Poprzednie częściOcena bitwy #1 ― JARED

Ocena Bitwy #4 – Skoiastel

Bitwa Literacka Składu Oceniającego # 4

Temat główny: Zdruzgotany ideał

Temat dodatkowy: Księżniczka jest w innym zamku, Mario!

Oceniająca: Skoiastel

 

Kolejność ocen losowa.

 

 

01. „Księżniczka” – fanthomas

Zwykle oddzielam technikę od stylu, wstępy od podsumowań, ale dziś postanowiłam trochę namieszać i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Także będę sobie czytać miniaturę ciągiem i wypisywać to, co mi nie leży, jednocześnie czepiając się błędów technicznych i fabularnych. Zacznę od zapisu myśli.

 

„Moja księżniczka — myślał nastoletni Franz, patrząc na zdjęcie pięknej kobiety (…)”. – Wiem, że na Opowi z kursywą bywa ciężko, ale poleca się jednak oddzielać myśli bohatera od narratora trzecioosobowego. Idealnie sprawdza się w tej roli cudzysłów. Byle polski, tzw. apostrofowy: „(…)”.

 

„Czuł, ze już się zakochał, ale była to miłość trudna i ciernista”. – Że.

Właściwie już na tym etapie historii widać, że nie będę miała sporo do roboty. Praca jest poprawna, a dzięki temu czyta się ją lekko i szybko. Zgubiony znak diakrytyczny nie psuje tego wrażenia ani trochę. Jest to jak na razie chyba jeden z najpoprawniejszych tekstów, jakie widziałam na Opowi, ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. A fabularnie?

 

Ojca-dziwaka z wahaniami nastrojów i problemami z własną tożsamością jeszcze mogę w jakiś sposób przeboleć (z naciskiem na „przeboleć”, prywatnie nie bawi mnie taki humor, ale nie o tym ocenka), bo jest to postać wypełniona („az po bzegi…”*) charyzmą. Zabiera dla siebie całą scenę; niby raczej drugoplanowa, a gra jak Andżelina w „Przerwanej…” – przejmuje zupełnie kontrolę i zdobywa wszystkie laury. Franz wydaje się przy nim nijaki, strasznie miałki. Być może taka miała być kreacja bohatera młodego, nieśmiałego, wycofanego, ale ciężko nawet to wyczuć, bo ojciec przebija się przez dosłownie wszystko. Jak tylko wchodzi, wszystko inne traci kolor. Potrafię lepiej scharakteryzować jego niż bohatera pierwszoplanowego, a to chyba jednak nie do końca dobrze. Na dobrą sprawę nawet nie wiem, ile lat ma Franz. Albo co on robił w pokoju, poza patrzeniem się w gazetkę. O! I tu przychodzi problem z wczuciem się w akcję przez… brak opisu.

 

Nawet się porządnie nie wczułam w młodzika – nawet nie wiem, czy Franz leży na łóżku, czy siedzi, czy może jest przy biurku? Wiem tylko, że akcja dzieje się w pokoju syna, syn ma świerszczyka i nic poza tym. Kompletnie zapomniałeś o opisie miejsca. Już nie chodzi o suche wymienianie, że łóżko jest pod oknem, na środku leży dywan, a przy ścianie biurko, a na biurku lampka… Nie, zupełnie nie o to. Ale w scenie ewidentnie brakuje opisu miejsca i sytuacji, aby czytelnik mógł się rozeznać.

 

Przeraziło i zniechęciło mnie też tempo akcji. Jeszcze się porządnie nie rozeznałam w scenie w pokoju, a ona już się kończy:

„— No dobrze, spróbuję — odparł Franz i wyszedł z domu”.

Czyli co? On, jakby gotowy do wyjścia, po prostu odparł i wyszedł? Ubrany, w butach, nikt go już nie zatrzymał? Nie odłożył nawet gazetki! Jakby całą scenę stał w pogotowiu, nie wiem, przy drzwiach, jak aktor, który czeka, by odegrać szybko rolę i przejść już dalej. Tak się poczułam. Nie wiem, spieszysz się gdzieś? Chcesz bardzo szybko dojść do końca opka? I gdzie tu jeszcze ojciec, który wcześniej przejął prym? Teraz nagle wyparował. Żeby chociaż powiedział coś na odchodne syna (wydawało się, że to typ, który lubi mieć ostanie słowo), żeby zabrał mu tę gazetkę i, nie wiem, poczekał, aż chłopak wyjdzie i usiadł z gazetką na jego łóżku… To by była groteska! W końcu gazetkami bawią się ci, którzy mają już żony – parafrazując którąś jego wypowiedź.

Nie wykończyłeś sceny. Ani jej nie zacząłeś jakimś porządnym wstępem do akcji, subtelnym opisem miejsca. Dostałam właściwie tylko dialog. A dialog, chociażby nie wiem jak dobry, sam nie odda wszystkiego.

Lećmy dalej.

 

„(…) przewrócił ją, a wstając [,] przypadkowo złapał za piersi”. – To jest bardzo brzydki skrót myślowy. Napisałeś, że Franz przewrócił dziewczynę, a nie że sam przy tym upadł. A potem od razu wstał. Wstał razem z nią, w tym samym czasie i, podnosząc się, położył obie ręce na piersiach dziewczyny? Czy tylko mi to brzmi kompletnie nierealistycznie? W sensie próbuję sobie to wyobrazić, ale nie potrafię inaczej i każdy obraz, jaki widzę, działa tylko wtedy, gdy postać chce złapać za piersi specjalnie. Bo kiedy ktoś się wywraca i chce podnieść, nie trzyma rąk nienaturalnie w powietrzu, ale chociażby podpiera się gdzieś. A co ten bohater? Chciał się podciągnąć na dziewczęcych piersiach?

 

W dodatku dziewczyny, które pozują w czasopismach są już pełnoletnie, a bohater spotyka podobną kobietę na ulicy. No i ją zaczepia. Była od niego starsza? Na pewno. Coś mi się tu nie klei – bardzo młodziutki wiek bohatera, wiek spotkanej dziewczyny… Miała faceta-osiłka, więc raczej nie liczyła sobie czternastu lat…?

 

„Dziewczyna pobiegła dalej. Franz nie zamierzał odpuścić w takim momencie.

— Akurat idę w tę samą stronę, co ty — powiedział, dotrzymując jej kroku”. – Raczej „dorównując”, bo przecież bohaterka zdążyła już od Franza odbiec, więc on musiał ją najpierw dogonić.

 

„Była to wyraźna sugestia, że jeśli Franz się nie oddali [,] czeka go solidny łomot”.

 

„Potem dryblas wymówił jeszcze jednym ciągiem litanię przekleństw”. – Jakoś nie umiem też sobie wyobrazić, że ktoś, kto wypowiada litanię przekleństw jednym ciągiem, najpierw nazywa przeciwnika „cieciem”. To takie… Trochę słabe.

 

„Gdyby Franz miał takie mięśnie jak tamten i siłę słonia oraz odwagę lwa [,] na pewno by mu się postawił”.

 

„Wrócił do domu i uruchomił komputer. Przeglądał różne strony internetowe w poszukiwaniu kolejnych zdjęć swej ukochanej”. – Jak to? To on miał cały czas komputer u siebie, a oglądał świerszczyki? Po pierwszej scenie byłam przekonana, że może piszesz o czasach, w których nie każdy miał jeszcze dostęp do komputera, jakieś wczesne lata dwutysięczne, coś w tym stylu. Zaskoczyłeś mnie.

 

„To, co potem nastąpiło [,] jeszcze długo miało śnić się Franzowi w koszmarnych snach”. – Lżej: w koszmarach. „Śnic w snach” brzmi słabo.

 

„Franz przeżywał chwile obrzydzenia i desperacji”. – Ale co w tym oglądaniu desperackiego? Franz mógłby po prostu wyłączyć film. Zresztą zdanie dalej właśnie to robi. Nie widać tu żadnej desperacji. Desperacją było samo poszukiwanie gwiazdy w sieci.

 

Jednocześnie pisałeś, że Franz jest nastolatkiem, ale… zachowuje się jak nieświadomy życia dziesięciolatek. I to tak chyba maksymalnie dziesięcio-. Biorąc też pod uwagę jego sytuację rodzinną i przykład ojca, dzieciak powinien być trochę bardziej świadomy, że jak widzi nagą kobietę w świerszczyku, to nie jest to wymarzona dziewica – materiał na żonę. Czego on się spodziewał, szukając o niej informacji w sieci? Franz jest bardzo naiwny i to moim zdaniem odbiera naturalność całości. Jakbyś przesadził z tą naiwnością. Bo czego Franz się spodziewał, widząc, jakie wyniki podało mu Google? Wszyscy wiemy, jak działa Google. Wystarczyłoby, że chłopak wpisałby imię kobiety i na pierwszy stronach wyświetliłaby się cała jej „kariera” życiowa. Wliczając film, który na pewno nie nazywał się: „miły wieczór z dwoma panami”, tylko jakieś „xxx hard porno two man one girl”. Coś w tym stylu. Franz szukał tego zupełnie świadomie i odpalił film na pełnej świadomce, a potem się szalenie zdziwił i obrzydził. Nie kupuję tego, wyszło sztucznie. Pretensjonalnie.

Ojciec w ostatniej scenie jakoś tak strasznie… zbladł. Wydawał się całkiem normalny, jakby, nie wiem, wytrzeźwiał.

 

Ale w tym wszystkim podoba mi się dopasowanie do obu tematów. I to bardzo. To, nad czym bym jednak popracowała, to zwolnienie nieco tempa, nadanie głównemu bohaterowi bardziej wyrazistych cech (nawet jeśli są to cechy nieśmiałego introwertyka) i na pewno zwolniłabym nieco z wmawianiem czytelnikowi, że Franz nieświadomy naiwniaczek, zaledwie jelonek, który jako nastolatek nie wie, jak działa Google. Może zmniejszyłabym jego wiek (ale wtedy dziesięciolatek nie spotkałby dziewczyny w parku?) albo dodała mu trochę rozumu.

Ach, no i właśnie. Scena w parku… Po co ona była? Co wniosła? Wygląda trochę jak zapychacz. No bo, myśląc logicznie, bohater wychodząc z domu, cały czas myślał o dziewczynie z gazetki. Wrócił do domu i zaczął szukać o niej informacji w sieci. Chcesz mi powiedzieć, że gdyby nie spotkanie przypadkowej pannicy i jej faceta, nie wróciłby i nie zacząłby szperać w Internecie? Przecież tak zachwycał się gwiazdą ze świerszczyka, że powinien to zrobić od razu, gdy ją zobaczył. Nie potrzebował do tego dodatkowego bodźca.

*https://www.youtube.com/watch?v=4o9Ya30Kqs0

 

 

02. „Złamana codzienność” – Justyska

Tu byłoby krótko, gdyby nie technikalia. Ale nie od nich zacznę.

 

Podoba mi się kompozycja i wprowadzona przez nią enigmatyczność utworu. Jest wieloznacznie, ale przy tym jednocześnie można już wyciągać wnioski. Ambitny tekst już na pierwszy rzut oka. Świetne jest to, że tekst jest trudny do przełknięcia. Wymaga zatrzymania się, czytania powoli. Przeżuwania, ale na końcu nie staje w gardle. To nie jest wyklepane tekściwo na odpieprz, żeby je łyknąć i zaraz zająć się czymś innym. Zmusza do myślenia.

 

Jednocześnie opisujesz sytuacje proste (i prostym, ludzkim językiem, bez żadnych udziwnień i kwiecistości), z codziennego życia – nie szukałaś za głęboko. Kolejki, autobusy, nudna praca, odejście żony – wszyscy to znamy. Idealnie, bo nie przekombinowałaś. O to właśnie chodzi – kiedy autor decyduje się na silny, ukryty przekaz jakby „pod spodem”, to góra musi być jasna, logiczna, nawet nieco trywialna, aby zrozumieć bohatera i się nie zniechęcić. Sprytne zagranie.

 

Stylizacja narracyjna bohatera ładnie się zapętla. Kończące akapity wnioski podsumowują całość, zamykają pewną klamrę. Na początku trochę mnie mierziły obojętność, suchota, częste zdania proste, ale po przeczytaniu całości przestały. Pasowały do bohatera, że dało się z nim łatwo utożsamić.

 

Jak najbardziej tekst wpasowuje się w temat. Główny – nie mam nic do dodania w tej kwestii. Poboczny – ojciec, były mąż i pracownik naraz raczej nie miał ochoty zaglądać do innego zamku. Zdecydował się na coś innego, chociaż miał wybór.

 

Jedyne, co nie podobało mi się narracyjnie, to drobna ekspozycja:

„W drodze powrotnej zrobię zakupy, nieduże, bo mieszkam sam. Niestety… Żona odeszła do innego”. – Mamy narrację pierwszooosbową, bohater przez cały czas boryka się z własnymi myślami, jest w swojej głowie. A ta myśl jest sucha, jakby podyktowana pod czytelnika. Raczej nie pomyślałby wprost: „Żona odeszła do innego”, bo bohater to wie, to dla niego oczywistość. Mógłby pomyśleć coś w stylu (pierwszy-lepszy przykład, ledwo sugestia, nie przymus!):

„W drodze powrotnej zrobię zakupy, nieduże. Dla mnie jednego starczą. Jeszcze z pół roku temu kupiłbym dwa chleby, ale nie trzeba już robić rano śniadania dzieciakom. Pewnie teraz robi je ten idealny nowy tata, nowy mąż…”. Cokolwiek, co nie byłoby taką cegłą w twarz czytelnika: NIE MAM ŻONY, BO ODESZŁA. Tym bardziej, że dalej bohater naturalnie myśli „po rozwodzie nauczyłem się prasować”. I po tym czytelnik już wnioskuje wystarczająco. Czyta między wierszami.

 

A mówiłam, że pójdzie szybko? No to teraz technikalia, bo z tym nieco gorzej:

 

„Rano siadam, popołudniu wstaję.” – po południu.

 

„Kiedyś pewnie wypiorę, albo dyskretnie wyrzucę. (…) Wolałbym drożdżówkę, albo rogalik z czekoladą (…)”Nie pamiętam, żebym trafił na zielone, albo żebym nie stał w kolejce do kasy”. – Przed „albo” nie stawia się przecinka.

 

” Nie będzie tak źle”. – To nie wygląda jak poprawny polski cudzysłów.

 

„Chyba, że jest piątek (…)” – w konstrukcjach z „chyba że”, „mimo że” itp. występuje tzw. cofanie przecinka. Nie oddziela on „chyba” od „że”, ale występuje dopiero na końcu części składowej.

 

„Nie wiem [przecinek] czy ma czas na poranną kawę w domu”.

 

„Nie wiem [przecinek] czemu w czwartki zawsze jest największy ruch w urzędzie pracy”.

 

„Prawo z małej litery. Większość nazwisk powinniśmy pisać z małej, ale tę myśl lepiej zachowam dla siebie”. – Paskudny rusycyzm. Prawo małą literą. Większość nazwisk powinniśmy pisać małą literą.

 

Niepoprawnie zapisujesz dialogi. Używasz dywizów zamiast myślników oraz prawdopodobnie nie znasz zasad interpunkcyjnych. Jeden przykład:

 

„- Jest pan pewien? Nie ma nic innego? Ponad dziesięć lat prowadziłam galerię sztuki dla miasta, a teraz mam kible szorować?

- Przykro mi. Proszę spojrzeć – odwracam biedaczce monitor, aby sama zobaczyła”.

 

Poprawnie powinno wyglądać to tak:

„– Jest pan pewien? Nie ma nic innego? Ponad dziesięć lat prowadziłam galerię sztuki dla miasta, a teraz mam kible szorować?

– Przykro mi. Proszę spojrzeć. – Odwracam biedaczce monitor, aby sama zobaczyła”.

 

Dokładnie objaśnienie znajdziesz tu: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/poprawny-dialog.html

 

„Wszystko [przecinek] co budowałam, o co dbałam… nie mam już nic, a teraz jeszcze to”. – Kiedy po wielokropku zaczyna się nowe zdanie, a nie kontynuuje się myśli, to powinnaś zacząć wielką literą.

 

„Trzeba wierzyć w drugiego człowieka i wrodzone dobro [przecinek] jakie w sobie nosi, tylko to nam pozostało”.

 

„(…) odpowiadam jeszcze ciszej [przecinek] udając, że jestem zajęty jakimiś papierami”.

 

„Pyta, bo [przecinek] kurde [przecinek] cicho siedzieć, [przecinek zbędny] nie potrafi”.

 

„Kiedy wreszcie docieram do domu [przecinek] jestem wykończony”.

 

„Na pewno jest coś [przecinek] w co wierzę, tylko teraz mi gdzieś umknęło”.

 

„Mógł robić [przecinek] co tylko chciał, a poprosił o ubranie, jedzenie, wodę”.

 

„Zapytałam [przecinek] czy właśnie tak mnie widzi?”.

 

„No, [przecinek zbędny] ale może za dużo wymagam. Postanowiłam więc, [przecinek zbędny] zmienić scenerie [ę] i dać mu możliwości do działania”.

 

„Powiedziałam mu, że nie rozumiem [przecinek] czemu [podwójna spacja] zamiast zrobić to [przecinek] czego naprawdę pragnie, robi to, co inni. Miał możliwości, mógł iść pod prąd, zawalczyć o marzenia. Zorientowałam się jednak, że on już nie pamięta [przecinek] o co chciał walczyć, zapomniał [przecinek] dlaczego we mnie wierzył”.

 

„Myślą,[spacja]żę decydują o własnym życiu [przecinek] nie widząc, że to społeczeństwo za nich wybiera, a oni ze strachu przed odmiennością płyną z prądem jak ten kryl! Dlaczego, [przecinek zbędny] żadne dziecko nie marzy o pracy księgowego, urzędnika, komornika czy innego pajaca w garniturze? Dlaczego młodzi ludzie pytani o to [przecinek] kim chcą być [przecinek] odpowiadają, że pisarzami, artystami, podróżnikami?!”.

 

„Chrzanie [ę] to i przechodzę”.

 

„- W wolność – odpowiadam, [przecinek zbędny] prawie nie słyszalnym głosem”. – Niesłyszalnym.

 

„Wybrałem to [przecinek] co dla nich było najlepsze”.

 

„Kolega z pracy pyta [przecinek] gdzie idę, ale już go prawie nie słyszę, muszę wyjść z tego pomieszczenia, potrzebuje tlenu”.

 

„Na pewno pił, [przecinek zbędny] albo ćpał, mówię wam”.

 

 

 

03. A na imię jej było „Pomyłka” – Elorence

Na pierwszy rzut oka tekst jest bardzo mocno chaotyczny. Ale zacznijmy od początku.

 

„Wiedziałem, że pałętanie się po barach i szukanie szczęścia w alkoholu, [przecinek zbędny] nic nie daje”.

 

„Kobieta wzruszyła niedbale ramionami, uważnie mi się przyglądając”. – O! Pierwszy błąd pałkarza w narracji pierwszoosobowej. Bohater zna tę kobietę. Przyjaźnią się od lat. Czytelnik jest teraz w jego głowie. Każde zdanie to myśl, bo na tym właśnie polega narracja pierwszoosobowa. Chcesz mi więc zasugerować, że bohater myśli „kobieta wzruszyła ramionami”? A nie przypadkiem: Gośka/Gocha? Czy ty, widząc obok siebie swojego przyjaciela, myślisz „ten mężczyzna”? Ano nie.

Wiem, że brakuje ci synonimów, jednak musisz wtedy inaczej balansować możliwościami. Gosia/Gośka/Małgośka/ta mała, która zawsze działała mi na nerwy, ale kocham ją jak siostrę. Cokolwiek będzie lepsze od nijakiej „kobiety”. Więcej o tym nie wspomnę.

 

„– To nie jest zabawne – mruknąłem zły, machając w stronę barmana, żeby napełnił mój kieliszek. – Przestaniesz mnie kiedyś niańczyć?” – Drugi błąd pałkarza. Bohater podkreśla w swojej głowie, że coś jest jego. Wczuj się w niego. Siedzisz przy barze i masz w ręce kieliszek. Podajesz go barmanowi i machasz, by go napełnił. Piłeś z niego przed chwilą, więc jesteś pewny, że to twój kieliszek, prawda? Nie masz co do tego żadnych wątpliwości…

 

„Rude włosy upięła w ciasny kok i pierwszy raz, od bardzo długiego czasu, zrobiła porządny makijaż”. – „od dłuższego czasu” nie jest wtrąceniem. Nie wymaga przecinków.

 

„– Gdzie byłaś? – pytam”. – Oho! Pierwsze mieszanie czasów. Prosta zasada. Wszystko w przeszłym, bo zaczęłaś w przeszłym. Nie można się zapominać.

 

„– … chciałam ci o tym powiedzieć wcześniej, ale… – Zamrugałem kilkakrotnie powiekami, zdając sobie sprawę, że przecież nie siedzę samotnie. Zerknąłem na Gośkę, która wyglądała na urażoną. Patrzyła na mnie z wyrzutem, zagryzając mocno dolną wargę”. – Wypowiedź należy do Gosi. Po niej powinien znaleźć się akapit, żeby móc pisać o bohaterze. Nie może być tak, że po wypowiedzi postaci A znajduje się komentarz narracyjny należący do postaci B. Czytelnik z automatu przyjmuje, że komentarz należy do mówcy, a przez mieszanie wprowadzasz chaos. Trzeba się potem wracać w tekście i upewniać, kto mówił, a kto robił coś innego.

 

„Spojrzałem ponad jej ramię i utkwiłem wzrok w brunetce”. – O „kobiecie” było, ale o kolorze włosów jeszcze nie, chociaż kwestia ta sama. Narrator zna postać, na którą patrzy. Zna jej imię. W życiu nie pomyślałby o niej „brunetka”.

 

„– Z patrzeniem na nią nie miałeś żadnych problemów – powiedziała uszczypliwie ruda. – Znam ją i uwierz mi, to nie jest dziewczyna dla ciebie”. – Jak wyżej. Chyba że „Ruda” to pseudonim Gośki. Bohater na przykład mówiłby do niej: „Odczep się, Ruda”. Ale wtedy wymaga to wielkiej litery.

 

„– Faceci – prychnęła. – Koleś ledwo skończył studia i praktycznie każda dziewczyna ze szkoły oglądała się za nim.

– Ty też? [akapit] – Ruda zarumieniła się. [akapit] – No dobra, ale nie świrowałaś na jego punkcie”.

 

Mam wrażenie, że scena w barze jest trochę… nudna. W sensie bohaterowie rozmawiają naturalnie, ale ciągnie się to dość długo. Zdążyłam się też już kapnąć, że Gośka kochała się w głównym bohaterze i nawet bawi mnie, że on tego nie załapał w żaden sposób, ale dziwi mnie, że tak naciskał, by skonkretyzowała. Aż tak się przyjaźnili? Aż tak go to obchodziło, kiedy w barze w tym samym czasie przebywała jego wielka miłość? Przed chwilą nie chciał, by Gośka truła mu dupsko, a teraz prawie zmusza ją, by zdradziła mu swoją tajemnicę. Bohater jakby sam nie wie, czego chce. Bije z niego niekonsekwencja. Jakbyś od początku nie zastanowiła się, jak go poprowadzić, ale prowadziła go z dialogu na dialog, pod natchnieniem.

 

„Patrzyła na mnie z wyrzutem, zagryzając mocno dolną wargę. – Nie słuchałeś mnie, prawda? – zapytała chłodno”. – Trudno jej musiało być, pytając i zagryzając wargę jednocześnie. Brakuje jakiegoś akapitu, odstępu, może wspomnienia, że zapytała po chwili.

 

„Chciałem jeszcze coś dodać, ale obok nas przeszła Julka. Była sama. Nie wiem, co mi się stało, ale gwałtownie zeskoczyłem z krzesła i poszedłem za nią. Może to było desperackie posunięcie, ale nie mogłem całą wieczność wzdychać do jednej dziewczyny i nic nie robić”. – O! A jednak bohaterowi zależało na Julce bardziej, niż zainteresowany był wyznaniem Gośki. Znów w drugą stronę przechylasz szalę. Jak na rollercoasterze. Właściwie sama nie wiem, jaki jest ten bohater. Nie mogę wyznaczyć mu jakiegoś jednego ścisłego charakteru. Wydaje się pełen wszystkich cech świata: raczej zamknięty w sobie dopiero teraz chce wyjść z pracoholizmu do ludzi, czuje się samotny, pełen tajemnic, drażliwy do Gośki, bo go znalazła, ale i trochę zabawny, otwarty, dociekliwy, zainteresowany Gośką i pewny siebie na tyle, by pójść się przywitać z Julką.

 

„Brunetka zatrzymała się po drugiej stronie baru, więc stanąłem za nią”. – Julka. Po prostu.

 

„– Przepraszam, ale niewiele mi to mówi.

– A czy ta niewiedza stoi na przeszkodzie w bliższym poznaniu ciebie?” – o borze, jaki tani chwyt. Ej, lowelasie, taki z ciebie otwarty zawiadaka? Bo na początku: smutny i z kielichem w dłoni wcale nie wyglądałeś na takiego.

 

„Julka przygryzła wargę, patrząc na mnie spod rzęs”. – Zwykle „spod rzęs” używa się z jakimś dopełnieniem, np. „spod długich rzęs” albo „gęstych, czarnych”, ewentualnie „posklejanych”. To musi coś wnosić. Samo „spod rzęs” jest słabe, no bo wiadomo, że bohaterka raczej – jak to człowiek – ma rzęsy na powiekach.

I co one wszystkie tak przygryzają/zagryzają wargi? Dwie na dwie bohaterki w scenie. Czekam na trzecią.

 

„Rozejrzałem się dyskretnie wokół, lecz po rudej ślad zaginął”. – Zabrzmiało poetycko, nienaturalnie. Szyk: zaginął ślad. Włosów już nie będę komentować.

 

„Pierwsze trzy miesiące były spełnieniem moich marzeń. Już w liceum chciałem być chłopakiem Julki. Fakt, minęło kilka lat, ale niektóre dziewczyny zapadają w pamięć na zawsze i taka właśnie była brunetka”. – Brzydkie powtórzenia „być”. No i nagle narracja pierwszoosobowa „tu i teraz” zmienia się w tzw. pamiętnikarską. Czyli najpierw uczestniczyliśmy w scenie, a teraz dostaję suche streszczenie, jakby bohater nagle zaczął pisać pamiętnik i opowiadać coś, a nie przeżywać wszystko po kolei.

 

W streszczeniach nie ma pozornie nic złego; problem jedynie może mieć czytelnik nastawiony na akcję/sceny/dynamizm. I, jak pewnie wszyscy już wiedzą po poprzednich ocenach i mojej „pracy” na WS – ja takim właśnie typem czytelnika jestem. Nie przepadam za nudą, za laniem wody, za opowiadaniem zamiast pokazywania. Zdecydowanie wolę trzy krótkie sceny-migawki, kiedy Julka trzy na trzy spotkania dostaje prezenty, bohaterowie jedzą to, co ona chce (raz w kinie, raz po spacerze, raz u niej, gdy główny w czymś jej pomaga) i przy tym dostaję konkretne dialogi, czuję obecność bohaterów. Streszczenie tego nie daje – opisuje wydarzenia na sucho, tylko z perspektywy bohatera (nie mogę wtedy obserwować Julki i wnioskować o niej, postać jest dla mnie papierowa, jest jedynie wspomnieniem, nie znam jej, nie mogę jej polubić albo nie polubić, nie mam z czego wyrobić sobie o niej zdania).

 

„Najgorsze było to, że przez cały ten czas nie widziałem się z Gośką”. – O nie, nie, nie, drogi bohaterze. Dwa-trzy akapity wyżej było napisane, że nie myślisz o innych kobietach, gdy jakieś widzisz, to i tak liczy się tylko Julka. Ba! Chwilkę temu czytałam: „Nie potrzebowaliśmy nikogo więcej do szczęścia”. To się wyklucza, i to tak dość ostro.

 

„Nie odbierała telefonów, a kiedy chciałam ją odwiedzić to pocałowałem klamkę”. – Podejrzewam, że bohater mógł zrobić coś więcej. Napisać do niej na Facebooku, na przykład. Albo mieli też wspólnych znajomych. Gdyby mu zależało, zrobiłby pewnie coś więcej niż zadzwonił i raz przejechał się do mieszkania.

 

„Byłem sfrustrowany, bo nie wiedziałem [przecinek] czy ruda nie ma dla mnie czasu, czy chodzi o coś więcej”.

 

„Na dodatek, [przecinek zbędny] szalała za facetem, który zachowywał się jak psychopata”.

 

„Z roku na rok, [przecinek] zacierały się granice między nami”.

 

„– Boże, gdzie się podziewałaś? – naskoczyłem na nią. – Od kilku tygodni próbuję się z tobą skontaktować i cisza. Nie raczyłaś nawet oddzwonić”. – Przypomina mi się w tym momencie początek historii, kiedy Gośka powiedziała: „Przestałeś odpisywać na wiadomości, nie odbierałeś telefonów, więc postanowiłam cię poszukać”, na co główny prychał pogardliwie i pytał, kiedy Gośka przestanie go niańczyć. Fajnie, że role się odwróciły, nie wiem tylko, czy celowo ukazujesz tę hipokryzję.

 

Scena w hipermarkecie to ostra drama. Zastanawiam się, czy wybuch powinien być aż tak silny? Minęło kilka miesięcy, bohaterowie nie mieli ze sobą kontaktu, a Gośka zachowuje się, jakby scena w barze miała miejsce przedwczoraj. W sensie, czy trochę nie przesadziłaś z realizmem sceny? Pomijając, że główny bohater to buc, bo Gośka mówi mu, czego nie chce usłyszeć, a on właśnie jej to mówi (#dafuck), ale. No właśnie: ale. Gośka wcześniej wyszła z klubu. Tak po prostu, jakby uniosła się dumą. Tutaj dumę traci, bo trochę histeryzuje, krzyczy, wylewa gorzkie żale. To się dzieje tak… nagle. I po miesiącach niewidzenia się. Nie wiem, co o tym sądzić, ale wydaje się trochę sztuczne, napompowane emocjami, bez lekkości. Ciężko to opisać słowami, takie mam po prostu odczucie. Być może też przez tematykę, bo to niezła klisza, motyw niezauważonej przyjaciółki często się powtarza i jest dość mocno przewidywalny. Można powiedzieć, że od akapitu, kiedy padło, że bohater tęskni za Gośką, czekałam na to spotkanie i na spodziewałam się dramy, chociaż nieco mniejszej. O! Wielkość dramy mnie zaskoczyła. Tak powiem, żeby już się nie mieszać.

Aha, no i nie czytając dalej, wiem już, że Gośka ma rację. Julka nie jest odpowiednią dziewczyną dla bohatera. To nie wyjdzie, chyba że mnie zaskoczysz. Nawet trochę na to liczę.

 

„Przeklnąłem siarczyście i spojrzałem pod nogi”. – Przekląłem.

 

O, scena z Julką i obiadem idealnie pokazuje to, o czym wspominał bohater – że to samolubna szuja, chociaż on nie powiedział tego wprost. W końcu dostałam dowód na to, że bohaterka taka faktycznie jest i w końcu mogę sama od siebie powiedzieć, że jej nie lubię.

Mówiłam, że o tym już nie wspomnę, ale nie mogę. Tyle miesięcy w związku, a ukochana nadal jest „brunetką”, jakby była zupełnie obcą kobietą w kolejce do kasy.

Dalej też zapominasz o akapitach:

 

„– Boże, ale z ciebie nudziarz! –[akapit] Zamknąłem usta i zdumiony, przyjrzałem się Julce, która nie wyglądała na zadowoloną. [akapit] – Mógłbyś czasami ich olać, tym bardziej, że to wieśniacy, którzy nawet nie potrafią się zachować w towarzystwie!”.

 

„Przecież Julka miała prawo nie lubić moich rodziców, więc nie mogłem zachować się jak cham i kazać jej pójść ze mną”. – Nie dość, że nie lubię Julki, to jeszcze nie lubię głównego. Co to za okropny pantofel-lelum-polelum. Okej, wiem, że masz prawo kreować takich bohaterów. Ale stawiając takiego kogoś w sytuacjach, które opisujesz, popełniasz jeszcze większą kliszę. To jest tak schematyczne, że bardziej się nie dało. O tym było co najmniej tuzin filmów młodzieżowych i dwa tuziny powieści, również dla takich odbiorców.

Czekam na scenę, kiedy bohater się kapnie, że kocha Gośkę. Wtedy opowiadanie się skończy, a ja powiem, że w ogólnym rozrachunku było strasznie stereotypowo. Trudno odnaleźć w tym wszystkim teraz coś, co mi się podoba. Historia jest tak sztampowa, że na tym etapie myślę o niej: „no dobra, Skoia, byle do końca”.

 

„Na mój widok, [przecinek zbędny] żadna z nich nie zareagowała”.

 

„– Piotrek jest taaakiii przystojny! – zawołała Julka. [akapit] Zacisnąłem dłonie w pięści, bo chociaż to były tylko puste słowa, odezwała się we mnie zazdrość. [akapit] – Pamiętacie tamte kino? Usiadł obok mnie, a potem cały czas dotykał moich kolan i ud! – Wszystkie jednocześnie zapiszczały”.

 

„Nie wyglądała seksownie, chociaż wystarczyło, żebym zerknął na odsłonięte piersi i tyłek, a w bokserkach zrobiło się mniej miejsca”. – No dobra, ale bohater jest dorosły, tak? I co? Jednocześnie brzydzi się, bo może kochał się z kobietą, która prawdopodobnie nie myślała o nim w czasie seksu, i… myśli penisem? Ja wiem, że mówi się, że to drugi (albo czasem i pierwszy) mózg mężczyzny. Taka stacja dowodzenia. Ale, cholerka, to tak przekornie! A ty jednak sięgasz od kliszy w kliszę. Jak facet widzi nagą laskę, to musi być od razu napalony, jaka by ona nie była. Bo generalnie mężczyźni nie mają mózgu. Tag.

Jeżeli bohater widzi nieszanującą go kobietę (i w pełni świadomie mówi o tym braku szacunku), to nie będzie chciał z nią w tym samym czasie współżyć. Rety!

 

„Postanowiłem nie bawić się w żadne gierki, tylko od razu wyłożyć karty na stół. Od środka zżerała mnie zazdrość, a reakcja Julki dodatkowo mnie wkurzyła, bo wybuchła śmiechem”.

A. Ze zdania wynika, że śmiechem wybuchła reakcja.

B. Mimo zazdrości majtki dalej pełne, co, bohaterze?

 

„– Łukasz?

Ten głos. Odwróciłem się i spojrzałem na Gośkę, która przyglądała mi się z troską”. – No oczywiście, że Gośka. Ostatnio darła się na ciebie wkurzona, bo byłeś szczęśliwy, a teraz, gdy zapijasz smutki, to przybywa z troską. Specjalnie, aby czytelnik ją pokochał do żywego i zaczął wam kibicować.

 

„ – Znowu pijesz?

– Znowu się czepiasz?”. – Jeszcze przed sekundą się nią zachwycał, że jaka ona: „wow”. Wcześniej za nią tęsknił, na dodatek wyszło faktycznie, iż Julka to okropny babsztyl. O CO MU CHODZI W ŻYCIU?

 

„Nie wiem, co mnie podkusiło, ale dotknąłem jej policzka. Uśmiech znikł z twarzy z Gośki i tylko patrzyła na mnie, tymi swoimi ogromnymi oczami. Coś ścisnęło boleśnie mój żołądek.

– Tęskniłem za tobą”. – On jest okropny! Nie cierpię tego bohatera. Interesuje się Gośką dopiero wtedy, jak jej nie ma. Chwali się jej, że jest szczęśliwy, kiedy ona nie chce. Gdy widzi ją zadbaną i na jakimś spotkaniu z innym mężczyzną, ma czelność robić jej taką wodę z mózgu. To jest egoista jakich mało. Na tym etapie historii chciałabym, żeby wrócił do Julki i się razem kisili w swoim samolubstwie.

 

Nie zrozum mnie źle. Nie piszę tego, bo coś mi się nie podoba. Piszę, bo tekst wywołuje na mnie emocje. Opisuję ci, co myślę o bohaterach, gdy o nich czytam. Nie wiem, czy planowałaś pisać o głównym, którego nie polubię, ale chcę, abyś miała świadomość, że takie wzbudza we mnie odczucia. Masz prawo kreować postaci dobre, złe, miłe, niesympatyczne – jakie sobie wymarzysz. To nie przekreśla tekstu. Chyba że chciałabyś, abym te postaci odbierała inaczej. Wtedy w którymś momencie coś nie wyszło.

 

Podoba mi się pogodzenie Julki z bohaterem (swoją drogą któraś mogłaby go w końcu nazwać po imieniu, to by trochę ułatwiło). Nie spodziewałam się tego, sądziłam, że idziemy już do końca, do Gośki.

 

„Przygryzła dolną wargę (…)” – nadal pamiętam, że to już było.

 

„Nie lubiłem upałów ani tłumów ludzi (…)” – jakich innych tłumów bohater mógłby nie lubić?

 

„Tamtego dnia, [przecinek zbędny] siedziałem na piasku (…)”.

 

„– Z tego co pamiętam, nie chciałaś słuchać na temat naszego związku”. – Z tego co pamiętam, ostatnio, gdy było źle, to chciałeś się żalić. Teraz znów jest dobrze, więc nagle szanujesz zdanie Gośki. Rollercoaster!

 

„To nie był zwykły pocałunek, a ona nie zachowywała się [przecinek] jakbyśmy byli w miejscu publicznym”.

 

„Sielanka trwała dwa miesiące”. – Zdanie wcześniej czytałam, że bohater pierwszy raz pożałował, że Gośka nie jest Julką, a teraz nagle piszesz o sielance. Sielanki nie dzieją się, kiedy podświadomie nie chce się z kimś być, nie sądzisz? Strasznie mącisz.

 

Do zakończenia nie miałam już żadnych uwag, poza łupiącym w głowie: „Wiedziałam, że tak będzie”. Mimo to podobało mi się zakończenie, te ostatnie słowa Gośki sprawiły, że się uśmiechnęłam. Odnośnie samej fabuły napiszę, że dało się to zrobić lepiej. Wyznaczać grubą linią zmiany zachodzące w bohaterze, dało się pokazywać zamiast streszczać i nie mącić w obrębie jednej sceny różnymi faktami. Postaci mają prawo się zmieniać. Ale aby się zmieniać, musi: a) mijać czas, b) muszą jacyś być konkretni najpierw. A twój bohater nie jest konkretny. On po prostu jest.

Chyba Julka była najlepiej odegraną postacią. Gdy czytałam z nią dialogi, nóż otwierał mi się w kieszeni, więc to działało. Jej kreacja wyszła udana, chociaż mogłoby być jej więcej w scenach, a mniej w streszczeniach. Nie wiem jednak, czy wyszedł ci główny bohater – tego pewna nie jestem. Wiesz, co o nim myślę. Gośka? Gdyby nie ta sztuczna drama w markecie, lubiłabym ją bardziej.

Popracowałabym też nad fabułą. Klisze nie są złe, jeśli w jakiś sposób się je odświeża, urozmaica, dodaje coś od siebie. A tu? Scenariusz przewidywalny do znudzenia, już od pierwszej sceny w barze, gdy bohater nie wyciągnął z Gośki, kto tak bardzo jej się podoba. To sprawiło, że przewracałam oczami przez ileś tam procent historii… no dobra, po co naciągać. Przez całą historię, trzeba być szczerym. Brutalnym, ale szczerym.

Pilnuj też dialogów i spraw, by główni bohaterowie w narracji pierwszoosobowej, jeżeli w przyszłości będziesz jeszcze z niej korzystać, myśleli bardziej naturalnie. Zastanawiaj się razem z nimi, niech wypowiadają się charakterystycznie, mają swoje maniery językowe. Stylizacyjnie główny bohater nie różni się od nikogo jakoś specjalnie. Mógłby być każdym, typowym… to pasuje do kliszy i spłyca ją jeszcze bardziej. No i niech przestanie określać osoby, które stoją obok i które zna kolorem włosów. Proszę. Dobrze wiesz, że tak się nie dzieje w naszych głowach. To tak nie działa.

Wpasowałaś się w tematy – i właściwie tyle w tym... temacie. Księżniczka faktycznie była w innym zamku, a ideał też podruzgotał, i to dość mocno. Na plus.

Napisałam wczoraj i opublikowałam na WS artykuł o różnych typach narracji, w tym o pierwszoosobowej. Na zakończenie polecam zajrzeć: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/o-takich-co-dobrze-mowia-czyli-narracja.html.

 

 

Tyle ode mnie na dziś. Punktacja trafiła już do Arysto i będziemy pracować nad notką podsumowującą, gdy wszyscy wrzucą ocenki. Dzięki wielkie wszystkim za bitwę i do poczytania kolejnym razem.

 

Aha. W ocence mogą pojawić się babole. Skończyłam ją pisać o 17:30 i od razu wrzucam, co rzadko mi się zdarza, no ale niestety nie mam już czasu na betę. Będę ją robić w międzyczasie, gdy tekst zawiśnie, więc jeżeli znajdziecie jakiś babol, literówkę, cokolwiek, to piszcie w komentarzach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Justyska 28.03.2018
    Jednak mogłam być anonimowa:) Z interpunkcją walczę od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.
  • fanthomas 28.03.2018
    Jakby co to fanthomas, nie peter przy tytule ;)
  • Biegnę poprawiać :) wybacz, sugerowałam się e-mailem
  • Elorence 28.03.2018
    Dziękuję Skoiastel :)
    Dość szczerze, a wręcz brutalnie.
    Przyznam, że główny bohater mi nie grał od samego początku. Nie wiedziałam tylko co dokładnie mi w nim nie pasuje. Teraz już wiem, że mogłam przerzucić się na narrację z punktu widzenia Gosi. Może wyszłoby lepiej.
    Było stereotypowo, bo wzięłam się za pisanie pod wpływem pierwszego pomysłu, jaki wpadł mi do głowy. I to był błąd. Trudno.

    Błędów jest sporo. Kurczę, jestem bardzo niezadowolona. I rozdrażniona, bo nie ma co się wzorować na niektórych wydanych książkach, skoro ktoś dopuszcza do publikacji tekst z takimi poważnymi błędami - chodzi mi o rozdzielenie dialogów i czynności akapitami. I tak jak wspominałam pod oceną Alladyna. Polonistka wprowadziła mnie w błąd. Uważała, że należy rozróżniać bohaterów pod kątem koloru włosów i oczu. Na dodatek, jestem podwójnie zła, bo byłam na tym blogu i przeczytałam kilka artykułów, i jak widać - niewiele z tego wyniosłam.

    Jeszcze raz, bardzo Ci dziękuję :)
    W wolnej chwili zajrzę do tego jeszcze parę razy i postaram się utrwalić sobie kilka ważnych rzeczy.
    Pozdrawiam :)
  • Nie ma za co :)
    Nie rozdziela się wypowiedzi i czynności, jeżeli obie należą do tego samego bohatera. Nie może być tylko tak, że ktoś coś mówi, a w tej samej linijce tekst komentuje inna osoba niż mówiąca.
    Polonistki zazwyczaj wprowadzają w błąd. Przede wszystkim dlatego, że one uczą, jak napisać dobrą charakterystykę czy rozprawkę, czy krótkie opowiadanie-wypracowanie, zgodne z kluczem, aby zaliczyć pracę. Nie uczą jednak pisać opowiadań/powieści. Brunetka jest dopuszczalnym słowem w pracach szkolnych. Ale kiedy otworzysz sobie powieść fabularną, zobaczysz, że bohaterowie nie są tam oczami ani włosami. Tutaj głównym błędem było to, że wykorzystałaś narrację pierwszoosobową, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że taka narracja wymusza opisywanie myśli narratora. Nie pomyślę o moim tacie czy mojej siostrze, że stoją obok mnie rudzi. Albo zielonoocy. To po prostu jest nienaturalne. Ale żeby nie było, że tylko w pierwszoosobówkach takie słownictwo odpada...
    W trzecioosobówkach, które nie są "do szkoły" także używanie zielonookich rudowłosych albo ciemnookich brunetek uważa się za wadę. Niekoniecznie "kobietę" czy "mężczyznę" – to jest okej. Ale oczy i włosy świadczą zwykle o amatorstwie. O nieporadności językowej autora, który na siłę szuka synonimów, bo unika powtórzeń. Ale czym się różni określenie "zielonooki" od "poziomkowoustego" albo "czarnorzęsego"? Ano niczym, w ogóle. Kiedy wrzuci się to do jednego worka, okazuje się, że cały wór jest desperacką tandetą. Lepiej mieć powtórzone imię niż kombinować i udziwniać. Na tej samej zasadzie nie nazywa się wody życiodajną cieczą czy płynem, a książki przedmiotem.

    Skoia.
  • ausek 28.03.2018
    Z przyjemnością przeczytałam Twoją ocenę. No i zapewniłaś mi zajęcie na dzisiejszy wieczór - poszperam troszkę na blogu. Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania