Patrząc zza krat - część druga

Will nie otwierał oczu, mimo że się obudził to leżał z zamkniętymi oczami. Wiedział, co zobaczy. Nie chciał widzieć tej celi. Nie chciał. Nienawidził jej. Postanowił przeleżeć tyle czasu ile będzie mu dane. Nie wiedział czy śni, czy już w końcu się obudził. Po prostu się bał.

- Will, będziesz spał cały dzień?

Mimowolnie otworzył oczy i się rozejrzał. Ten głos był taki normalny. Szukał rozpaczliwie jego źródła i wtedy go dostrzegł. W celi naprzeciwko, przy kracie, stał mężczyzna z długimi blond włosami z półuśmiechem na bezzębnej twarzy. Will czuł jak łzy napływają mu do oczu.

- Dan!

- No a kto ma być? Jestem twoim sąsiadem od miesiąca.

Obudził się. Czuł, że to nie jest koszmar, tylko najzwyklejsza rzeczywistość. Mężczyzna podszedł do kraty i wpatrywał się w Dana. Po chwili z lekką obawą rozejrzał się po korytarzu. W celi obok Dana dostrzegł ogoloną na łyso postać. Nazywali go Świetlik. Tak! Jawa.

- Stary zaczynasz świrować? Nie uniewinnią nas za wariactwo – Dan głośno się zaśmiał.

- Nie, to tylko radość

- Radość? Ok, zaczynasz świrować. E, Świetlik, słyszałeś? Will czuje radość. Jak mu przysmażą dupsko to mu się odechce cieszyć, co nie?! – zarechotał obleśnie.

Świetlik się nie odezwał.

- Tego mi brakowało – Will uśmiechnął się pod nosem i zamknął oczy, by głęboko odetchnąć.

Gdy je otworzył, Dan się w niego intensywnie wpatrywał. Czołem dotykał krat, głowę lekko przechylił i w ogóle nie mrugał.

- Dan, co jest? Zakochałeś się? - mężczyzna się zaśmiał – Ej Świetlik! Dan nam się chyba zakochał!

Łysy więzień wstał i podszedł do krat. Ujął je w dłonie i zaczął wpatrywać się w Willa. Ten się poczuł speszony i rozejrzał się po innych celach. Wszyscy więźniowie się w niego wpatrywali. W ten sam sposób. Cicho. Bez przerwy. Bez mrugania.

- Przestańcie, to nie jest zabawne! - zaczynał czuć się nieswojo.

Usiadł na łóżku i zakrył twarz dłońmi. Odczekał parę minut, po czym zerknął na współwięźniów. Wpatrywali się w niego tak samo intensywnie jak wcześniej.

- Możecie przestać?!

Pojawiła się jakaś reakcja. Wszyscy jak na komendę opuścili ręce wzdłuż ciała. Teraz każdy wyglądał tak samo. Wyprostowany. Po prostu się patrzył. Każdy. Tylko w jeden punkt. Na niego.

- Przestańcie!!! - Will zaczynał panikować – Strażnik! Strażnik!

Nie przyszedł nikt, nikt nie chciał mu pomóc, dlatego postanowił ich przeczekać. Położył się na pożółkłym materacu i zamknął oczy. Udało mu się zasnąć pomimo tej atmosfery, która powstała na bloku. Upłynęły dwie godziny. Mężczyzna ze sporymi obawami spojrzał na cele współwięźniów. Zachłysnął się powietrzem i gwałtownie usiadł na łóżku. Więźniowie byli w tych samych pozycjach, co wcześniej. Robili dokładnie to samo, czyli intensywnie się wpatrywali, tylko z jedną różnicą, Stali przed swoimi celami.

- Dan! Dan! Co wy odpieprzacie!? Świetlik, kurwa, o co wam chodzi? I czemu was wypuścili!?

Nikt nie odpowiedział. Will złapał się za głowę i odwrócił do ściany. Stał tak chwilę, po czym znów chciał zacząć do nich przemawiać.

- Możecie...

Stali bliżej. Każdy jakby zrobił krok do przodu.

- To nie jest śmieszne! Przestańcie!

Zamknął oczy i mocno westchnął, lecz gdy je ponownie otworzył to uświadomił sobie, że znów stoją bliżej jego celi.

- Przestańcie! Przestańcie! PRZESTAŃCIE!!!

Will padł na kolana i dotknął głową posadzki. Trwał tak parę minut. Lekko uniósł spojrzenie i to, co zobaczył sprawiło, że wrócił do poprzedniej pozycji. Tuż za kratą celi dostrzegł nogawki szarych kombinezonów. Stali tam. Wszyscy. Pół metra od niego.

Przeszło mu przez myśl, że dopóki jest tu zamknięty to nic mu nie zrobią, ale nie chciał na nich patrzeć. Nie chciał. Trwał dalej na kolanach, z twarzą skrytą w dłoniach, dotykając czołem podłogi.

- Możecie sobie pójść? Możecie mnie zostawić? Proszę...

Odczekał chwilę. Nie usłyszał żadnego dźwięku, dlatego lekko uniósł głowę. Wtedy łzy przerażenia popłynęły mu po policzku.

- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!

Szare kombinezony stały w jego celi. Czuł ich zapach. Stali dookoła niego. Wszyscy. Tak bardzo blisko.

Will się poderwał i stanął twarzą w twarz z nimi. Spojrzał na Dana, potem na Świetlika. Obracał się i co chwilę patrzył na kogoś innego.

- Co?! Co?! CO?! Co chcecie!? No dalej! Zróbcie to!

Ale oni tylko na niego patrzyli.

Uderzył jednego z więźniów w twarz. Tamten upadł, ale u reszty nie wywołało to żadnej reakcji. Oprócz tego, że zbliżyli się o parę milimetrów.

- CZEGO CHCECIE?!

Nie odpowiedzieli. Tylko się zbliżali coraz bardziej zacieśniając okrąg.

- NIIIEEEEE!!!

Will ukląkł, a oni zaczęli się nad nim pochylać. Nikt go nie dotykał. Tylko coraz bardziej zbliżali blade twarze. Utworzyli nad nim kopułę. Otoczyła go ciemność, skulił się i zamknął oczy.

- Zróbcie to szybko...

Nic się nie stało. Gdy ponownie otworzył oczy to był sam w celi. Współwięźniów nigdzie nie było widać. Mężczyzna nie wstawał, po prostu rozpłakał się z bezsilności i strachu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania