Pewnej nocy w Paryżu ~ Rozdział 1

"Pewnej nocy w Paryżu" ~ Rozdział 1 "Spotkanie na dachu"

 

//Od razu chciałbym przeprosić, uspokoić ELENEWEST. Mam nadzieję, że mi przebaczysz wykorzystanie twojego nicku do stworzenia imienia dla bohaterki. Miłego czytania.\\

 

Grim siedział bez ruchu w kucki na krawędzi dachu na wysokości dwudziestego piętra, wpatrzony w stojącą naprzeciwko rzeźbę gargulca. Szponami wczepił się w fasadę, jakby był jej częścią, a deszcz odbijał się od jego obsydianowego ciała tak samo, jak od ścian budynku. Można by pomyśleć, że tam w górze widać po prostu wielką, demoniczną rzeźbę i nawet najbardziej uważny obserwator nie zauważyłby obłoczków pary wydobywających się przy każdym sapnięciu z kamiennych ust. Tej nocy jednak i tak nikt nie patrzył w górę. Pojedynczy ludzie przemykali daleko w dole ze spuszczonymi głowami, jakby bali się latających ostrzy.

Grim wcale im się nie dziwił. Nienawidził takiej pogody. Prawie sto lat temu przybył ze słonecznej Hiszpanii do Paryża i wydawało mu się, że przywyknie do nowego, wilgotnego klimatu, deszczu, nisko zawieszonych chmur i świszczącego wiatru. Nigdy jednak mu się to nie udało, co więcej, wydawałoby się, że z dnia na dzień robi się coraz gorzej. Szczególnie teraz, gdy już od kilku godzin siedział na deszczu przemoczony do suchej nitki w oczekiwaniu na ojca, a jego jedyną rozrywką było gapienie się na martwą rzeźbę w nadziei, że ta się ruszy. Zamrugał oczami, żeby strącić krople deszczu z rzęs.

Nie wiedział, ile dokładnie już czeka, ale na pewno o wiele za długo. Miał znacznie ważniejsze i pasjonujące sprawy do załatwienia. Na przykład sprawa z wampirami, które znowu wdały się w bezsensowny konflikt z wilkołakami i wręcz prosiły o interwencję Rady Gargulców. Albo ten zwariowany gremlin, który od kilku tygodni przewiesza obrazy w Luwrze, napełnia kościelne kielichy moczem i rozwala samochody stojące na strzeżonych parkingach, że aż miło, i którego nadal nie udało się złapać.

Grim parsknął cicho. Nie dlatego, że się specjalnie przejmuje, że Mona Lisa co noc wisi obok męskiej toalety albo że wampiry i wilkołaki rozwalą sobie czaszki. Jako osoba trzecia z chęcią pooglądałby te potyczki, lecz był tylko prostym gargulcem, którego misją jest ochrona Paryża, by wiedza o istnieniu innych ras nigdy nie ujrzała światła dnia. A takie działania jak wojna klanów mocno temu zagrażała. Ludzie zostaliby wplątani w wir zamieszek, co by doprowadziło do dekonspiracji "Podziemnego Świata". Mieszkańcy planety nie mieli pojęcia o istotach, żyjących wśród nich, a już na pewno nie o Gargulcach. Bo jedno, co Grim wiedział na pewno, to to, że za nic nie mogą się dowiedzieć o jego istnieniu. Nigdy. Tak stanowi Prawo.

Nie mniej jednak te sprawy stawały się rutyną. Oczywiście zawsze było to bardziej zajmujące niż jakieś wyjątkowo nudne zadanie, ale nie tak wymagające, jak sprawa ostatnich morderstw. Kamienną skórę Grima przebiegł dreszcz, kiedy o tym pomyślał. Bite dwa miesiące temu do Paryża zawitała prawdziwa i bezprzykładna groza. Do dziś naliczono sto dwadzieścia ofiar, każdą z nich zamordowano w bestialski i dość oryginalny sposób — choć wszyscy zabici byli potężnymi istotami. Dysponujący unikatowymi umiejętnościami wilkołaki, prastare wampiry, demony, które zdawało się, że są sprytniejsze od wszystkich i członkowie Kamiennej Rady, uchodzących za najsilniejsze i niemalże niezniszczalne istoty na świecie. Wszystkie zostały zgładzone bez żadnego wysiłku, a morderstwom nie towarzyszy żaden stały schemat. Jeden ze znalezionych wilkołaków został obdarty ze skóry i wrzucony do wanny, napełnionej wcześniej kwasem solnym. Z kolei para wampirów została potraktowana tyloma kołkami, że wyglądali jak poduszki na igły. Morderca więc dysponuje potężną mocą, która przerasta dotychczasowych łowców nagród.

Grim ściągnął brwi. Gdyby to jemu powierzono tę sprawę, dawno już byłoby po wszystkim, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Ale nie, dla niego zostawała zawsze najgorsza robota. Przesiadywał na dachach w deszczu, podczas gdy nędzne lizusy z otoczenia jego przełożonego, a zarazem ojca Konstruktora, jak muchy ścierwojady krążyły wokół sprawy morderstw. Żałośne namiastki detektywów do dziś niczego nie zdziałały, większość czasu marnując na przygotowania do śmiesznej ceremonii koronacyjnej króla, jakby nie było nic ważniejszego na świecie. Grim parsknął z pogardą.

Właśnie obnażył jeden ze szponów i wysunął go tak, że drobne odłamki cegieł spadły na ulicę, kiedy usłyszał za sobą dźwięk metalowych obcasów sunących po gładkiej, mokrej od deszczu powierzchni dachu.

— Spóźniony — stwierdził spokojnie, nie odrywając wzroku od gargulca przed nim.

— Przepraszam. Coś mnie zatrzymało. — Głos niewątpliwie należał do mężczyzny. Miał bardzo gruby i donośny ton.

— Kolejne morderstwo? — przerwał mu Grim, za nim gość zdążył wyciągnąć teczkę z aktami.

— Tak — odpowiedział i natychmiast ułożył stertę zdjęć obok gargulca. — Lecz tym razem jest o wiele gorzej. Ktoś napadł na hrabiego Ulryka i jego synów, Trevora i Edmunda. Ciała odnaleziono na dnie rzeki.

— Sposób?

— Wlano im przez gardła roztopione srebro i wydłubano oczy.

— Jakieś ślady?

— Żadnych tak jak przy innych stu dwudziestu ciałach. Rada chce, żebyś przejął śledztwo.

— Czemu dopiero teraz? Niech ich cudowni detektywi się tym zajmą — odparł ze sporą nutą złośliwości.

— Nie tym razem — powiedział cicho mężczyzna i zajął miejsce obok stwora, tak aby dobrze widzieć panoramę nocnego Paryża. — Hrabia i jego dzieci byli jedynymi pretendentami do tronu. Teraz korona wpadnie w ręce wilkołaków lub demonów. Pierwsi kandydaci zjeżdżają się do Wersalu, gdzie Rada wybierze nowego króla.

— Z tego, co wiem, Radzie brakuje trzydziestu trzech członków, którzy zostali brutalnie zamordowani. Bez zebrania wszystkich mądrali, nie ma mowy, o jakichkolwiek rozmowach na temat nowej dynastii.

— Trochę więcej szacunku! — zirytował się mężczyzna. — Pamiętaj, że ja także zasiadam w obradach i mam decydujący głos.

— To, czemu sam nie weźmiesz korony?! — wykrzyczał Grim, odwracając wzrok od rzeźby i utkwiwszy rubinowe oczy w rozmówcy, zeskoczył z murku. — Ciągle narzekasz na władzę, a jednak nie kandydujesz. Pouczasz tylko tych zapyziałych starców i chowasz się za nami, gargulcami, jakbyś wiedział, że zawsze będziemy cię wspierać...

Uciął. Po plecach Grima przeszedł zimny dreszcz, spowodowany czyjąś obecnością. Ktoś ich obserwował. Nadstawiwszy wysoko uszu, rozejrzał się dookoła. Jego rubinowy wzrok świetnie się sprawdzał tak samo w dzień, jak i w nocy, wykrywając wampirzą, wilczą lub demoniczną aurę, którą była przesiąknięta spora część miasta. W końcu ujrzał intruza, przykucniętego za stertą cegieł, znad których wystawała granatowa czapka.

— Wyłaź! — wrzasnął mężczyzna, dając znać gargulcowi, by był gotowy na ewentualne niespodzianki.

***☆***

Elena West, jako świeża funkcjonariuszka paryskiej policji nie mogła zostać obojętna, zwłaszcza po tym, jak jej kryjówka została spalona. Jej plan zostania niezauważalną, żeby podsłuchać rozmowę tajemniczych mężczyzn, spalił na panewce. Powoli podniosła się z ziemi i otrzepując spodnie z resztek kurzu, stanęła w świetle gasnącej powoli żarówki. Miała około metra sześćdziesięciu wzrostu, lecz smukła sylwetka sprawiała, że wyglądała jeszcze drobniej. Długie, blond włosy spięte były w niedbały kucyk, powiewający na tle sąsiedniego budynku w rytm szumiącego wiatru. Twarz zdobiły duże, błękitne oczy, kształtny nos i mała broda, po której ściekały krople deszczu. Na widok nieznajomych wzięła się pod boki. Chciała sprawiać wrażenie odważnej i pewnej siebie, lecz w rzeczywistości próbowała namierzyć palcami kaburę, w której siedział Colt 1911. Stojąc tak w deszczu, czuła jak dygoczą jej kolana, a zimny dreszcz przeszywa ciało, stawiając włosy dęba.

Robiąc kilka szybkich wdechów, przetarła twarz rękawem i raz jeszcze spojrzała na obcych.

Pierwszy z nich wcale nie wyglądał groźnie. Był wysoki, odziany w długą, białą szatę, której koniec zahaczał o brudną powierzchnię dachu. Na twarzy nosił żelazną maskę z odpowiednim otworem na oczy, nos i usta. Jego dłonie skryte były pod grubymi, również żelaznymi rękawicami. Nie wyglądało na to, że ma przy sobie broń, lecz dla pewności Elena miała go cały czas na oku.

Drugi osobnik był z kamienia i to nie były, jak się kobiecie zdawało, omamy. Był nieco niższy od towarzysza, choć cały czas wyższy od niej. Mógł mieć najwyżej metr osiemdziesiąt wzrostu. Jego czarna jak heban skóra połyskiwała w świetle księżyca. Uwagę policjantki przykuły jednak skrzydła, unoszące się nad łysą głową, długi ogon, leżący bezwładnie w kałuży i ostre jak brzytwa szpony, gotowe rozerwać ją na strzępy.

Weź się w garść, powiedziała do siebie w duchu, spoglądając nerwowo na otwarte drzwi, przez które się tu dostała.

— Kim jesteś? — zapytał mężczyzna w szacie, wyciągając ku niej metalową dłoń. — Nie bój się. Nic ci nie zrobimy.

— Mów za siebie — mruknął pod nosem Grim, zdając sobie sprawę z tego, że dziewczyna mogła go słyszeć.

Ten wyższy skorcił potwora wzrokiem i cofnął się o krok.

— Kim jesteście? — zapytała Elena, powstrzymując trzęsące się ręce.

— Mam na imię Konstruktor — odpowiedział mężczyzna w szacie, kłaniając się i wskazał na gargulca. — A to Mefisto, mój syn.

— Jestem Elena...

— A czy jesteś wampirem, demonem lub wilkołakiem? — przerwał jej Konstruktor.

— Nie. Jestem człowiekiem. — odpowiedziała zaskoczona, przysuwając się do drzwi.

— To nie dobrze — zamyślił się i zaczął pocierać palcami brodę. Towarzyszył mu dźwięk tarcia metalu o metal. — Nie powinnaś nas widzieć. W szczególności jego...

Dziewczyna spanikowała. Szybko przewróciła oparte o ścianę deski i zanurkowała w czarnej otchłani drzwi. Natychmiast odnalazła schody i ruszyła biegiem, modląc się o cud. W międzyczasie Grim i Konstruktor wymienili ukratkiem spojrzenia, po czym mężczyzna w białej szacie wskazał na wnękę, w której zniknęła policjantka.

— Zabij!

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • elenawest 17.02.2016
    Oczywicie, że wybaczam :-D
  • Khartus 17.02.2016
    Uf *przeciera czoło* to dobrze.
  • elenawest 17.02.2016
    Khartus :-D
  • Khartus 17.02.2016
    P.S. Tytuł jest tymczasowy więc czekam na ewentualne sugestie
  • elenawest 17.02.2016
    Super tekst :-D z przyjemnością zostawiam 5. Tytuł też pasuje :-)
  • Moni 19.02.2016
    odziany w długą białą szatę
    Brak przecinka.

    Tekst świetny, napiszę więcej jak dokończę kolejny rozdział. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania