Poprzednie częściPewnej nocy w Paryżu ~ Rozdział 1

Pewnej nocy w Paryżu ~ Rozdział 3

"Pewnej nocy w Paryżu" ~ Rozdział 3 "Nowy lokator"

 

— Co to miało być?! — wyrzucił z siebie komendant, zasiadając na chwiejnym krześle i kładąc przed kobietą stertę raportów do podpisania. — Co chciałaś osiągnąć fałszywym wezwaniem?!

Elena skrzyżowała ręce na piersi i spuściła wzrok. Nie miała ochoty patrzeć na przeszywające duszę, zimne spojrzenie przełożonego. Bała się, że ujrzy tam rozczarowanie i zawód, choć w tym momencie myślała, czy nie przejmować się słowami „Wylatujesz”, które zapewne padną z jego obrośniętych wąsami ust. Mężczyzna popatrzył na zdenerwowaną policjantkę, która chyba nie miała zamiaru podpisywać dokumentów.

— Zaczniesz ze mną rozmawiać? — zapytał po chwili milczenia.

— O czym?

— W wezwaniu wykrzyczałaś, że goni cię czarny, rosły mężczyzna i drugi, ubrany na biało.

— Zgadza się — przytaknęła.

— Właśnie otrzymałem raport. Tom i jego ludzie sprawdzili dokładnie cały teren. Nie znaleźli żadnych śladów z wyjątkiem twoich. Co ty właściwie robiłaś na tym dachu?

— Już mówiłam — Elena położyła dłonie na blacie stołu i odsunęła od siebie stertę plików. — Byłam na patrolu i wtedy ujrzałam ubranego na biało faceta. Przemieszczał się między ludźmi. Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi, choć nosił żelazną maskę. Widziałam, jak skręca w boczną aleję i wchodzi do budynku. Poszłam za nim...

— Był sam? — przerwał jej funkcjonariusz.

— Nie. Na dachu czekał na niego skrzydlaty potwór. Wyglądał jak jeden z tych gargulców z katedry Notre Dame. Słyszałam, jak rozmawiali o jakimś morderstwie, pałacu w Wersalu i nowej dynastii.

Z ciężkim westchnieniem policjant odłożył długopis, rozprostował ramiona, jakby od dawna nie ruszał się z miejsca (co zresztą było prawdą) i pochylił się nad leżącą na biurku kartką.

— Słuchaj uważnie — zaczął powoli, głaszcząc swoje wąsy. — Mamy zapis z kamer i zeznanie dwóch świadków, którzy akurat w tej godzinie wyglądali sobie przez okno, by podziwiać widoki. Z ich słów wiemy, że byłaś tam sama, schowana za stertą cegieł, po czym w popłochu przed czymś uciekałaś.

— Już mówiłam i nie zmienię swojego zdania. Wiem, co widziałam — odparła ostro i ukradkiem zerknęła na zegarek.

Spędziła tu dość czasu. Okazując szacunek przełożonemu, powoli podniosła się z krzesła i opuściła pokój przesłuchań. Na korytarzu czekał na nią Tom. Jego poważny wyraz twarzy i lekko przymrużone oczy wskazywały, że stał tu od samego początku, zastanawiając się nad czekającą ich rozmową. Elena spojrzała w jego błyszczące, mądre i zielone oczy, po czym odwróciła się na pięcie i machnąwszy kucykiem, ruszyła korytarzem.

Mężczyzna westchnął.

— Czekaj! — nakazał jej władczym tonem, co niezbyt się kobiecie spodobało. Nigdy tak do niej nie mówił. Nawet w bardzo poważnych sprawach zachowywał spokój, lecz tym razem sprawa nie była jasna.

— Co chcesz? — rzuciła od niechcenia, zrzucając z ramienia jego rękę. — Też będziesz prawił mi morały?

— Nie. Oddaj odznakę. Zostałaś zawieszona na okres dwóch tygodni.

— Że co?! Chyba żartujesz?

— A wyglądam na takiego?

— No weź. Nie wierzysz mi?

— Tu nie o to chodzi — złapał ją za ramiona i lekko nią potrząsnął. — Od dwóch miesięcy staramy się złapać mordercę, który posłał siedemnastu policjantów do piachu. Wszystkie jednostki są w stanie gotowości, a ty w godzinach wieczornych wzywasz posiłki do miejsca, w którym nie powinnaś być i do osób, które ci się przywidziały.

— Tom? Proszę...

— Przepraszam, ale słowo się rzekło.

— Zapominasz, kto nakrył producentów kokainy w piwnicach banku?

— A przypomnieć ci, że byłaś na tyle mądra, że podszyłaś się pod ich kierowcę i w czasie transportu wypadła ci odznaka ze spodni? Gdyby nie ja i grupa antyterrorystów, leżałabyś w grobie z dziurą po kuli lub co gorsza, naszpikowana narkotykami w śmiertelnych dawkach! — wypalił bez zastanowienia, choć przypomniał sobie, że obiecał nigdy już nie wyciągać tej sprawy na wierzch.

— Przepraszam — dodał szybko i puścił ukochaną. — Masz wziąć wolne i odpocząć. To rozkaz.

Ostatnimi siłami powstrzymywała się od tego, żeby nie splunąć mu w twarz. W końcu myśl, o tym, że jest prawą ręką komendanta i do tego szefem w wydziale morderstw mocno nią trzasnęło. Była tylko przeciętną policjantką z drogówki, która kilka razy wypchnęła się przed szereg i narobiła mu kłopotów. W końcu to on ją polecił do tej pracy. Westchnęła i ruszyła dalej, zabierając po drodze kurtkę i zostawiając odznakę oraz broń u Lenny'ego, posterunkowego dozorcy. Gdy była już przy drzwiach, odwróciła głowę i ostatni raz spojrzała na chłopaka, mrucząc coś pod nosem.

— Słucham? — zapytał Tom, widząc, że te słowa kieruje wprost do niego.

— Od dziś śpisz na kanapie! — krzyknęła i trzasnęła drzwiami.

***☆***

Godzinę później była już pod swoim mieszkaniem przy ulicy Rue de Rivoli w samym centrum Paryża. W kilka chwil wjechała na ostatnie piętro kamienicy i stanęła jak rażona piorunem, widząc kamiennego gargulca opartego o jej dębowe drzwi. Teraz wydawał się jej o wiele wyższy i masywniejszy niż zapamiętała go z poprzedniej nocy, w której wyszła na idiotkę.

— Długo każesz na siebie czekać — uśmiechnął się pod nosem i obnażając jeden ze szponów, nakreślił na drzwiach znak półksiężyca.

— Co ty wyprawiasz?! — zapytała ze zmieszanymi uczuciami. Była rozgniewana na przełożonych, swojego faceta i kompletnie zaskoczona wizytą stwora.

— Wprowadzam się...

— Zapomnij — przerwała mu ostro.

— Słyszałaś Konstruktora. Mam cię mieć na oku, a trudne to zadanie będąc przyklejonym do mokrej fasady katedry lub stalowych prętów Wieży Eiffla.

— Nie ma mowy, żebyś ze mną zamieszkał... — powiedziała stanowczo ze strachem w oczach. — Chwila... Przecież ciebie nie ma. To tylko moja wyobraźnia, prawda?

Grim wzruszył ramionami, doskoczył do kobiety i łapiąc ją za gardło kamienną dłonią, uniósł nad ziemię.

— Fata Morgana, czy nie. Jestem prawdziwy i jako twój nowy strażnik zamierzam cię mieć na oku. Zrozumiałaś?

Elena kiwnęła głową i głośno przełknęła ślinę. Nie miała sił dyskutować z gargulcem, chciała odpocząć i przemyśleć ostatnie wydarzenia. Gdy Grim ją odstawił, wyjęła klucze i wpuściła go do środka.

— Możesz zamieszkać na strychu — wskazała na niewielkie schody.

Stwora jednak już przy niej nie było. Widziała tylko jak długi, szary ogon znika w suficie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Moni 19.02.2016
    Supcio. :D Dziwne, że nie odesłali ją na testy na narkotyki czy coś. :/
  • Khartus 20.02.2016
    Dzięki. W sumie mogłem tak zrobić, ale stwierdziłem, że skoro to jej pierwszy aż tak poważny wybryk, to niech dadzą jej szanse.
  • Moni 21.02.2016
    O, teraz zauważyłam ten komentarz. C: No, niech Ci będzie, ale i tak to dziwne. XD
  • Khartus 21.02.2016
    Dzięki za anonimowe 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania