

Jak ma mnie głowa, kurwa nie boleć, jeśli po moim mieście ugania się jakiś pieprzony mutant. - Komendant wystrzelił palcem w kierunku rozmówcy i wycedził - Czym to do chuja było!?

Jak dało się zauważyć – Głos krawaciarza był spokojny i opanowany, jak gdyby nic mu się przed chwilą nie stało. Poczułem mimowolny podziw – Walczyliśmy z mutantem, który powstał w WASZYM MIEŚCIE, tuż pod waszym okiem. Komendancie, takie rzeczy źle wyglądają w życiorysie. Ktoś mógłby stwierdzić, że nie nadajecie się do tej roboty

Zauważyłem, że drugi pomer cały czas wpatruje się we mnie. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, ten jednak zamiast odwrócić wzrok dalej się wpatrywał. Ciekawe czy znał mnie w poprzednim życiu? Może wie kim tak naprawdę jestem?

O co chodzi? - Spytałem go cicho. Komendant dalej wykłócał się z krasnaludem nie ustępując groźbą a nie miałem odwagi im przerywać.

Wydajecie mi się znajomi – Odparł pomer – Nie spotkaliśmy się już kiedyś?

Możliwe, straciłem pamięć, nie wiem nawet czy mam jakąś rodzinę – Płaz spojrzał na mnie z jeszcze większym zaciekawieniem, po chwili jednak powiedział

Nie, jednak tylko mi się wydawało. Jesteście do kogoś bardzo podobni.

Nie odpowiedziałem mu, on też więcej nie powiedział. Z jakiegoś jednak powodu uznawałem, ze kłamie. Ewidentnie mnie znał, albo przynajmniej wiedział kim jestem, nie chciał jednak mówić mi tego. W międzyczasie Nogard skapitulował, przed żelazną argumentacją rządowych w postaci gróźb i łapówek. Zebrał cały oddział, zapakował mnie do samochodu i wróciliśmy na komendę Tam od razu zaciągnął mnie do swojego gabinetu, usiadł za ogromnym biurkiem a mnie posadził na twardym krześle jak uczniaka, który przeskrobał coś na tyle dużego, że wysłali go do dyrektora. Cały gabinet utrzymany był skromnie, oprócz biurka i dwóch krzeseł, z czego krzesło komendanta było bardziej tronem, w pomieszczeniu znajdowały się tylko szafy z dokumentami. Jakby trzymał tu całe archiwum.

Wyjaśnisz mi co tam się stało – Zaczął Nogard, oparł się o biurko, i przysunął bliżej niego, cały czas zdawał się wypełniać sobą połowę gabinetu.

Bardzo chciałbym pomóc – Powiedziałem jąkając się, kuźwa wyszło mu to zrobienie ze mnie uczniaka, nie ma co – Ale w żaden sposób nie pojmuję dzisiejszych wydarzeń.

To wyjaśnij mi chociaż jakim cudem wypchnąłeś mnie spod tego potwora.

A więc, nie potrafię. W pewnej chwili czas jakby zwolnił, albo rozciągnął się i zdążyłem podbiec i zabrać pana stamtąd, nie jestem jednak w stanie stwierdzić jak i dlaczego to się stało. - Niestety mówiłem prawdę.

Komendant westchnął głośno i ostentacyjnie po czym spokojnym głosem kazał mi wejść na ostatnie piętro gdzie znajdę sypialnie dla personelu, kazał mi odpocząć tam do rana a później opuścić jego komisariat. Pokornie pokiwałem głową i spełniłem polecenie, policjanci i tak bardzo mi pomogli, nie miałem śmiałości żądać od nich więcej. Na odchodnym rzucił we mnie portfelem w środku znalazłem kilkaset kirenów. Podziękowałem, za odpowiedź uzyskałem proste „spieprzaj”. W sypialni oprócz mnie nie było nikogo, kilka pomieszczeń, w każdym po dwa-trzy łóżka wypełniały całe piętro, tworząc tam coś na kształt świetlicy. Jednak o tej porze(był późny wieczór a większość policjantów była na patrolach) miałem całe pomieszczenie dla siebie. Walnąłem się na najbliższą prycz i zamyśliłem. Moja sytuacja nie byłą zbyt wesoła, nie wiedziałem kim jestem, ani nawet czy Barettown to odpowiednie miasto, równie dobrze mogłem pochodzić z każdej zapadłej dziury w tym albo innym kraju, jedyne co przychodziło mi do głowy to znaleźć coś w rodzaju spisu ludności i poszukać swojego nazwiska. Co gorsza jestem na wolności pierwszy dzień a już mam wraże nie, że pakuje się w coś kolejnego, tamten pomer zbyt dziwnie się wpatrywał, by był to przypadek. Te niewesołe przemyślenia towarzyszyły mi aż w końcu osunąłem się w niebyt sennych koszmarów. Pamiętam, że śniłem o laboratorium Fuadara kiedy obudziłem się leżąc na podłodze, ledwo przytomny zostałem potężnymi rękoma podniesiony do pozycji stojącej, przed moją twarzą pojawiła się owłosiona pierś, spojrzałem w górę prosto w oczy największego okuza jakiego w mojej krótkiej pamięci potrafię przywołać.

Musisz uciekać – Odezwał się szeptem – Przyszli po ciebie.

Kto? - Odparłem niezbyt przytomnie.

Jacyś krawaciarze, wyglądają na ważnych. Komendant ich zagaduje, masz jak najszybciej zniknąć. Za mną – Po ostatnim słowie skierował się w przeciwną stronę od schodów prowadzących na dół. Wszedł do ostatniego pokoju naprzeciw schodów i zaczął się rozglądać, jakby coś sobie przypominał.

Ale schody są tam, dokąd idziemy? - Odważyłem się cichutko odezwać, cała sytuacja odrobinkę przerastała mój skołatany umysł.

Myślisz, że mamy tu jedno wyjście. Nawet nie masz pojęcia ilu w tym mieście jest ważniaków, jeśli podpadniemy któremuś i zaatakuje komisariat musimy mieć drogę ucieczki.

W tym mieście są aż takie kozaki? - Zapytałem zdumiony.

Okuz skinął rogatą głową, podszedł do ostatniej ściany, nacisnął na jedną z desek, potem na drugą w innej części pokoju a w podłodze otworzył się właz. W dół prowadziły schody.

Dalej – Powiedział okuz wskazując na schody – Od tej pory musisz radzić sobie sam, o i komendant kazał ci to dać – Wyciągnął za pazuchy rewolwer i skierował rękojeścią w moim kierunku.

Ale ja nie umiem strzelać.

Lepiej go mieć, zawsze możesz go użyć jako straszaka, masz jeszcze naboje – Po wciśnięciu mi pistoletu i pudełka naboi wepchnął mnie pod klapę i znowu uruchomił mechanizm, nade mną zatrzasnęły się deski.

Powoli przyzwyczaiłem wzrok do panujących tu ciemności, zauważyłem, że jest tu odrobina światła dawana przez jakieś dziwne mechanizmy w ścianie. Nie miałem pojęcia czym są jednak dzięki nim nie zgubiłem drogi. Wyjście zaskoczyło mnie. W jednej chwili maszerowałem w ciemnościach by w następnej mrużyć oczy przed oślepiającym światłem słonecznego dnia. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że nie ma słonecznego dnia, jest tylko wpatrujący się we mnie z nieukrywanym zaskoczeniem szaro skóry gnom trzymający w rękach latarkę. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie tępo, nie wiem jak długo bym to ciągnął, na szczęście mojemu rozmówcy znudziło się stanie w milczeniu i odezwał się widocznie podkurwiony.

Kim ty na cnotę mojej babki jesteś?

Mógłbym spytać o to samo. Na glinę nie wyglądasz. - Odparłem pogodnym głosem.

Ha glinę? Gdyby wiedzieli o tym miejscu już dawno byłbym martwy – Zabrzmiało to bardzo nieprzyjemnie – Ty też zaraz będziesz, chyba, że podasz mi dobry powód dla którego miałbym cię nie zabijać – W tym momencie gnom wyciągnął pistolet zza paska i wycelował we mnie.

Nie masz powodów mnie zabijać – Powiedziałem ostrożnie – Nie jestem w stanie w żaden sposób ci zaszkodzić. Chce jedynie wydostać się z tych tuneli.

A po co w ogóle tu wlazłeś? - Zapytał podejrzliwie, wciąż we mnie celując.

Uciekam, innej drogi już nie miałem. - Nie byłem w stanie wymyślić żadnego wiarygodnego kłamstwa.

Czemu miałoby mnie to obchodzić? - W zasadzie miał rację, no ale chodziło o moje życie a powtórzyć tego triku ze spowalnianiem czasu nie umiałem.

Ciebie też raczej władze nie lubią, nie ma jakiegoś waszego wewnętrznego prawa na takie okazję?

Wewnętrzne to słowo klucz – Gnom szeroko się uśmiechnął – Skoro go nie znasz nie dotyczy cię. - Stwierdziłem już, że mam szansę. Skoro nie zabił mnie do tej pory raczej już tego nie zrobi. - A kto tak w zasadzie cię goni?

Jacyś ważniacy pod krawatem, wydaje się, że wpadłem bardzo głęboko.

Czekaj – Gnom nagle się skonsternował – To ty zabiłeś Fuadara?

Kogo?

Oczywiście, że ty. Pasujesz do opisu. - Gnom opuścił broń.

Ja nikogo nie zabiłem.

A więc nie masz nic wspólnego ze śmiercią tego śmiecia? Haha, widzę w twoich oczach, że masz. Spokojnie, nic ci nie zrobię. Mój szef chce cię zobaczyć.

A kim jest twój szef?

Nazwisko Talos Archiwald coś ci mówi?

Niespecjalnie.

No to chodź, niedługo go poznasz.

Chcąc nie chcąc ruszyłem za nim. Na moje próby kontaktu reagował milczeniem więc szybko zrezygnowałem i kroczyłem ciemnym tunelem za nim licząc, że naprawdę uda mi się jakoś z tego wyjść.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Zaciekawiony 17.06.2018
    W dialogach nie ma ani jednego myślnika rozpoczynającego wypowiedź. Błąd kopiowania tekstu?
  • Marek Kruk 17.06.2018
    Owszem nie wiem z czego to wynika ale nie chciały się skopiować więc w końcu odpuściłem bo nie miałem ochoty pisać przy dosłownie każdym dialogu myślnika
  • Zaciekawiony 17.06.2018
    Marek Kruk
    Tylko że wiesz... przez to nie bardzo się chce ten tekst czytać. W dodatku nie ma też akapitów (poznikały?).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania