Poprzednie częściTajemnice Artefaktu Czasu

Tajemnice Artefaktu Czasu cz.3

ROZDZIAŁ III

 

-NIE GADAJ! STARA, JESTEŚ JAKĄŚ ODEJCHANĄ SUPERBOHATERKĄ?! I NIC NAM O TYM NIE POWIEDZIAŁAŚ? - krzyknęła w wielkiej euforii Anna, o ile można to było nazwać krzykiem, raczej to wychrypiała, przyprawiając się tym o potworny atak kaszlu, który sprawił, że jej twarz przybrała odcień purpury.

 

Byłam zaskoczona jej pozytywną reakcją, ale też bardzo mi ulżyło, że przyjęła to z takim entuzjazmem. Adam niestety milczał jak grób, po jego minie i tworzącej się zmarszczce na czole można było wywnioskować, że nad czymś intensywnie myślał. Zbliżyłam się do niego powoli, przysiadłam obok i położyłam mu głowę na ramieniu. Poczułam jak mimowolnie spina mięśnie, a strach wkradający się do jego myśli, zostawił gorzki posmak w mojej podświadomości. Mój najlepszy przyjaciel się mnie bał. Poczułam się jakby ktoś mnie spoliczkował.

 

- Dlaczego nic nie mówisz? Nie chcę żebyś był na mnie zły. - jego reakcja przyprawiała mnie o nieznośny ból serca. - Nie jesteś, prawda? - zapytałam potulnym głosem i wyszczerzyłam zęby w szerokim, choć fałszywym uśmiechu, mając nadzieję, że skłoni go to do rozmowy.

 

- Daj mi chwilę. - rzucił ozięble głosem nie podobnym do swojego, bez grama emocji. Wstał niezdarnie, po czym spojrzał na mnie z niedowierzaniem, pokręcił głową i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym hukiem. Nigdy się tak nie zachowywał, chyba że ktoś bardzo go zawiódł i rozczarował. W tym przypadku, JA.

 

Byłam na to przygotowana, wiedziałam, że muszę dać mu czas na przemyślenia, w końcu nie codziennie dowiadujesz się o istnieniu mocy nadprzyrodzonych i całego pieprzonego, magicznego świata, nie każdy przyjąłby to z taką wdzięczną łatwością jak Ann, dla której było to po prostu ''odjechaną sprawą" i szansą na super rozrywkę.

 

- Nie przejmuj się, zaraz wróci, zrozumie to. - powiedziała cicho przyjaciółka. - Znasz go, wierzy tylko w to co widzi na ekranie komputera. Potrzebuje czasu, żeby zrobić analizę danych! - zaśmiała się zachrypniętym głosem, próbując silić się na dowcip, mimo że uderzyła mnie bijąca od niej fala zwątpienia.

 

- OBY... - wydusiłam słowa z zaciśniętego żalem gardła. - Nie chcę go stracić, ale jeśli będzie chciał się ode mnie odciąć, zrozumiem to. - w końcu utrzymywałam go przez długie lata w kłamstwie. Należało mi się potępienie.

 

Niestety, ale w tym momencie nie liczyły się moje uczucia i sympatie, moim jedynym zadaniem była ochrona ARTEFAKTU. Tylko to było ważne. Kiedy przydzielono mi funkcję strażniczki, byłam zmuszona do złożenia przysięgi krwi, która była sprytnym zabezpieczeniem dla Bractwa. Zobowiązywała mnie ona do przekładania bezpieczeństwa artefaktu ponad wszystko, nawet życie moje i moich bliskich. Była pewnego rodzaju przymusem, magia w niej zawarta mogła panować na moimi czynami, nad ruchami mojego zniewolonego ciała.

Przypuszczalnie, gdyby bliska mi osoba spróbowałaby ukraść artefakt, zabiłabym ją bez mrugnięcia okiem, do tego z największą okrutnością, a raczej zrobiłoby to moje ciało, nad którym nie mogłabym w żaden sposób zapanować. Było mi niezwykle ciężko z tą świadomością, ale wiem, że jestem silna i zawsze poradzę sobie w każdej sytuacji.

 

Do tej pory myślałam, że niewiedza moich przyjaciół jest dla nich najlepszą ochroną, teraz jednak wiem, że jest zupełnie inaczej. Dopiero w sytuacji zagrożenia dotarło do mnie jak wielkim błędem było utrzymywanie mojej tożsamości w sekrecie przed nimi. Nigdy więcej tajemnic.

 

- Odciąć się ? Zwariowałaś? Nie jest, aż takim idiotą! Zaraz mu przejdzie i znowu będzie się do Ciebie ślinić! - Anna przewróciła oczami, wytknęła język i zrobiła głupią minę udając, że się ślini. Muszę przyznać, że ona też ma super moce, potrafi rozśmieszyć mnie w każdej sytuacji, nawet tej beznadziejnej. Co jest nie lada wyczynem.

 

-ANN! - rzuciłam w nią poduszką. - Przestań! - zaśmiałam się zawstydzona jej bezpośrednią odpowiedzią. - TERAZ na serio, co myślisz o tym wszystkim? Dlaczego największa szuja w mieście szuka artefaktu? - płynnie zmieniłam temat, chcąc poznać jej zdanie, bo cały czas mnie to dręczyło.

 

- No nie wiem, chce być jeszcze bardziej potężny, niebezpieczny i tak dalej? - zaczęła wyliczać jednoczenie wysmarkując nos w chusteczkę z głuchym dźwiękiem. - Dzięki temu magicznemu przedmiotowi może się przenieść w dowolny moment w czasie! Tylko pomyśl, on może chcieć wszystko! Zresztą dziwię się, że tylko on go szuka. - miała zupełną rację, mógł chcieć wszystkiego.

 

- No właśnie, mam nadzieję, że TYLKO ON! Anno, wiedza o tym artefakcie jest ukryta przed ludźmi! Nikt nie ma prawa nic o nim wiedzieć, więc skąd LEX wie?! - ton mojego głosu przepełniała obawa. - Umówiłam się z nim dziś po zmroku na Tower Bridge, jest moją zagadką do rozwikłania na dzisiejszy wieczór. - Wyjrzałam przez okno, słońce powoli chyliło się ku zachodowi, nadszedł czas, aby przygotować się na spotkanie.

 

- Co?! Idziesz tam sama ? - spytała z troską w głosie i po chwili odpowiedziała sobie na zadane pytanie. - RACJA SUPERMOCE! - pacnęła się teatralnym gestem w czoło. - To raczej on powinien się obawiać Ciebie. - po tych słowach rozległo się ciche pukanie.

 

Mama Ann wychyliła się zza drzwi.

- Cześć dziewczynki, wszystko w porządku ? - spojrzała najpierw na mnie, a później przeniosła podejrzliwy wzrok na córkę. - Pokłóciłyście się z Adamem? Wybiegł z domu jak oparzony! -zapytała Rossa z nieskrywaną ciekawością, wycierając ręce w kuchenny fartuch.

 

-Nie mamo, po prostu zapomniał o ważnym spotkaniu i bardzo się śpieszył. - uspokoiła ją córka, a raczej perfidnie skłamała prosto w oczy, by zachować pozory.

Chciałabym żeby tak było, żeby nasze zmartwienia były tak błahe, jak pośpiech na zapomniane spotkanie...

 

-Andy, mam nadzieję, że zostaniesz na kolacji, robię wasze ulubione spaghetti z warzywami. - obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem, który zawsze sprawiał, że czułam się jak członek jej rodziny.

 

- Dziękuję za zaproszenie Roso, niestety ja też się już z kimś umówiłam, następnym razem na pewno zostanę, obiecuję! - żałowałam, że musiałam ją okłamać, żałowałam, że przegapię najlepsze SPAGHETTI pod słońcem!

 

Skinęła głową, porozumiewając się ze mną bez słów i wyszła przymykając cicho drzwi. Czas mojej konfrontacji z Lexem zbliżał się nieubłaganie, wstałam z podłogi i przeciągnęłam się jak kot, rozluźniając wszystkie mięśnie, po czym skierowałam się do wyjścia.

 

-Zadzwonię jak już będzie po wszystkim, a Ty leż i zdrowiej. - powiedziałam pokrzepiająco, chcąc zapewnić ją, że wszystko się ułoży.

 

-Andy, jeśli coś Ci się stanie, to przysięgam, że osobiście skopię Ci dupę! - puściła do mnie oczko i zanim zdążyłam wyjść posłała jeszcze w moją stronę całusa. -Kocham Cię stara, pamiętaj! - krzyknęła, kiedy byłam już za progiem.

 

Uśmiechnęłam się w duchu, bo wiedziałam, że mówiła prawdę, kochała mnie jak siostrę, a jej miłość wyczuwałam na każdym kroku, emanowała nią i nawet osoba pozbawiona mocy mogła to wyczuć. Pożegnałam jeszcze Rossę krzątającą się w kuchni i wyszłam na zewnątrz, w twarz uderzył mnie ciepły podmuch letniego wiatru. Ruszyłam przed siebie pewnym krokiem, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że idę spotkać się z moim przeznaczeniem...

Następne częściTajemnice Artefaktu Czasu cz.4

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania