Szczęściara - Rozdział 5
Siedziałam po oknem, a obok siedziała moja siostra. Naprzeciwko nas siedział gwardzista.
- Jak się pan nazywa? – zapytałam go w końcu.
- Gwardzista Cox, Edward Cox. – odpowiedział z powagą.
- Scarlett Agnes i Rose Cynthia Brown. – powiedziałam, wskazując palcem najpierw na mnie, a następnie na siostrę.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
Przed pałacem zatrzymaliśmy się. Jako iż, że obie miałyśmy na sobie wczorajsze suknie balowe, głupio by wyglądało, gdybyśmy dźwigały bagaże, więc wziął je Edward.
Weszłyśmy do zamku i zobaczyłyśmy przed drzwiami cztery pokojówki.
- Witam panienki. Jest nam niezmiernie przykro z powodu rodziców panienek, więc przydzielono nas do panienek. Ja i Meg, będziemy pokojówkami panny Scarlett, za to Blanca i Nancy, będą pokojówkami panny Rose. Ja mam na imię Vivien.
Służące Rosie, poszły razem z nią do jakieś komnaty, za to moje, zaprowadziły mnie do ogromnej komnaty, połączonej razem z malutką izbą dla Vivien i Meg.
Pod ścianą naprzeciwko drzwi, stało ogromne, szmaragdowe łóżko z baldachimem i zasłonkami z tiulu.
- Cóż za prywatność. – szepnęłam do siebie.
Z pokoju było wyjście na balkon. Cieszyłam się, ponieważ pod oknem był umieszczony fortepian. Ściany zostały pomalowane na złoto. Na podłodze leżał puszysty, złoty dywan.
W sypialni stał też stolik z dwoma krzesłami, lustro stojące w złotej oprawie, biureczko z czarnym, obrotowym krzesłem.
Rzecz która mnie najbardziej uradowała, to regał na całą ścianę, pełen książek, a przed nim stał fotel bujany i lampa.
- Ten pokój jest cudowny! Fortepian, książki! Wszystko co kocham! – mówiłam szczęśliwa. To nie był dom, ale przynajmniej trochę go przypominał.
- Może niech panienka się urządzi, to znaczy rozstawi swoje rzeczy. My będziemy w izbie obok. – uśmiechnęła się Meg i razem z Vivien wyszły do swojej izby, nie czekając na moją odpowiedź.
Podeszłam do swojej torby i wyjęłam z niej ubrania, które schowałam do pustej szafy. Druga była zapełniona sukniami, podobnymi do tej co miałam na sobie. Biżuterię chowałam do szkatułki, stojącej na toaletce, a kosmetyki do kosmetyczki, schowanej w stoliku nocnym.
Wtedy wyjęłam zdjęcie rodziców znad morza. Usiadłam z nim na łóżku i zaczęłam płakać. W końcu z braku sił opadłam na nie, na wpół leżąc. Gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi, odłożyłam zdjęcie na stolik koło łóżka, otarłam łzy i otworzyłam.
- Moje kondolencje. – powiedział książę Alex stojąc w progu. – Bardzo mi przykro, mogę wejść?
- Tak, oczywiście. – odpowiedziałam i odsunęłam się o krok, aby mógł spokojnie przejść.
- Jak się czujesz? – spytał.
- Jakby cały świat zwalił mi się na głowę. Jakbym straciła cząstkę siebie i teraz nie mogła się utrzymać na nogach. – zaszlochałam. O nie, nie chciałam płakać przy księciu.
- Och… - zaczął. – Wiem, że może to nie najlepsza chwila, ale chciałbym ci dać zaproszenie na bal, który przywita przyjazd mojej narzeczonej, Carmelity Allen.
Narzeczonej? – pomyślałam. Zabolało.
- Och, jeżeli będę się dobrze czuła, na pewno zejdę i powitam przyszłą Jej Wysokość. – powiedziałam zmuszając się na uśmiech.
- Dziękuję. – odparł i wyszedł.
Otworzyłam kopertę i wyjęłam zaproszenie.
Zaproszenie
Serdecznie zapraszamy na bal, z okazji naszych zaręczyn pannę Scarlett Agnes Brown. Odbędzie się ono dziś wieczór. Bardzo przepraszamy, że rozdajemy zaproszenia w dzień balu, lecz niestety zostaliśmy parą dopiero wczoraj.
Mamy wielką nadzieję, że panna przyjdzie.
Zapraszają
Książę Alex ze swą wybranką Carmelitą Allen.
- Nie. – szepnęłam.
Książę Alex podobał mi się. Chociaż widziałam go tylko trzy razy, zakochałam się w nim. Dlaczego bez wzajemności?
- Przygotujemy panienkę na bal, dobrze? – oznajmiła Viven, która niespodziewanie weszła do pokoju. Skinęłam głową.
Vivien podeszła do szafy z sukniami i wyjęła z niej białą suknię z czarnymi kwitkami i czarną wstążką przewiązaną w pasie i z tyłu związana na wielką kokardę. Rękawy zaczynały się od ramion i były z czarnej koronki. Cały dół był rozłożysty i prosty w kroju, bez żadnych falban i tym podobnych.
Meg uczesała mnie w warkocza na bok, dobrała odpowiednią biżuterię, makijaż i perfumy.
Ubrałam suknię, pokojówka mnie umalowała i wyperfumowała.
- Wyglądasz cudownie. – powiedziała Meg.
- „Wyglądasz”? Powiedziałaś „wyglądasz”? – zapytałam.
- O Boże, przepraszam panienkę. – skuliła się Meg.
- Och, Meg nic się nie stało. Będzie mi miło, jeżeli będziecie się do mnie zwracać na „ty”. – uśmiechnęłam się, a one skinęły głowami.
- Trzeba już zejść na dół. – powiedziała Vivien.
Przytaknęłam i wyszłam na korytarz. Zeszłam schodami na dół i trafiłam do Komnaty Wielkiej, tam gdzie był wczorajszy bal.
Weszłam do środka i zobaczyłam tam już spory tłum ludzi, w eleganckich strojach. Po obu stronach drzwi stali narzeczeni. Do mnie odezwała się Carmelita.
Miała, piękne bond włosy, uczesane w francuskiego koka, a z przodu spuszczone dwa loczki. Jej szare oczy wyglądały bardzo przyjaźnie, a wydatne kości policzkowe popruszone różowym pudrem dodawały jej uroku.
Miała na sobie długą zieloną suknię, bardzo podobną do mojej tylko bez rękawów. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała.
- Witam, panno Scarlett! Jak się panna czuje? Mam pomysł, będziemy się do panienki zwracać Lady Scarlett, w końcu mieszkasz w pałacu. – powiedział i zwróciła się do Alexa. – Co ty na to, skarbie?
- Fenomenalny pomysł, kochanie. – uśmiechnął się i powiedział jej coś bezgłośnie. Skinęła głową.
- Chodź ze mną na chwilę. – powiedziała i popchnęła mnie lekko do przodu. Poszłyśmy w głąb Sali. – Moje kondolencje, z powodu rodziców.
- Dziękuję.
- Na pewno jesteś załamana. – zgadywała Carmelita. Skinęłam głową.
- Gratuluję zaręczyn, tak przy okazji. – uśmiechnęła się.
- Och, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego powodu. Kiedy wczoraj mi się oświadczył prywatnie, niemal skakałam z radości, a dzisiaj dowie się o tym całe Paradise! Jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. – uśmiechała się.
- A kiedy ślub? – spytałam.
- Cóż, jeszcze w tym tygodniu, ze względy na konflikty pomiędzy Paradise, a moim krajem. Dlatego też, w ten sposób załagodzimy spory. – uśmiechnęła się. – Na szczęście już wszystko gotowe.
- Jeśli można spytać, kiedy się poznaliście?
- Och, to trwa już 5 miesięcy. Nawet nie wiesz, jak ciężko jest ukryć ciąże i zachcianki. – uśmiechnęła się. Faktycznie, jej suknie nie była idealnie dopasowana, jak wszystkich kobiet na balu.
- Jesteś z nim w ciąży? – nie dowierzałam.
- Tak, to była… wpadka. – zarumieniła się. – Nie byliśmy do końca trzeźwi.
- Och… - zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć. – A czy on już wie?
- Oczywiście, że wie. Powiedziałam mu od razu. Może właśnie dlatego mnie wybrał.
Skinęłam głową. Nie mogłam już tego słychać, więc przeprosiłam ją, dygnęłam i wyszłam.
Na korytarzy szybko pobiegłam do pokoju.
- Coś się stało? – spytała Meg. – Pani płacze!
- Ona jest z nim w ciąży! – krzyknęłam.
- Kto? – zapytała Vivien.
- Carmelita! Spodziewa się dziecka księcia Alexa! – krzyknęła, padłam na kolana i oparłam głowę o łóżko. Pogłębiłam się w płaczu.
Komentarze (13)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania