Poprzednie częściNieznane/prolog

Nieznane/3

Przepraszam za błędy w ortografii i interpincji. Jeśli zauważycie jakiś błąd to proszę o komentarz, a postaram się uważać bardziej w kolejnym rozdziale.

 

Nie zdążyłam dokończyć, kiedy przerwał mi dźwięk rozłączonego połączenia. Jak on śmiał. Ma drań tupet. Relacje pomiędzy mną, a szefem są stabilne. Dobrze wykonuje swoją pracę i nigdy nie musieliśmy się sprzeczać. On nigdy nie zgłosił swoich obiekcji. Nidy też nie był w stosunku do mnie nadgorliwy ani nie podbijał do mnie. Praca idealna ale Daniel był szalony i stanowczy. Nie można zarzucić mu brak autorytetu. Chcąc nie chcąc wypiłam duszkiem lampkę wina i pobiegłam pod prysznic. Szybka depilacja i suszenie włosów. Mocniejszy makijaż podkreślający moje zielone oczy i hollywoodzkie fale na brązowych włosach. Podpięłam je z jednej strony odkrywając ucho, a resztę przerzuciłam na drugie ramię. Odrobina lakieru i gotowe. Schody zaczęły się przy wyborze sukienki. Co prawda nie było dużego wyboru ale miałam wrażenie, że nic nie będzie dobrze wyglądać. Wybór padł na elegancką sukienkę wieczorową w kolorze butelkowej zieleni. Dopasowany koronkowy gorset bez ramiączek podkreślający mój nieduży biust oraz luźny, tiulowy dół, który był dosyć obszerny. Cała sięgała kreacja sięgała do połowy łydki. Do tego minimalistyczne czarne sandałki na słupku i czarna kopertówka. Założyłam jeszcze złoty komplet biżuterii, który w sekundę przywołał wspomnienia z moich 23 urodzin. Pojedyncza łza zakręciła się w moim oku. Musiałam mieć dzisiaj coś co mi o nich przypomni ale jednocześnie doda siły. Wytarłam szybko mokry policzek, zanim zniszczy staranny makijaż. Pomalowałam usta na krwistą czerwień i wyprostowałam dumnie plecy. W tym momencie usłyszałam dźwięk klaksonu. Pokręciłam głową na znak dezaprobaty. Nawet nie wysilił się żeby podejść do drzwi. Wrzuciłam kilka drobiazgów do torebki i telefon po czym ruszyłam do wyĵscia. Przywitał mnie chłodny wiatr i w tym momencie żałowałam, że płaszcz został w domu. Nie było jednak już czasu się wracać. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do limuzyny. Szofer w minucie znalazł się obok i otworzył drzwi przede mną. Usiadłam z gracją i chwilę po tym dotarło do mnie spojrzenie Daniela. W tym momencie szybko zamrugał i odchrząknął.

- Wyglądasz wybornie - zamruczał

- Dziękuję Szefie. - Wygładziłam tiul sukienki, żeby odwrócić uwagę od moich rumieńców

- Mów mi Daniel. - Wyprostował się i nalał szampana w dwa kieliszki, po czym wręczył mi jede i dodał - Nie zrozum mnie źle ale wyjdę na niekompetentnego będąc na gali z sekretaką.

- Rozumiem, szefie. To znaczy Danielu.

Uśmiechnęłam się mimo lekkiego szoku. Przecież to nic osobistego być z sekretarką na gali. Upiłam łyk szampana. Był wyborny i delikatny oraz mocno schłodzony. Podróż trwała niecałe 20 minut przy prawie zerowym ruchu na drodze. Podjechaliśmy pod reprezentacyjny pałac. Imponujące wejście otoczone kamiennymi balustradami, na których majestatycznie stoją rzeźby. Budowla była poprzedzona otwartym dziedzińcem, który jest złożony z owalnego trawnika otoczonego drogą dojazdową. Wszystko zapiera dech w piersi, a bogato zdobiona elewacja pałacu nie pozwala oderwać od siebie wzroku. Daniel pociągnął mnie delikatnie w kierunku ogromnych drzwi wejściowych, tym samym wyrywając z transu. Uśmiechnęłam się nieznacznie i podążyłam trzymając jego umięśnione przedramię. Niedługo potem znależliśmy się w wystawnej sali balowej. Wystrój wnętrza uzupełniony był białą sztukaterią gdzieniegdzie pozłacaną, a całą dekorację uzupełniały malowidła. Pod wysokim sufitem zwieszaly się wielkie szklane żyrandole. Cała podłoga pokryta ogromnymi kaflami odbijała światło i jednocześnie połyskiwała pięknymi kolorami. Ustawiono okrągłe stoły niedaleko podwyższenia z mównicą, ktore rozchodziły się na boki. Z tyłu nich stał kwartet smyczkowy grający delikatne nuty. To pomieszczenie było przytłaczające. Pierwszy raz zdarzyło mi się uczestniczyć w takim wydarzeniu, a co dopiero być w pałacu. Daniel prowadził mnie przez licznych gości mijając ich skinieniem głowy lub innym gestem przywitania. Miałam wrażenie, że oczy wszystkich skierowane są na mnie. Odetchnęłam z ulgą, kiedy dotarliśmy do stolika. Po chwili kelner przystanął z tacą szampana. Mój towarzysz wybrał dwa kieliszki i jeden podał mi.

- Wszystko w porządku Rose? Jesteś jakby nieobecna. - przybliżył się delikatnie w moją stronę

- Nie... to znaczy tak. Poprostu jestem mile zaskoczona. - uśmiechnęłam się niepewnie i upiłam chłodnego szampana.

- Gdyby coś było nie tak to mi powiedz. - położył swoje ciepłe dłonie na moich chłodnych plecach, aż przeszedł mnie dreszcz. Cała ta sytuacja i to miejsce wydawało się być zadziwiającym snem. Bal charytatywny zorganizowany został przez Fundację Złota Mila – Pomóż Dzieciom z Białaczką oraz Uniwersyteckie Centrum Kliniczne. Na bal przybyli ludzie o wielkich sercach, którzy mieli możliwość finansowego wsparcia małych pacjentów Kliniki. Nie zabrakło też ludzi takich jak Danel, czyli osób pragnących pokazać na co ich stać. Cel uświęcał środki bez względu czym kierowali się goście. Przy naszym stoliku usiadło starsze małżeństwo. Kobieta miała miły wyraz twarzy. Uśmiechnęła się ciepło i nas powitała. Jej blond włosy były udealnie upięte w kok, w który wsadzony był wielki kwiat Lilli. Ubrana w satynową suknię z ozdobnymi ramiączkami w kwiaty. Była w ciemym odcieniu różu I mocno kontrastowała z jasną cerą. Wiele dobrze dobranych dodatków podowiadało mi, że to robota profesjonalnego stylisty. Pewnie nawet prywatnego patrząc na torebkę Louisa Vuittona z najnowszej kolekcji. Byli bogaci i to bez dwóch zdań. Stylowy garnitur mężczyzny był w prążki i wydawał się szyty na miare. Jeśli mnie wzrok nie myli to ściegi były wykonane z białego złota, więc to na pewno najnowsza kolekcja od Broni. Zaklęłam w duchu, oni byli cholernie bogaci. Moja cała pensja z nadgodzinami, z dwóch miesięcy opłaciłaby ten garnitur i to nie wiem czy nie w połowie. Moje szeroko otwarte oczy zwróciły się na Daniela, który właśnie wyciągał rękę do miliardera.

- Panie Doven jaka niespodzianka ale nie powiem, że miło Pana widzieć. Ma Pan chociaż zamiar coś zalicytować?

- Chyba oboje tutaj jesteśmy Panie Galbert, żeby coś kupić.

Posłali sobie wymowne spojrzenie, po czym mój szef musnął knykcie kobiety szepcząc

- Jak zwykle zaszyt Pani Doven.

Kobieta skinęła głową i z gracją odpowiedziała

- Jak zawsze dżentelmen Panie Galbert. Kimże jest cudowa kobieta u Pana boku?

Daniel wypuścił dłoń starszej kobiety, po czym objął mnie w talii i przycisnął do siebie.

- Rozalie Foster, moja osobista - dziwnie podkreślił stwierdzenie - sekretarka. To ona trzyma puls nad całym Gal Hotels & Resorts.

Róż wkradł się na moje policzki i uśmiechnęłam się szeroko. Czyżby naprawdę tak uważał, czy poprostu blefował. Tylko jaki miałby w tym cel. Uscisnelam rękę kobiety oraz jej męża. Po chwili światła zaczynały się ściemniać i każdy zasiadł na swoim miejscu. Dyskretnie zwróciłam się do swojego towarzysza.

- Port Devon?

- W rzeczy samej.

Nie ciągnęłam tego dialogu dalej, gdyż przy mównicy stanęła piekna kobieta. Przedstawiła się jako Evelyn Molligan, ordynator Kliniki i była prowadzącą gali. Zrobiła wstęp, po czym jeszcze kilka osób zabrało głos. Nie potrafiłam się skupić na tym co się dzieje wokół mnie. Kątem oka podziwiałam salę balową oraz przyglądałam się parze przy naszym stoliku. Byli pochłonięci mało werbalną rozmową. Mężczyzna ewidentnie był zdenerwowany, a kobieta przygnębiona i wpatrzona w pozostałe dwa wolne miejsca przy naszym stoliku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i Pani Doven delikatnie się uśmiechnęła, po czym spuściła wzrok. Na licytację trafiły obrazy, także te namalowane przez dzieci, lot balonem, vouchery do restauracji, rękodzieło i wiele, wiele innych. Daniel wylicytował weekend na Wyspach dziewiczych za milion. Kiedy część oficjalna się skończyła podano wykwintne dania. Właśnie przyniesiono dolewkę wina, kiedy do naszego stolika podeszła piekna blondynka. Niebieskie oczy i piękne podkreślone usta okrywające rząd idealnie prostych, białych zębów. Długie włosy opadały na nagle ramiona, a sukienka bez ramiączek sięgała do kostek. Szczupła sylwetka to mało powiedziane. Musiała być modelką od Victoria Secret bo tylko one miały takie figury. Dziewczyna usiadła na krześle, a obok niej usiadł jej partner. Dopiero wtedy oderwałam wzrok od aniołka i spojrzałam na niego. Oddech zatrzymał się w moich płucach. Kruczoczarne włosy w modelowanym nieładzie, dealne rysy twarzy i mocno zarysowana szczęka. Zobaczył mój szok i śmiechnął się pokazując piękne dołeczki w policzkach. Jego widoczne jabłko Adama poruszyło się gdy przełknął ślinę. Moje podziwy przerwał ciężki głos Pana Dovena.

- Czy Ty nie masz już za grosz szacunku chociaż do swojej matki? Jak chcesz objąć to poważne stanowisko skoro takie wydarzenie jest dla Ciebie błahostką?!

- Sammuelu uspokój się, ludzie słyszą - uspokajała starszego mężczyznę jego żona.

- To twoje wychowywanie Auroro, od zawsze brak mu męskiej ręki. Ciągle robi co tylko chce i nie ma przez to żadnych konsekwencji. Koniec z tym. - zamachnął się rękami - Koniec z twoimi pustymi lalami, które w kolejce o dary stanęły za plastikiem

- Oh, wypraszam sobie - oburzyła się bondyna - to wampirzy lifting!

- Nie pytałem Panią o zdanie, więc proszę nie zabierać głosu. To sprawy rodzinne, a Pani jutro nie będzie miała dla niego znaczenia. - Oburzył się miliarder. Jego twarzy miała paskudny wyraz niezadowolenia. Jego żona stała ze łzami w oczach nie wyduszając ani słowa więcej. To wszystko potoczyło się bardzo szybko. Od spokojnego posiłku przy interesach do burzliwej rodzinnej dyskusji. Ja i Daniel spojrzeliśmy po sobie po czym opuściliśmy stolik. Szef zabrał mnie gdzie wszyscy zbierali się do spokojnego tańca.

- To było okropne. - Byłam zaszokowana całą sytuacją.

- Sammuel Doven i jego żona Aurora są na pierwszym miejscu najlepiej prosperujących firm. - Ucałował moją dłoń i złapał mnie w talii. -Są przywiązani do Port Doven, który daje im ogromne zyski i władze w przemyśle morskim. Nie konkurujemy z nimi jakoś specjalnie bo to nie nasza branża ale nie przepadamy za sobą. Konflikty lat wcześniejszych.

- Nie wyglądaliście na przyjaźnie nastawionych to fakt - zaśmiałam się delikatnie

- To prawda. Jednak jesteśmy w biznesie i należy się tu szacunek bez względu na wszystko. Trochę zasad moralnych nikomu nie zaszkodzi. - spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. - Natomiast ich syn Ethan to kompletne przeciwieństwo ojca.

- Nie da się ukryć.

- Każdy lubi piękne kobiety. - Założył mi kosmyk włosów za ucho. - Trzeba też mieć do nich szacunek, a tego mu bardzo brakuje w jego pseudo związkach.

- Nie pracuje dla ciebie zbyt długo ale nie kojarzę go wcale, a firma Doven była poza moim zasięgiem.

- Nestor przychorował i firma podupadała, kiedy jego następca woził się po całej Azji i marnował majątek ojca. To dodatkowo go przybiło.

- Wcale mu się nie dziwię. - Muzyka przycichła i zrobiło się pusto na parkiecie.

- Może przejdziemy się na ogrody? - zapytał mój przełożony i ujął moją dłoń. Zachowywał się nadwyraz przyjaźnie. Powiedziałabym, że to były w pewnym sensie jego zaloty. Nie zachowywał się tak nigdy w stosunku do mnie. Zawsze nasze relacje były czysto pracownicze bez spojrzeń czy dotyków. Szarmancko wyprowadził mnie na tyły pałacu, gdzie rozprzestrzeniał się piękny widok ogrodu z licznymi krzewami i kwiatami. Między nimi rozstawione były rzeźby mitologicznych postaci i kilka fontann. Całość delikatnie oświetlały nieduże latarnie. Alejki były wyłożone białym kamyczkiem, który połyskiwał w świetle lamp. Szliśmy ramię w ramię i była błoga cisza.

- Posłuchaj Rose, od zawsze wydawało mi się, że jesteś inna. Nie pasująca do tych wszystkich kobiet, z którymi się umawiałem. One były właśnie takie jak ta blondynka. Piękne i puste - zaśmiał się pod nosem.

- Każdy ma swój gust i nie mnie to oceniać - uśmiechnęłam się szeroko.

- A jaki jest Twój gust? - zapytał spoglądając na mnie dłużej nie potrzebnie.

- Nie mam specjalnych wymagań co do wyglądu. Ma znaczenie ale nie jest najważniejszy. Cała kwintesencja to charakter. Co jest bardzo trudne bo niektórzy prawdziwych siebie potrafią dobrze maskować na długi czas.

- Mówisz to kierując się własnym doświadczeniem?

- Nie polegam na nikim. - Myślami przywołałam byłego partnera z czasów studiów. - Byliśmy razem rok, a może I dłużej. Snuliśmy plany na przyszłość. Nieduży dom na przedmieściach i dwójka dzieci. Niestety coś poszło nie tak. To wszystko wydawało mi się właściwe bo był mądry, opiekuńczy i oddany. Jednak brakowało mu większej swobody ducha i trochę wyzwolenia. Wtedy poznałam kogoś i był jego totalnym przeciwieństwem.

- Był głupi i niewierny? - zaśmiał się gardłowo na co ja szturchnęłam go w ramię.

- Nie, absolutnie nie. Też był mądry ale był szalony i zaskakiwał mnie na każdym kroku. Żył dniem i to było piękne. Kochaliśmy się na zabój i wiem, że nigdy nikogo takiego już nie znajdę.

- Co się stało skoro był taki idealny? - wymruczał Daniel z dezaprobatą. Już miałam otworzyć usta żeby odpowiedzieć ale dobiegł mnie głośny pisk kobiety. Biegła w stronę drzwi wejściowych i machała nad głową rękami. Wyglądała jak towarzyszka Ethana. Spojrzeliśmy po sobie z Danielen i wybuchnęliśmy śmiechem i skierowaliśmy się spowrotem do wejścia.

- Rose?

- Tak szefie? - zaśmiałam się delikatnie jeszcze wspominając dziwną sytuację. Nic nie odpowiedział. Nachylił się i łapczywie wpił się w moje usta. Nie podobał mi się taki nagły zwrot akcji. Nie byliśmy w żadnych świetnych relacjach ze sobą. Odepchnęłam mężczyznę i spiorunowałam go wzrokiem.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?

- Nie podobało Ci się?

- Nie, absolutnie nie. Nie życzę sobie tego więcej - wysyczałam w złości. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech i zaczął przysuwać się do mnie spowrotem.

- Nie wiem co kłębi się w twojej głowie ale nic z tego. Jestem tutaj jako twoja sekretarka, a nie kochanka.

- Jedno nie wyklucza drugieg. - Złapał mnie za rękę I ścisnął.

- Puść mnie w tej chwili - krzyknęłam próbując się wyszarpać z jego uścisku.

- Daniel zostaw ją! - odezwał się męski głos za moimi plecami. - Chyba wyraźnie powiedziała, że nie ma ochoty być dotykana przez Ciebie.

- Nie wtrącaj się Ethan. Idź lepiej do swojej sztucznej cizi.

Dopiero wtedy spojrzałam się w kierunku schodów. Schodził dumnie wyprostowany z jedną ręką schowaną w kieszeni spodni.

- Jak siłą nie zaciągniesz to z własnej woli nie chcą z tobą nigdzie iść? - zaśmiał się gardłowo.

- Nie Twoja sprawa. Rose się tylko wyglupia prawda?

- Nie Daniel, wcale się nie wygłupiam. - W końcu udało mi się wyszarpać rękę i odsunęłam się w stronę schodów.

- Nawet mi nie podziękujesz za wspaniałą zabawę.

- Nie dałeś mi szansy żeby odmówić. Zrobiłam co musiałam jako Twoja przełożona.

- Nie bądź śmieszna, przyznaj się, że czekałaś na tą chwilę - zaczął przysuwać się spowrotem do mnie.

- Grubo się mylisz. - Poczułam czyjś dotyk na ramieniu i szerokie barki zasłoniły mnie przed nachalnym szefem.

- Jeśli nie rozumiesz słów to może czyny do Ciebie dotrą?

- Pieprz się chłoptasiu - wrzasnął Daniel po czym ruszył do środka. - Wracam do domu, a ty złap taxi albo niech laluś ze swoją dziunią cię podwiozą - wychrypiał i znikał z pola widzenia.

- Dziękuję, nie wiem co w niego wstąpiło.

- Cały Galbert, przez lata nic się nie zmienił. Jak nie dostaje co chce to złości się jak małe dziecko - zaśmiał się Ethan wyciągając paczkę papierosów. Skierował ją w moją stronę ale pokręciłam głową.

- Nie palę, dziękuję. Przy okazji jestem Rozalie Foster. - Wyciągnęłam dłoń.

- Ethan Doven - odpowiedział z papierosem między wargami i odwzajemnił mój gest.

- Może już pójdę, nie chce nadwyrężać twojej dobroci. - Uśmiechnęłam się delikatnie i potarłam zmarznięte już ramiona. Mężczyzna zdjął swoją marynarkę i położył mi ją w miejscu gdzie trzymałam swoje dłonie.

- Nie przeszkadza mi twoja obecność Rose - wychrypiał po wypuszczeniu dymu z ust.

- Dziękuję, naprawdę to doceniam. A gdzie Twoja partnerka?

- Daisy została zaatakowana przez nietoperza i opuściła bal w mgnieniu oka. - Zaciągnął się papierosem.

- Nie powinieneś być ze swoją dziewczyną w takim razie?

- Ona nie jest moją dziewczyną. Dostałem co chciałem przed tym całym zamieszaniem, więc nie potrzebuję już się fatygować. - Spojrzał na mnie wymownie, a ja spuściłam wzrok. Co za cham i gbur. Ten wieczór to jakaś porażka. Chciałabym położyć się już w swoim łóżku i odpocząć. W tym momencie zegar na pałacu zaczął wybijać północ. Spojrzałam się na niego i wydusiłam.

- To był wieczór pełen wrażeń. Mam ochotę na gorący prysznic i wygodne łóżko. Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc.

- Nie ma o czym mówić, biegnij Kopciuszku - zaśmiał się pod nosem i wyrzucił peta w popielniczkę. Po chwili dotarło do mnie znaczenie jego słów i zaśmiałam się całą sobą. Mężczyzna stał wpatrzony w moje usta jak zahipnotyzowany. Po chwili szybko zamrugał i spuścił wzrok. Położył mi dłoń na plecach i poprowadził spowrotem do wnętrza pałacu. W sali balowej rozbrzmiewał dalej cichy akompaniament kwartetu.

- Zatańczymy?

- Mam na sobie twoją marynarkę - rzuciłam szybko.

- Nie będzie nam przeszkadzać jeśli położysz dłonie na moich ramionach.

- Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Powinnam już jechać naprawdę.

- Rozumiem. Pozwól, że odprowadzę cię do bramy głównej.

- Będę wdzięczna za towarzystwo. - Uśmiechnęłam się delikatnie.

Niedługo po tym dotarliśmy na podjazd, gdzie stała ostatnia taxi. Ethan podprowadził mnie do drzwi i delikatnie je przede mną otworzył. Zaczęłam ściągać marynarkę ale powstrzymał mnie łapiąc za ramiona mówiąc - Zatrzymaj ją, jest chłodno. - Pogładził mnie po nich i dodał - W środku jest wizytówka.

Pokiwałam głową i wsiadłam do środka. Po kilkunastu minutach byłam już w mieszkaniu. Stanęłam pod goracym, a gorąca woda ogrzewała jeszcze zmarznięte ciało. Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy ułożyłam się na poduszkach. Mimo wielu wrażeń i wspomnień sen przyszedł szybko. W nocy tuliłam maleńkie dziecko w ramionach i nuciłam mu cicho do snu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania