Poprzednie częściPuls - Rozdział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Puls - Rozdział 3

=Dzień wcześniej=

Pałac królewski w Fallovis był niewątpliwie najcudowniejszą budowlą pod względem architektonicznym w tej części świata. Został zbudowany o wiele wcześniej niż reszta budynków na terenie zajętym przez elfy, w czasach, gdy ludzie i elfy żyli w zgodzie. Handel zagraniczny kwitł w tych latach i narody nie stroniły od używania najbardziej wyszukanych materiałów, którymi wymieniały się nieustannie. Dlatego też pałac, zbudowany z białego kamienia, pięknie otulony promieniami ciepłego słońca, ozdobiony złotem i marmurem, pięknie prezentował się wśród zielonych drzew na tle błękitnego nieba.

- Nic a nic się nie zmienił – rzekł rozmarzonym głosem Adrian, dając tym samym satysfakcję stojącej obok niego Akarii, bo był kolejną osobą, którą piękno jej kraju wprawia w osłupienie.

- Poczekaj aż zobaczysz środek - chełpliwy głos wystąpił do przodu, dziewczyna położyła ręce na wielkich wrotach.

Ogromne, pozłacane, marmurowe wrota pałacu ustąpiły pod pchnięciem dziewczyny i zaraz stanęły dla nich otworem.

Wnętrze zaiste było jeszcze piękniejsze. Wysokie, białe kolumny wznosiły się aż pod sam sufit, który zachowując swoją czystą barwę, pięknie odbijał światło wpadające z ogromnych okien wypełnionych krystalicznym szkłem. Kolumny oplatało złoto w kształcie winorośli, do złudzenia przypominające prawdziwe winorośle, które mogłyby istnieć tylko i wyłącznie, gdyby jakiś wielce wyszkolony czarodziej, zaklął najprawdziwsze, bijące żywą zielenią winorośle, w złoto. Tak jednak nie było, każdy element pałacu był dowodem niespotykanej dokładności i zamiłowania do swojego fachu rzemieślników, którzy również w dawnych czasach byli w Fallovis niesamowicie cenieni. Elfy kochały piękno.

- Coś wspaniałego... – Adrianowi znów zabrakło słów, nie przejmując się siedzącym na drugim końcu hali, królem Learizem, wpatrywał się dalej w olśniewającą perłę narodu elfów.

Do tronu króla prowadził śnieżnobiały, jak zawsze pozłacany, jedyny w swoim rodzaju dywan. Tron, posiadający smukłe kształty, zrobiony z białego marmuru, stał na wzniesieniu, ponad którym rozciągało się ogromne, okrągłe, krystaliczne, okno.

Wszystko to wydawało się być jak z bajki. Wszakże nigdzie indziej w świecie nie dało się spotkać podobnej budowli, bo o ile zamysł dało się skopiować, to pasja i napełniająca energia chęci ciągłego dążenia do perfekcji i rozwoju swojego kraju wypływająca od władców panujących Fallovis była unikatowa, jedyna w swoim rodzaju i wypełniała to miejsce.

Zaczęli iść w stronę przeciwległego końca hali. Piękny dywan zdawał się uginać lekko pod ich ciężarem, jak lekki puch niósł ich do przodu. Adrian poczuł, pochodzący od swojej prawej strony, świeży, leśny zapach i znów przypomniało mu to, w jak pięknym miejscu i z jak ważną osoba jest tutaj.

- Niewiarygodne... – oboje usłyszeli szorstki głos Leariza. – Adrian i Akaria... witajcie, witajcie.

Leariz królem był od, statystycznie rzecz biorąc, niedawna. Został nim bo niespodziewanej śmierci poprzedniej królowej - Lorelier. Została pochwycona i szybko zabita w Lesie Amavvet. W zabójstwo został wrobiony Adrian, który, jak się później okazało, próbował pomóc królowej, ale bez skutku. Jedynie ranił przeciwnika prosto pod oko, ale wiedział o tym jedynie chłopak, ponieważ nim dopuścili go do przedstawienia swojej wersji wydarzeń, zdążyli sami wydać wyrok. Nie była to śmierć, gdyż Adrian wiele razy pomagał Akarii w jej sprawach najwyższej wagi, a elfy szybko nie zapominają. Postanowili go wygnać, ale dziesięć miesięcy później, nowy król, Leariz, postanowił wysłać Akarię aby odszukała Adriana. Leariz zrozumiał swój błąd, ale nigdy nie powiedział nikomu, czego było to skutkiem.

Wstał z tronu, w pozdrowieniu rozkładając ręce. I oni zaraz znaleźli się przy wzniesieniu. Klęknęli wolno w jednym momencie i opuścili głowy.

Nie była to rzecz, którą najchętniej zrobiłby chłopak, bo w końcu klękał przed człowiekiem, który wygnał go z jego domu bez nawet wysłuchania jego wersji wydarzeń. Ale zrobił to bardziej dla Akarii, bo poprosiła go o to, a on nie chciał sprawić jej przykrości. No i w końcu czego to nie robi się dla jego królewskiej mości... etc. etc.

- Nie, nie, nie! – szybko zawołał Leariz schodząc z podestu i podchodząc do nich. – Proszę, nie klękajcie przede mną. To ja powinienem klękać przed wami.

Podnieśli się, z czego Adrian cieszył się najbardziej.

- Na sam początek chciałbym najzwyklej w świecie przeprosić cię, Adrianie... Teraz wiem, co tak naprawdę stało się w Lesie Amavvet. Byłem głupcem, gdy nawet nie dałem ci szansy przedstawienia swojej wersji wydarzeń - przejęty głos zaczął wypływać z ust króla. - Chciałbym opowiedzieć czego zdążyłem się dowiedzieć... proszę, przyjmij moje najszersze przeprosiny. - tym razem to Leariz klęknął przed chłopakiem, spuścił głowę i czekał pokornie na odpowiedź.

Adrianowi całkiem podobała się ta chwila, przez co nieco zwlekał z odpowiedzią. Do porządku doprowadziło go zniecierpliwione szturchnięcie Akarii.

- Niewątpliwie chciałbym, aby ta chwila trwała nieco dłużej - wyciągnął rękę w geście prośby do podniesienia się króla z kolan. - Ale nie bądźmy pamiętliwi. Grunt, że zrozumiałeś swój błąd. Kto wie... może kiedyś przyjdzie mi się odwdzięczyć... - jego żart jednak nie został zbyt dobrze odebrany.

Leariz zaraz wstał i przybrał iście królewską pozę.

- Nawet nie wiecie jak się cieszę że was widzę! Czy podróż minęła spokojnie? Jak go znalazłaś? – odwrócił się w stronę dziewczyny.

- Pewne sprawy – z uśmiechem, ukradkiem, spojrzała na Adriana. – wolimy zostawić dla siebie.

- Rozumiem, rozumiem. – odpowiedział nieco zawiedziony.

Słońce zaczęło chować się za horyzontem. Robiło się późno, a oni byli po wyczerpującej podróży. Leariz zdawał sobie z tego sprawę i postanowił streścić wszystko, co chciał powiedzieć, jak tylko mógł.

- Adrianie, jako dowód moich najstarszych przeprosin i niezmiernego szacunku do Twojej osoby, chciałbym nadać ci twoje nowe, elfickie imię. Czy mogę? – wyciągnął w stronę Adriana rękę.

- Byłbym zaszczycony. - ukłonił się, kładąc prawą dłoń na piersi.

Chłopak znał całą ceremonię nadania imienia i wiedział co robić w jakim momencie, Akaria go nauczyła. Podszedł do Leariza, uklęknął i przyłożył prawą dłoń do lewej piersi.

- Ver'sah! Svar De Forsih Re'dah? – szorstki głos zmienił się bardziej na dominujący.

- Yer. Farverah Rishaver De Kar'dus – udawał że wie co mówi, ale tak naprawdę z całego języka elfów potrafił tylko powiedzieć najprostsze formułki, a ta ceremonialna konstrukcja była wyuczoną od Akarii pustą, oczywiście dla Adriana, koniecznością.

- A więc od dziś będziesz Xaskiru, po weteranie, który poniósł całe wojska przeciw okrutnej agresji ludzi. Niech Amavvet czuwa nad tobą i prowadzi twe ostrza. - król wzniósł ręce i głowę do góry.

- Niech czuwa... – cicho powtarzał chłopak ze wciąż opuszczoną głową. – Niech prowadzi...

Akaria była o wiele bardziej wzruszona całą sytuacja niż on. Myślała o tym jak cudownie będzie zwracać się do swojego przyjaciela po elficku, a emocje związane z jego powrotem sięgnęły zenitu.

Gdy ceremonia się zakończyła, Adrian wstał. Nie było już okazji na jakieś podziękowania, co w sumie przyniosło mu ulgę. Akaria rzuciła się im obu na szyję do wspólnego uścisku. Miło było chłopakowi przytulać się z dziewczyną, ale drugi współprzytulacz nie wprawiał go w dalszy zachwyt. I nawzajem.

- Dobrze, dobrze – zaśmiał się Leariz uwalniając się z uścisku. – Skoro przyjemności mamy za sobą, chyba przyszła pora na bardziej... smutne tematy.

Wszyscy powrócili na swoje pozycje, a król zaczął chodzić powoli wte i wewte.

- Śmiałość bestialskich ludzi osiągnęła niesamowity poziom i zwiększa się z dnia na dzień – szorstki głos nabrał jeszcze więcej szorstkości. – Nie możemy czekać bezczynnie, mam nadzieję, że mnie rozumiecie.

Akaria zmarszczyła czoło i skrzyżowała ręce, liczyła, że po wielomiesięcznej podróży przynajmniej przez tydzień będzie mogła zapomnieć o ludziach. Niestety nie było jej to dane. Adrian nie przejawiał wielkiego zaskoczenia, czy innych temu podobnych emocji, ze swojej strony. Bacznie obserwował całe wnętrze pałacu, jakby czegoś szukał.

Bardzo intrygował go złoty wisior króla, który do tej pory dumnie przyozdabiał jego postać. Przeźroczysty, pełny kamień w kształcie idealnej kuli, był mocno osadzony pośród otaczających go, złotych elementów. Chłopak, znając się nieco w arkanach magicznych, wyczuwał bijącą od niego moc. Kamień był zaklęty. Ale było w tym wisiorze coś jeszcze. Gdzieniegdzie rozmieszczone, pojedyncze sylaby, składały się w niezbyt złożone, ale za to ważne, jak można wywnioskować z tego, że było umieszczone na biżuterii królewskiej, zaklęcie.

- Musicie zagrać kluczową rolę w moim planie. To już nie jest niewinne droczenie się, to wojna – stanął i bacznie zmierzył ich oboje wzrokiem. – Przejdę więc lepiej od razu do rzeczy.

- Najlepiej by było – niespodziewanie nieprzyjaźnie odezwał się Adrian.

- Ty, Akaria, wyruszysz za dwa dni. Masz za zadanie dostać się do Amakiru i odkryć co tamtejszy władca szykuje. Dostaliśmy raport, że pomimo stanu wojennego z Edyrem, jest skłonny z nimi współpracować, aby nas unicestwić. Dowiedz się co tam się dzieje i jeśli będzie trzeba... rozrzedź trochę ich szeregi.

Dziewczyna kiwnęła głową w ukłonie i na znak, że rozumie.

- Ty, Xaskiru, wyjedziesz dwa dni po Akarii. Nie możecie wyjechać w tym samym momencie, bo istnieje możliwość, że pewne wścibskie oczy mogą rozpoznać naszą... akcje dywersyjną.

Pięknie powiedziane..., pomyślał Adrian.

- Pojedziesz na północ, za Edyr. W Antaly jest nasz człowiek który pokieruje twoimi dalszymi ruchami, teraz za dużo by gadać. W mieście Frenru wejdziesz do największej karczmy i zapytasz barmana o białe wino z czerwonej róży, on poprowadzi cię dalej. Uprzedzając pytania, nie, nie dało się ominąć tych ,,agenckich” dodatków, a wierzcie mi, nie lubię ich jak mało kto.

Wszystko zostało ustalone, nie chcieli dalej tracić czasu, którego mieli już tak mało.

- Świetnie, skoro wszystko ustalone, cieszcie się pięknym Fallovis - głos Leariza przybrał ciepłej barwy. - Do następnego spotkania!

- Poczekaj - wyciągając szybko rękę, chłopak zwrócił uwagę wszystkich. - Mam do ciebie, królu, prośbę.

- Tak? - dało się wyczuć znikome zakłopotanie i zawahanie ze strony Leariza.

- Czy mogę przyjrzeć się twojemu wisiorowi? - wskazał ręką złoty łańcuch zwisający na szyi króla. - Niezwykle mnie zaintrygował, jest przepiękny.

Faktycznie, był piękny, ale Adrian raczej dopowiedział to, żeby nieco przysłodzić Learizowi i może tym samym wpłynąć na jego decyzję.

- Hm... - tym razem nie ukrył wyrazu nieufności. - Dobrze. Zwykle tego nie robię, ale tobie jestem jednak coś winien.

Gdy chłopak dotknął krystalicznej kuli opuszkami palców, pojawiło się delikatne, białe światło wewnątrz artefaktu, które zaraz zniknęło. Zauważyli i zwrócili uwagę na to jednak tylko Adrian i Leariz, król zmrużył nieco oczy. A chłopak się uśmiechnął. Dodatkową rzeczą, którą Adrian wypatrzył podczas oględzin było, że sylaby na złotych elementach składały się w zaklęcie brzmiące ,,spars-taer'lor". To wszytko.

- Dobrze już, dobrze - zniecierpliwiony Leariz odsunął się, usuwając tym samym swój artefakt spod dotyku Adriana. - Mam jeszcze bardzo dużo na głowie, pora na was.

- Żegnaj, królu! - entuzjastycznie wypowiedział chłopak. - Liczę, że szybciej niż planujemy, znów się spotkamy.

Wychodząc, posłał mu jeszcze pożegnalny gest, po czym odwracając głowę, na jego twarzy pojawił się wyraz zniesmaczenia i irytacji.

- Zobaczymy się... - wymamrotał pod nosem król, odpowiadając gestem na gest i bacząc, by nikt go nie usłyszał. - I to szybciej niż myślisz.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • aryuna 12.01.2019
    Pięknie <3 Jakieś niepotrzebne powtórzenia może i są, ale bogatsze opisy są super
  • Kapelusznik 18.01.2019
    Król przedstawia swój plan sługom? - nie ma do tego ludzi?
    Wojna z ludźmi - ok, trochę głupowate, ale ok - atakujący zawsze straci więcej niż ten który się broni - to najstarsza zasada wojny
    Ceremonia... ok
    Nie wiem czemu nie napisałaś tego chronologicznie, a to dałaś tutaj - dla mnie bez sensu
    Bezczelność Adriana będąc w obecności króla mnie powaliła - nie wie jak się zachować?
    Plan sam w sobie... dość głupi - znaczy ma szpiegów i wie że szykuje się wojna, ale wysyła bohaterkę by ogarnąć jakie są plany???

    3 i nic więcej dać nie mogę
    Uniwersum sypie się z odcinka na odcinek
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • AlwaysGiveUp! 29.01.2019
    Może ma ku temu powody przedstawiając plan osobiście? Bezczelność Adriana - a jakie miał powody okazywać mu jakąkolwiek sympatię? za to że tak po prostu kazał wynieść się z kraju nawet nie próbując go wysłuchać? Adrian, tak jak pisałem w 2 części, wiele nauczyl się na wygnaniu, w tym tego, że król czy bandyta - to nie ma znaczenia, każdy jest zdolny do tak samo podłych czynów.
    Dzięki za ocenę ale i tak musze powiedzieć, że jak sie nie podoba to pa, tęsknił nie będę o/

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania