Przypadek Nikołaja Aleksandrowicza Kropotkina
Przypadek Nikołaja Aleksandrowicza Kropotkina
Nikołaj Aleksandrowicz Kropotkin, właściciel niewielkiej garbarni na placu Stryjeńskim. Człowiek usłużny, chętny w niesieniu pomocy lokalnym władzom. Widuję go często, nieopodal bazaru.
Potrafi o siebie zadbać, zawsze elegancki, w dobrze skrojonym surducie, o twarzy nieźle odkarmionego warchlaka - szczerze? - nie lubię typa.
Podobnego zdania jest większa część miasteczka, za wyjątkiem Miszy Bagrationa.
- Szczera dusza, ale niezbyt rozgarnięty. -Tylko on, na widok Kropotkina szczerzy zęby bez opamiętania.
W sobotę miasteczko obiegła wieść, jakoby Wizun Anfiłow, zwędził ze składu garbarni, dopiero co uszykowane sobole.
Nikołaj Aleksandrowicz Kropotkin, jakimś cudem wywęszył sprawę. Anfiłow
nie nacieszył się cenną zdobyczą, został aresztowany - a dokładnie - siłą wywleczony
z podrzędnej knajpy - do której nawet ja, bałbym się zajrzeć. Niestety Soboli przy nim
nie znaleziono.
Co do Koropotkina? - zapewne ukrył gdzieś wspomniane futra - gnida! - pospolita gnida!. Z resztą - nie ja jeden tak sądzę. - Nikt w miasteczku nie ma wątpliwości, kim tak naprawdę jest właściciel garbarni. - Ze względu na urzędnicze łotrostwo, panuję zmowa milczenia. Wiadomo, czym grozi wtrącanie się, w nie swoje sprawy.
Niedanej, jak w czwartek, główną ulicą przemaszerowała spora grupa zesłańców,
w eskorcie Kozaków. Ten, dość przygnębiający widok, na dobre rozsierdził bogobojną
i poczciwą część mieszkańców.
Oczywiście, Nikołaj Aleksandrowicz miał na ten temat własne zdanie. Trudno się dziwić,
Kropotkin utrzymywał zażyłe stosunki z tutejszym cyrkułem. W jego mniemaniu
to wystarczy, do prowadzenia szemranych interesów, za cichym przyzwoleniem władz.
Pamiętam - jakby to było wczoraj - paskudny dzień - lało nieznośnie, do tego zacinał zimny wiatr. Miasteczko zupełnie puste - wracałem z partyjki wista, u radcy Gawrina.
Spieszyłem się, by zdążyć przed zmrokiem. Nagle, dostrzegłem dziwnie znajomą postać.
Nie pomyliłem się - to Misza Bagration - biegł, jakby się paliło. Poczekałem, aż się zatrzyma i pytam:
- Co się stało? - A on - patrzy przerażonym wzrokiem.
- Pomyślałem - oto sprawdza się niezbyt uprzejma teoria, o beznadziejnej głupocie biednego Miszy.
Po chwili wydusił z siebie.
- Wielce szanowny Zacharze Zygmuntowiczu.
- Daruj sobie grzeczności - mów, co się stało?.
Misza zupełnie blady.
- Nieszczęście, nieszczęście - Wskazując drżącą od zimna ręką, na bramę domu, stojącego opodal.
- Co się stało? - ponawiam pytanie - A ten zaczyna się żegnać - ja tam nie wrócę, za Boga, nie wrócę!
- Dokąd?.
- No, tam - Odpowiada, trzęsący się zimna Bagration.
Chwyciłem go za rękaw:
- Zaprowadź mnie w to miejsce, ale już!
Stanęliśmy przy branie. Na ścianie domu wisiała tabliczka: Pomrocza 1.
Dziwnym trafem nazwa, pasowała do znaleziska, jakie odkrył Misza.
- Tuż za progiem, leżały zwłoki - kogo? - Nikołaja Aleksandrowicza Kropotkina. - od razu przyszedł mi do głowy Anfiłow. - Do podobnej konkluzji doszedł naczelnik cyrkułu - już po godzinie, prowadzono zakutego w kajdany Anfiłowa.
Tutejsza społeczność postawiła przysłowiowy krzyżyk na Wizunie.
Z pomocą - nie do końca świadomą - przybył Misza Bagration.
- Przyznaję - z ręką na sercu - źle go oceniłem. - W trakcie przesłuchania opowiedział
o wszystkim - tak jak umiał - najdokładniej - Przydała się także ekspertyza lekarska, Lwa Marianowicza.
Nielubiany przez wszystkich Kropotkin - miał słabe serce. Główną, i niepodważalną przyczyną było, nadmierne obżarstwo.
Bohaterski Misza Bagration za nieudolną, acz szczerą próbę ratowania ludzkiego życia, otrzymał posadę szkolnego dozorcy. - Co do mnie? - nadal grywam w wista,
ze zmiennym szczęściem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania