Poprzednie częściSzukając wschodzącego Słońca

Szukając wschodzącego Słońca - Rozdział I

Słońce, wszędzie Słońce

 

„Miłość, to jakby zobaczyć mgłę o poranku,

Kiedy się przebudzisz a słońce jeszcze nie wzeszło.

To trwa właśnie tę krótką chwilę a potem się wypala.”

 

Pamiętny rok 2009. To wtedy po raz pierwszy nauczyłam się kochać. Właściwie On mnie tego nauczył, chociaż wcale tego nie chciałam. Było mi dobrze tak jak było. Nic nie czuć do nikogo i nigdy nie zostać zranioną. Ale pojawił się, sama nie wiem jak ani skąd. Po prostu pewnego popołudnia stanął na mojej drodze, dosłownie i w przenośni. A potem już samo poszło, niczym reakcja łańcuchowa i posypało się wszystko jak lawina. Nie ważne że byłam w innym związku, nie ważne że nasz nie mógł i nie powinien mieć żadnej przyszłości. Wszystko wtedy było dla mnie nie ważne. Liczyło się tylko to co przy Nim czułam.

A czułam się niesamowicie. Nawet najprostsze czynności były dla nas okazją i powodem do pokazywania sobie jak wyjątkowi dla siebie jesteśmy. Ale zacznijmy od początku.

A początek był całkiem zwyczajny. Zaczęło się od przyjaźni, wymiany smsów. Już wtedy dało się zauważyć jak wiele mamy ze sobą wspólnego, ile nas łączy. Jakby siedział w mojej głowie. Albo ja dokańczałam jego myśli albo On czytał w moich. Rozumieliśmy się bez słów. Mieliśmy wspólne pasje i zainteresowania. Wiele czasu nie potrzeba było aż zaczęliśmy wymyślać nawet najbardziej błahe powody żeby się zobaczyć, żeby się dotknąć. Przez to jak najszybciej chciałam uwolnić się z poprzedniego związku. Nigdy nikogo nie potrafiłam okłamywać, dlatego od razu zakończyłam to co nie miało dla mnie sensu ani znaczenia. Pomimo iż jeszcze wtedy wierzyliśmy, że między nami nie będzie nic więcej prócz przyjaźni. Teraz już wiedziałam, jak powinnam się czuć z tą drugą osobą, wiedziałam, że chcę dostawać i otrzymywać 100 %, żadnych substytutów.

Wtedy zaczęliśmy się spotykać coraz częściej, chociaż nadal nie było to nic więcej niż przyjaźń, związek dwóch bratnich dusz, bez fizyczności, jedynie kontakt na płaszczyźnie duchowej.

Tak trwaliśmy przy sobie prawie rok, gdzie nikt o nas nie wiedział albo po prostu nie chciał dopuszczać tej możliwości do swej świadomości. Były różne przypuszczenia, ale zawsze wszystkiemu zaprzeczaliśmy. Ukrywaliśmy się. Było to zakazane uczucie, takie które nie miało prawa istnieć w dzisiejszym świecie. On był młodszy, teraz wiem, że za młody. Wtedy tego nie widziałam.

Przez ten rok przeżyliśmy tak wspaniałe chwile, jakich nawet najlepszy reżyser nie był by w stanie wymyślić. Tyle uczuć, emocji. Chociaż trochę przypominały one opowieść szaleńca, psychopaty, zamkniętego w zakładzie o zaostrzonym rygorze. Mieliśmy o nich opowiadać wnukom, siedząc z lampką wina przy kominku i zaśmiewając się do łez.

Ile razy wymykałam się z domu pod byle pretekstem żeby tylko spotkać się z Nim w jakimś miejscu, z dala od ludzi, żeby móc chwycić się za ręce. Mieliśmy swoje miejsce i nie ważne było, że nieraz temperatura spadała do -20*C, my staliśmy wpatrzeni w siebie i przytuleni przez kilka godzin by tylko móc się dotknąć i porozmawiać.

Te wszystkie emocje towarzyszące początkom naszej znajomości, kiedy naszymi jedynymi miejscami spotkań były las, odosobnione miejsce nad rzeka czy przykościelny cmentarz. Nic nie było ważne póki On tam był ze mną. Nasz pierwszy taniec w deszczu, prezenty dawane sobie w ciemności leśnej ścieżki, czy Sylwestrowy szybki buziak na środku pustej wtedy drogi, po wymknięciu się z domu. To było magiczne. Kradliśmy chwile byle tylko móc spędzić odrobinę czasu ze sobą. Wtedy tak to widziałam, to były moje odczucia i On wydawał się być w tym równie mocno jak ja.

Ten pierwszy rok, jak się okazało na koniec, był mimo wszystko tym najbardziej szczerym. Mimo całej tej, teraz bym to nazwała śmieszności i żałosności mojego założenia, wtedy był ze mną najbliżej. Wtedy pokochałam Go jak nikogo nigdy. Ani przed nim, ani jak do tej pory żadnego później.

Dokładnie nawet nie pamiętam jak to wszystko się potoczyło. Jednak pamięć ludzka jest kapryśna, jeśli nie wsparta zapiskami, miesza fakty, myli się w chronologii, zmienia miejsca wydarzeń. Postaram się to wszystko odtworzyć najlepiej, na ile pozwolą mi moje komórki w mózgu. Te, które na końcu próbowałam tak bezskutecznie zabić, wytępić, zniszczyć.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Prue 13.01.2015
    Bardzo mnie oczarowało to jak opisałaś. Lekko i przyjemnie. Ode mnie 4
  • NataliaO 13.01.2015
    Stylistyka, treść bardzo ale to bardzo udana. Lubię historie o miłości, które maja w sobie tą odrobinę smutku i sensu w tym wszystkim. Nie jest też przesłodzone. Ja stawiam 5 :)
  • schwepps800 13.01.2015
    Dzięki, to była w sumie taka trochę zabawa, trochę po prostu chciałam to jakoś z siebie wyrzucić. Napisałam ksiązkę, no może raczej nowelkę ;) Będę tak dodawać po prostu codziennie po trochu.
  • NataliaO 13.01.2015
    takie wyrzucenie jest dobre :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania