Strażnik królestwa (fragment 1)

Mroźny wiatr chłostał dotkliwie wierzchołki wyniosłych drzew otaczających zamkowe mury. Głośny świst przebijał się przez oszronione kraty lochów, za którymi na słomianym posłaniu, przykryty starym zawszonym płaszczem z owczej wełny, leżał młody chłopak wyraźnie dygoczący z zimna. Miał błękitne oczy i kontrastujące z nimi ciemne, średniej długości włosy. Oprócz niego w celi było jeszcze dwóch tęgich oprychów, którzy zajęci byli grą w kości. Po rzucie drobniej zbudowanego bandziora, jego oponent głośno krzyknął mu w twarz ciąg nieszczególnie uprzejmych słów:

-Ty zgniły ochłapie koziego łajna, próbujesz mnie oszukiwać?! -po czym wstał energicznie i z całą siłą uderzył go w twarz. Drugi z oprychów upadł plecami na zimną kamienną podłogę i przez moment obraz przed jego oczami był mocno zamglony, jednak po chwili odzyskał pełnię zmysłów i wykazując się ponadprzeciętną zwinnością, wstał niespodziewanie wybijając się całą siłą swoich nóg i pchnął agresora na stojącą za nim ścianę. Ten uderzył głową o wystający kamień i upadł nieprzytomny na twardą posadzkę. W tej chwili do celi wpadło trzech strażników z ciężkimi pałkami i widząc obecną sytuację zaczęli okładać do nieprzytomności stojącego na nogach oprycha. Leżący w rogu celi młody chłopak imieniem Jack bacznie przyglądał się całej sytuacji. Gdy strażnicy zrobili swoje, nagle jeden z nich obrócił się w jego stronę i krzyknął:

-Ty tam, koniec wylegiwania! Z rozkazu gubernatora, ze względu na wyjątkową sytuację w kraju, wszyscy niepracujący mężczyźni od osiemnastego do dwudziestego pierwszego roku życia bez szlacheckiego pochodzenia, mają zostać wcieleni do armii. - po czym wskazał na stojącego obok niego strażnika i rzekł:

- Hamar cię zaprowadzi, więc stawaj na nogi i jazda za nim.

Jack był mocno zaskoczony całą sytuacją, ale bez zbędnych pytań podniósł się z podłogi, zarzucając na plecy swój stary płaszcz i ruszył za Hamarem. Gdy przechodził jeszcze obok dowódcy strażników, ten obrzucił go oceniającym spojrzeniem i rzekł:

-Dostałeś drugą szansę od losu, wyglądasz na bystrego chłopaka, więc nie zmarnuj tej okazji.

Jack tylko niepewnie skinął głową w podziękowaniu i wyszedł z celi przyspieszając kroku, by dogonić Hamara.

Minęli razem kilka ciemnych korytarzy i po chwili byli już na zewnątrz.

Po miesiącu spędzonym w celi widok miasta był dla Jacka czymś nadzwyczajnym. Po brukowanych ulicach otoczonych licznymi kolorowymi straganami chodziło mnóstwo ludzi, poczynając od żebraków aż do zamożnych kupców i szlachciców. Godzina była jeszcze wczesna, ale chęć kupienia najlepszego towaru, przeważała nad lenistwem. Wokół dało się słyszeć przekrzykiwanie targujących się mieszczan, wrzaski bawiących się na ulicy dzieci i stukot końskich kopyt. W nozdrza Jacka wbił się zapach łajna, wymieszany z wonią świeżo garbowanej skóry i oleju lnianego dochodzącą z sąsiedniego straganu. Nagle zamiast targujących się straganiarzy, głównym hałasem stały się krzyki strażników biegnących za mężczyzną, którego twarz ukryta była pod głębokim kapturem:

-Morderca, Morderca! Zatrzymać go!

Jednak nikt nie miał ochoty ryzykować i wszyscy ze strachem usuwali mu się z drogi. Zabójca zbliżał się szybko w miejsce, w którym stał Jack z Hamarem.

Strażnik nie zastanawiając się długo, stanął mu na drodze. Jednak zakapturzony mężczyzna nie zwolnił tempa tylko z całym impetem wbiegł w niego, powalając Hamara na ziemię. Błyskawicznie wyciągnął nóż z pochwy i już miał zadać pchnięcie prosto w jego serce, jednak w tym momencie mocne kopnięcie niespodziewanie trafiło go w szczękę. Morderca upadł na ziemię, a Jack chcąc upewnić się, że napastnik stracił przytomność doskoczył do niego i uderzył go jeszcze dwa razy w twarz, po czym podniósł się, stanął nad Hamarem i podał mu rękę. W tej chwili podbiegli strażnicy goniący przestępcę i szybko związali mu ręce.

Ich dowódca spojrzał z uznaniem na Jacka i spytał go o imię. Jack przedstawił się, lecz w tej chwili wtrącił się lekko roztrzęsiony Hamar, który właśnie podniósł się z ziemi:

- Przepraszam, ale musimy już iść. Młody ma zostać wcielony do armii.

- Ach tak, nowy rozkaz gubernatora. Jack nieźle się spisał, myślę, że będzie z niego wojownik. Przekażę pochwałę do dowódcy adeptów za dzisiejszą pomoc w schwytaniu mordercy. Cholerny drań zabił ambasadora Dengmaru.

- Psia krew, znowu kłopoty. Zapewne będą za to chcieli niemałego odszkodowania. – odpowiedział Hamar

- Tak, tak zabiorą przynajmniej miesięczny przychód miasta, ale za wszelką cenę trzeba utrzymać pokój w obecnej sytuacji. Ja już was nie zatrzymuję. Skup się na szkoleniu młody, a będą z ciebie ludzie, a ty Hamar uważaj na siebie, bo gdyby nie chłopak to już mogłoby być po tobie.

Hamar trochę zakłopotany, spojrzał na Jacka i skinął mu głową w podziękowaniu, po czym klepnął go w ramię i krzyknął:

-Idziemy! – po czym ruszył żwawo w kierunku północnej części miasta, gdzie znajdowały się koszary. Po kilkunastu minutach dotarli przed wielki kamienny mur. Zza niego dochodził głośny szczęk mieczy i wykrzykiwane raz po raz uwagi: Wyżej miecz! Już straciłbyś nogę! Moja babka rusza się szybciej od ciebie!

Hamar stanął przed solidnymi drewnianymi wrotami i zapukał głośno trzy razy.

- Kto tam? - odezwał się ochrypły głos zza muru.

- To ja Hamar, przyprowadziłem wam nowego adepta.

Po chwili wielkie dębowe wrota wolno się otworzyły i stanął w nich strażnik, którego wygląd sugerował, że może być już blisko osiemdziesiątki.

-Wejdźcie do środka- rzekł zapraszając ich ruchem ręki.

Hamar puścił Jacka przodem i tuż za nim wszedł do koszar. Za murem znajdował się spory plac, na którym odbywał się trening. W jego rogu znajdowały się tarcze do których szkoleni strzelali z kusz, łuków i rzucali nożami, a na środku odbywało się szkolenie walki mieczem. Część szkolonych ćwiczyła na manekinach, a część walczyła w parach. Wszyscy mieli mokre od potu twarze, mimo że późno-jesienny poranek wcale nie był ciepły. Dookoła plac był otoczony długim kamiennym budynkiem z ciężkimi drewnianymi drzwiami, rozstawionymi w dość dużych odstępach i kilkoma niewielkimi oknami. Środkowa część budynku wyglądała na część mieszkalną, po lewej stronie znajdowała się stajnia dla koni, a po prawej coś co przypominało magazyn. Gdy tylko Hamar wraz z Jackiem pojawili się na placu, od razu w ich stronę ruszył wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych, dość długich włosach i brązowych oczach z wyraźnie zarysowaną szczęką. Na twarzy miał wielką bliznę, ciągnącą się od prawego oka aż do brody. Stanął przed nimi i od razu zwrócił się do Jacka niskim i nadzwyczaj mocnym głosem:

- Witam nowego adepta. Nie wiem za co siedziałeś w lochu, ale teraz to już nie ważne. Od dzisiaj jesteś nowym człowiekiem i wszystkie twoje przewinienia zostają zapomniane. Jesteś potrzebny naszemu królestwu, więc przykładaj się do treningów, a być może przyczynisz się do obrony naszego kraju. Jednakże najpierw musisz wziąć porządną kąpiel, bo za chwilę chyba zwrócę dzisiejsze śniadanie.

-Frank! Zajmij się nim, bo cuchnie jak stary cap. Później daj mu coś na ząb i wymień te jego łachmany na porządny strój. – po tych słowach odwrócił się na pięcie i wrócił na środek placu, by nadzorować trening. Po chwili do Jacka podszedł chudy chłopak w wieku około 20 lat.

- Cześć! Widzę, że faktycznie potrzebna ci pilna kąpiel. Chodź za mną- rzekł po czym odwrócił się w stronę budynku i ruszył przed siebie. Jack już miał pójść za nim, ale w tej chwili ciężka dłoń klepnęła go w ramię.

-Żegnaj młody, mam nadzieję, że dasz sobie radę. Jeszcze się kiedyś spotkamy i będę musiał postawić ci jakieś piwo, bo gdyby nie ty mogło być ze mną dzisiaj kiepsko. - rzekł Hamar po czym ruszył w kierunku wyjścia.

Jack uśmiechnął się, po czym ruszył za Frankiem. W jego głowie kłębiły się myśli. Nie wiedział co za zagrożenie, spowodowało mobilizację nowej armii, ale jeszcze, gdy był w celi słyszał urywki rozmów strażników, którzy mówili coś o pojawiających się w okolicy orkach. Nigdy nie widział tych bestii, ale słyszał, że są pół metra wyżsi od przeciętnego mężczyzny i mają siłę kilku mężczyzn. Myśl o tym, że być może będzie musiał z nimi walczyć napawała go zarówno strachem, ale i trochę również młodzieńczą ekscytacją. Od małego lubił przygody i ryzyko. Odkąd tylko pamięta mieszkał w sierocińcu w mieście Gesword. Nie wiedział kim byli jego rodzice i czy jeszcze w ogóle żyją. Jako dzieciak zawsze gdzieś uciekał i albo rozrabiał robiąc niemiłe żarty ludziom w mieście albo wdawał się w bójki z innymi dzieciakami. Wieczorem zawsze wspinał się na dach najwyższej wieży i obserwował z jakąś niewiadomego pochodzenia tęsknotą, niezwykły zachód słońca nad odległymi szczytami gór. Pewnego dnia w wieku 16 lat postanowił wyrwać się z miasta i przebyć wysokie góry, by zacząć nowe życie w zupełnie innym miejscu. Zabrał ze sobą wszystko co miał i ruszył w długą podróż. Po wielu tygodniach ciężkiej drogi, dotarł wreszcie wycieńczony do wielkiego miasta Randmar, gdzie padł ze zmęczenia na ulicy. Zajął się nim miejscowy alchemik Edgar, który pomógł mu wrócić do zdrowia. Jack pomagał mu zdobywać składniki i przyrządzać mikstury, a Edgar zapewniał mu pożywienie i dach nad głową. Jackowi dobrze się żyło w nowym miejscu, jednak zaczął mieć kłopoty. Miejscowa szajka zbirów zaczęła okradać go z rzadkich składników które przenosił. Pewnego dnia postanowił się im postawić i w walce jeden z nich dźgnął go w bok. Gdy przeciwnik chciał zadać kolejne pchnięcie, Jack zrobił szybki unik i chwycił jego rękę wyrywając mu nóż. Przeciwnik rzucił się na niego i nadział się na swój własny nóż. W tym momencie zza rogu wyszedł strażnik, a Jack trafił do więzienia za zabójstwo. Na nic zdały się próby wyjaśnienia całej sytuacji.

Wspomnienia Jacka przerwał głos Franka:

- Jesteśmy na miejscu. – wskakuj do tej balii, a ja za chwilę przyniosę ci nowe ubranie.

Jack rzucił stare, zatęchłe odzienie w kat pomieszczenia i powoli wszedł do balii z wodą, która ku jego zaskoczeniu okazała się całkiem ciepła. Uczucie było niesamowite, szczególnie że od ostatniej jego kąpieli minął szmat czasu. Brud z ciała, powoli zaczął odpadać. Woda zmieniła kolor na szary, a jego skóra wreszcie stała się jasna. Jack rozejrzał się dookoła i dostrzegł na szafce szczotkę, która z pewnością uskuteczniłaby jego kąpiel. Postanowił ją pożyczyć i gdy był już w połowie drogi, do pomieszczenia weszła piękna młoda dziewczyna w stroju do jazdy konnej, rzucając na niego zdziwione spojrzenie, swoimi ciemnozielonymi oczami.

Jack szybko zakrył się ścierką leżącą na pobliskim stole.

-Przepraszam nie wiedziałam, że ktoś tu jest. - powiedziała zmieszana, wycofując się szybko na korytarz.

-Nic się nie stało - odparł Jack wracając do balii z wodą.

Po chwili zaczął dokładnie szorować włosy szczotką znalezioną na szafce i zastanawiał się jakim sposobem znalazła się tu ta dziewczyna, która wyglądała na bogato urodzoną.

Głos dziewczyny znów odezwał się zza drzwi:

- Tak właściwie to przyszłam po szczotkę do mycia koni, może mogłabym szybko wejść i ją zabrać? Powinna leżeć na szafce w rogu.

- Jack nagle zamarł w bezruchu i spojrzał na szczotkę trzymaną w ręce. Dostrzegł w niej końskie włosy, a po powąchaniu jej stwierdził, że użycie jej do kąpieli nie było najlepszym pomysłem.

- W prawdzie to za chwilę kończę kąpiel, więc za moment będziesz mogła ją zabrać- krzyknął Jack wpatrując się zniecierpliwiony w drugie drzwi, którymi powinien wrócić Frank z jego nowym odzieniem.

- Szczerze mówiąc, trochę mi się śpieszy. - odparła dziewczyna- Właśnie wróciliśmy z ojcem z konnej przejażdżki po okolicznych terenach i chciałabym umyć swojego Sawera jak najszybciej, bo zostało niewiele czasu do zamkowej uczty, a nigdy nie oddaję swojego konia w obce ręce. Wolę sama o niego zadbać.

- Chwila, bierzesz udział w uczcie na zamku? Kim ty u licha jest…

Głośne otwarcie drzwi przerwało pytanie Jacka.

- Mam nadzieję, że dokładnie się umyłeś przez ten czas.

Ej Jack, co ty za szczotkę trzymasz w ręce? Czy to, aby nie szczotka, której Cassie używa do mycia swojego wierzchowca? - spytał z wyraźnym rozbawieniem Frank.

Co? Myjesz się szczotką przeznaczoną dla mojego konia? - odezwała się Cassie zza drzwi udając zdenerwowaną, lecz po chwili wybuchła śmiechem.

- Już rozumiem, dlaczego muszę na nią czekać- rzekła, po czym zwróciła się do Franka:

- Mógłbyś podać mi moją szczotkę Frank. Trochę mi się spieszy.

Frank spojrzał na Jacka i wystawił w jego stronę otwartą dłoń.

- Przepraszam, ale niestety muszę odebrać ci twoją szczotkę- wyszeptał z szerokim uśmiechem.

Jack z lekkim zażenowaniem oddał szczotkę Frankowi, a ten dał ją brązowowłosej dziewczynie stojącej za drzwiami.

- Proszę moja pani- rzekł Frank oddając własność w ręce Cassie

-Ej, przecież wyraźnie mówiłam, żebyś zwracał się do mnie po imieniu. Jeszcze raz powiesz do mnie moja Pani, a własnoręcznie zatłukę cię tą szczotką. - rzekła Cassie próbując nieskutecznie przybrać groźną minę.

- Tak jest moja p…Cassie- rzekł Frank, udając, że znów prawie się pomylił.

Cassie spojrzała na niego unosząc brew, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Lepiej podaj ubranie Jackowi, bo wydaje mi się, że trochę się niecierpliwi- rzekła Cassie spoglądając ukradkiem na Jacka, który zapuszczał żurawia, spoglądając na nią z drewnianej balii.

-Ja muszę lecieć. Do zobaczenia! - wykrzyknęła, po czym odwróciła się i ruszyła lekkim truchtem w swoją stronę.

Jack złapał spojrzenie Franka i spytał z widoczną na twarzy fascynacją:

- Kim jest ta dziewczyna i co tu robi?

Frank spojrzał kpiąco na Jacka i powiedział:

- Cassie jest córką gubernatora, a on trzyma u nas w stajni swoje konie, stąd jej obecność w naszych koszarach. Co najmniej raz w tygodniu wyjeżdżają razem na konną przejażdżkę, więc na pewno ją jeszcze spotkasz, ale nawet nie myśl, że masz u niej jakieś szanse. Do wyboru ma tylu zamożnych i szlachetnie urodzonych kandydatów, że w najlepszym wypadku będziesz może jako tysięczny na jej liście.

Jack spojrzał pewnym wzrokiem na Franka i rzekł:

- Kto powiedział, że w ogóle chcę być na tej liście z bogaczami, zawsze mogę się ustawić w osobnej kolejce, w której kryteria będą inne niż ilość majątku. Rzecz jasna, o ile w ogóle byłbym zainteresowany jej osobą, a tego nie powiedziałem.- rzekł Jack niewinnie się uśmiechając.

-Rzecz jasna- odpowiedział Frank, śmiejąc się- A teraz lepiej wkładaj ciuchy, zjedz w sąsiednim pomieszczeniu i zaprowadzę cię do mistrza Andara na rozmowę.

Jack szybko się ubrał w nowe wełniane ubranie w ciemno-zielonym kolorze i zjadł śniadanie, na które składała się owsianka i świeży chleb z twarogiem. Do popicia miał kubek zimnej wody.

Gdy napełnił swój żołądek po miesiącu diety więziennej, poczuł się nadzwyczaj dobrze. Wreszcie jego posiłkiem nie był czerstwy lub zapleśniały chleb. Od razu, gdy włożył ostatni kęs do ust, usłyszał za sobą głos Franka:

- Stawaj na nogi i chodź, mistrz Andar już czeka.

Jack niechętnie podniósł się z krzesła i ruszył za nim, zastanawiając się co za rozmowę ma z nim odbyć.

Minęli kilka korytarzy i weszli po schodach na piętro budynku. Po chwili Frank zatrzymał się przed dębowymi drzwiami po prawej stronie korytarza i rzekł:

- Jesteśmy na miejscu. Zapukaj trzy razy i gdy usłysz odpowiedź, wejdź do środka.

Jack niepewnie zastukał do drzwi i po chwili usłyszał głośną odpowiedź, wypowiedzianą głosem, który już dzisiaj słyszał:

-Wejść!

Otworzył drzwi i zobaczył, że w środku przy solidnym stole siedzi mężczyzna z blizną, który rozmawiał z nim tuż po wejściu na plac treningowy.

-Witaj. Nie będę już zanudzał cię, żadnym formalnym gadaniem o służbie dla królestwa i tak dalej. Musisz tylko wpisać się na listę adeptów i posłuchać jakie panują tu zasady. Po pierwsze, nie można wychodzić poza teren murów bez zezwolenia, któregoś z przełożonych. Po drugie, nie można spożywać żadnych substancji wpływających na zmniejszenie samokontroli. Po trzecie, należy bezwzględnie słuchać przełożonych, a po czwarte, nie można wchodzić do pewnych miejsc, ale to już bardziej szczegółowo wyjaśni ci Frank, podczas oprowadzania, po koszarach.

Właściwie to jest jeszcze piąta zasada. Wszystkie zasady miasta działają też tutaj, więc nie można kraść, wdawać się w bójki i temu podobne. Za łamanie zasad są surowe kary, więc radzę tego nie robić.

Wpisz się na listę, a potem pójdź za Frankiem.

Jack wziął do swojej dłoni pióro Andara i złożył podpis we wskazanym miejscu, dziwiąc się, że tak szybko poszło. Obawiał się jakiejś długiej rozmowy z wypytywaniem o jego przeszłość, a wszystko skończyło się na podaniu kilku zasad i podpisie.

- Jutro rano zaczniesz treningi – rzekł Andar chowając kartkę z jego podpisem do szafy.

Jack skinął głową i nie będąc pewnym co powiedzieć krzyknął:

-Tak jest! - po czym odwrócił się i szybko wyszedł z pomieszczenia, nie widząc lekko uniesionych ze zdziwieniem brwi Andara.

Za drzwiami już czekał na niego Frank.

- Widzę, że powoli uczysz się odpowiednich zwrotów- rzekł lekko się uśmiechając.

- Chodź za mną, muszę ci jeszcze pokazać parę rzeczy. Najpierw pójdziemy na dół na znakowanie.

- Znakowanie? - spytał Jack, mając co do tego nie najlepsze przeczucia.

- Tak, znakowanie- odparł Frank pokazując Jackowi spodnią część przedramienia, na której był wytatuowany znak, przypominający odwróconą literę „V”.

- Wszyscy adepci takie mają? - zadał koleje pytanie Jack

- Tak, ale potem przy awansowaniu na wyższe stopnie i dostawaniu odznaczeń dodawane są do niego dodatkowe symbole. Tatuaż mistrza Andara zajmuje mu prawie połowę ręki.

Jack stwierdził w myślach, że tatuaż jest raczej nieunikniony, więc po prostu odwrócił się do Franka i rzekł:

- Prowadź.

Zeszli razem na niższe piętro i poszli do pomieszczenia znajdującego się przy stajni dla koni. Siedział tam na drewnianym stołku, mężczyzna o okazałej tuszy, przyglądający się bacznie robakowi idącemu po jego dłoni, Frank powiedział, że ma on na imię Halvor. Miał na sobie brudny szary fartuch z licznymi łatami. Gdy mężczyzna usłyszał ich kroki odwrócił się powoli i rzekł:

- Nareszcie jesteście! Czekałem od rana. Pręt już dawno jest nagrzany

Jack spojrzał z przestrachem na stojące w rogu palenisko, do którego właśnie zbliżył się Halvor, po czy obrócił się do niego i powiedział:

- Młody siadaj na stołku. Chwilę będzie bolało, ale szybko się zagoi.

Krople potu zaczęły pojawiać się na twarzy Jacka, a jego tętno przyspieszyło, ale nie był on tchórzem, dlatego podszedł stanowczo do stołka i zajął miejsce.

Halvor wyjął rozżarzony pręt zakończony literą „V” i zbliżył się do Jacka, nieco zaskoczony jego brakiem protestów, które występowały u niemalże każdego adepta. Wielu musiało być tu zaciąganych siłą.

- Podwiń rękaw- powiedział, po czym zbliżył pręt do ręki Jacka i docisnął do jego skóry. Jack zacisnął zęby. Piekący ból rozdarł jego przedramię i sprawił, że lekko zakręciło mu się w głowie, lecz nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po kilku sekundach Halvor odjął rozżarzony metal od jego ręki i namoczył ścierkę w stojącym obok wiadrze z wodą, a następnie przyłożył ją do przedramienia Jacka, ze świeżo wytatuowanym symbolem.

- To powinno trochę uśmierzyć ból- rzekł

- Dzięki - powiedział ironicznie Jack przez zaciśnięte zęby.

Frank podszedł do niego i kiwnął głową z uznaniem.

- Nieźle sobie poradziłeś, większość przy znakowaniu drze się z bólu jakby obdzierali z nich skórę. Dobra, wystarczy już tego siedzenia, muszę jeszcze pokazać ci bibliotekę, jadalnie i inne główne pomieszczenia, ale myślę, że lepiej, jak przedtem pójdziemy kupić trochę jedzenia na prośbę Togara, który zajmuje się kuchnią, bo inaczej możemy mieć lichą kolację.

- Na pewno będę mógł z tobą wyjść? Z tego co słyszałem trzeba mieć na to pozwolenie od przełożonego. - zauważył Jack

- Dostałem polecenie by kupić prowiant i wziąć sobie kogoś do pomocy, a że aktualnie jesteś najbliżej, wypadło na ciebie. Wydaje mi się, że ci to nie przeszkadza?

- Jasne, że nie. Rzadko miałem okazje być w tej części miasta, więc chętnie poznam najbliższą okolicę.

- W takim razie wstawaj i chodź za mną.

 

***

Po chwili obaj szli już ulicami północnej części Randmaru, w kierunku targowiska. Strażnik bramy, Fenar wypuścił ich bez żadnego problemu. Wyglądało na to, że Frank często wychodził po coś do miasta i nawet nie musiał tłumaczyć się strażnikowi.

-Jak długo właściwie jesteś wśród adeptów? - spytał Jack z zaciekawieniem, które było tym większe, że po zachowaniu Andara i innych osób w koszarach można by wnioskować, że mieszka on tam już od dobrych kilku lat, a byłoby to dziwne sądząc po jego wieku.

- Tak naprawdę mieszkam w koszarach od urodzenia- odparł Frank – mój ojciec był tutaj poprzednim dowódcą.

- Co się z nim stało, zmienił stanowisko?

- Niestety 7 lat temu zginął podczas polowania na bestię, krążącą po okolicznych terenach. Zabił ją, ale odniósł poważne rany. Zdołał wrócić w pobliże zamkowej bramy i tam się wykrwawił.

- Przykro mi- rzekł Jack, widząc ból na jego twarzy.

Frank spojrzał na Jacka i rzekł zmieniając temat:

- Nie czas na wspomnienia, teraz musimy jak najszybciej kupić co trzeba i zdążyć na obiad.

Obaj przyspieszyli kroku i ruszyli brukowaną ulicą, mijając idących po niej ludzi o bardzo jasnej karnacji, która była cechą większości mieszkańców tego regionu. Gdy byli już blisko rynku Frank niespodziewanie wpadł na barczystego, brodatego mężczyznę, który zatoczył się na niego, będąc ewidentnie pod wpływem sporej ilości alkoholu.

- Jak leziesz?!- Wykrzyczał sepleniąc mężczyzna i uniósł pięść nad głowę.

Za nim pojawiło się dwóch innych obdartych typów, którzy najwyraźniej byli jego kumplami. Mieli poobijane twarze i wyglądali na zbirów.

Jeden z nich nagle zaczął bacznie wpatrywać się w Jacka.

- A czy ten tutaj, to nie młody łajdak od alchemika, który załatwił Brusa?

Jack spojrzał na mężczyznę i dostrzegł, że był on jednym z tych, którzy napadli go tamtej nocy i to z ich powodu trafił do więzienia. W pierwszej chwili zamierzał się wycofać, ale zauważył, że za nim też już stoi jeden z członków bandy. Zrobił, więc jedyne co uznał za słuszne w tej sytuacji i wykonując zamach doskoczył do pijanego mężczyzny, po czym uderzył go z całej siły prosto w szczękę. Mężczyzna zatoczył się i mocno upadł na ziemię, uderzając głową o bruk. W tej chwili ludzie znajdujący się najbliżej gwałtownie rozsunęli się na boki i zaczęli bacznie przyglądać się sytuacji.

Nagle Jack poczuł bardzo mocne uderzenie w tył głowy i obraz przed jego oczami wyraźnie zakołował. Obrócił się za siebie i dostrzegł oprycha, który już szykował się do zadania kolejnego ciosu. Jednak w tej chwili Frank niespodziewanie wkroczył do akcji, uderzając go swoją chudą ręką w bok twarzy. Mężczyzna obrócił się w jego stronę nieco zaskoczony i z całej siły uderzył go w nos, tak że ten upadł na ziemię metr dalej i ewidentnie nie wyglądał na kogoś, kto w najbliższym czasie miałby wstać.

Jack już chciał spróbować zaatakować bandziora, lecz w tym momencie z tłumu wyszedł zakapturzony mężczyzna w czarnym płaszczu i jednym błyskawicznym uderzeniem sprawił, że bezwładne ciało rywala osunęło się na ziemię. W tej chwili Jack usłyszał za sobą kroki kolejnego zbliżającego się oprycha i gdy już zaczął się obracać zobaczył kątem oka pałkę zbliżającą się do jego głowy, chwilę później przed jego oczami zapadła ciemność.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Vespera 8 miesięcy temu
    Czyli mamy tu glow-up typka wyciągniętego z więzienia i siłą wcielonego do wojska. Bardzo ładne to wojsko, dają rekrutowi balię z ciepłą wodą, końską szczotkę i robią oprowadzankę po mieście. Tylko zapomnieli o szkoleniu BHP i przedstawieniu ryzyka zawodowego, bo koleś od razu pierwszego dnia pałą w łeb zarobił...
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Wiesz, po wyjściu z więzienia chcieli mu zrobić pierwsze dobre wrażenie, żeby nie chciał tam wrócić. Później już ma nie być tak przyjemnie, a szkolenie BHP jak to w wojsku (sam jestem, więc coś o tym wiem ;))
  • Vespera 8 miesięcy temu
    BezimiennyMłyniarz W BHP czy w wojsku? A tak na serio to mamy tu jakiś świat fantasy, który z założenia powinien się opierać na jakimś regionie i epoce historycznej, więc lepiej/bezpieczniej/właściwiej jest mniej więcej trzymać się realiów epoki niż przekładać na nią dzisiejsze wzorce.
  • Vespera 8 miesięcy temu
    A jeszcze więzienie w quasi-średniowieczu to zwykle było tak piękne miejsce, że ów przymusowy rekrut powinien po rękach wojaków całować, że go raczyli stamtąd wyciągnąć i ma szanse na przeżycie...
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera Ten świat fantasy opiera się na pewnym uniwersum, w którym mogłoby wystąpić coś takiego jak kąpiel w bali z gorącą wodą, dla rekruta, który dopiero wyszedł z więzienia. Może jest to delikatnie naciągane, ale nie uważam, że jest to niemożliwa sytuacja. Szczególnie w książce z działu fantastyki, w których nie raz już natrafiałem na bardziej zaskakujące sytuacje, które zdawały się trochę nie pasować do realiów. Mimo wszystko dzięki za porady, jeśli będę kontynuował pisanie, to postaram się zwracać na to uwagę, bo jak widać zawsze znajdzie się ktoś, kto wychwyci, że coś nie do końca pasuje ;)
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera A więzienia nie przedstawiłem tu zbyt pozytywnie, z tą ewentualną chęcią powrotu to tylko zażartowałem ;)
    PS. W wojsku
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera Z przykrością muszę poinformować, że po przeczytaniu tego co napisałem, znajdzie się jeszcze kilka fragmentów, które mogą się wydawać mało prawdopodobne w realiach quasi-średniowiecza. Jednak jest to bardziej młodzieżowa "książka", więc myślę, że nie jest to aż tak bardzo istotne w tym wypadku, tym bardziej, że sytuacje nie wydają się być całkiem nierealne i jest to książka fantastyczna. Z resztą pisałem to już kilka lat temu, więc raczej nie chcę już nic zmieniać ;)
  • Vespera 8 miesięcy temu
    BezimiennyMłyniarz Pisanie fantastyki nie tłumaczy nieścisłości w fabule. Świat przedstawiony musi być spójny i działać według zasad, które będą jasne dla czytelnika. Ja się mogę czepiać, bo nie mam całości tekstu i może jest tak, że coś, co teraz wzbudzi moje wątpliwości, potem będzie dobrze wyjaśnione. Więc filtruj moje uwagi przez to, co masz w planach, bo może tak być, że się czepnę niepotrzebnie. I jeśli będę mieć jakieś pytanie odnośnie do realiów wojskowych, mogę liczyć na twoją opinię?
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera Zgadzam się z Tobą, jednak jak na razie wydaje mi się, że nie wystąpiły tu jakieś większe nieścisłości w fabule. W sumie wiele nie napisałem, może wstawię z tego trzy fragmenty o podobnej długości, więc chyba nie wyjaśni się w dalszej części, w satysfakcjonujący dla Ciebie sposób, dlaczego woda była ciepła ;)
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera A i jeśli chodzi o ostatnie pytanie, to jasne, że tak.
  • Vespera 8 miesięcy temu
    BezimiennyMłyniarz Woda była ciepła, bo ją podgrzali albo mają gorące źródła, bardziej zastanawia mnie, dlaczego rekrut dostał indywidualne spa z zapoznaniem córki szefa w pakiecie, a nie na przykład powiedziano mu: "A teraz zapierdalasz do łaźni i wracasz czysty jak dupa niemowlaka, a jak zobaczę na tobie choćby jedną wszę, to czyścisz latrynę stąd do północy!", ale to może zupełnie nie jest twój klimat. I, jak już wspominałam, nie znam tła społecznego, może to jest tam całkowicie normalne.
  • Vespera 8 miesięcy temu
    BezimiennyMłyniarz To super, bo u mnie się wojsko pojawia. I to jakie, najlepsze! Co sobie możesz praktycznie sam nadać dowolny stopień, a co! A tak na serio to była partyzantka pełna entuzjastycznych gówniarzy, czasy ciężkie, więc im pozwalano na wiele... Tylko potem, po wojnie, się narobiło oficerów jak mrówków i nie bardzo jest co z nimi robić :)
  • SwanSong 8 miesięcy temu
    Vespera W partyzantce nie jest inaczej niż w wojsku, stopnie dalej obowiązują. Chyba że mowa o samodzielnej grupie osób, które zaczynają bawić się w partyzantkę, ale wtedy ich stopnie nie byłyby uznawane przez regularne wojsko. Tak przynajmniej zrozumiałem info z Twojego posta.
  • Vespera 8 miesięcy temu
    SwanSong To było coś na zasadzie "Porucznik zginął, więc ja teraz jestem porucznikiem, jak góra klepnie, to tak zostanie".
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera Zapoznanie córki szefa, akurat stało się przypadkiem ;) A co do reszty to nawet nie idzie o to, że nie mój klimat, tylko tworzyłem to raczej z myślą o młodszych czytelnikach, więc wolałem unikać wulgaryzmów. Nie wiem, czy kojarzysz serię "Zwiadowcy", ale mniej więcej w takim stylu to tworzyłem. Jeśli będę miał jeszcze motywację, żeby napisać coś dłuższego, to prawdopodobnie tym razem spróbuję stworzyć surowszy klimat i przeznaczyć książkę dla nieco starszych odbiorców, ale to akurat pisałem bardziej pod młodsze osoby, np. brata młodszego o 12 lat :)
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Vespera Chętnie przeczytam w wolnym czasie i może też napiszę jakąś krótką opinię. Teraz akurat mam sporo zajęć, ale widziałem fragment i szczerze mówiąc wygląda naprawdę nieźle ;)
  • Vespera 8 miesięcy temu
    BezimiennyMłyniarz Aaa, grupa docelowa wiele wyjaśnia. Ja piszę tak, jak sama chciałabym czytać, więc jest poważniej, ale i tak nie lubię nadmiernej brutalności, wulgaryzmów i erotyki.
  • SwanSong 8 miesięcy temu
    Dla dwunastolatków może być, ale masz błędy w zapisie dialogów i ogólnie sporo do wyczyszczenia.
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Tak, wiem. Nie dopracowywałem tego, więc jest trochę błędów. Gdyby to była książka, którą chciałbym wydać, to oczywiście bym wszystko dokładnie sprawdził i poprawił.
  • Margerita 8 miesięcy temu
    BezimiennyMłyniarz to może powinieneś ją wydać polecam Ridero ja i wielu moich znajomych tam wydaje
  • BezimiennyMłyniarz 8 miesięcy temu
    Margerita Najpierw musiałbym ją dokończyć, a nie wiem, czy miałbym tyle motywacji, żeby to zrobić, bo w głowie mam jeszcze taką ilość fabuły, że na pewno nie byłaby to jedna książka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania