Poprzednie częściTajemnice Artefaktu Czasu

Tajemnice Artefaktu Czasu cz.4

ROZDZIAŁ IV

Zawsze byłam punktualną osobą i nigdy się nie spóźniałam. Przychodziłam nawet kilka minut wcześniej w umówione miejsce, tylko po to, żeby zapoznać się z otaczającą mnie okolicą, przeskanować teren i wyszukać możliwe niebezpieczeństwa oraz drogi szybkiej ucieczki. Taki nawyk. Musiałam mieć poczucie przewagi nad przeciwnikiem.

 

Sierpniowe słońce rzuciło na moją opaloną twarz ostatnie promienie i leniwie schowało się za horyzontem. Ja również byłam w ukryciu, wypatrywałam niczym sokół i cierpliwie czekałam, aż Lex się zjawi. Chciałam go zaskoczyć, pokazać mu kto tutaj rozdaje karty.

 

Nagle poczułam na nogach podmuch zimnego wiatru, a włoski na karku stanęły mi dęba, jednocześnie usłyszałam cichy szelest za plecami. Nie zdążyłam się obrócić, kiedy w sekundę zostałam boleśnie unieruchomiona. Silne, męskie dłonie chwyciły mnie za szyję, na tyle mocno, że miałam problem ze złapaniem oddechu. Wydałam z siebie ciche sapnięcie. Stał tuż za mną, a na skórze czułam dotyk szorstkiego materiału jego ubrania i bijące od niego ciepło. Moje plecy zaatakował elektryzujący dreszcz, był jak iskra, która pobudziła mnie do działania. Zareagowałam natychmiast, intuicyjnie rozwarłam jego palce, jednym, szybkim ruchem wykręciłam się ciałem w drugą stronę, tym samym wykręcając nadgarstek jego lewej ręki pod dziwnym kątem. Klęknął opanowany bólem i cicho zaklął pod nosem.

 

- Wyluzuj wiedźmo, chciałem Cię tylko przestraszyć! - puściłam go z pogardą w oczach, a on zaczął intensywnie rozmasowywać rękę, marszcząc przy tym ciemne brwi, podniósł się na nogi i dumnie wyprostował, dając mi do zrozumienia jak wysoko postawionym człowiekiem jest. Mimochodem musiałam przyznać, że ten dupek miał rację. Nie wiem jakim cudem, ale udało mu się mnie zaskoczyć. Nie wyczułam niczyjej obecności w pobliżu, a mimo to zaszedł mnie od tyłu! Czyżby moje moce zaczęły nawalać?

 

- Następnym razem Twoje palce już nie pozostaną takie proste! - powiedziałam z groźbą, a na mojej twarzy malowała się czysta złość. - Skąd wiedziałeś, że tu jestem ? - musiałam poznać odpowiedzieć, a raczej moje nadszarpnięte ego musiało ją poznać.

 

- Nie tylko ty przychodzisz z wyprzedzeniem, obserwowałem Cię jak się tu zakradasz. - odczytałam z niego, że był z siebie cholernie zadowolony, że udało mu się mnie zaskoczyć, co doprowadzało mnie do wewnętrznego ataku szału. Nienawidziłam się tak czuć.

 

- Przejdźmy się. - wypowiedział te słowa jak gdyby nigdy nic tu nie zaszło i zaoferował mi swoje zgięte ramię. Pieprzony dżentelmen. Przyjęłam je, ignorując jego przygłupi uśmieszek i chowając dumę do kieszeni. Miałam jasno określony cel i nie mogłam teraz z niego zrezygnować, tylko dlatego, że tak działał mi na nerwy. Wyłoniliśmy się z ciemnego zaułka i ruszyliśmy wolnym krokiem wzdłuż zatłoczonego mostu.

 

- Nie przyszłam się tu spoufalać. - dziwnie czułam się idąc pod rękę z mężczyzną, którego nawet nie znałam, a już szczerze nienawidziłam za jego sposób bycia. - Lepiej mów, skąd wiesz o artefakcie i jaki masz w tym interes? - powiedziałam zza zaciśniętych zębów i fałszywego uśmiechu. O tej porze było tu mnóstwo spacerowiczów. Musieliśmy stworzyć chodź pozory normalnych ludzi, którzy ucinają sobie miłą pogawędkę na wieczornym spacerze.

 

- Andy, posłuchaj. - zatrzymał się na chwilę i spojrzał mi prosto w oczy, a ja poczułam się niekomfortowo i w dziwny, niewytłumaczalny sposób przed nim odsłonięta. - Może jeszcze nie wiesz o co toczy się gra i jak wysoka jest stawka. Nie jestem jedyną osobą, która szuka artefaktu, ale jestem jedyną, która może Ci pomóc. - zaakcentował ostatnie słowa bardzo wyraziście.- Musisz tylko wybrać czy jesteś ze mną czy przeciw mnie? - jego już czarne oczy pociemniały w mroczny sposób jeszcze bardziej, wyczułam w nim nową emocję, coś na kształt zaangażowania oraz potrzeby uzyskania wsparcia. Nowego sojusznika. Nie wiem czy miał taką intencję od początku, ale jeśli tak, to bardzo źle zaczął naszą znajomość.

 

- O czym Ty do cholery gadasz?! - moje słowa wybrzmiały zbyt głośno i kilka osób spojrzało na nas z wyraźnym, wścibskim zaciekawieniem. Udałam, że powiedział coś śmiesznego i zaczęłam się niezręcznie śmiać, klepiąc go przy tym w ramię, oczywiście mocniej niż było to potrzebne. Zbyłam tym sposobem ciekawskie spojrzenia, Lex niestety nie był zbyt zadowolony z mojego sposobu odciągnięcia uwagi. Nie zważając na jego skrzywioną minę, kontynuowałam swój wywód.

 

-Gdyby zaistniało jakiekolwiek niebezpieczeństwo, Bractwo by mnie o tym zawiadomiło, w końcu strażniczka artefaktu powinna dowiedzieć się o takich rzeczach w pierwszej kolejności, nie sądzisz? - moje słowa wybrzmiały bardziej agresywnie niż bym tego chciała, ale nie mogłam nadążyć z przetwarzaniem informacji w mojej głowie. - Chyba że... - głos mi się załamał, zatrzymałam się gwałtownie i poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Zbladłam.

 

Myśl, która mi się nasunęła była niedorzeczna, ale w tej sytuacji całkiem możliwa. Bractwo lub ktoś do niego należący perfidnie mnie zdradził. Zostałam wystawiona na pożarcie wilkom, artefakt został ujawniony światu, a ja żyłam w całkowitej niewiedzy o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

 

-Chyba, że.. - Lex złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę barierek mostu, odwróceni od tłumu mogliśmy swobodniej kontynuować naszą rozmowę, a ludzie nie widzieli szoku na mojej twarzy, ściszył głos i powiedział coś, czego się obawiałam i nigdy nie chciałam usłyszeć. - Bractwo celowo to przed Tobą zataiło, całkiem spostrzegawcza jesteś wiedźmo. Mam więcej informacji, wyjawię Ci je, ale najpierw musisz określić po czyjej stronie stoisz. - jego głos był twardy i zdecydowany, a spojrzenie wierciło mi dziurę w głowie.

 

W tym momencie byłam skłonna zawrzeć pakt nawet z samym diabłem, aby tylko dowiedzieć się całej skrywanej przede mną prawdy. Bo w takim razie, kim byłam, skoro istoty, które obdarzyły mnie mocą i ukształtowały moje całe dotychczasowe życie, obróciły się przeciwko mnie. Dlaczego Wielcy Magowie chcieli ujawnić artefakt, jaki mieli w tym cel, skoro mogło to doprowadzić do końca całego wszechświata? W mojej głowie zapanował niewyobrażalny chaos. Musiałam szybko się pozbierać, nie mogłam okazać słabości. Strażniczka nie mogła jej okazać.

 

- Skoro po jednej stronie stoi Bractwo, to po czyjej stronie stoisz Ty? - były to jedyne słowa, które udało mi się wyrzucić przez zaciśnięte gardło. Mój towarzysz uśmiechnął się dziko i wydał z siebie krótki, dźwięczny śmiech, w ogóle niepasujący do jego osoby, poczułam bijącą od niego pewność siebie, co tylko utwierdziło mnie w tym, jaką decyzję mam podjąć.

 

- Po WYGRANEJ stronie, wiedźmo.. - wypowiedział te słowa i już wiedział, że ja też zawsze staję po zwycięskiej stronie. Walka się rozpoczęła i nie było odwrotu...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania